Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Być spadającą gwiazdą w czyichś marzeniach

I spełniać każde ich życzenia....

           Przeczytawszy krótką notatkę wyjęła z opakowania kluczyki, przy których wisiał diament, wielkości landrynki, zastępujący breloczek. W milczeniu przypatrywała się hybrydzie z mętlikiem w głowie.

-Nie mogę tego przyjąć- stwierdziła po namyśle.

-Jeszcze nie widziałaś samochodu...- zauważył nieco karcącym tonem, choć w jego oczach błysnął zawód. Przygryzła nerwowo dolną wargę przygładzając tunikę na biodrze i wbiła w jego twarz oskarżycielskie spojrzenie.

-Nie dam się kupić- warknęła wychodząc szybko z sali. Wpadła do swojej sypialni w gniewie trzaskając drzwiami jednak zaraz pokręciła głową zrezygnowana dochodząc do wniosku, że zareagowała zbyt gwałtownie. Chciał kupić jej miłość? Wątpiła w to, ale musiała tak postąpić! Nie może przecież przyjmować od niego tak drogich prezentów... W dodatku kupił jej nie tylko samochód, dostała także diament! Zacisnęła dłonie w pięści podchodząc do okna i wyglądając przez nie by pozbyć się natrętnych myśli. Przymrużywszy oczy odskoczyła gwałtownie od parapetu i zaciągnęła czarne zasłony opadając na łóżko. -Boże...- syknęła cicho. Na podjeździe stał samochód jej marzeń! Czerwony lakier, rozsuwany dach, błękitne wstążki na lusterkach i kierownicy... w dodatku w rogu przedniej szyby umieszczono jej imię niczym rejestrację! Dlaczego jej to robił? Nienawidziła go za emocje, które odczuwała zawsze gdy był w pobliżu, albo gdy wręczał jej prezenty, była wtedy zarówno szczęśliwa jak i wściekła, że daje mu się przekupywać mimo, że tam, w Mystic Fall's czeka na nią Tyler... Nie zadzwonił, zapomniał? Ona pamiętała, a on nigdy nie złożył jej życzeń. Dlaczego to Pierwotny sprawia, że czuje się wyjątkowa, obdarowuje ją prezentami, pamięta o urodzinach i prawi komplementy? To powinien być Tyler! Zacisnęła dłonie w pięści zirytowana na samą siebie, jednak zaraz głośno wciągnęła powietrze rozumiejąc. Wychowany w niechęci i otoczony nienawiścią, przez bycie bękartem, Niklaus w ten sposób stara się okazywać swoje uczucia... Kątem oka spojrzała na zegarek i skrzywiła się widząc, że upłynęły trzy godziny, myślała, że nie więcej niż kwadrans. Poprawiła włosy oraz ubranie wracając do pomieszczenia i od razu rejestrując wzrokiem brak obecności hybrydy.

-Gdzie jest Klaus?-spytała bezgłośnie Pierwotną mimowolnie prychając cicho, gdy tak wzruszyła ramionami.

-Wyszedł godzinę temu- odpowiedziała cicho patrząc na nią zawiedzionym wzrokiem. Skinęła głową niezauważalnie opuszczając dom i kierowana instynktem biegła zatrzymując się w lesie, kilka kilometrów od obecnego miejsca zamieszkania. Znieruchomiała wyczuwając krew, a zaraz potem widząc martwe, kobiece ciało i nieprzytomną z przerażenia, rudą nastolatkę w objęciach Mikaelson' a, który właśnie wbijał w nią kły. Zamrugała i znalazłszy się szybko przy mężczyźnie położyła mu dłoń na ramieniu.

-Wystarczy. Puść ją, Klaus- mruknęła łagodnie przesuwając opuszkami palców po żyłkach na jego policzkach.-Dobrze?- Dodała niepewnie, ale on już usunął z pamięci rudowłosej to zdarzenie i zaleczywszy ranę odepchnął ją od siebie każąc szybko wrócić do domu.

-Wszystko zawsze jest źle, kochana- stwierdził znużonym głosem.- Ale ja pamiętałem, a czy Tyler, Bonnie, albo Elena dzwonili by złożyć ci życzenia?- Przygryzła dolną wargę zastanawiając się co odpowiedzieć w końcu jednak postanowiła puścić jego pytanie mimo uszu.

-Nie prawda, złe jest to, że dla krwi Eleny jesteś gotów zrobić właściwie wszystko, chcesz zabić Katherine ponieważ stała się wampirem niszcząc twój plan i to także nie jest w porządku, ale na pewno nie to, że się starasz- urwała odsuwając się od mężczyzny. Mimo, że Elena ją wykorzystywała... były przecież przyjaciółkami odkąd sięga pamięcią! Wpatrywała się w jego spokojne, błyszczące błękitem oczy mimowolnie uśmiechając do niego delikatnie.- Chodzi o to, że prezent jest strasznie drogi, nie powinnam go przyjmować- zauważyła cicho. Pierwotny skinął głową zajmując się ciałami, by po kilku sekundach stanąć u jej boku.

-Wolisz więc coś taniego, ale znaczącego- stwierdził bez wahania patrząc na nią z namysłem. Uśmiechnęła się pod nosem wiedząc, że ją zrozumiał i gdy wystawił ramię wsunęła w nie dłoń.- Proponuję spacer oraz obiad, panno Forbes.- Roześmiała się melodyjnie patrząc na niego kątem oka. Jak ten mężczyzna, kroczący u jej boku, może być zabójcą? Teraz, gdy w pobliżu nie ma Esther, hybryd i Eleny, jest całkiem inny...

-Bardzo chętnie, panie Mikaelson- odparła.- Prowadź, proszę...- dodała całkowicie zdając się na niego.

# 30 minut później#

Siedząc w parku na huśtawce patrzyła w błękitne oczy towarzysza zaintrygowana jego milczeniem. O czym myślał? Coś jest nie w porządku? Zaczęła się huśtać nerwowo przygryzając przy tym dolną wargę jednak nie zamierzała odezwać się pierwsza.

- O czym marzysz, Caroline?- spytał, tym samym przerywając milczenie, a dziewczyna w zamyśleniu spojrzała w niebo.

-Mam wiele marzeń, pięknych, lecz nierealnych...- odpowiedziała po kilku minutach.- A ty...Nik?- spytała dochodząc do wniosku, że dziś może sobie pozwolić na zdrobnienie tak często używane w ich domu przez stęsknioną Rebekah.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro