*6*
***
Sam budzi się z potwornym bólem głowy i zamyka oczy w sekundę po ich otwarciu, bo światło jest zbyt ostre i powoduje, że ma ochotę schować się na jakąś dekadę w piwnicy. Chwilę zajmuję mu przypomnienie sobie, co tak właściwie było przyczyną utraty przytomności. No tak: Dean i jego pożyczone skrzydełka.
Normalnie starszy Winchester bywa palantem, ale tym razem to już przesadził! Czy może jednak nie? Postrzelenie własnego brata ostrą amunicją prosto w zadek było bardzo niefortunnym wypadkiem i dla Deana raczej bolesnym. Jednak on na pewno nie rzuciłby nikim o ścianę! Przecież do jasnej cholery nie zrobił mu tego specjalnie...
- Księżniczka się obudziła?- Zapytał ktoś z lekką kpiną, ale też jakby z czułością... co do licha? Sam mógłby przysiąc, że kojarzył skądś ten głos.
- Mhm- Mamrocze żeby dać znać, że żyję.- Moja głowa! Dean jak mogłeś?!- Ponowił próbę otwarcia oczu, ale obraz nadal mu się rozmazywał. Poczuł jak ktoś przyłożył mu do czoła dłoń i po sekundzie wszystkie dolegliwości zniknęły.
- Sammy?- Oj chyba nie wszystkie, bo najwyraźniej zostały mu halucynacje.- No dalej wielkoludzie.- Słyszy Gabriela i opcję są trzy: umarł, zwariował albo ten dowcipniś cały czas żył i podśmiewał się z nich.
- Dean?- Może to brat za pomocą nowych zdolności jakoś zmienił głos.
- Nie-e cukiereczku.- Samuel otworzył ślepia i przekonał się przy łóżku na niewielkim stołku siedzi archanioł z lekko skruszonym wzrokiem i nieśmiałym uśmiechem- Cześć?
- Aaaaaaaaaaaaaa! Zwariowałem?!- Wrzasnął zrywając się na równe nogi.
- Nie, Nie spokojnie ja żyję...
- Żyjesz?
- Taaa, można tak powiedzieć.- Sam tylko usnuł brwi oczekując dalszych wyjaśnień.- Tatusiek mnie ocalił, ale też przyskrzynił. Powiedzmy, że miałem szlaban na kontaktowanie się z wami.
- Za co?
- Za spieprzenie z nieba, za robienie sobie jaj z ludzi, za udawanie Lokiego. Mógłbym wymieniać długo, ale to najpoważniejsze zarzuty.
- Wiesz... to trochę nawet logiczne.- Gabe spojrzał na niego urażony- No, co się boczysz? Przykładem do naśladowania to ty nie byłeś. Ostatecznie wybrałeś nasza stronę, ale na początku naszej znajomości to zatłukłbym cię na śmierć jakby tylko się dało...
- Auć? Za co?!
- Za przeżywanie śmierci Deana tyle razy... Masz braci jakbyś się czuł jakby ktoś zmusił cię do patrzenia jak umierają w najbardziej makabryczny i bolesny sposób?
- Bolałoby bardzo... Chyba należą ci się przeprosiny
- Po takim czasie Gabe?- Winchester pokręcił głową z politowaniem.- Odpuść. Było minęło, ale spróbuj wrócić do bycia takim popieprzonym dowcipnisiem a znajdę sposób na skopanie ci tyłka.
- Umowa?
- Umowa.- Potwierdził .- Właściwie to gdzie my jesteśmy? Na pewno nie w bunkrze?
- U mnie...
- Co? Dlaczego?! Odstaw mnie do domu Gabriel!
- Ale Sammy no!- Zawołał z oczami smutnego szczeniaczka blondyn.- No!
- Wpadnij czasem, ale teraz naprawdę muszę spadać. Dean jakimś cudem przejął skrzydła Casa i nie mam pojęcia, jakim cudem ani jak to odkręcić.
- Uhm- Archanioł wcale się nie zarumienił. Wcale. Ani trochę.
- Gabriel zapytam tylko raz: czy to twoja sprawka?
- Pomysł może i mój, ale realizacja należy do wszechmogącego...
- czemu Bóg miałby zamienić mi brata w anioła, a Casa w człowieka? Jaki w tym sens?
- Dean-o nie docenia tego, co mój młodszy braciszek dla niego robi!- Warknął blondyn nagle wyglądając na przejętego... - Czas żeby na jakiś czas rolę się odwróciły.
***
Sorki za ewentualne błędy :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro