Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#22 -Gdyby to była moja matka, wybaczyłabym jej.

Kilka dni później odbyła się rozprawa sądowa, która zakończyła się powodzeniem. Nina będzie w moim domu już jutro, na co tak bardzo się cieszyłam. Przyjęła moje nazwisko i wszystko poszło zgodnie tak, jak powinno pójść niecałe dwa tygodnie temu.

Co do Dominic'a.. Próbował się ze mną kilka razy skontaktować, ale go zbywałam. Jutro też miał się wprowadzić Dylan do pokoju, który sam sobie urządził, kupując do niego meble i inne akcesoria.

Całą drogę do domu rozmawiałam z dziadkiem, który w pozytywny sposób rozpatrzył wprowadzkę Dylan'a. Nie wiedziałam dlaczego Cornel go tak polubił, ale nie wnikałam w to.

-No kochanie, przyjadę do Ciebie w niedziele i zmykaj już, bo mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia.- pogonił mnie dziadek, kiedy Daniel stanął na poboczu mojego domu.

Wysiadłam z mini limuzyny i pomachałam dziadkowi. Mile powiedziałam "Dzień dobry" zaciekawionej sąsiadce spoglądającej zza płotu myśląc, że tego nikt nie zauważy.

Usiadłam przy swoim biurku i z uśmiechem na ustach zaczęłam się uczyć na przyszłe egzaminy. Nie było dużo zagadnień, bo tylko około siedemdziesiąt, z czego większość była na zajęciach i znałam odpowiedzi na tamte pytania.

Potem zajęłam się mail'em, który przyszedł na moją pocztę od szefa.

***

-Mam nadzieję, że zrobiłaś wszystko, o co Cię prosiłem.- powiedział mężczyzna, u którego pracowałam. Spojrzałam na wydrukowane elementy i przygryzłam wargę.

-W końcu przyszedłem, Dree!- wykrzyczał Dylan, wchodząc do mojego pokoju. Wykrzywiłam mocno twarz w geście uciszenia go.

-Wszystko jest zrobione, kiedy przyjedzie Taylor, żeby to odebrać?- zapytałam do słuchawki telefonu. Swoją drogą, to wcale nie chciałam go przyjmować od dziadka, ale ten jak zawsze się uparł. Usłyszałam, jak  pan Walker woła swoją sekretarkę i żonę w jednym. Rozmawiali przez chwilę, po czym pracodawca podał mi konkretną godzinę.

-O osiemnastej będzie u Ciebie. Jestem zadowolony z Twoich ostatnich prac, dziewczyno. Czekam, aż kiedyś w końcu mnie odwiedzisz w moim biurze.- powiedział, po czym się rozłączył. Przewróciłam oczami i skierowałam morderczy wzrok na chłopaka.

-Przepraszam, nie wiedziałem, że z kimś rozmawiasz.- usiadł na krześle obok mnie.- Dominic był na dole, pogodziłaś się z nim?

-Kto był na dole?- otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.

-No Dom. Powiedział, że ma klucze i już wychodzi.

-Muszę wymienić pierdolone zamki.- westchnęłam.- Alex kiedyś dał mu klucze zapasowe. Czyli jeszcze ich nie oddał.

-Bez przesady Dree, znam go od dziecka. On grał ze mną w piłkę nożną, uczył, jak zarywać do dziewczyn, a gdy byłem o jakieś pięć lat młodszy po kryjomu przemycał mi piwo i czasem trawkę.

-On jest prawnikiem i dał Ci narkotyki?- pokręciłam głową. Ten niechętnie się przyznał.- Ta, on świetnie się bawił, podczas gdy wcale nie tak daleko żyła sobie jego córeczka z mnóstwem problemów na karku.

-Oh, czyli wierzysz w to, że Dom to Twój ojciec?

-Po co miałabym się okłamywać, Dylan? Widziałeś kiedykolwiek tak łudząco podobne do siebie osoby różnych płci? Wiedziałam, że skądś znałam tę twarz, ale nie spodziewałam się, że z własnego odbicia.- wyminęłam go i zbiegłam na dół.

-Ale wiesz chyba o tym, że on przecież nie wiedział. To też był dla niego szok, po tylu latach się dowiedzieć, że ma się pełnoletnią córkę. Nie możesz go za to winić, bo to nie on Cię oddał.

-Ta, nie oddał, bo faceci mogą robić tylko jedno. Pieprzyć się, zapładniać, a potem zostawić dziwkę z bachorem.

-Nie mów tak na siebie, mała.- chłopak odwrócił mnie mocno do siebie i kazał spojrzeć w oczy.- To nie Twoja wina.

-Jak myślisz, moja matka jest blond szmatą czy może brunetką?- zapytałam, wtulając się w jego tors. Objął mnie ramionami i oparł brodę na moim czole, znacznie zniżając głowę.

-Nie myślę o tym, ponieważ to nie ma sensu.

-Skąd niby wiedziała, jak on ma na nazwisko? I po cholerę mi je dała, co?

-Kurwa, nie myśl o tym.- syknął, po czym rzucił mi groźne spojrzenie. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Otarłam policzki i poszłam po dokumenty na górę, podczas gdy Dylan zapewnił, że otworzy.

-Cześć Dree.- rzuciła pogodnie rudowłosa kobieta. Miała trzydzieści dwa lata i była bardzo ładna. Długie włosy padały kaskadami na wąskie ramiona schowane pod długim płaszczem.

-Hej Taylor. Tu jest wszystko, czego potrzebujecie. Zrobiłam też kopię w chmurze, wyślę Ci na poczcie.

-Nie ma sprawy, kochana. I masz bardzo miłego chłopaka. A gdzie ten dzióbasek, którego mi pokazywałaś?

-Jeszcze jej tu nie ma. Jutro będzie.

-Mam nadzieję, że moje maleństwo też będzie takie słodkie.- zachichotała. Tak, Taylor była w szóstym miesiącu ciąży.- Za zmykam kochana. Trzymaj się dobrze i ukochaj ode mnie tego brązowowłosego słodziaka. Tylko grzecznie dzieciaczki, pa pa.

I już jej nie było.

-Ukochasz mnie?- zapytał chłopak z głupim uśmieszkiem. Prychnęłam, po czym stuknęłam się dwa razy w głowę, żeby pokazać, gdzie się uderzył.

- Musimy ustalić kilka reguł.- wyminęłam go. Usiadłam na kanapie, a on zaraz obok mnie.

-Zamieniam się w słuch.- skrzyżował ręce na piersi, po czym oparł łokcie o kolana. Ten oczywiście z piwem w ręce.

-Masz pokój zaraz obok mnie, błagam, nie sprowadzaj do tego domu dziewczyn. Oki?- na moje słowa wykrzywił usta w grymasie.

-Nie pieprzę się z dziewczynami w łóżku, w którym śpię.

-W salonie też tego nie rób. Ani w kuchni. Ani na schodach.. Nie w tym domu.- powiedziałam stanowczo. Na jego twarzy zawitał wredny uśmieszek.- Jasne?

-Jak słoneczko.- przewróciłam oczami na jego podtekst.

-Jeśli chodzi o papierosy..

-Nie będę palił w domu, tylko na ogródku albo u Ciebie na balkonie, dobrze?

-Tak..- przygryzłam wargę.- Wiesz, od jutra w tym domu będzie małe dziecko.

-Dwoje.- poprawił. Zmarszczyłam brwi.- Ja i Nina. Mnie też będziesz musiała niańczyć, będziesz moją mamą?- widząc moją minę chłopak napił się piwa i spojrzał na mnie spod rzęs.- No dobra, w takim razie to ja będę Ci śpiewał kołysanki do snu. Takie na przykład jak..- i zaczął śpiewać. Zatkałam sobie uszy i kopnęłam go pod stołem.

-Nigdy więcej tego nie rób.- przymrużyłam oczy. Ten zaczął się śmiać.

-Odwieziesz mnie, mała? Jutro pojedziemy razem po Ninę, będę po Ciebie o dziesiątej i pojedziemy na zakupy. Trzeba coś kupić mojej malutkiej nowej lokatorce.

-Nawet mi nie mów, że będziesz na nią wydawał pieniądze. To moja córka, ja będę za nią płacić.

-Ale to ja jestem facetem i masz nie masz nic do gadania, słoneczko.- pstryknął mnie w nos. Ubrałam kurtkę i buty, po czym wyszłam z domu i otworzyłam garaż. Co prawda, oprócz mojego samochodu nic w nim nie było, ale nie brakowało miejsca na kolejny samochód.

Byliśmy w drodze jego domu.

-Masz jeszcze coś, co chcesz przewieść do mnie?- zapytałam, zatrzymując się pod wjazdem do posesji jego rodziców.

-Tam mam jeszcze kilka rzeczy do pokoju, ale to jutro je przywiozę. Trzymaj się mała. Napiszę potem.- powiedział, pochylając się, żeby dać mi całusa w policzek. Wyszedł z samochodu, a ja ostrożnie dojechałam do domu.

Z uśmiechem na ustach wykąpałam się i poszłam spać, żeby być wyspana na jutrzejszy dzień. No Nina, dzięki takiemu dupkowi jak Dylan już jutro będziesz ze mną. Z irytacją spojrzałam na iphone'a, który wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie lubiłam tego telefonu.

Dylan xx: Dojechałaś bezpiecznie, mała?

Ja: Tak, leżę sobie w łóżeczku. Branoc, dupku. ;*

Dylan xx: Dupeczko chciałaś napisać. Dobrych snów, mała. ❤

***
-Już?- zapytałam zniecierpliwiona. Dylan przenosił swoje rzeczy z samochodu do domu. Miało być ich tylko kilka, a jak się okazało, było więcej walizek, niż miałam ja i Nina razem.

-Już.- rzucił, zamykając na klucz dom. Wsiadł do samochodu, zapiął pasy i spojrzał na mnie.- Pokierujesz mnie?

Przez kolejne pół godziny mówiłam mu, gdzie miał jechać. Zaparkował na bardzo znajomym mi parkingu, wysiadłam z samochodu i sprawdziłam dokładnie, czy aby na pewno wzięłam fotelik. Był na swoim miejscu.

-Boże, to wygląda jak dom z horrorów.- chłopak złapał moją dłoń, rozglądając się. Zaśmiałam się, ponieważ miał rację.

-Zawsze jak stąd uciekałam, to tamtym oknem.- pokazałam mu na pierwsze piętro.- Potem pokażę Ci mój stary pokój.

-Mam się bać?- zapytał. Pokręciłam rozbawiona głową. Weszliśmy do pokoju opiekunek, Kendall przeglądała czasopisma, ale gdy mnie zobaczyła, rzuciła je na stół.

-Cześć Dree, nie wiedziałam, że tak szybko po nią przyjdziesz.- powiedziała, patrząc na zegarek. Następnie obczaiła wzrokiem mojego towarzysza i wyszła, kręcąc biodrami jak jakieś pierdolone wahadło.

-Śpieszy mi się, więc się pośpiesz. Nie mamy całego dnia.- rzuciłam ostro. Ta weszła do pokoju dzieci, w którym siedziały dwie opiekunki i plotkowały na temat wczorajszej imprezy, nie przejmując się żadnym z dzieci.

-Cześć maluchu.- przywitałam śpiącą dziewczynkę. Wzięłam ją na ręce, podając Dylan'owi torbę z ubraniami Niny.- Jadła coś?

-Dzisiaj tylko jedną trzecią butelki, nie chciała więcej i wypluwała.- odpowiedziała Kendall, patrząc na podłogę.

-Gdyby ktoś taki, jak ty mi podawał żarcie, na pluciu by się nie skończyło.- uśmiechnęłam się wrednie. Przygotowałam jedzenie dla małej w domu.-Dylan, wyciągniesz termo-opakowanie? Ona nie może być głodna.

Usiadłam na kanapie, swoją kurtkę położyłam obok. Chłopak podał mi mleko, a ja nalałam troszkę na nadgarstek, żeby sprawdzić, czy było w dobrej temperaturze. Zaczęłam karmić małą, podczas gdy Kendall wypełniała papiery, a Dylan mi się przyglądał.

-Już?- zapytałam dziewczynki. Była zaspana, ale chyba wiedziała, że ja to ja, bo wypiła całe mleko, a nawet obejmowała butelkę swoimi rączkami.

-Idźcie z tym do pani dyrektor, ona musi podpisać i wtedy wydam Ci Ninę Rivere.- powiedziała, po czym zniknęła z pomieszczenia.

-Gdybym wiedział, że te wszystkie biedne dzieci żyją w takich warunkach, wszystkie bym je przygarnął.- powiedział smutno chłopak. Poklepałam go po ramieniu.

-Tak, ja też. Mam nadzieję, że każde z nich znajdzie godnych rodziców. Poczekasz tu z nią? Ja tylko pójdę po ten durny podpis.

-Jasne, daj mi ją.- wziął małą do siebie na ręce.- Mogę już ją zacząć ubierać?

-Tak, ale nie ubieraj jej na razie kurtki, bo nie wiadomo, kiedy stąd wyjdziemy.- Weszłam do gabinetu dyrektorki, która robiła coś na swoim telefonie.- Dzień dobry.

-Komu dobry, temu dobry.- rzuciła sucho.- Dawaj to, podpisuję, a ty znikasz.

Podałam jej dokumenty, ta je podpisała.

-Nie spodziewałaś się stara małpo, że jednak mi się uda, prawda?

-Pozdrów tatusia, na pewno się ucieszy na rodzaj słownictwa swojej córeczki.

-Nie mam ojca.- warknęłam, po czym z hukiem opuściłam pomieszczenie. Stara, piędziesięcioletnia ikona pierdolonego kurwizmu.

-Już?- zapytał chłopak. Zauważyłam, że przebrał dziewczynkę w troszkę za duże, ciepłe dreski i bluzeczkę z długim rękawem.

-Chodź, jeszcze Ci chcę coś pokazać.- pociągnęłam go za rękę piętro wyżej. Trzymał dziecko na rękach.-Tam było moje łóżko.- wskazałam na go oddalone najbardziej. Teraz było puste, ale coś mi mówiło, że nie zabrałam wszystkiego.

Podeszłam do łóżka i podciągnęłam gruby materac do góry, po czym uśmiechnęłam się. Zabrałam wszystkie teczki z rysunkami i odłożyłam z powrotem materac.

-Co to?

-Graffiti. Pokażę Ci w domu.

-Dree!- usłyszałam wołanie. Spojrzałam w kierunku łóżek innych dziewczyn, Eva tam siedziała, nie zauważyłam jej wcześniej.- Co tu robisz?

-Przyszłam po małą. Już idę.

-Czekaj chwilę.- powiedziała, podbiegając do mnie.- To dobrze, że w końcu uwolniłaś się z tego piekła.

-Wiem, mam nadzieję, że ty też kiedyś sobie w końcu poukładasz w życiu.- powiedziałam szczerze.

-Słyszałam o pierwszej rozprawie o Ninę. I wiesz? Gdyby to była moja matka, wybaczyłabym jej. Pomimo tego, że mam do niej żal, za to, że zostawiła mnie dla tego faceta. Ostatnio dostałam od niej kartkę z Florydy. Mam nadzieję, że kiedyś po mnie wróci i będziemy żyć jak dawniej.

-Nie nastawiaj się na zbyt wiele, młoda. Ludzie to kurwy i nigdy nie zrozumieją Cię tak, jakbyś tego chciała. Muszę już iść, do kiedyś tam.

-Pa.- o dziwo mnie przytuliła, posłała przyjemny uśmiech i poszła do swojego łóżka dalej czytać książkę.

-Chodź Dylan.- powiedziałam, zaciskając ręce na teczkach.- Ubiorę ją w kombinezon i pojedziemy na te Twoje zakupy.- szturchnęłam go w ramię.

-Tak jest.

Pozdrawiam z Wisły!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro