*8*
Komentarzyk :)??
***
Sam Winchester czuł się jak zdrajca siedząc z Gabrielem i wspominając, co śmieszniejsze momenty z przeszłości. Niby nie robił nic złego, ale ten archanioł sporo namieszał w ich życiu, ale jakoś tak dziwnie dobrze czuł się w jego towarzystwie. Swobodnie. Nie widział potrzeby uważania na słowa czy udawania kogoś, kim nie jest. To odświeżające uczucie: przestać grać. Na co dzień kłamał więcej niżby chciał. Podczas polowań to było nieuniknione, ale też bardzo męczące. Czasami sam gubił się w tym, kogo tym razem udaję: agenta FBI czy może gościa od ubezpieczeń, czy jeszcze kogoś innego.
- Najgorszy kamuflaż, jaki mieliście?- Zapytał blondyn z wyraźnym zaciekawieniem.
- Nie mam pojęcia... ty wiesz ile tego było?- Mimowolnie uśmiechnął się przypominając sobie niektóre ich głupie czy ryzykowne zagrania.
- No na pewno jakaś postać przysporzyła ci kłopotów...- Gabriel wyglądał na szczerze zaciekawionego.
- Przebranie się za księdza było dla mnie odrobinę niekomfortowe- Gabe ledwo powstrzymywał śmiech wyobrażając sobie tego dwumetrowego faceta w sutannie. Gdzie oni w ogóle znaleźli taki kawałek kiecki?- Praca na ranczu też nie należała do moich ulubionych, ale to jeszcze dało się znieść.
- Mieliście takie kowbojskie kapelusze?- Sam skinął głową- och założę się, że akurat tobie pasował.- Winchester tylko prychnął i pokręcił głową przecząco.- A coś, co śni ci się, jako koszmar do tej pory?
- Ze wszystkich tych kamuflaży najgorzej wspominam ten gdzie przez Deana i jego pomysły musieliśmy udawać striptizerów- Tym razem archaniołowi nie udało się powstrzymać szaleńczego rechotu.
- Bawiłeś się w Magic Maika?- Brunet przewrócił oczami, bo to było takie przewidywalne, że Gabrielowi akurat to przypadnie do gustu.- Zrzucanie ciuchów, seksowny taniec i wieczory panieńskie?
- Obyło się bez moich marnych popisów tanecznych i gubienia ubrań... chociaż Dean i tak zabawił się z przyszłą panną młodą.- Odpowiedział Sam z lekkim rozbawieniem. Musiał przyznać, że z perspektywy czasu to nawet było zabawne doświadczenie. Chociaż chyba nie chciałby rozważać kariery chippendalesa. Zdecydowanie za dużo brokatu, olejków do ciała i cholernie niewygodna bielizna, a na dodatek tłum wrzeszczących kobiet był gorszy nawet od lewiatanów czy Amary.
- Twój bart jest niereformowalny... przypomina mnie sprzed tej całej akcji z apokalipsą. Chociaż może teraz wreszcie dotrze do niego, że szuka szczęścia tam gdzie nie powinien.- Archanioł brzmiał na dziwnie poważnego i to odrobinę zbiło sama z pantałyku, bo ten gościu nigdy nie brał nic na serio. Całe jego życie składało się z żartów i dowcipów. Taka wersja Gabriela była obca, ale jednocześnie o wiele bardziej podobała się brunetowi i to mogło mieć dla niego zgubnie skutki.
- Próbujesz mi wmówić, że ty się zmieniłeś i nie sypiasz już z przypadkowymi pogańskimi boginiami?
- Tak jest... od dłuższego czasu mam celibat.- Blondyn skrzywił się lekko na ostatnie słowo.
- Ojciec na to też dał ci szlaban?- Zakpił Winchester.
- Nie-e Sammy. Zakochałem się...
-No to, w czym problem? Czyżby panna cię nie chciała?
- Ty mi powiedz słońce?- Oczy archanioła uparcie wpatrywały się w niego, a po pewnym czasie stało się to nieco peszące. Cisza zaczęła być niekomfortowa, a powietrze wokół nich aż drgało od napięcia.
- Skąd niby ja mam to wiedzieć?- Udało mu się zachować lekki swobodny ton.
- Bo to w tobie się zakochałem Sammy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro