*13*
Błędy nie sprawdzane zbyt dokładnie...
***
Castiel zdecydowanie lubił bycie człowiekiem, ale zdarzyło mu się że odrobinę tęsknić za swoimi skrzydłami i możliwościami jakie daję łaska. Patrzył na Deana radzącego sobie z nowymi zdolnościami i mimowolnie uśmiech wypływał na jego twarz.
Winchester był bardzo zdeterminowany by nauczyć się jak najwięcej z bycia aniołem dopóki jeszcze ten nagły prezent od losu nie został mu zarekwirowany. Nie wszystko było tak proste jak wydawało mu się, to wcześniej, gdy obserwował Casa. Przyjaciel czasami udzielał mu drobnych wskazówek jak sobie z czymś radzić. Najpierw zapytał o, to jak wyciszać anielskie radio, bo ten ciągły jazgot w głowie doprowadzał go do szału. Pozostałe umiejętności nie wzbudzały w nim takiej niechęci, ale tysiące szeptów wypełniające mu czaszkę sprawiały, że czuł się jak uciekinier z wariatkowa. Nie mógł się na niczym skupić i ciągle coś wybuchało, albo rozsypywało się na części pierwsze.
- Cas? Widzę ten twój uśmiech... odrobinę mnie przeraża.
- Um, co? - mruknął zamyślony brunet.
- Zastanawiam się jak bardzo się ze mnie nabijasz po cichu?
- Dean! Mówiłem już, że radzisz sobie lepiej niż ja na początku.
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, a już szczególnie po tym jak gapisz się na mnie tym swoim przerażającym, prześwietlającym wzrokiem i uśmiechasz się jak hipis po spaleniu zioła.
- Może po prostu lubię na ciebie patrzeć. - Castiel wywrócił zirytowany oczami. Okay, to było nowe. Zarówno gest jak i treść wypowiedzi.
- Serio? - Winchester skrzywił się na brzmienie własnego głosu, bo nadzieja i lekka desperacja aż promieniowały z każdej zgłoski.
- Hm? - Castiel popatrzył na niego nieco uważniej i Dean poczuł jak ciarki wędrują wzdłuż jego kręgosłupa. Oczekiwanie wprawia całe jego ciało w dziwne drganie.
- Tak. - to dziwne jak takie jedno małe niepozorne słowo może wywołać ogromną lawinę uczuć. Niedowierzanie, zaskoczenie, lęk, ulgę i radość tak ogromną, że miał ochotę piszczeć jak nastolatka przed swoją pierwsza randką.
- Dlaczego?
- Dlaczego lubię na ciebie patrzeć? - Upewnił się brunet, a Winchester skinął głową. - To trochę trudno wyjaśnić... od początku łączyła nas więź i z czasem ona nieco się zmieniła. Ostatnio twój brat próbował ze mną o tym rozmawiać i mimo, że wtedy nie rozumiałem do czego zmierza...
- Zabiję go. - Syknął łowca pod nosem.
- Niby dlaczego? - Mina Casa wyrażała całkowite zdezorientowanie.
- Nie powinien się wpieprzać w nie swoje sprawy. Dlatego.
- Rzecz w tym, że on miał rację Dean... to jak na ciebie reaguję nie jest często spotykane wśród aniołów. Nie wielu z nas upada w ten sposób. Częściej przez pychę i zbytnią arogancję, lekceważenie powierzonego nam zadania... Jednak kilku z moich barci porzuciło niebo dla człowieka.
- Tak? I ty też... nie możesz już wrócić na chmurkę? Przeze mnie?
- Nie chcę, a to różnica. Tutaj mam wszystko, co ma znaczenie dla mnie. - na kilka minut zapadła cisza i żaden z nich nie wydawał się zainteresowany czymkolwiek innym niż wpatrywaniem się w twarz tego drugiego.
Winchester powoli: krok za krokiem zbliżał się do przyjaciela. Zatrzymał się dopiero gdy miał go na wyciągnięcie ręki.
- Powiedz to. - Poprosił cicho Castiel
- Cas... - blondyn zawahał się, bo jego latami ukrywane ja niekoniecznie widziało jak wydostać się na powierzchnię. Od zawsze miał problem z wyrażaniem uczuć... - przecież wiesz.- jęknął prosząco i wcale nie był zadowolony z tego, że brzmiał jak zdesperowany gówniarz. - Castiel. zako... nie. Jesteś dla mnie... nie KURWA - Dean nerwowo szarpnął za włosy. Nie mógł uwierzyć, że ten o to naiwny i nieco dziwny facet zredukował go do poziomu jąkającego się półgłówka.
- Po prostu powiedz.
- Cwaniak. - Syknął zirytowany.
- Może powinienem zrobić to pierwszy...
- NIE! CAS TY ANIELSKI ŚWIĘTOSZKOWATY GAMONIU KOCHAM CIĘ!
- Ja ciebie też. - odpowiedział o wiele ciszej, ale z radosnymi iskierkami w oczach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro