11.
Próba numer 5. Tom wrócił ze szkoły, szybko ogarnął lekcje i zbierał się do wyjścia. Była godzina 16:15, na 16:30 miał zajęcia ze sztuk walki. Chodził na akido już trzeci rok i ani razu nie było dnia w którym nie chciałby iść na trening. Zarzucił na ramię wcześniej przygotowaną torbę i wybiegł z domu. Na dworzu było ponuro i padał deszcz. Tom biegnąc rozplątywał słuchawki aby w autobusie posłuchać sobie muzyki. W końcu mu się udało, ale kiedy chciał wyciągnąć z kieszeni telefon, spostrzegł, że go nie ma. No tak, przecież zostawił go na biurku. Westchnął i doszedł na przystanek. Wyszukał wzrokiem rozkład jazdy autobusu którym miał się udać na trening. Widząc, że był tu dwie minuty temu ponownie westchnął i zaczął szybkim krokiem zaczął iść w stronę następnego, gdzie zatrzymuje się kolejny autobus którym mógł dojechać. Podążając chodnikiem usłyszał grzmoty.
- Świetnie, jeszcze burza będzie... - Wymamrotał pod nosem.
Parę sekund po tych słowach piorun uderzył tuż koło niego, sprawiając, że chłopak podskoczył jednocześnie próbując biec, co spowodowało, że zrobił półsalto spadając na plecy.
- Ja pier... - Syknął z bólu.
Słysząc, że nadchodzą kolejne pioruny szybko wstał i wbiegł do jakiegoś budynku. Nie patrzył gdzie wchodzi, po prostu wbiegł gdzieś wgłąb i stał w bezruchu dopóki nie usłyszał jakichś dźwięków. Po chwili zdał sobie sprawę, że wszedł do lokacji która była praktycznie ruiną. Nie było światła, drzwi, okien, nicego. Gdy się uspokoił usłyszał ten dźwięk ponownie, ale już go nie niepokoił. Po pustym pomieszczeniu rozchodził się dźwięk kropelek spadających w rytm. Do tego dochodził jeszcze szum deszczu i regularne grzmoty. Może przy innej okazji te dźwięki by go irytowały, ale tym razem jakoś podniosły go na duchu, w końcu gdy jest się w strasznym miejscu codziennie dźwięki rozpraszają niepokój. Tom uspokoił się już całkowicie więc postanowił wyjść z tego miejsca. Wychodząc zauważył, że był to blok w budowie.
- Jakim cudem nigdy wcześniej go nie widziałem? - Zapytał sam siebie. - W sumie..nigdy nie zwracałem uwagii na otoczenie.
Tym razem postanowił odpuścić sobie trening, nie wiedział która godzina i pogoda wydawała się być coraz gorsza. Szedł w stronę domu gdy coś sobie przypomniał. Tord. Ma odwołać spotkanie? Zaprosić go do siebie? Spotkać się z nim w taką pogodę? Te przemyślenia utrzymywały go w stresie. Nie miał pojęcia, dlaczego się zastanawiał, odpowiedź jest przecież oczywista.
- Tak, ta opcja byłaby chyba najlepsza.. -pomyślał. - Pogoda jest okropna, a nie chcę tego odwoływać.
Po wejściu do domu i zdjęciu wierzchnej garderoby od razu udał się do pokoju, chwycił telefon w rękę i napisał sms.
Ja:
Tord, masz Skype?
[odczytane o 16:45]
Niebieskooki czekał kilka minut na odpowiedź, ale niestety się nie doczekał.
Ja:
??
Tord:
Stało się coś?
Tom:
Sam widzisz jaka jest pogoda.
Tord:
Nawet nie zwróciłem uwagii...jest cudowna.
Tom:
Jaka? Dobra mniejsza. Dziś prawie jebnął mnie piorun więc nie ma mowy, że wyjdę.
Tord:
Nic ci nie jest?!
Tom:
Trochę bolą mnie plecy, ale poza tym nic.
Tord:
Na pewno?
Tom:
Tak.
Tord:
Okej. Co do pytania - tak, mam.
Tom:
Mógłbyś dziś wejść około 17:30?
Tord:
Niebardzo.
Tom:
Czemu?
[odczytane o 16:55]
- Nigdy nie potrafię go zrozumieć, serio. - Wymamrotał cicho pod nosem i odłożył telefon. A może jednak powinien go zaprosić? Nie, przecież jak ojczym dowie się, że tu był to go wyrzuci z domu.
- A może jednak wyjdę..? - Powiedział cicho. - Nie, przecież napisałem, że nie ma mowy. Zresztą jemu i tak chyba za bardzo nie zależy. - Dokończył swój monolog i padł na łóżko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro