Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

"Życie jest krajobrazem,

Wiele się w nim zmienia.

Dziś jesteśmy razem,

A jutro zostaną wspomnienia. "

Blondynka siedziała w rezydencji Mikaelsonów, palcami nerwowo wystukiwała rytm na stoliku, gdzie stały cztery kubki z wystygłą kawą. Spojrzała na matkę, która okryła jej drżące ze zdenerwowania ramiona czarnym kocem pachnącym Kolem. Przymknęła oczy wtulając nos w materiał i otuliła się nim mocniej.

-Tęsknie za nimi- mruknęła do rodzicielki, która siedziała przy niej obserwując ją z uwagą. Uchyliła powieki wyczuwając, że jej "przyjaciele" przybyli. Matt i Jeremy usiedli koło niej na sofie, Elena z braćmi Salvatore zajęła drugą kanapę, Bonnie z Tylerem oparli się o mebel koło nich, a przybyły jako ostatni, koreański czarownik, przyjaciel Kola, Soo stał przy oknie obserwując wszystkich.

-Ile mamy czasu?- Zaczęła cicho Elena, patrzyła na nią ze smutkiem i poczuciem winy, które Caroline wyczuwając w niej nie omieszkała się skomentować.

-Maczaliście w tym palce?- spytała ją lodowatym tonem.

-Nie. Przecież śmierć Klausa to i nasza śmierć- zauważyła brązowowłosa z urazą.

-Klaus to, wy tamto- warknęła rozzłoszczona.- Zawsze jak nie ty to Klaus, a Easther zabić chce wszystkie wampiry, nie tylko was. Ona zabije własne dzieci! Ale ty nie potrafisz tego zrozumieć, wielka Elena jak zwykle w centrum!

-To nie tak, Caroline- zaprotestowała łamiącym się głosem.- Wszyscy cię kochamy i dlatego chcemy pomóc, wiemy, że zaprzyjaźniłaś się z Kolem i Rebekah.- Dziewczyna słysząc zapewnienie o miłości zacisnęła zęby i wbiła w nią wzrok.

-W istocie, kochacie mnie niezwykle mocno. Na tyle, by wyjść z mojego domu, ponieważ przebywa w nim wasz, nie mój, wróg, na tyle mocno, by jedna z przyjaciółek użalała się nad sobą raniąc wszystkich innych, a druga kocha mnie jeszcze bardziej, sypia z moim chłopakiem i mnie śmie nazywać dziwką- zauważyła z niesmakiem. Podniosła się zostawiając koc na sofie, przechadzała się po salonie nerwowym krokiem.- Lecz nie czas na to, mamy większy problem, Eleno. Czy ktoś wie jak skontaktować się z Elijah?- Zatrzymała się patrząc na nich z wyczekiwaniem, jednak wszyscy milczeli.- A z Katherine?- spytała znów, była nieco zawiedziona, choć wiedziała, że Elijah raczej nie kontaktuje się z wszystkimi jak leci. Damon podniósł się z ociąganiem i wręczył jej swoją komórkę. -Trzymaj, Barbie. Często dzwoni więc zapisałem jej numer, żeby wiedzieć, że mam nie odbierać- oznajmił z niechęcią.

-W jakim celu?- Gilbert zareagowała od razu, podnosząc nieco głos poderwała się z kanapy.

-Jakieś pierdoły z pewnością. Katherine, jak to Katherine- odpowiedział ze znużeniem. Przesunęła wzrokiem po niedawnych połączeniach i wybrała jeden z numerów, który wyglądał znajomo, w dodatku Salvatore podpisał go zimna suka.

-Halo?- Dziewczęcy, przepełniony kpiną głos rozbrzmiał po pierwszym sygnale.- Damon?- spytała znów, gdy blondynka milczała zbierając myśli.

-Petrova? Mówi Forbes- odpowiedziała po chwili. Ruszyła schodami na górę, do pokoju Klausa, który mężczyzna kazał wyciszyć "zaprzyjaźnionej" wiedźmie.

-Dobrze, że dzwonisz, Barbie. Mamy problem- odparła tamta od razu.

-Zdaję sobie z tego sprawę. Wiesz może jak skontaktować się z Elijah?- zagadnęła zaciskając mocno powieki, wręcz modliła się, by kobieta potwierdziła. Przez moment milczały, a potem usłyszała ciche poruszenie, jakby przekazywano komuś telefon.

-Witaj, Caroline.- Cichy, spokojny głos mężczyzny wywołał w niej nagłą ulgę, przez którą nogi ugięły się pod nią, opadła na zaścielone łoże hybrydy i uśmiechnęła smutno wdychając jego perfumy.

-Jak dobrze, że jesteś cały. Co planujesz?

-Wezmę Soo i coś wymyślimy- odparł ze spokojem.

-Soo już tu jest, przyjedźcie, pomożemy- zaproponowała z nadzieją.

-Ale Katherine i Klaus...

-Gdy go uwolnimy niech przestanie uciekać, Klaus to Klaus, porozmawiam z nim... Z resztą będzie jej winny życie.- Mężczyzna przez chwilę milczał, by potem powiadomić ją, że niedługo będą i rozłączyć się. Zanotowała sobie numer Petrovy w swojej komórce i zeszła na dół gdzie oddała Damonowi telefon

.- Dzięki- mruknęła chłodno i usiadła na kolanach Donovana w zamyśleniu kiwając głową.

(***)

Nie minęły dwie godziny, a w rezydencji Mikaelsonów dołączyli do nich Alaric, wyjątkowo trzeźwy, Meredith, przyjechała prosto z pracy oraz Katherine z Elijah. Nie zwracając uwagi na zirytowane prychnięcia Lockwooda przytuliła się mocno do pierwotnego.

-Powinienem zadzwonić- mruknął obejmując blondynkę.

-Powinieneś- potwierdziła. Nie chciała mu prawić kazać, cieszyła się, że jest bezpieczny, więc odsunęła się i skinieniem głowy powitała jego towarzyszkę. Z pomocą Jeremy' ego przyniosła krzesła z jadalni, aby wszyscy mogli usiąść, a w tym samym czasie Liz wraz z Katherine zasłoniła okna w salonie. Caroline usiadła na jednym z krzeseł trzymając w dłoni notatnik oraz długopis, by po chwili spisać imiona wszystkich obecnych, w nagłówku z kpiącym uśmiechem napisała Posiedzenie pierwsze-dzień pierwszy, czwartek.

-Sądzę, że Lockwood powinien zająć się hybrydami, ufają mu- zaczęła Pierce i otworzyła usta by mówić dalej jednak przerwał jej starszy Salvatore.

-Zwolnij, skarbie- warknął ostrzegawczo.- Skąd pewność, że hybrydy mają z tym coś wspólnego? -Byłem tam- zauważył suchym tonem pierwotny, a po jego twarzy przemknął grymas.- Mam dla ciebie złą wiadomość, Caroline.

-Tak?

-Nelly nie żyje- mruknął ciszej. Spojrzał na nią łagodnie czekając na jej reakcję, nigdy nie wiedział jak w danej chwili zareaguje, była zmienna, zaskakująca i to właśnie kochał w niej jego brat. -Jak...?- spytała, z trudem przełknęła ślinę. -Rozszarpała ją jednak z hybryd, na rozkaz mojej matki- odpowiedział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro