#35 -Boże, co ja z Tobą mam.
Dylan POV;
-Ta..ta.- usłyszałem nagle dziecięcy głosik i zastygłem w bez ruchu. Przez pierwsze kilka sekund nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, a po chwili wszystko wybuchnęło sprawiając, że w moim sercu rozwinęło się uczucie, którego nie byłem w stanie racjonalnie wytłumaczyć.
Jak przez mgłę zauważyłem Dree ze łzami w oczach i chłopaków, którzy ze zdziwienia otwierali buzie. I ten dziecięcy śmiech, który zawładnął moim sercem i cały czas szumiał mi w głowie. Przytuliłem mocno dziewczynkę do siebie, szeroko się uśmiechając.
-Powiedz jeszcze raz.- szepnąłem, a blondynka chyba się zawstydziła, bo schowała twarz w mojej koszulce, zaciskając na niej piąstki. Nawet nie wiedziałem, kiedy kilka łez spłynęło po moim policzku. Była moją małą dziewczynką i przez te prawie 4 miesiące przyzwyczaiłem się do niej.
To była jedna z najbardziej rozczulających chwil w moim życiu. Czułem się nieco.. inaczej, ale w dobrym znaczeniu. Czułem się pełny, syty. Jak kiedyś obiecałem sobie chronić Dree i Ninę, tak teraz chciałem być przy nich, bo nie wyobrażałem sobie dnia bez docinek czarnej i gaworzenia młodej.
Dziewczyna podeszła i kucnęła przy nas, biorąc dłoń małej w swoją. Bez zastanowienia przeciągnąłem ją z klęczków na kanapę i objąłem jednym ramieniem, pozwalając, by mogła wtulić się w moje ciało.
-Ona.. Ona nazwała Cię swoim tatą.- wychrypiała Dree, zaciskając oczy. Chris, Mark i Jamie chyba uznali to za najlepszy moment, by się zmyć i tak jakby nie chcieli psuć chwili, bez pożegnania się ulotnili.
-Tak.- wyszczerzyłem się. Byłem taki dumny!
-Dlaczego się cieszysz?- zapytała dziewczyna, marszcząc brwi. Zdziwiłem się trochę na to pytanie, ale wiedziałem o co jej chodzi. Nie byłem ojcem małej, a ona chciała ją chronić.
-Bo to jest piękne.
-Co? Dylan, ona nie jest Twoją córką.. Nie powinna tak myśleć bo.. Bo ty kiedyś znikniesz, a to ja z nią zostanę i.. i ja się boję, że może kiedyś.. zacznie wypytywać o Ciebie.- widziałem, jak trzęsły jej się dłonie sprawiając, że w moje serce na moment przestało być.
-Dree, przestań. Jestem tutaj dla Ciebie.- spojrzałem na Ninę.- I dla niej. Nie zniknę, obiecuję, tylko daj mi szansę.
-Ale..
-Dree, przestań.- posadziłem dziewczynkę na kolanach czarnowłosej i kucnąłem pomiędzy jej kolanami.- Wyjaśnisz mi, dlaczego gdy widzę wokół Ciebie jakiegoś innego faceta, niż Twój ojciec rozpierdala mnie od środka?
-No nie, ale..
-Gdy na Ciebie patrzę, widzę kogoś zranionego. I wiesz, co mam ochotę wtedy zrobić? Usiąść przy Tobie, złapać Cię za rękę i porozmawiać, bo mi kurwa na Tobie zależy. I nie chodzi tu nawet o relację przyjaciel/przyjaciółka. Nie wiem, co to jest, ale to tylko sprawia, że mam ochotę się w to zagłębić i nie chcę, żebyś była sama. Nie chcę Cię zostawić, nie chcę was zostawić. No i oficjalnie zostałem tatą.
-Ale ty nie zrozumiesz.- jęknęła, przecierając dłonią czoło, odgarniając ciemne kosmyki.
-To mi to wytłumacz, mamy czas.- specjalnie wskazałem na zegar, który wskazywał godzinę 20.
-Myślisz.. Myślisz, że moglibyśmy spróbować?
Gdy to usłyszałem, uśmiech ponownie zawitał na mojej twarzy. Ja bym się chyba nie odważył jej zapytać o bycie razem, z myślą, że by mnie zgnoiła, a ja zostałbym ze złamanym sercem lub gorzej, ze złamanym karkiem.
-Myślałem o tym jakiś czas temu..- musnąłem dłonią jej policzek, który już dawno oblał się czerwienią.
-Czyli? Dylan, nie możesz..
-Chcę być z Tobą.- wstałem na równe nogi, siadając obok niej.- Całować Twoje usta.- pocałowałem ją na krótko.- Dotykać Cię.- przejechałem palcami po jej delikatnym ramieniu.- Zakochiwać się w Tobie..
-Zakochiwać?- szepnęła, przełykając głośno ślinę. Potwierdziłem energicznie głową.- Ja chyba już to zrobiłam.
Ostatnie zdanie powiedziała tak cicho, że prawie nie słyszałem, bo zagłuszył mi pisk dziewczynki, upominającej się o swoje jedzenie.
***
Dree PoV:
Dzisiejsza środa była dla mnie niezłym wyzwaniem. Nie umiałam wstać, bo ogromna i silna ręka mojego chłopaka (o stara, jak to brzmi) mi w tym przeszkadzała. Chcąc, nie chcąc musiałam jakimś cudem wyswobodzić się z jego ramion, by rozpocząć kolejny, pełen atrakcji dzień.
Ta yhyym.
Wchodząc do pokoju Niny, mała od razu rzuciła mi się w oczy. Dzielnie brzuszkiem przytrzymywała się balustrady i wystawiała ku mnie swoje malutkie rączki. Z zadowoleniem przyjęła swoją herbatkę, a ja miałam czas na zastanowienie się, w co ją ubrać.
Z pośród wszystkich kolorowych ubranek, wybrałam blado-różową bluzę i ciemne leginsy. Wyglądała jak mała księżniczka, dlatego miałam ochotę zacałować ją i mocno, mocno tulić do siebie, tak, żeby nigdy ode mnie nie uciekła, bo to największy skarb mojego życia.
Przygotowałam dla niej mus z owoców, który chciała zjeść sama, ale mi jakoś nie był do szczęścia potrzebny remont kuchni, gdyby się do niego dobrała, dlatego ku jej niezadowoleniu nakarmiłam ją sama.
-Tata.- powtórzyła nagle, patrząc na schody. Ciągle to powtarzała, a słowa "mama" wciąż ani jej się śniło powiedzieć.
-Cześć słoneczko.- przywitał ją Dylan z szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy.- Jak się czujesz?
-Gaga.- lala pokazała na mnie paluszkiem, jakbym coś zrobiła.- Ty ty ty.
-Oh.- uniosłam brwi, patrząc jak szatyn zaniósł się śmiechem, wskazując na mnie palcem. Po chwili uspokoił się, ale nie na długo, bo znowu zalała go fala śmiechu i powtórzył gest małej.
Gdzie tu kobieca solidarność?
Jadąc w stronę willi dziadka, chciałam "porozmawiać" z Niną, ale ta zbywała mnie, pokazując mi język. Dylan cały czas się śmiał i mówił, że jej przejdzie, bo mała nie wytrzyma długo bez ciągnięcia moich włosów.
W szkole pierwszą lekcją, jaką miałam, była godzina wychowawcza. Dylan, jako dobry i przykładny chłopak zaprowadził mnie pod same drzwi, posyłając jakiemuś chłopakowi z klasy ostrzegawcze spojrzenie.
-Ile osób jedzie na wycieczkę?- zapytał jeden członek mojej porąbanej klasy. Nauczycielka poprawiła okulary, patrząc na chłopaka w przydługich czarnych włosach i kolczyku pomiędzy dziurkami od nosa, jakkolwiek się to nazywa.
-Na dzień dzisiejszy z naszej klasy chętnych jest dwudziestu czterech osób, czyli tylko jedna osoba zrezygnowała.- odpowiedziała, a ten zaczął rozglądać się po klasie.
-Rivera nie jedzie, bo musi się bachorem zajmować.- rzuciła jedna z przyjaciółek Lucille. Cała klasa zwróciła się ku niej.- A poza tym nie stać ją ta takie wycieczki, bo jest biedna.
Zaśmiałam się ku zdziwieniu klasy.
-Ten bachor, to moja córka i gówno Ci do tego, pustaku. Co do moich pieniędzy, nie powinny Cię one interesować, bo nie jesteś osobą, z którą gotowa bym była zamienić chociaż słowo na temat jakichkolwiek finansów, bo i tak byś nic nie zrozumiała. Za wysoka szkoła na Twój różowy móżdżek, laleczko.
Z uśmiechem zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy, nie przejmując się tym, że do końca lekcji zostało jeszcze z 20 minut. Usiadłam sobie przed szkołą i przeglądałam telefon.
-No bo, bo ty mi się tak strasznie podooobasz.- usłyszałam z końca szkolnego ogrodu. Z zainteresowaniem spoglądałam w kierunku pary. Niezadowolona dziewczyna spoglądała na rudowłosego chłopaka, który ze stresu ledwo trzymał się na nogach.
Wróciłam wzrokiem do telefonu, nie przejmując się nimi.
-Będę kupował Ci kwiaty, nosić na rękach... Amelioo..
-Jestem uczulona! Po za tym wątpię, czy byś mnie uniósł na tych kościstych kosteczkach. Daruj sobie, Nathan, nigdy z Tobą nie będę.- uniosłam na ten tekst brew, bo trochę się wkurzyłam.
Podeszłam do nich, a dziewczyna zleciała po mnie wzrokiem i oblizała usta, na co chłopak prawie zemdlał.
-Jaki masz ze sobą problem, skoro facet wypruwa sobie flaki, żeby Cię poderwać, a ty tak po prostu go olewasz?- zapytałam trochę nie miło. Oboje wyglądali na pierwszaków.
-Nie, absolutnie, że nie. Ja już się zmywam, a on niech poszuka sobie jakieś laski na swoim poziomie. Nie wiem, Rita może by się skusiła. To ta kujonka w tej seksi spódnicy do kostek.- rzuciła brunetka, przewracając oczami i tak po prostu sobie poszła, zostawiając biednego rudego na pastwę losu.
A to niewdzięczna szmata.
-Ty jesteś..
-Dree. A ty?
-Nathan.
-Super.- pociągnęłam go w kierunku wejścia do szkoły i sali, w której Dylan i reszta mieli lekcje. Akurat wychodzili z klasy, dzięki czemu byłam niezmiernie sobie wdzięczna za to, jakie maiałam dobre wyczucie czasu.
-Kto to?- zapytał mój chłopak, przyglądając się krzywo rudemu, ale nie był zazdrosny, patrząc na to, że chłopak był młodszy i Dylan wiedział, że miał nad nim duchową przewagę.
-To jest Nathan, właśnie rzuciła go laska.. Albo nie, ona dała mu kosza i to bolesnego. Musicie coś z tym zrobić.- wskazałam na Zack'a i Mark'a. Ten pierwszy aż przecierał ręce z podekscytowania.
-Nie ma sprawy Rivs, zrobimy z niego bad boy'aaaa.- przeciągnął, biorąc rudego pod ramię i zaczął go o wszystko wypytywać.
-Skąd ty go wytrzasnęłaś?- zapytał Mark, na co wzruszyłam ramionami. Krótko streściłam reszcie wątek, w którym spotkałam rudego Nathan'a.
-Tatuśku, mamuśko, jak tam moja królowa?- zapytał McAllister, na co wymieniłam spojrzenia z Dylan'em. Ten posłał mi głupi uśmieszek.
-Dzisiaj postanowiła mnie ignorować, bo nie dałam jej zjeść samej.- skrzywiłam się.
-Hahaha, kocham ją. Mojaa krew.- rozpromienił się blondyn.
-Przejdzie jej.- szatyn stanął za mną i objął mnie od tyłu. Sięgałam mu ledwo za sutek, co musiało wyglądać komicznie. Ile on może miał wzrostu? Z 190 centymetrów? Więcej? Ja miałam 160 nie całe.
-Ty ją za bardzo rozpieszczasz. Najpierw kupujesz jej kolczyki, potem idziesz do kosmetyczki przebić jej uszy, a na dodatek dajesz jej czekoladę..
-Oh, przestań mała. Dzieci są po to, żeby je rozpieszczać.- założył ręce w okół mojej szyi i musnął moją skroń.
-Przyjedziesz po mnie po szkole?- zapytałam, a ten wskazał kciuk w górę.
-Kochani moi, wiem, że jesteście razem i w ogóle, ale błagam, nie pokazujcie tego całej szkole.- pouczył Chris, sprawiając, że posłałam mu środkowy palec, odwróciłam się do Dylan'a twarzą, pociągnęłam go za szyję w dół i pocałowałam krótko.
Oderwałam się od niego i uśmiechnęłam się szeroko do blondyna, idąc w kierunku swojej sali.
-Boże, co ja z Tobą mam.- usłyszałam jeszcze z tyłu głos Black'a, czym wywołał dobre uczucie w moim brzuchu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro