18.
- ŻE CO POWIEDZIAŁEŚ?! - Wrzasnęła Marinette, gdy opowiedziałem jej co zaszło w piekarni - CO CI STRZELIŁO DO GŁOWY?! - Złapała się za czoło.
- Taki żarcik - Zaśmiałem się niepewnie.
- ŻARCIK?! JA CI DAM ZARAZ ŻARCIK! LEPIEJ SIĘ CIESZ, ŻE JESZCZE ŻYJESZ! - Popchnęła mnie i pobiegła do swojego pokoju.
Dziewczyna miała trochę siły, więc poleciałem do tylu i uderzyłem głową o blat kuchenny. Trochę zakręciło mi się w głowie. Po chwili zakradłem się do klapy i podsłuchałem kawałek rozmowy.
- Alya, to naprawdę nie tak jak myślisz! - Tłumaczyła Marinette - On przyszedł tylko złożyć zamówienie na nowy szalik dla swojego kanarka, naprawdę! - Wymyśliła szybko wymówkę.
- Marinette, wiesz, że koty jedzą kanarki? - Zapytałem wchodząc do pokoju.
- Kocie! - Warknęła na mnie ściszając głos - Co? Nie, wcale nie ma u mnie Czarnego Kota. Za 2 minuty? Jasne, nie ma problemu. To do zobaczenia! - Dziewczyna rozłączyła się i pospiesznie odłożyła telefon.
Marinette zaraz po tym złapała mnie za rękę i bez słowa zaprowadziła na balkon. Jej wyraz twarzy wskazywał na to, że za moment prawdopodobnie przelecę na drugą stronę barierki.
- Panu już podziękujemy - Powiedziała z przekąsem i weszła do środka zamykając za sobą klapę.
Muszę przyznać, że trochę mnie to zszokowało. Jeszcze nigdy nie widziałem u niej takiego zachowania. Spodziewałem się bardziej okładania poduszką lub rzut doniczką. Nawet bylem przygotowany na targanie za ucho, ale tym razem udało jej się mnie zaskoczyć. Po prostu wyrzuciła mnie z domu. Zapukałem do klapy, lecz nie otrzymałem odpowiedzi.
- Marinette! Proszę otwórz klapę - powiedziałem nie przestając pukać - No już nie złość się na mnie! - Nadal nie otrzymałem odpowiedzi - Przepraszam, okej? - Westchnąłem i odsunąłem się od klapy.
Usiadłem na leżaku i zacząłem wpatrywać się w gwiazdy. Było zdecydowanie za cicho. Wypowiedziałem formułkę detransformacji, a po chwili obok pojawił się mój mały pożeracz camembertu.
- Daj żarcie - Rozkazało wiecznie głodne kwami.
- Masz - Westchnąłem i podałem mu kawałek sera - Myślisz, że się obraziła? - zapytałem zmartwiony.
- A czego się spodziewałeś dzieciaku? Powiedziałeś jej przyjaciółce, że zaprosiła cię na noc do siebie i właśnie jesteście w trakcie cimcirimcim fifarafa. Też bym się obraził - Odpowiedział nie przestając pałaszować serka.
- Racja - Zamknąłem oczy - Jestem głupi.
- Wow! Nareszcie zdałes sobie z tego sprawę - Pogratulował Plagg.
- Nie pomagasz, Plagg - Mruknąłem.
- A w czym mam ci niby pomóc? Sam bardzo dobrze radzisz sobie z robieniem z siebie debila - Zaśmiał się kończąc pierwszy kawałek.
- Zaraz ci ten ser zabiorę - Zagroziłem.
- Już zjedzony mordo. Trochę się spóźniłeś - Wzruszył ramionami.
- Plagg, co mam teraz zrobić? Marinette już nigdy się do mnie nie odezwie - Zakryłem twarz rękami.
- Na początek radzę ci się stąd ruszyć, bo i tak nie ma jej w domu - Powiedziało kwami sięgając po kolejny kawałek sera.
- Co? Przecież przed chwilą - W tym momencie zauważyłem Marinette biegnącą po chodniku w nieznanym mi kierunku - Jak ona tak szybko się tam znalazła? Plagg, wysuwaj pazury!
Szybko wskoczyłem na dach i pognałem za nią. Trzymałem się na bezpieczną odległość, tak aby mnie nie zauważyła. To była moja tajna misja śledcza. Nagle zniknęła mi z pola widzenia. Zeskoczyłem na chodnik i zacząłem się rozglądać we wszystkie strony. Wyparowała bez śladu.
- Ładnie to tak śledzić dziewczyny w środku nocy? - Usłyszałem jej głos zza moich pleców.
- Ja.. - odwróciłem się do niej twarzą - Chciałem cię przeprosić - Zbliżyłem się do niej i chwyciłem jej dłoń.
- Daruj sobie - Prychnęła i odtrąciła moją rękę.
- Ale Kropeczko ja - Nagle położyła swój palec na moich ustach.
- Zostaw mnie w spokoju i idź do domu - Po tych słowach odwróciła się i odeszła na parę kroków.
- Kropeczko, naprawdę przepraszam! - Dalej stałem w miejscu.
- I nie mów do mnie „Kropeczko" - powiedziała nie przestając iść na przód.
Westchnąłem i szybko do niej podbiegłem. Złapałem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie.
- Wybacz mi - wyszeptałem jej do ucha zanim zdążyła zaprotestować.
- Zabierz ode mnie te łapska! - Wyrwała się z moich objęć i odwróciła się do mnie twarzą.
Sekundę po tym dostałem solidnego liścia w lewy policzek. Złapałem się za obolałe miejsce. W tym momencie żarty się skończyły. Gotowały się we mnie ogromne emocje. Nie wiedziałem co jeszcze powinienem zrobić, że dotarły do niej moje słowa. Bez zastanowienia chwyciłem za jej dłonie i przywarlem ją do ściany budynku.
- Puszczaj! - Wrzasnęła szarpiąc się bezskutecznie.
- Przepraszam, jasne? - Wycedzilem przez zęby - Co jeszcze mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? Naprawdę żałuje i wiem, że jestem beznadziejny. Daj już spokój i przestań się dąsać - Wyrzuciłem z siebie wszystko co tkwiło mi w sercu. Bylem zdenerwowany do tego stopnia, że nie obchodziło mnie nic innego oprócz niej. Nie zauważyłem nawet pojedynczych łez spływających po jej policzkach - Kropeczko, nie płacz. Proszę - Westchnąłem, a ona tylko zamknęła oczy i stała w milczeniu.
Nadal trzymałem jej nadgarstki, lecz lekko rozluźniłem uścisk. Zamknąłem oczy i złączyłem nasze czoła. Ona od razu odchylila głowę w drugą stronę.
- Przestań się opierać - Westchnąłem - Wiem, że nadal mnie kochasz i nie jesteś w stanie tego ukryć - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Wcale cię nie kocham - Spojrzała mi prosto w oczy. Ujrzałem w nich cały żal, który tak długo w sobie dusiła - Nie jestem w stanie kochać kogoś, kto sprawia mi tyle problemów. Przez ciebie muszę się zawsze tłumaczyć znajomym i przyjaciołom. Nie zdawałam sobie sprawy, że można być takim debilem. Jeśli nie puścisz mnie w ciągu pięciu sekund to - W tym momencie już nie wytrzymałem. Nie myślałem, że usłyszę od niej tyle raniących słów. Bez namysłu złączyłem nasze usta i oddałem jej wszystkie moje uczucia w tym pocałunku. Nie przerwała go, co bardzo mnie zdziwiło. Spodziewałem się odepchnięcia lub kolejnego liścia, lecz ona poddała się i odwzajemniała pocałunek. Na koniec puściłem jej dłonie, a ona jak najszybciej pobiegła w drugą stronę. Tym razem nie próbowałem jej dogonić. Stwierdziłem, że to za dużo emocji jak na jeden wieczór. Westchnąłem i wróciłem do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro