2.
Wyszli z klasy i udali się korytarzem w stronę wyjścia. Idąc w stronę chłopaków czekających na nich przed budynkiem Tord się wywrócił, co spowodowało odkrycie części jego pleców. Całych w ranach. Szybkim ruchem sciagnął bluzę z powrotem na swoje miejsce i zaczął powoli wstawać. Pomógł mu w tym Tom, chwytając go pod pachą i podnosząc. Gdy znowu znalazł się w pozycji stojącej złapał się za rękę i skrzywił minę.
- Boli cię? - Zapytał Edd.
Norweg pokiwał głową nie przestając trzymać się za przedramię.
- Pokaż jak to wyglą- Zaczął Matt wyciągając ręce, ale nie skończył, ponieważ Tord szybko się odsunął.
- Przecież cię nie pobijemy, zluzuj trochę. - Powiedział Tom podchodząc.
Wystraszony nastolatek chwiejnym krokiem zbliżył się do kolegów i pozwolił im zająć się jego ręką.
Jeden z nich szybkim ruchem podciagnął rękaw odsłaniając posiniaczoną kończynę.
- Co?
- Czemu masz tyle ran?
- Kto ci to zrobił?
Tyle pytań a odpowiedzi brak. Z jednej strony Tord się cieszył, że nie może odpowiedzieć na te pytania. Z drugiej jednak chciałby się komuś wygadać. Nie wiedząc co robić odwrócił się w ich stronę i szeroko uśmiechnął.
- Sam to sobie zrobiłeś?
- Jesteś masohistą?
- Masz jakieś problemy?
Jednak nie tego oczekiwał. Sądził, że uśmiechając się pomyślą, że to tylko ślady po potknięciach, jak wszyscy.
Zaprzeczył kiwając głową na boki.
- Biją cię w domu? - Spytał jeden z nich.
Nastała chwila ciszy po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Ej, ale tak drastycznie nie żartuj. - Odpowiedział drugi.
- Dobra, dobra.
- Żart? - Pomyślał Tord
- Mniejsza, to nie wygląda mi na złamanie, powinieneś przeżyć. - Stwierdził Edd.
Przez resztę dnia każdy z nich się śmiał ale wciąż myślał o zaistniałej sytuacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro