6.
- Okej, Tord. Na początku coś prostego: powiedz "mama".
- ...
- No dalej. Wiem, że potrafisz. - Nalegał Tom.
- ...
- Eh. Czemu nie chcesz? - Zapytał zrezygnowany.
- ...
- To bez sensu. Wychodzę. - Powiedział lekko zdenerwowany.
Tord wstał i chciał wyjść za nim ale zamknięto mu drzwi przed nosem. Nie wiedział co powinien zrobić, więc zmieszany powrócił na miejsce i zaczął czytać kartę napoi. Chwilę później usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Wychylił głowę zza menu aby spojrzeć kto wszedł - był to Jack. Chłopak od razu rozpoznał norwega i przysiadł się do jego stolika.
- Jak tam? - Zapytał.
Tord nic nie odpowiedział i powrócił do czytania.
- Ej. Powinieneś mi dziękować. Dzięki mnie masz tyle wolnego czasu..- Powiedział prześmiewczo.
Tym razem chłopak nie wytrzymał - wstał i zwalił Jacka z krzesła.
- Co ty robisz chory pojebie? Ja ci tu przysługi wyświadczam a ty tak mi się odwdzięczasz? - Spytał wkurzony. - Pożałujesz tego. Zobaczysz.
- Pożałuje czego? - Zapytał Tom który właśnie wszedł.
- Nie twój interes kretynie.
- Jak chcesz. A teraz idź już.
- Nara.
- Dobra, na dziś już koniec. Poćwiczymy jeszcze jutro. - Powiedział Tom chcąc wyjść, ale coś go zatrzymało. To był Tord trzymający go za rękaw.
- Co chcesz? - Spytał.
Chłopak szarpnął go za rękaw jednak on nadal nie rozumiał o co mu chodzi.
- No co...
- ...
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi.
Nastolatek westchnął na tą odpowiedź i wyszedł z kawiarni ciągnąc za sobą kolegę. Gdy stali na dworzu zaczął gestykulować: Najpierw pokazał na siebie, potem na niego, następnie na chodnik.
- Ach, chcesz się przejść?
Tord pokiwał głową.
- No dobra.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro