Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*12*


Jak tam niedziela kochani czytelnicy? :)

U mnie leje od rana tak, że nawet nie chce mi się wychylać nosa za drzwi...


***


- Słyszysz coś?- Zapytał Chuck Crowleya.

- Nic, a nic!- Sapnął zirytowany.- Co oni się tam pozabijali, czy jak? Taka martwa cisza jest złowieszcza.

Chwilę gapili się na siebie starając się bez słów porozumieć który ma robić za zwiadowcę i zerknąć na to, co się dzieję z Samem i Gabrielem. W końcu Crowley prychnął niczym rozdrażniony kocur i wślizgnął się do środka korzystając ze swoich demonicznych zdolności by zrobić to cicho i dyskretnie. Tak szybko jak tam wpadł to równie szybko się stamtąd ewakuował. Jednak i tak było za późno... wyrządzonej szkody nie dało się cofnąć, a obrazek jaki zastał w sypialni Gabriela z pewnością zostanie z nim na długo.

- Moje oczy! Matko boska!- Wrzasnął pojawiając się z powrotem obok bardzo rozbawionego Chucka.- Wódki! Dajcie mi wódki! Albo lepiej trochę krwi jakiejś zakonnicy... Po co ja tam zaglądałem?- Spojrzał groźnie na trzęsącego się ze śmiechu Boga.- A ty czego rżysz! Wszystko twoja wina! Teraz mam ochotę wyszorować sobie gałki oczne pumeksem!

- Ojoj biedne demoniątko - zakpił Bogu - Taki mały, niewinny Król Piekieł.

- Tylko nie mały ty nadęty, zadufany w sobie tatuśku od siedmiu boleści! - Wrzasnął Crowley - Jestem niski, a nie mały!

- Jasne, jasne...


***

Tymczasem Gabriel i Sam byli zbyt zajęci sobą żeby zwracać uwagę na dziwne wrzaski gdzieś za drzwiami. Niech się dzieję wola nieba... toż to przecież Bóg jest. Chyba poradziłby sobie z jednym Królem piekła bez ich wsparcia, prawda?

Archanioł cieszył się tym na, co czekał cierpliwie tak długo. Dzięki pewnej sztuczce wkurzonego ojczulka w obrębie domu i podwórka był niemal człowiekiem. Jego moce były przytłumione, ale jednocześnie wszystkie ludzkie uczucia stawały się intensywniejsze.

Zresztą on, podobnie jak Castiel zawsze różnił się od swoich braci. Przede wszystkim żył naprawdę, a nie tylko egzystował ze stulecia na stulecie. Dla niego każdy dzień czy godzina były istotne. Żył pośród ludzi by zdążyć zapoznać się ze wszystkimi ich słabościami i namiętnościami, ale nic z tego czego doświadczył nie umywało się nawet do tego, co wyprawiał z nim cholerny Sam Winchester. Archanioł początkowo brał to za przekleństwo, bo przy brunecie cała jego pewność siebie i gra aktorska gdzieś się ulatniała. Przy samie był tylko zwykłym sobą.

Niechętnie przerwał któryś z kolei już pocałunek wyższego i nieco niepewnie zapytał.

- Co to wszystko oznacza?

- A czego tak naprawdę chcesz Gabe? - Winchester sam był zaskoczony tym ile wiary miał w szczerość archanioła.

- Ciebie... na wieczność, ale nie mam pojęcia czy ty zechcesz prawdziwego mnie. Bez maski Lokiego czy Trickstera nie czuję się zbyt dobrze. Mogę czasami być rozczarowujący... szczególnie teraz gdy Chuck odciął mnie od większości moich zdolności. Tutaj w tym domu jestem niemal człowiekiem.

- Tak?- Pyta zaskoczony Sam, a szeroki uśmiech natychmiast pojawia się na jego twarzy.

- Uhm... więc jak widzisz- Odsuwa się nieco od wyższego i rozkłada ręce na boki - Nic szczególnego.

- Moja opinia bardzo różni się Gabe...- Wymruczał Winchester przybliżając się z powrotem do blondyna - Ja widzę fajnego faceta, który dosłownie umarł żeby ratować świat... nieco zagubionego to fakt, ale to nie tak, że mnie nie zdarzyło się popełniać błędów. Żaden człowiek nie jest nieomylny. Lubie cię takiego jaki jesteś i zawsze doskonale radziłem sobie z rozpoznawaniem tych twoich gierek... nie mogę powiedzieć żebym tęsknił za którąś twoją rolą, bo szczerze obie są nieco wkurwiające.

- Hej?!

- Zakochałem się w tej cząstce ciebie, która jest Gabrielem... nie istotne czy z anielskim skrzydełkami czy bez. - Uważnie obserwował twarz blondyna, wyłapując każdą pojedynczą emocję: szok, zaskoczenie, niedowierzanie - Mam powtórzyć? Tak, Gabe zak...- No i na tym zakończył, bo archanioł skutecznie uniemożliwił mu mówienie.

Całowali się już wcześniej, ale to było o wiele odważniejsze i zmysłowe. Łączące się języki i nacisk ostrych zębów na delikatnych, wrażliwych wargach. Ręce błądzące po ciałach i dreszcze przebiegające po kręgosłupach.

Oderwali się od siebie i chwilę trwali patrząc na twarz drugiego, i ciesząc się tym, co właśnie się między nimi zaczynało.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro