#13 -Mówiłem Ci, że ma fajny tyłek.
Trzy dni później wpłaciłam na konto Alex'a pięć tysięcy funtów. Długo z nim ostatnio rozmawiałam, nie zważając na naszą różnicę wieku. Dobrze się dogadywaliśmy, pomimo kilku zboczonych komentarzy na temat mojego wyglądu. Stwierdził, że będę świetną mamą i odwiózł mnie pod ośrodek.
Dzisiaj po szkole umówiłam się z prawnikiem w jego kancelarii. Nie miałam pojęcia, w co się ubrać, miałam dylemat pomiędzy spodniami a spódniczką, koszulą z długim lub bluzką z krótkim rękawem.
Jednak stwierdziłam, że nie ma co się stroić i na nogi wciągnęłam czarne spodnie i szarą bluzę z kapturem, przekładaną przez głowę. Z szafki wygrzebałam starą, czarną parkę i rzuciłam ją na siebie. Na dworze właśnie skończył padać śnieg, a nie miałam kozaków, więc postawiłam na stare, białe air force, w których chodziłam rok temu.
Musnęłam usta pomadką ochronną i wyszłam z pokoju, zanim Eva mogła przyjść ze swoją bandą z obiadu.
-A ty gdzie znowu?- zapytała znudzona opiekunka. Przewróciłam oczami i odwróciłam się do niej.
-Do prawnika.- posłałam jej sztuczny uśmiech. Nie powiem jej przecież, że na jazdy próbne z szoferem dziadka również. Była dopiero godzina szesnasta, a zaczynało się ściemniać. W kancelarii miałam się stawić na osiemnastą.
Wyszłam z budynku i od razu zobaczyłam Dodge Charger'a Cornel'a. Dziadek miał go już ponad czterdziestu lat, cały czas o niego dbał, a teraz miałam na nim uczyć się jeździć?
Jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast szofera siedział za kółkiem sam dziadek. Usiadłam na miejscu pasażera.
-Nie wiedziałam, że jeszcze jeździsz.- powiedziałam szczerze zdziwiona.
-Moje prawo jazdy już dawno straciło ważność, Dree. Ale czego się nie robi dla nierodzonej wnuczki, co?- zapytał z uśmiechem.
-Mówi to emerytowany prawnik.- zaśmiałam się. Zjechaliśmy na jakieś stare blokowisko.
-Właśnie.. Emerytowany. No to wskakuj na miejsce kierowcy, młoda.- powiedział, szczerząc się. Wyszedł z samochodu, a ja nie wychodząc z auta przesiadłam się na prawo. Cholera, to trudniejsze niż myślałam.
-Zaczynasz z jedynki, możesz zacząć też z dwójki, ale dwójką zazwyczaj tylko manewrujesz. Trzecim biegiem możesz jechać tylko do sześćdziesiątki, czwartym do osiemdziesiątki, a piątym wyżej niż osiemdziesiąt . Nie przekrocz pięciu tysięcy obrotów, bo zajedziesz silnik. Pedał po lewej to sprzęgło, w środku to hamulec, a ten z prawej, najbardziej oddalony to gaz. Odpal, zapal światła i wciśnij powoli z każdego pedała.
Zrobiłam tak jak kazał, samochodem mocno szarpnęło do przodu, ale po kilku sekundach spróbowałam ponownie odpalić. Silnik głośno chodził, podczas wciśnięcia dwóch pierwszych, miałam wrażenie, że nic się nie działo. Musiałam przybliżyć sobie krzesełko, żeby wcisnąć trzeci. To był gaz, a silnik wydawał z siebie jeszcze głośniejszy dźwięk. Zadowolona przytrzymałam, patrząc na licznik i szybko zdjęłam nogę. Cholera, przekroczyłam czerwoną linię.
-Jest dobrze, ale przecież nie możesz stać w miejscu. Będę zmieniać Ci biegi, a ty staraj się ruszyć i wejść w ten zakręt.
-Tak jest, panie kapitanie.- zachichotałam i wykonywałam jego polecenia. Czterdziestką jechałam wzdłuż długiej, pustej ulicy. W pewnym momencie zobaczyłam znajomy samochód, a mi akurat zgasł silnik. Cholera.- Co jest?
-Spróbuj odpalić jeszcze raz.- powiedział Cornel, wzruszając ramionami. Odpaliłam, przyciskając sprzęgło, by wyrównać obroty silnika. Zauważyłam trzy postacie patrzące na samochód dziadka i ich zaskoczone miny. Na dodatek miałam otwarte okno.
-Dree?- usłyszałam z daleka. Zaczęłam zasuwać okno i na tyle szybko, na ile umiałam, zwiałam stamtąd. Cholera po raz drugi.
-Muszę się czegoś napić.- przyznałam, patrząc uważnie na drogę. Było ślisko, ale dziadek powiedział, żeby lepiej uczyć się w takich warunkach, niż zdawać w lato i nie być przygotowanym na inną powierzchnię.
-Moja droga damo, widziałem. Może i jestem stary, ale nie ślepy. Czy to był ten młodzieniec, który przywiózł Ciebie i Ninę, gdy wracałyście ze szpitala?
-Skąd wiesz?- zapytałam zdziwiona. Skąd wiedział?
-Abby.- mruknął.
-Wiedziałam.- zmrużyłam oczy. To było do przewidzenia.- Przyczepił się do mnie jak rzep do dupy.
-Słówka, panienko.- wyszczerzył się.- Mam ochotę na kawę.
-Ale nie możesz.- skarciłam go.
-Fakt, zapomniałem. A chociaż cukierki kawowe? Proszę?
-O cukierkach nikt nic nie mówił.- wzruszyłam ramionami.
-No to pójdziemy kupić.- klasnął w dłonie, prawie doprowadzając mnie tym do zawału.
-Za pół godziny muszę być u prawnika.- powiedziałam, skręcając w prawo do jakiegoś marketu. Za późno wrzuciłam kierunkowskaz, ale nikt za mną nie jechał na całe szczęście.- Poczekaj tutaj, ja pójdę Ci kupić, dobrze?
-Czekaj, dam Ci pieniądze.
-Nie trzeb..- zanim mogłam zaprotestować, włożył mi do dłoni banknot dwudziesto funtowy.
-Reszta dla Ciebie.- powiedział, jak gdyby nigdy nic. No chyba nie..
Kupiłam mu paczkę cukierków, a sobie mały soczek pomarańczowy w plastikowej butelce. Gdy wróciłam do samochodu, usiadłam na siedzeniu kierowcy i dyskretnie dałam resztę pieniędzy do skrytki.
Jechałam drogą z powrotem do centrum, gdzie była kancelaria. Jakimś cudem udało mi się znaleźć wolne miejsce do przesiadki, przytuliłam na pożegnanie dziadka i pobiegłam w stronę wieżowca.
-Dzień dobry, byłam umówiona z panem Dominic'em.- powiedziałam do recepcjonistki, która zmierzyła mnie spojrzeniem. Poczułam się głupio, ponieważ wszyscy ludzie byli elegancko ubrani, a ja.. Szkoda strzępić ryja.
-Tak.. siedemnaste piętro pokój pięćset sześćdziesiąt. Pan River czeka na panią. Kazał uprzedzić, że nie jest sam.- powiedziała, krzywiąc się. Czułam się jeszcze dziwniej. To miejsce nie było dla mnie. Podziękowałam i ruszyłam w stronę windy. Winda jechała zdecydowanie za szybko, stresowałam się. Zirytowałam się, kiedy włożyłam ręce do kieszeni.
Wyciągnęłam pęk pieniędzy i obiecałam sobie udusić dziadka. Przeliczyłam je i było ich ponad 100 funtów. Ten człowiek za dużo dla mnie robił.
Gdy stałam pod odpowiednim gabinetem, westchnęłam głośno, zastanawiając się, co jest dla mnie ważniejsze. Głupi stres czy malutka dziewczynka, której obiecałam dom i chociaż niepełną, ale rodzinę. Oczywiście wygrało to drugie.
Zapukałam, szykując się na poważną rozmowę. Czasami przychodzą takie momenty, gdzie należy schować swoją dumę. To był akurat taki moment.
-Proszę.- usłyszałam męski, stanowczy głos, przez co przeszły mnie ciarki. Zacisnęłam zęby i weszłam do środka.
-Dzień dobry.- powiedziałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Najbardziej chyba mnie urzekło okno, przez które można było zobaczyć tętniący życiem Manchester. Ja o takim pomieszczeniu mogłam pomarzyć.
-Witam.- mężczyzna przeglądał dokumenty, nawet na mnie nie patrząc.
-Dree!- usłyszałam znajomy głos. Zmarszczyłam nos, wpatrując się w postać obok prawnika. Kurwa.
-Alex.- stwierdziłam, widząc jego przystojną twarz. Cholera, nie myślałam, że tak szybko go spotkam. Oboje siedzieli na kanapach, przy szklanym stoliku.
-Alex, przeszkadzasz mi w pracy.- powiedział mężczyzna. Wyglądał na jakieś trzydzieści osiem lat i kogoś mi cholernie przypominał, lecz nie miałam pojęcia kogo. Miałam wrażenie, że znam te rysy twarzy, zielone oczy i lekko zadarty nos. Był przystojny, więc możliwe było to, że może kiedyś zagapiłam się na niego i utkwił mi w pamięci.
-Zapoznałem się z Twoją sprawą, Dree. Jesteś jeszcze niepełnoletnia i czy jesteś pewna, że chcesz podjąć na siebie taką odpowiedzialność?- zapytał ostrożnie. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot i trochę wkurzył mnie tym, że miał jakieś wątpliwości.
-Jestem pewna.- powiedziałam pewnie. Zdjęłam kurtkę, powiesiłam ją na wieszaku i usiadłam na kanapie naprzeciwko niego.
-Mówiłem Ci, że ma fajny tyłek.- usłyszałam szept Alex'a, który patrzył na mnie kątem oka.
-Masz jakieś lokum? Mieszkanie?
-Ja yyy..
-Tak, kupiła mój stary dom.
-Tą melinę?
-Wypraszam sobie.- oburzył się młodszy.- Przynajmniej teraz nie będzie stał pusty tak jak Twoje mieszkanie i wcale nie jest taki zły.
Prawnik coś zapisał w notatniku i zmarszczył brwi.
-Kiedy skończysz te osiemnaście lat?
-Czwartego stycznia.
-Wpadnę Cię upić, młoda.- wyszczerzył się blondyn.
-Wiesz coś na temat swoich rodziców?- starszy zignorował młodszego. Ciekawe, kim dla siebie byli.
-Nie znam ich. Od urodzenia byłam w domu dziecka.- przyznałam.
-Po pierwsze, skoro miałaś już rozprawę sądową, pewnie wiesz, że to nie jest takie proste. O adopcję zazwyczaj jest tylko jedna rozprawa i pół roczny nadzór kuratora. Sprawa trochę się miesza, ponieważ sama jesteś z domu dziecka. Wniosek złożyłaś już dawno i tu akurat dobrze zrobiłaś, bo w sądzie możemy spotkać się już za niecałe pięć tygodni. Już wtedy będziesz musiała mieć przygotowane lokum.
-Uh, kiedy dostanę klucze?- zapytałam Alex'a.
-Mogę Ci je dać nawet teraz. Te meble, które tam były, już zostały sprzedane i położyłem panele w tym fioletowym pokoju.- wzruszył ramionami.
-A Twoje rzeczy tam są?
-Tylko jakieś ubrania w workach, ale to wezmę dzisiaj do apartamentu. Zamówiłaś już kafelki do łazienek?
-No i panele też.- powiedziałam, rozmyślając.- Mają przyjść w poniedziałek.
-Dzisiaj piątek, wyrobisz się młoda.
-Możemy dalej omawiać sprawę?- zapytał zirytowany mężczyzna.
-Uh, tak.- mruknęłam niezręcznie.
-Nie strasz jej, stary ośle. Nie widzisz, że ona jest przerażona?
-Nie jestem przerażona.- oburzyłam się. Byłam przerażona, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
-Nie no, ja tak nie mogę. Za trzy tygodnie święta, więc wyjeżdżam do rodziców i mam wolne od pracy, więc widzimy się za dwa tygodnie o osiemnastej.
-Jedziesz do rodziców?- Alex udał zdziwienie.- Kiedy, braciszku? Ja też jadę, matka nas zabije, jak się dowie, że dalej nie ma wnucząt.
A więc rodzeństwo. Odchrząknęłam.
-Oh, Dree. Jak się tu dostałaś?- zapytał Alex, ubierając skórzaną kurtkę. Dobrze w niej wyglądał.
-Samochodem.- wzruszyłam ramionami, niewiele myśląc.
-Masz samochód?- zapytał zdziwiony pan Dominic.
-Dziadek mi dał prowadzić, bo za tydzień mam zdawać prawo jazdy. Znaczy pisemny mam już zdany, teraz tylko praktyki. Dojechałam tutaj z jakieś wsi, chyba mi dobrze poszło.
-Masz dziadka i dopiero teraz o tym mówisz?- czarnowłosy zaczął znowu zapisywać w tym swoim notatniku.
-Cornel nie jest moim prawdziwym dziadkiem.- powiedziałam, żeby naprostować.
-Na razie to by było na tyle. Mam nadzieję, że uda Ci się zrobić to mieszkanie na czas.
-Pomogę jej.- poczułam uderzenie z bioderka w bok tak, że poleciałam na pana Rivere.
-O mój Boże, przepraszam.- dobrze, że mnie złapał, bo inaczej miałabym bliskie spotkanie z ziemią.
-Alex, uważaj na innych. Nie wszyscy ważą tyle, co ty. Ile mam Ci mówić, żebyś zachowywał się jak dorosły człowiek, a nie jak dziecko?
-Pff, odezwał się ten dorosły. Dree, odwiozę Cię, kochanie ty moje!- rzucił we mnie kurtką. Rzuciłam ją sobie na plecy.
-Nie musisz robić sobie kłopotu.- mruknęłam, zamykając zamek.
-No chodź!- krzyknął, wychodząc pierwszy. Nie mogłam się powstrzymać i kopnęłam go w tyłek.- Ałł, za co to??
-Za bioderko.- puściłam mu oczko. W tle usłyszałam śmiech prawnika
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro