#17 -Powtórka z rozrywki? Naprawdę tego chcesz?
-Halo?- odebrałam dzwoniący telefon, kątem oka patrząc na Ninę, z którą byłam w parku na spacerze. Mała jednak była bardziej zainteresowana śniegiem, niż mną.
Wyglądała jak pączuś, ubrana w ciepły, fioletowy kombinezon, różowe kozaczki i różowy komplet szalika z czapeczką. W dodatku była pod stertą koców w spacerowym wózku.
-Dree Rivera? Z tej strony Sam Conect, dostawca. Mamy trzy boxy mebli i dzwonimy do pani domu, ale nikogo nie ma. Za ile pani będzie w domu?- zmarszczyłam brwi na słowa mężczyzny.
-Ale ja nic nie zamawiałam.- rozejrzałam się i pochyliłam się nad małą, żeby jej poprawić koc.
-Dostaliśmy wyraźne zlecenie, aby na pani adres przywieźć wybrane meble przez niejakiego Cornel'a Bolley'a. Proszę się zjawić do piętnastu minut.- i rozłączył się.
Dziadku, uduszę Cię.- pomyślałam. Do mojego domu było dobre pół godziny pieszo, co zaprzeczało samemu sobie. Wybrałam numer Chris'a, który odebrał po kilku sygnałach.
-Cześć Dree, co słychać?- zapytał jak zwykle wesoły. Przewróciłam oczami.
-Masz teraz czas? Potrzebuję podwózki. Szybko.
-Mam czas, a gdzie jesteś?
-Na Rocie, w parku od strony ulicy.
-Będę za trzy minuty.
Równo z umową białe R8 zatrzymało się na poboczu trzy minuty później. Chris zmarszczył brwi i wyszedł z auta, żeby mi pomóc złożyć wózek. Włożył go do bagażnika, a ja wsiadłam na miejsce pasażera.
-To ta dziewczynka ze zdjęcia? Siostra?- zapytał ciekawy. Dołączył się do ruchu.
-Bardziej córka.- mruknęłam cicho.
Ten jednak nic nie odpowiedział, po kilku minutach byliśmy pod moim domem, pod którym stały trzy mini ciężarówki dostawcze.
-Dree tylko coś załatwi, maleńka. Bądź grzeczna.- posadziłam małą na moim miejscu, dając jej całusa w czerwony nosek. Poszłam do trzech facetów, którzy cierpliwie czekali, aż otworzę dom.
I wtedy zaczęło się przechodzenie w tą i w tamtą, a ja za ten czas poszłam zapalić w piecu. Gdy wróciłam, facet kazał mi podpisać dokumenty, że odebrałam i pojechali.
Miałam już wychodzić, żeby zaprosić do siebie Chris'a, ale ten jednak czekał przed drzwiami z małą na rękach i nieodgadniętą miną. Wpuściłam ich, zdejmując kurtkę, którą położyłam na zapakowanych meblach. W gruncie rzeczy, strasznie dużo miejsca to zajmowało. Rama łóżka, duża, poskładana szafa. Yhymm...
-Zrobię nam herbaty.- powiedziałam. Rozebrałam małą i włożyłam ją do krzesełka dla dzieci, które kupiłam wcześniej. Prawda była taka, że jedynym sprzętem w kuchni to był czajnik, a jedzeniem zupki w paczce do zalania wodą. No i miałam też herbatę.
-Czemu nie powiedziałaś mi, że masz dziecko?- zapytał, jakby urażony. Usiadłam naprzeciwko niego, po czym opowiedziałam mu o wszystkim. O każdym rozdziale swojego życia, o ośrodku, o Cornel'u i o Ninie. Powiedział mi, że mnie podziwia i że będzie mnie wspierał, chodźby nie wie co. Prosiłam go o milczenie.
Gdy pokazywałam mojemu gościowi piętro, usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Kto to?- zapytał, na co ja wzruszyłam ramionami i zbiegłam na dół po drewnianych schodach.
-Riven Garde 66a?- zapytał mężczyzna, patrząc na kartki, które trzymał w dłoni.
-Tak, a coś się stało?- zapytałam lekko poddenerwowana.
-Przyszły sprzęty elektroniczne, które zostały wybrane w naszym sklepie. Proszę zrobić trochę miejsca, dużo tego.- rzucił, patrząc znacząco na meble w holu. Przymknęłam lekko drzwi. Na chuj mi patrzy do domu?
-Jack, kurwa! Ta lodówka nie jest lekka!- usłyszałam z tyłu.
Z otwartą buzią wpatrywałam się, jak przez czterech facetów sprzęty były wprowadzane do mojego domu. Lodówkę i zmywarkę oraz drobniejsze pudła zanieśli do kuchni, pralkę zanieśli do łazienki, jakieś inne pudła zostały w holu, ogromne pudło z telewizorem z kolejnymi pudłami poszły do salonu.. Nie mówiąc już nic o tym, że cały parter miałam brudny ze śniegu.
Potem, jak gdyby nigdy nic sobie pojechali. Oparłam się o drzwi i westchnęłam, przecierając ręką czoło. Wtedy usłyszałam kolejny dzwonek, więc zirytowana otworzyłam drzwi z hukiem.
-A teraz co? Ekipa montująca?!- wydarłam się. Zamiast grupki ludzi, zauważyłam jednego, zadowolonego z siebie człowieka.
-Wesołych Świąt, perełko.- starzec uśmiechnął się do mnie ciepło, po czym przekroczył próg domu.- Jak tam prezenty? Widzę, że jeszcze nie rozpakowałaś.
-Witaj dziadku.- przytuliłam się do niego. Ten mocno mnie do siebie przyciągnął.- Dziękuje, ale wiesz, co myślę, jak dajesz mi drogie rzeczy.
-Stać mnie na to i nawet nie próbuj mi się przeciwstawiać.- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.- A tak przy okazji, to ekipa montująca przyjdzie za jakieś pięć minut. Więc lepiej pomyj ten chlew, bo dzisiaj będziesz miała chałpe w komplecie.
Tyle wystarczyło, żeby mnie zgasić.
-A co to za dziewczynka tutaj jest?- zapytał dziadek, kierując wzrok na schody, po których schodził Chris z małą na rękach.- Kim jesteś młodzieńcze?
-Christian McAllister. Pan jest pewnie dziadkiem Dree.
-Jakie masz zamiary wobec mojej wnuczki?
-Przyjacielskie.- odpowiedział szczerze. Widziałam to po jego twarzy.
-Tak trzymaj, a teraz oddaj mi moją drugą wnuczkę.- zmrużył na niego oczy, a ten w pośpiechu oddał mu dziewczynkę, która chichotała na widok Cornel'a.
***
-Przyjdziesz?- Chris zapytał cicho do słuchawki telefonu.
-Przyjdę.
***
Ubrana w czarne, obcisłe spodnie i czerwoną, nieco prześwitującą koszulę na grubych ramiączkach, przyglądałam się sobie w lustrze. Włosy miałam spięte w wysokiego kucyka i zrobiłam mocniejszy makijaż. Wsunęłam force na nogi i przygryzłam wargę, spoglądając za okno.
Normalnie musieli by mi zapłacić grube miliony za to, żebym w takim stroju wyszła na zewnątrz. Dlatego też założyłam grubą, szarą bluzę i swoją kurtkę, po czym wyszłam na zewnątrz. Oknem.
Przeskoczyłam przez płot i zauważyłam białe audi kumpla, do którego wsiadłam.
-Cześć.- musnęłam ustami jego policzek, nieświadomie zostawiając na nim szczątki różowej, matowej szminki.
-Gotowa na swoją pierwszą imprezę?-zapytał chłopak, szczerząc się jak głupi do sera.- Nie pij za dużo, nie rozmawiaj z nieznajomymi, uważaj, czy Ci ktoś czegoś nie podsypie do kubka, a najlepiej będzie, jeśli napijesz się piwa z butelki. To w końcu Zack'a impreza.
-Zack'a impreza?- zapytałam zdziwiona. Hmm, a więc na niej będzie Dylan. Poczułam, jak rumieniec wpływa na moje policzki. Nie rozmawiałam z nim od tygodnia i jest mi wstyd za swoje zachowanie.
-Domówka.- wzruszył ramionami.- Kilka osób z osobami towarzyszącymi. Nic wielkiego.
-Rozumiem.- rzuciłam. Gdy podjechaliśmy pod ogromny, pękający w szwach dom, otworzyłam szeroko oczy. Przecież na zewnątrz stało jakieś piędziesiąt osób, a nie wspominając o tym, że w domu też się już bawili.- Kilka osób?!
-No może troszeczkę więcej.- wyszczerzył się i wyszedł z samochodu. Po chwili zrobiłam to samo i wiedziałam, że to nie mogło się skończyć dobrze.
W oczach migały mi znajome twarze ze szkoły, lecz nikogo nie znałam. Usiadłam na krześle barowym przy blacie w kuchni, a Chris zrobił mi drinka. Pociągnęłam łyka i skrzywiłam się. Wódka była mocno wyczuwalna, dlatego poprosiłam o coś słabszego.
Przez trzy następne godziny dobrze bawiłam się w towarzystwie Jamie'ego, Zack'a, który przeprosił mnie za swoje zachowanie i Chris'a. Gdy było za dziesięć północ, wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Po odliczaniu, chłopcy podpalili dużo fajerwerek, a ja podziwiałam swoją pierwszą w życiu imprezę sylwestrową.
-Oby 2017 był jeszcze lepszy!- wykrzyczeliśmy i wypiliśmy szampana, który miał każdy w swoim plastikowym kubeczku. A potem wszyscy wrócili do domu i znowu się bawili.
Gdy przez wzrok minęła mi znajoma twarz ze starej szkoły, chciałam się dyskretnie urwać, zanim by mnie zauważył. Jednak było za późno, ponieważ złapał mnie za ramię i odwrócił gwałtownie do siebie.
-Myślałaś że wszystko uszło Ci na sucho?- zapytał Will, przybierając groźny wyraz twarzy, który w tym przypadku wyglądał naprawdę śmiesznie.
-Widzę, że nie zostały Ci żadne pamiąteki po mnie na Twoim ciele.- rzuciłam rozbawiona, ale w środku byłam wściekła. Wyszarpałam się z jego uścisku.- A szkoda.
-Jesteś zwykłą szmatą, zapamiętaj to sobie.- warknął. To była ta ciota, przez którą wyleciałam z budy.
-Powtórka z rozrywki? Naprawdę tego chcesz?- nie oczekiwałam odpowiedzi, a moja pięść po raz kolejny spotkała się z jego twarzą.
-Ty pierdolona dziwko!- wrzasnął na cały głos. DJ wyłączył muzykę, a wszyscy patrzyli w szoku na to, jak chłopak ściskał mocno moje ramię, gdzie zaczął powstawać fioletowy ślad.
-Jesteś pierdolonym frajerem, Thomas.- warknęłam, szarpiąc się.- Puść mnie.
Usłyszałam krzyki, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Dylan zbiegał ze schodów, wciąż krzycząc, a za nim jego przyjaciele. Z rządzą mordu na twarzy rzucił się na Will'a, a ja upadłam na ziemię, uderzając głową o kant stołu.
A potem nie było już nic.
2/3 Komentować ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro