Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#17 -Powtórka z rozrywki? Naprawdę tego chcesz?


-Halo?- odebrałam dzwoniący telefon, kątem oka patrząc na Ninę, z którą byłam w parku na spacerze. Mała jednak była bardziej zainteresowana śniegiem, niż mną.

Wyglądała jak pączuś, ubrana w ciepły, fioletowy kombinezon, różowe kozaczki i różowy komplet szalika z czapeczką. W dodatku była pod stertą koców w spacerowym wózku.

-Dree Rivera? Z tej strony Sam Conect, dostawca. Mamy trzy boxy mebli i dzwonimy do pani domu, ale nikogo nie ma. Za ile pani będzie w domu?- zmarszczyłam brwi na słowa mężczyzny.

-Ale ja nic nie zamawiałam.- rozejrzałam się i pochyliłam się nad małą, żeby jej poprawić koc.

-Dostaliśmy wyraźne zlecenie, aby na pani adres przywieźć wybrane meble przez niejakiego Cornel'a Bolley'a. Proszę się zjawić do piętnastu minut.- i rozłączył się.

Dziadku, uduszę Cię.- pomyślałam. Do mojego domu było dobre pół godziny pieszo, co zaprzeczało samemu sobie. Wybrałam numer Chris'a, który odebrał po kilku sygnałach.

-Cześć Dree, co słychać?- zapytał jak zwykle wesoły. Przewróciłam oczami.

-Masz teraz czas? Potrzebuję podwózki. Szybko.

-Mam czas, a gdzie jesteś?

-Na Rocie, w parku od strony ulicy.

-Będę za trzy minuty.

Równo z umową białe R8 zatrzymało się na poboczu trzy minuty później. Chris zmarszczył brwi i wyszedł z auta, żeby mi pomóc złożyć wózek. Włożył go do bagażnika, a ja wsiadłam na miejsce pasażera.

-To ta dziewczynka ze zdjęcia? Siostra?- zapytał ciekawy. Dołączył się do ruchu.

-Bardziej córka.- mruknęłam cicho.

Ten jednak nic nie odpowiedział, po kilku minutach byliśmy pod moim domem, pod którym stały trzy mini ciężarówki dostawcze.

-Dree tylko coś załatwi, maleńka. Bądź grzeczna.- posadziłam małą na moim miejscu, dając jej całusa w czerwony nosek. Poszłam do trzech facetów, którzy cierpliwie czekali, aż otworzę dom.

I wtedy zaczęło się przechodzenie w tą i w tamtą, a ja za ten czas poszłam zapalić w piecu. Gdy wróciłam, facet kazał mi podpisać dokumenty, że odebrałam i pojechali.

Miałam już wychodzić, żeby zaprosić do siebie Chris'a, ale ten jednak czekał przed drzwiami z małą na rękach i nieodgadniętą miną. Wpuściłam ich, zdejmując kurtkę, którą położyłam na zapakowanych meblach. W gruncie rzeczy, strasznie dużo miejsca to zajmowało. Rama łóżka, duża, poskładana szafa. Yhymm...

-Zrobię nam herbaty.- powiedziałam. Rozebrałam małą i włożyłam ją do krzesełka dla dzieci, które kupiłam wcześniej. Prawda była taka, że jedynym sprzętem w kuchni to był czajnik, a jedzeniem zupki w paczce do zalania wodą. No i miałam też herbatę.

-Czemu nie powiedziałaś mi, że masz dziecko?- zapytał, jakby urażony. Usiadłam naprzeciwko niego, po czym opowiedziałam mu o wszystkim. O każdym rozdziale swojego życia, o ośrodku, o Cornel'u i o Ninie. Powiedział mi, że mnie podziwia i że będzie mnie wspierał, chodźby nie wie co. Prosiłam go o milczenie.

Gdy pokazywałam mojemu gościowi piętro, usłyszałam dzwonek do drzwi.

-Kto to?- zapytał, na co ja wzruszyłam ramionami i zbiegłam na dół po drewnianych schodach.

-Riven Garde 66a?- zapytał mężczyzna, patrząc na kartki, które trzymał w dłoni.

-Tak, a coś się stało?- zapytałam lekko poddenerwowana.

-Przyszły sprzęty elektroniczne, które zostały wybrane w naszym sklepie. Proszę zrobić trochę miejsca, dużo tego.- rzucił, patrząc znacząco na meble w holu. Przymknęłam lekko drzwi. Na chuj mi patrzy do domu?

-Jack, kurwa! Ta lodówka nie jest lekka!- usłyszałam z tyłu.

Z otwartą buzią wpatrywałam się, jak przez czterech facetów sprzęty były wprowadzane do mojego domu. Lodówkę i zmywarkę oraz drobniejsze pudła zanieśli do kuchni, pralkę zanieśli do łazienki, jakieś inne pudła zostały w holu, ogromne pudło z telewizorem z kolejnymi pudłami poszły do salonu.. Nie mówiąc już nic o tym, że cały parter miałam brudny ze śniegu.

Potem, jak gdyby nigdy nic sobie pojechali. Oparłam się o drzwi i westchnęłam, przecierając ręką czoło. Wtedy usłyszałam kolejny dzwonek, więc zirytowana otworzyłam drzwi z hukiem.

-A teraz co? Ekipa montująca?!- wydarłam się. Zamiast grupki ludzi, zauważyłam jednego, zadowolonego z siebie człowieka.

-Wesołych Świąt, perełko.- starzec uśmiechnął się do mnie ciepło, po czym przekroczył próg domu.- Jak tam prezenty? Widzę, że jeszcze nie rozpakowałaś.

-Witaj dziadku.- przytuliłam się do niego. Ten mocno mnie do siebie przyciągnął.- Dziękuje, ale wiesz, co myślę, jak dajesz mi drogie rzeczy.

-Stać mnie na to i nawet nie próbuj mi się przeciwstawiać.- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.- A tak przy okazji, to ekipa montująca przyjdzie za jakieś pięć minut. Więc lepiej pomyj ten chlew, bo dzisiaj będziesz miała chałpe w komplecie.

Tyle wystarczyło, żeby mnie zgasić.

-A co to za dziewczynka tutaj jest?- zapytał dziadek, kierując wzrok na schody, po których schodził Chris z małą na rękach.- Kim jesteś młodzieńcze?

-Christian McAllister. Pan jest pewnie dziadkiem Dree.

-Jakie masz zamiary wobec mojej wnuczki?

-Przyjacielskie.- odpowiedział szczerze. Widziałam to po jego twarzy.

-Tak trzymaj, a teraz oddaj mi moją drugą wnuczkę.- zmrużył na niego oczy, a ten w pośpiechu oddał mu dziewczynkę, która chichotała na widok Cornel'a.

***
-Przyjdziesz?- Chris zapytał cicho do słuchawki telefonu.

-Przyjdę.

***

Ubrana w czarne, obcisłe spodnie i czerwoną, nieco prześwitującą koszulę na grubych ramiączkach, przyglądałam się sobie w lustrze. Włosy miałam spięte w wysokiego kucyka i zrobiłam mocniejszy makijaż. Wsunęłam force na nogi i przygryzłam wargę, spoglądając za okno.

Normalnie musieli by mi zapłacić grube miliony za to, żebym w takim stroju wyszła na zewnątrz. Dlatego też założyłam grubą, szarą bluzę i swoją kurtkę, po czym wyszłam na zewnątrz. Oknem.

Przeskoczyłam przez płot i zauważyłam białe audi kumpla, do którego wsiadłam.

-Cześć.- musnęłam ustami jego policzek, nieświadomie zostawiając na nim szczątki różowej, matowej szminki.

-Gotowa na swoją pierwszą imprezę?-zapytał chłopak, szczerząc się jak głupi do sera.- Nie pij za dużo, nie rozmawiaj z nieznajomymi, uważaj, czy Ci ktoś czegoś nie podsypie do kubka, a najlepiej będzie, jeśli napijesz się piwa z butelki. To w końcu Zack'a impreza.

-Zack'a impreza?- zapytałam zdziwiona. Hmm, a więc na niej będzie Dylan. Poczułam, jak rumieniec wpływa na moje policzki. Nie rozmawiałam z nim od tygodnia i jest mi wstyd za swoje zachowanie.

-Domówka.- wzruszył ramionami.- Kilka osób z osobami towarzyszącymi. Nic wielkiego.

-Rozumiem.- rzuciłam. Gdy podjechaliśmy pod ogromny, pękający w szwach dom, otworzyłam szeroko oczy. Przecież na zewnątrz stało jakieś piędziesiąt osób, a nie wspominając o tym, że w domu też się już bawili.- Kilka osób?!

-No może troszeczkę więcej.- wyszczerzył się i wyszedł z samochodu. Po chwili zrobiłam to samo i wiedziałam, że to nie mogło się skończyć dobrze.

W oczach migały mi znajome twarze ze szkoły, lecz nikogo nie znałam. Usiadłam na krześle barowym przy blacie w kuchni, a Chris zrobił mi drinka. Pociągnęłam łyka i skrzywiłam się. Wódka była mocno wyczuwalna, dlatego poprosiłam o coś słabszego.

Przez trzy następne godziny dobrze bawiłam się w towarzystwie Jamie'ego, Zack'a, który przeprosił mnie za swoje zachowanie i Chris'a. Gdy było za dziesięć północ, wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Po odliczaniu, chłopcy podpalili dużo fajerwerek, a ja podziwiałam swoją pierwszą w życiu imprezę sylwestrową.

-Oby 2017 był jeszcze lepszy!- wykrzyczeliśmy i wypiliśmy szampana, który miał każdy w swoim plastikowym kubeczku. A potem wszyscy wrócili do domu i znowu się bawili.

Gdy przez wzrok minęła mi znajoma twarz ze starej szkoły, chciałam się dyskretnie urwać, zanim by mnie zauważył. Jednak było za późno, ponieważ złapał mnie za ramię i odwrócił gwałtownie do siebie.

-Myślałaś że wszystko uszło Ci na sucho?- zapytał Will, przybierając groźny wyraz twarzy, który w tym przypadku wyglądał naprawdę śmiesznie.

-Widzę, że nie zostały Ci żadne pamiąteki po mnie na Twoim ciele.- rzuciłam rozbawiona, ale w środku byłam wściekła. Wyszarpałam się z jego uścisku.- A szkoda.

-Jesteś zwykłą szmatą, zapamiętaj to sobie.- warknął. To była ta ciota, przez którą wyleciałam z budy.

-Powtórka z rozrywki? Naprawdę tego chcesz?- nie oczekiwałam odpowiedzi, a moja pięść po raz kolejny spotkała się z jego twarzą.

-Ty pierdolona dziwko!- wrzasnął na cały głos. DJ wyłączył muzykę, a wszyscy patrzyli w szoku na to, jak chłopak ściskał mocno moje ramię, gdzie zaczął powstawać fioletowy ślad.

-Jesteś pierdolonym frajerem, Thomas.- warknęłam, szarpiąc się.- Puść mnie.

Usłyszałam krzyki, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Dylan zbiegał ze schodów, wciąż krzycząc, a za nim jego przyjaciele. Z rządzą mordu na twarzy rzucił się na Will'a, a ja upadłam na ziemię, uderzając głową o kant stołu.

A potem nie było już nic.

2/3 Komentować ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro