5.
- Tak. - Odpowiedział Edd - Przynajmniej tak mi się wydaje.
Trzy dni później chłopacy przyszli na wypis kolegi ze szpitala. Nikt nie miał numeru do jego rodziców ani wiedzy o ich lokalizacji, ale brakowało miejsc na przyjęcie, więc doktor postanowił zrobić wyjątek.
- Mam nadzieję, że już nigdy nie zrobisz takiej okropnej głupoty. Jesteś jeszcze za młody na takie rzeczy. - Rzucił na odchodne lekarz.
- No to nieźle się bawisz. - Zażartował Matt ale widząc jak Tord spuszcza głowę postanowił natychmiast to naprostować. - Żartuje przecież, wiemy co się stało.
W tym momencie w chłopaku pojawiła się iskierka nadziei, podniósł momentalnie głowę i już miał pytać siebie [w myślach] "czy wszyscy wiedzą, że jestem niewinny?", ale zanim to zrobił usłyszał odpowiedź:
- Ale nikt inny w to nie wierzy.
Znowu posmutniał. Kolejne miasto, kolejni ludzie, i znowu zrujnowana opinia publiczna. Zaczął się zastanawiać, czy faktycznie, jak to mówili ludzie, "jest jakiś pojebany".
- Jakoś uda nam mu się wcisnąć prawdę, nie martw się. - Westchnął Edd. - Właśnie, Tom. W końcu on jest twoim ojczymem, nie możesz mu powiedzieć..
- Nie. - Przerwał mu brunet. - Jeśli zaczne z nim o tym rozmawiać prywatnie, uzna, że próbuję go wziąć na litość.
- W sumie. To co teraz? - Spytał niepewnie Edd.
- Hmm... Nauczmy go mówić. Jeśli miał jakichś świadków namówi ich do zeznawania.
- To dobry pomysł, tylko to nie jest takie proste.
- Mamy czas i chęci. W końcu go zawiesili.
Szli dalej rozmawiając o sposobie na przekazanie prawdy aż odprowadzili obiekt ich westchnień do domu.
====
Obiekt westchnień w kontekście wzdychania a nie jakichś głębszych uczuć.
W ogóle przepraszam za brak rozdziałów i za to, że ten jest taki krótki ale jakoś nie miałam motywacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro