Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX - A wszystko ma swój koniec


W każdym momencie, w każdej chwili, w każdym zdarzeniu kryją się przeszłość, przyszłość i teraźniejszość. W każdej chwili kryje się wieczność. Każde odejście jest zarazem powrotem, każde pożegnanie powitaniem, każdy powrót rozstaniem. Wszystko jest jednocześnie początkiem i końcem. - Andrzej Sapkowski - 

Zanim Asme otworzyła oczy, minęły dobre cztery dni. Kamme, która siedziała przy niej na łóżku, obejmowała ją rękami, łkając w jej ramię. Kristine stała z ręką przy twarzy, wyglądając zza okna na stary staw. Elaris oraz Urvick siedzieli smutno wpatrzeni w kominek. W pomieszczeniu panowała grobowa cisza. Ale wreszcie, gdy Asme otworzyła oczy i zaczęła kaszleć aż całe jej ciało drżało, pokój nagle ożył. Wszyscy podeszli do jej łóżka. Na ich twarzach malowała się troska, smutek  a zarazem szczęście. Kamme odsunęła się od niej, wycierając mokre policzki. 

— Jak długo spałam? — zapytała, łapiąc się ręką za klatkę.

— Cztery dni. — Kristine pociągnęła nosem.

 Asme pokiwała głową. Zacisnęła wargi, próbując zwlec się z łóżka. Kristine złapała ją mocno za ramiona.

— Co ty robisz? Oszalałaś! Dopiero co się obudziłaś. Potrzebujesz odpocząć, a nie ruchu. Jeszcze szwy w ranie pójdą i wszystko diabli wezmą... — Kamme zaprzeczyła głową, lecz Asme zatrzymała ją ruchem ręki.

— Czuję się dobrze. Boli mnie brzuch, jakby mnie rozerwało, ale jest dobrze. — Asme przytrzymała się okiennicy, omal nie upadając.

Spoglądnęła spokojnie na staw.

— W całym mieście mówią o tobie... — Elaris spojrzał na nią ucieszonym wzrokiem, na co usta Asme powędrowały do góry. — Zabiłaś go, cholera! Uściskałbym cię, ale  szwy ci pójdą. Jesteś wielka! Jeszcze ta burza śnieżna... Ludzie patrzyli na was z okien, ale każdy bał się wyjść. Zamieć. Tak cię okrzyknęli. Jakaś starsza kobieta znalazła cię, gdy się uspokoiło. Zobaczyła twój zakrwawiony wisior. W mieście wybrzmiał dzwon. Władza Oxenfurcka chce cię widzieć. Są pełni podziwu. 

Asme pokiwała głową. Wzięła głęboki wdech, po czym ruszyła do przodu.

— Muszę załatwić ostatnią rzecz. Po tym, spotkamy się tutaj i wszystko wam opowiem. — Chcieli zaprotestować, ale wiedzieli, że nie było sensu.

Rudowłosa otworzyła drzwi i wolnym krokiem zaczęła iść przez most. Wzrok mieszkańców na niej spoczął. Na brudnej od krwi kobiecie. Słyszała szepty, choć nie była w stanie usłyszeć co mówią. Gdy minęła most, zaczęła iść w stronę starej karczmy. Trzymała się cały czas za bok brzucha, której rana niesamowicie ją piekła. Choć podróż tam zajęła jej długo,  to czuła satysfakcję, gdy zobaczyła na wpół spaloną karczmę. Na ziemi nadal leżał popiół. Część dachu ledwo się trzymała, a okna były wybite. Po upływie tylu dni, w powietrzu dalej czuć było zapach spalenizny. Grupa chłopów zagrodziła jej wejście, zanim zdążyła wejść do środka.

— Tam wstępu nie ma. Zakazano — powiedział jeden z nich.

— Nie obchodzi mnie co zakazano — odparła zmęczonym głosem. — Zabiłam Lennarta i domagam się wejścia do środka. 

Mężczyźni spojrzeli jedno na drugiego, po czym odsłonili przejście. W środku cuchnęło popiołem. Stoły spłonęły, a po barze nie było śladu. Jednak jedyne drzwi, które oczekiwała, że będą stały, oprócz delikatnego przypalenia, były prawie nienaruszone. Asme pchnęła je mocno. Biuro Larennsa. Zaczęła przeszukiwać je, aż wreszcie znalazła skrzynię pod biurkiem. Otworzyła ją, a ku jej oczom ukazała się duża kupa medalionów. Wiedziała, że to tylko garstka tego, co posiadał. Wygrzebała te z symbolem wilka. Nim się odwróciła to usłyszała głosy. Ale te głosy znała bardzo dobrze. Odwróciła się w ich stronę, wyciągając w ich stronę ręce z medalionami.

— Powinniście to powiesić w Kaer Morhen, panowie — oświadczyła głośno.

Dwójka wiedźminów spojrzała na nią z wzrokiem pełnym zaskoczenia. Lambert pierwszy raz był na skraju płaczu. Ruszył w jej stronę i pomimo rany, pozwoliła mu się przytulić. Przygarnął ją mocno do siebie. Eskel stał dalej w przejściu. Nieruchomo. Asme odsunęła się od brata i wbiła wzrok w bruneta. 

— Mówiłam, że idę coś naprawić, wiedźminie. Teraz mi wierzysz? 

Eskel zacisnął wargi i po sekundzie podszedł do niej, mocno ją przyciskając do siebie. Asme rozpoznała ten charakterystyczny zapach potu, żelaza i skorocelu. 

— Gdybyś zginęła... Nie wiem co bym zrobił — Lambert wyznał szczerze.

— A jednak mi się udało.  Ta mała, drobna śnieżynka z Kaer Morhen dała radę. Naprawiłam to, co musiałam. Teraz czuję się spokojna — odpowiedziała mu, opierając się o biurko. — Możesz nas zostawić na chwilę, Lambercie?

Lambert popatrzył na nich niepewnie, ale niedługo później opuścił pokój.

— Musisz przyjąć moje szczere przeprosiny, Wiedźminie. — Jej wzrok umknął w bok.

— Muszę? Nie mam wyboru? — Przymrużył oczy, chociaż w głębi serca żartował. Asme pokiwała głową. — W takim razie dobrze. Wybaczam ci wszystkie krzywdy, medyczko.

— To dobrze. — Uśmiechnęła się. — Bo w innym wypadku nie mogłabym zrobić tego.

I ruszyła w jego stronę. Objęła go ramionami i przycisnęła swoje usta do jego. Wiedźmin wcale nie protestował. Wbił rękę w jej włosy. Po chwili odsunęła się od niego. Eskel rozczochrał jej włosy, następnie założył rękę na jej ramieniu.

— Choć, Zamieć. Mamy kilka rzeczy do zrobienia. 

Powiedział. I ruszyli z cieknącej zapachem dymu karczmie. 



                                                                                                   ✤


Zapiski notatek Xaviera Dhyn'vea. Wpis o Zamieci.

Data 10.12.1230 rok

I była sobie pewnego rodzaju zamieć. Ale nie zwykła zamieć. Tylko kobieta. Medyczka, wojowniczka i przywódczyni nowego klanu Hv'ynn. Mówiono o niej również śnieżyczka, choć jej imię prawdziwe było Asme. O jej wczesnym życiu wiadomo niewiele, jednak czyn jej wszedł na skalę światową. Mówiono o niej jako tej o  sercu szczerym. Dostała odznakę Oxenfurcką zasług miasta, kładąc kres organizacji łowieckiej Wiedźminów. Przysłużyła się również obronie statku Czarnej Perły, pomogła w ataku na zamek Redanii. Pokochała rzekomo wiedźmina, którego miała zabić, chociaż informację o tym bywają różne i zaplątane. Zmarła w wieku lat pięćdziesięciu lat na nieznaną wysypkę zza Gór Sinych. 



Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną podczas pisania tego specjalnego dla mnie opowiadania.

Ktoscalkieminny

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro