*2*
***
Dean swoim nowym ulepszonym głosem zdemolował pół motelu, w którym się zatrzymali. Dlatego musieli się natychmiast ewakuować. Problem w tym, że Castiel pozostawał nieprzytomny bez względu na to, jakich jak mocno bracia próbowali go ocucić.
- Czy on odsypia wszystkie te lata, przez które nie spał czy jak do cholery?! - warknął zniecierpliwmy blondyn.
- Nie mam pojęcia... Nigdy wcześniej nie spotkałem ex anioła... - Westchnął młodszy i po prostu przerzucił sobie nieprzytomnego przyjaciela przez ramie jak worek ziemniaków i skierował w stronę drzwi. - Weź nasze bagaże - Dodał.
Na korytarzu znajdowało się sporo osób, które uciekły ze swoich pokoi po tym jak okna eksplodowały. Właścicielka próbowała jakoś uspokoić rozwrzeszczanych i wkurzonych gości.
- Błagam powiedzcie, że jest zalany w trupa, a nie faktycznie ubił go ten dziwny wybuch? - Jęknęła, patrząc na bezwładne ciało zwisające z barków wyższego Winchestera.
- Tak... kolega trochę przesadził. - Potwierdził gładko Sam zanim starszy zdążył się, chociaż uśmiechnąć w stronę kobiety. - Chcielibyśmy się jednak wymeldować.
***
Godzinę później byli już w drodze do bunkra. Polowanie zrzucili na głowę znajomemu łowcy, który kręcił się w okolicy. Oczywiście nie zdradzili, dlaczego. Młodszy zasugerował tylko mężczyźnie, że brat uległ wypadkowi i jest niezdolny do dalszego polowania.
- Ciekawe jak długo tak zostaniecie? - Mruknął pod nosem, ale i tak został za to zmierzony zirytowanym spojrzeniem. - No co?
- Najpierw może spróbujmy go jakoś obudzić, co? - warknął starszy. - Największe szanse na wyjaśnienie czegokolwiek związanego z tą sytuacją ma ten dzieciak w prochowcu. Niestety jak na razie nie wykazuje żadnych chęci współpracy, tylko bawi się w cholerną śpiącą królewnie!
- Więc może... - Sam w porę ugryzł się w język i tylko zaśmiał się pod nosem.
- Może: "co", Sammy? - Blondyn patrzył na niego ze zmrużonymi oczami i groźną miną. - Dokończ.
- Uhm... wiesz jak książę obudził księżniczkę. - wykrztusił - Spróbuj sprawdzonych sposobów. - Na końcu zdania parsknął śmiechem, ale szybko przeszło to w syk, kiedy pięść Deana zderzyła się z ramieniem, które i tak już miało sporo siniaków. Dodatkowo wiewiór miał teraz całkiem sporo anielskiej pary, nad którą chyba nie umiał jeszcze odpowiednio panować.
Jakimś cudem, Castiel przespał całą pięciogodzinną drogę do domu oraz, to jak przy wyciąganiu go z samochodu zahaczyli jego ulubionym płaszczem o drzwi i odrobinę go rozdarli. Drzemał sobie w najlepsze z lekkim uśmiechem na ustach i równym oddechem kolejne dwanaście godzin. Podczas gdy oni czuwali i szukali we wszystkich możliwych księgach pozostawionych przez ludzi pisma jakichkolwiek wzmianek o kimś, komu w niewyjaśnionych okolicznościach wyrosły skrzydła. Jednak nic to nie dało. Dean był pierwszym w historii ludzkości, który otrzymał niespodziewany prezent.
- Weź spróbuj no nie wiem... coś zjeść albo teleportuj się do swojego pokoju? - zasugerował brunet podczas jednej z krótkich przerw w czytaniu.
- Okay... - Starszy też już miał dosyć tkwienia w miejscu i wpatrywania się w kolejne książki. To przecież nie może być nic trudnego, skoro Cas cały czas używał anielskiego ekspresu, prawda?- No to lecimy! - Zacisnął powieki i wyrzucił pięść w górę, naśladując jakiegoś bohatera komiksów.
- Uhm... nadal tu jesteś. - Poinformował go Sam.
- Widzę - mruknął uchylając oczy.
- Może to bardziej jak praca mózgu? Przenoszenie się siłą woli. Spróbuj wyobrazić obie swój pokój i jakby wejść do niego. - Blondyn chwilę patrzył przed siebie, a sekundę później rozpłynął się w powietrzu.
- Kurwa! - Sam pognał do sypialni brata omal nie wywracając się po drodze kilkakrotnie, bo niedobór snu i zdenerwowanie wywołało u niego silne zawroty głowy.
Z rozmachem otworzył drzwi, ale przywitała go tylko pustka.
- Dean?
Odpowiedziała mu cisza. Zaczął się lekko niepokoić. Może to jednak nie był jeden z jego najlepszych pomysłów: zasugerować Deanowi wycieczkę po wymiarach bez mapy i instrukcji jak się powinno tam poruszać.
Co będzie jak ten matoł tam utknie?
Usłyszał szmer gdzieś za sobą i odwrócił się z zamiarem wygłoszenia kolejnego kazania temu idiocie, który prawdopodobnie cały czas gdzieś tutaj był i tylko podśmiewał się z jego strachu. Jednak, gdy zerknął na źródło dźwięku zamiast kpiarskiego uśmieszku Deana, dostrzegł bardzo zdezorientowanego i przestraszonego Castiela.
- Sam? Co się stało... dlaczego jesteśmy w bunkrze? Nie słyszę moich braci... wszystkie moje zmysły są osłabione.
- Cas... Spokojnie. Nie wiemy, co się stało, kiedy się obudziłem ty leżałeś nieprzytomny na motelowej podłodze, a mój brat powoli wpadał w histerie.
- Gdzie Dean? Ktoś zabrał mi moją łaskę... nawet nie wiedziałem, że to możliwe bez zabicia mnie.
- Uhm... tu mamy kolejny problem. Nikt tego nie zrobił specjalnie.
- Sam, co ty próbujesz powiedzieć?
- Dean ma twoje skrzydła. - Sam zaczął wyrzucać z siebie pojedyncze urwane zdania. - Nie zabrał ci ich. Obudził się taki. Rozpieprzył swoim głosem pół motelu. Wszystko, co było szklane rozbiło się w drobny mak. Przekazaliśmy sprawę, komu innemu i od dwudziestu godzin szukaliśmy odpowiedzi na to, co wam się przytrafiło.
- Nic nie znajdziecie... To nigdy wcześniej się nie zdarzyło. - Powiedział były anioł. Jego oczy przypominały spodki od filiżanek a bladość sugerowała, że jeszcze chwila i znowu odleci do krainy snów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro