*3*
***
Gabriel okropnie się nudził na swoim przymusowym urlopie. Po tym jak Lucifer go dźgnął był pewien, że to koniec. Amba Fatima był Gabe i go nie ma. Jakie więc było jego zdziwienie, gdy otworzył oczy i pierwsze, co zobaczył to tego zdziwaczałego proroka. Niestety on jak o on musiał palnąć jakąś głupotę i zanim się zorientował część jego mocy została zarekwirowana przez tatuśka, który cały czas ukrywał się za tą nieco niedołężną postacią.
Spędził dwa miesiące ze staruszkiem i teraz z całą pewnością może utożsamiać się z każdym buntowniczym nastolatkiem na Ziemi. Jego indywidualizm i własna inwencja zostały stłumione przez autorytet i władzę rodzicielską.
Najgorsze było w tym wszystkim, że mógł sobie tylko pomarzyć o ponownym pojawieniu się w życiu Winchesterów. Nie żeby jakoś szczególnie tęsknił za zgryźliwymi komentarzami wiewióra jednak Sam to była już zupełnie inna historia. Niestety tatulek uznał, że szlaban na stalkowanie tej dwójki będzie idealną karą za jego drobne grzeszki. Gabriel mógł się założyć o swój całkiem nie mały majątek, że wielki stwórca zdaję sobie sprawę z jego słabości do Samanthy.
Został, więc zdegradowany do roli przynieś, wynieś pozamiataj. On Archanioł Gabriel został sprzątaczką Chucka, inaczej zwanego Bogiem lub czcigodnym ojcem. Nie miał zbyt wiele do gadania, jeśli chciał kiedykolwiek odzyskać pełnie swoich sił.
Jego jedyną rozrywką były wizyty króla piekła, który przez to cholerne zamieszanie z Metatronem i znamieniem Kaina był częstym przymusowym gościem u Winchesterów.
Tylko dzięki niemu wiedział, co dzieję się u Drużyny wolnej woli. Gdy Crowley wspomniał, że ten marny kmieć użył jego wizerunku w jednej z wizji które miały namieszać Castielowi w głowie aż spurpurowiał. Może nie okazywał tego jakoś wylewnie, ale naprawdę przejmował się tym naiwnym braciszkiem.
***
Może właśnie, dlatego skończyli jak skończyli. Archanioł za dobre sprawowanie odzyskał część swoich mocy i mógł niezauważony obserwować swój obiekt obsesji, a przy okazji też załapać się na codzienne odcinki serialu „Dean i Cas- dwaj ślepi idioci". Obaj grali obojętnych, a anioł to już w ogóle był mistrzem. Jego twarz była tak ekspresyjna jak kawałek skały... jednak, gdy Dean robił jakiś niespodziewany gest taki jak choćby dotknięcie jego ramienia to biedny Castiel wyglądał jak Palczak madagaskarski po przejażdżce na rollercoasterze.
No i Gabe w swojej wspaniałości i przypływie natchnienia postanowił nieco pomóc młodszemu. Jednak Cas był oporny na wszelkie zrządzenia losu czy delikatne sugestie od wszechświata, a o wiewiórze to już wcale lepiej nie wspominać. Nawet niemowlę szybciej załapałoby o co chodzi niż ten tutaj osobnik w trybie samca alfy. Starszy Winchester panikował na samo zasugerowanie, że może odczuwać coś w rodzaju pociągu seksualnego do innego faceta, a jeśli Sam w żartach wspominał o Castielu to zdenerwowanie blondyna osiągało maksymalne noty, co groziło przegrzaniem się jego mózgu i chwilowym wyłączeniem z rzeczywistości najczęściej za pomocą taniej whisky albo galonów piwa.
***
Tego wieczoru usłyszał kilka urwanych myśli Castiela w tym tą o piesku obronnym i pragnieniu chwilowej ucieczki od świata i jego problemów. Uśmiechnął się złowieszczo.
- Twoje życzenie Cassie.
- Co ty kombinujesz znowu synu?- Usłyszał gdzieś z tyłu. Mógł się spodziewać, że ma na głowie kontrolę rodzicielską.
- Nic wielkiego ani trwałego. Male zamieszanie... Castiel chce odpocząć, a oni tego nie widzą.
- Hm? Może wcale to nie taki zły pomysł. Tylko trzeba ich pilnować żeby nie narobili jakiegoś bałaganu. Tylko oni potrafią tak namieszać, że nawet ja głupieję...
- Zgłaszam się na ochotnika.- Odpowiedział od razu.- Bardzo chętnie podejmę się tego zadania.
- Tak? Ale zdajesz sobie sprawę, że to nie będzie polegało na łażeniu krok w krok za Samem ze szczenięcym wzrokiem i rzucaniem w niego seksualnymi aluzjami, prawda?
- Jak ty mnie dobrze znasz...
- Gabrielu! Jeśli mam wyrazić zgodę na twoją małą intrygę muszę być pewny, że będą bezpieczni. Jeśli nie to wracasz ze mną i kontynuujesz swoje codzienne rutynowe zajęcia.
- Dobrze, już dobrze!- Zawołał spanikowany, bo za nic w świecie nie chciał wracać do starych obowiązków. Ponieważ powiedzmy sobie szczerze miał większe aspirację niż bycie pokojówką Boga do końca wszechświata, a na dodatek Chuck był bałaganiarzem na taką skalę, że nic dziwnego, że gdzieś po drodze zgubił Atlantydę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro