Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#16 -Czy ty chciałaś mi odgryźć ucho?

Cały dwudziesty czwarty grudnia przesiedziałam w domu dziecka, a gdy tylko się ściemniło, uciekłam. Tym razem nie przez okno, tylko przez wejście główne. Dzień, jak co dzień, tylko, że bez opiekunów i dyrektorki na karku. Za to wszędzie kręciły się pielęgniarki, które opiekowały się dziećmi. Zauważyłam, że robiły to dużo bardziej uważnie niż pracownicy tej placówki. 

Młodsze dzieciaki dzisiaj dostały tony słodyczy i zabawki z różnych akcji, które były organizowane w szkolnych. Szczerze aż miło było patrzeć na radość na tych słodkich buźkach niewinnych dzieci, które ani trochę nie zasłużyły sobie na pobyt w takim strasznym miejscu, jak dom dziecka pani Evans. 

Przyglądałam się bliskiej okolicy, idąc wytrwale. Nie przejmowałam się śniegiem, który prószył mi w oczy. Ludzie szaleli na punkcie niedokończonych potraw, dopinali wszystko  na ostatni guzik, podczas gdy ja bez celu chodziłam po mieście, rozmyślając, czy to wszystko ma sens. Zawsze zastanawiałam się, dlaczego ten czas był niby taki magiczny. Nie lubiłam świąt, ale co ja mogłam wiedzieć o rodzinnej miłości.

Już za niecałe trzy tygodnie odbędzie się rozprawa. Spotkałam się znowu z panem Dominic'em, omówić szczegóły. Alex wciąż mi pomaga w domu, ale niestety wyjechał. Co do remontu, to zostały mi do kupienia tylko meble do mojego pokoju, holu, pokoju małej i sprzętów elektronicznych, na co niestety brakło mi oszczędności.

Pożyczki by mi w banku nie wydali, a ja nie zamierzałam iść do Cornel'a po pieniądze. Za piętnaście dni będą moje osiemnaste urodziny, a moja 'przygoda' z domem dziecka zakończy się.

Zostałam zaproszona przez Chris'a na sylwestra do domu Zack'a. W sumie, to i tak byłam pewna, że nigdzie nie pójdę.

Trzy godziny szwędania się po mieście później nagle obok mnie zatrzymał się czarny Range Rover. Znajoma postać wyszła mi na przeciw. Miałam ochotę zawrócić, ale zostałam złapana za ramię i odwrócona do niego.

-Czemu jesteś tu?- zapytał zachrypniętym głosem, przyprawiając mnie tym o ciarki.- Cholera, Dree! Odpowiesz?

-Wyszłam.- wzruszyłam ramionami, zadzierając głowę do góry, żeby spojrzeć w jego oczy.- A ty co tutaj robisz, Dylan?

Przyglądałam się mu przez chwilę, aż w końcu spuściłam wzrok, pocierając dłonie z zimna. Miałam na sobie tylko leginsy, czarną bluzę, parkę i force.

-Ja pierdole, ty marzniesz.- stwierdził, prowadząc mnie do samochodu, który na pewno nie był jego. Posadził mnie na miejscu pasażera, a sam pobiegł na około, by usiąść na siedzeniu kierowcy.- Chwila, podgrzeję Ci fotel i podkręcę ogrzewanie.

-Jestem śpiąca.- mruknęłam, opierając głowę o wygodny fotel.

-Pojedziemy do mnie.- powiedział bez zastanawiania i ruszył w nieznanym mi kierunku.

-Dlaczego nie jesteś z rodziną?- zapytałam cicho, na co prychnął.

-Może kiedyś Ci powiem.- rzucił na odczepnego. Zrozumiałam aluzję, że mam się nie wtrącać. Jak zawsze. Zamknęłam oczy pod wpływem ciepłego powietrza. Zrobiło mi się strasznie sennie, a po chwili już zasnęłam.

***

Przekręciłam się na drugi bok, wciągnęłam przyjemny zapach męskich perfum. Mruknęłam z przyjemności, jaką dawało mi mięciutkie łóżko.

Po chwili jednak przypomniałam sobie, że przecież w domu dziecka nie było wygodnych łóżek. Otworzyłam oczy i zmarszczyłam brwi. Jedno było pewne, nie byłam ani u siebie, ani u Cornel'a.

Byłam w niebiesko-szarym, nieznajomym mi pokoju. Pomieszczenie wyglądało na zadbane i typowo męskie. Ciemne panele i meble, biurko, na którym stał biały laptop i kilka książek,  a przy biurku wygodne krzesło obrotowe. Mały, szary dywanik na środku pokoju i rząd poukładanych szafek wzdłuż jednej ze ścian. Na ścianie wisiał nieduży telewizor, a po drugiej stronie duży obraz samochodu z lat siedemdziesiątych.

Okno było zasłonięte roletami, a koło łóżka, na którym leżałam, były wiszące, kolorowe lampki choinkowe, przez które widziałam cokolwiek w tym pokoju.

Było przyjemnie ciepło, ale wciąż nie wiedziałam, czyj był. Z westchnięciem zauważyłam, że miałam na sobie trzy bluzy, z czego dwie na pewno nie były moje, a na nogach moje leginsy i ogromne dresy oraz puszyste skarpety w renifery.

Mój telefon leżał na szafce nocnej, więc sprawdziłam godzinę. Była siódma rano w Boże Narodzenie. Wstałam i postanowiłam się rozejrzeć, nie pamiętałam z wczoraj nic oprócz okropnego chłodu, nawet nie miałam pojęcia, gdzie zasnęłam.

Wyszłam z pokoju, zastając beżowy hol. Zeszłam schodami na dół, podziwiając bogate wnętrze. Pierwsze, co zrobiłam, to odwiedziłam łazienkę. Była wysadzona pięknymi kafelkami oraz miała świetne oświetlenie. Na szafce łazienkowej stał płyn do płukania ust, więc użyłam go w nadziei, że nikt się nie dowie.

Gdy załatwiłam swoje potrzeby, trafiłam do pomieszczenia, w którym wisiał ogromny telewizor oraz kanapa w kształcie litery L, na której ktoś spał pod grubą warstwą kołder.

Podeszłam bliżej, przyglądając się roztrzepanym włosom. Zakryłam sobie usta, uświadamiając sobie, u kogo byłam. Jednak postanowiłam obudzić szatyna, żeby coś wyjaśnić.

Zaczęłam trząść jego ramię, ale ten ani drgnął. Uszczypnęłam go, znowu nie zareagował. Zirytowana postanowiłam zrobić coś, o co siebie bym siebie nie podejrzewała. Przyłożyłam usta do jego odsłoniętego ucha i zamiast wykrzyczeć coś złośliwego, przygryzłam je.

Nagle Dylan zaczął się śmiać, na co skrzywiłam się. Głowa mnie bolała.

-Czy ty chciałaś mi odgryźć ucho?- zapytał rozbawiony. Przewróciłam oczami i skinęłam głową.- Trzeba było mi coś innego pogryźć, niż ucho. A raczej polizać.

-Jesteś największym idiotą, jakiego znam. Dlaczego jestem tutaj?- zapytałam, wskazując okrężnym ruchem ręki na pomieszczenie.

-Znalazłem Cię na ulicy. A no właśnie. Na jaką cholerę wychodziłaś z domu o tak późnej porze?! Czy ty nie wiesz, ilu bandytów czyha tylko na takie bezbronne dziewczynki jak ty?! Co ty sobie wyobrażałaś, łażąc na tym mrozie?! Na dworze jest jakieś minus dwadzieścia stopni! Wiesz, że mogłaś zam..

Nie miałam ochoty dalej słuchać na temat tego, jaka nieodpowiedzialna byłam i jedynym sposobem na przerwanie tego pociągu słów było pocałowanie go. Kompletnie go zatkało, ale po chwili zaczął oddawać pieszczotę, kładąc mi ręce na biodrach. Podniósł mnie lekko i ułożył na swoich udach, nie przerywając pocałunku.

Jednak gdy zaczął wpychać język pomiędzy moje wargi, czułam, że to zaszło trochę za daleko. Tym bardziej, kiedy poczułam coś twardego, co przylegało do wewnętrznej strony mojego uda. Oderwałam się od niego, odsuwając jego dłonie od siebie, co mi się oczywiście nie udało.

-Dylan.- powiedziałam ostrzegawczo.

-Dree.- mruknął takim samym tonem, przygryzając lekko napuchniętą wargę.

- Puść mnie, to nie zabawa.- chciałam zejść z jego ciała, ale nie pozwolił mi na to, bardziej przyciskając mnie do siebie.

-A czy ja się bawię?- szepnął mi do ucha. Zaczął gładzić jedna dłonią moje udo. Bawił się mną, zjeżdżając nią nieco wyżej, niż powinien.

-Tak, bawisz się. Ja muszę już iść.- powiedziałam, a ten jęknął i niechętnie mnie puścił.

-Odwiozę Cię.

-Poradzę sobie.- rzuciłam, chcąc rozwiązać supeł, który był zawiązany na dresach.

-Ani mi się waż tego ściągać.- przymrużył oczy, patrząc na moje poczynania.- A po za tym, skoro nie chcesz, żebym Cię zawiózł, to zamówię Ci taksówkę. I nie próbuj mi się sprzeciwiać, bo inaczej posiedzisz tu jeszcze z dwa tygodnie.

-Mieszkasz sam?- zapytałam, idąc za nim do kuchni. Chłopak włączył wodę i rozstawił dwa kubki, do której nasypał kawy. W pomieszczeniu była widoczna kobieca ręka i kilka przedmiotów dla dzieci.

-Z rodzicami i młodszą siostrą.- wzruszył ramionami.- Jesteś głodna?

Czemu miałam wrażenie, że chciał uniknąć tego tematu?

-Nie.- i jak na zawołanie niezbyt atrakcyjny dźwięk wydostał się z mojego brzucha.

-Ta, a Święty Mikołaj nie istnieje.- rzucił, po czym wyciągnął toster, chleb tostowy, masło i ser żółty.

-A istnieje?- uniosłam brew, przyglądając się mu. Dobrze wyglądał w kuchni z roztrzepanymi włosami w grubym, wełnianym swetrze i szarych dresach. Też miał na stopach skarpetki, tylko że w świąteczne lizaki.

-Oczywiście, że istnieje.- oburzył się.- Zalej kawy.

-Do mnie jakoś nigdy się nie fatygował przyjść. Dylan, ale ja naprawdę muszę już iść.- przeciągnęłam.

-Nie wyjdziesz z tego domu, póki nie będziesz najedzona i rozgrzana.

Rozgrzana już jestem.- rzuciłam sobie w myślach.

-Gdzie Twoi rodzice?- zapytałam, wykonując jego prośbę. Zalałam kawy i położyłam je na blacie barowym. Usiadłam po drugiej stronie i przyglądałam się mu. Wyglądał.. inaczej, co nie znaczyło, że gorzej. A nawet wyglądał słodziej niż zazwyczaj.

-Pojechali do rodziców mamy.

-A czemu ty nie pojechałeś?

-Pojechałem, ale wróciłem.- zirytował się lekko.- Nie ciągnij tematu.

-Oki.- położył przede mną talerz z ciepłymi tostami, a na środku postawił ketchup. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczęliśmy jeść swoje porcje. Wkurzał mnie trochę tym, że śledził każdy mój ruch.

Musiałam przyznać, że takich pysznych tostów nigdy nie jadłam. O ile kiedykolwiek jadłam tosty.

Założyłam swoją kurtkę i buty, podczas gdy on zamawiał mi taksówkę. Gdy się rozłączył, podszedł do mnie i nachylił się nad moim ciałem. Myślałam, że chciał mnie objąć, ale ten jednak tylko wyciągnął coś zza mnie.

Zawiązał mocno szalik w okół mojej szyi, po czym naciągnął mi czapkę na głowę. To nie mogło się dobrze skończyć, ponieważ te rzeczy pachniały nim.

Objął swoimi ciepłymi dłoniami moje policzki i musnął ustami moje wargi.

-Tu masz na powrót do domu. Uważaj na siebie, Dree.- przytulił mnie.

-Nie chcę Twoich pieniędzy.- powiedziałam stanowczo, chcąc oddać mu banknot.

-Nie żartuj sobie ze mnie. Widziałaś mój dom?

Bez słowa wyszłam z jego domu, a następnie spojrzałam na to, co mi dał. Dwudziesto funtowy banknot ścisnęłam w dłoni i wsiadłam do taksówki.

1/3 Komentować! ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro