16.
Po lekcjach udałem się w stronę domu Marinette. Plagg przez całą drogę wiercił się w mojej kieszeni, jakby miał robaki w dupie.
- Plagg! Mógłbyś przestać się tak szamotać? - powiedziałem zirytowany.
- Mogę. Za drobną opłatą - odpowiedział po chwili.
- Dobra - Zacząłem szukać w kieszeni kawałka sera - Gdzie jest ten ser? - Spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Gdybym miał ser to bym przecież cię o niego nie prosił, debilu - odpowiedział zdenerwowany.
- Dobra, spokojnie. Kupię ci później taki ser, że cię z kapci powyrywa - Westchnąłem.
- Nie noszę kapci - Sprostował Plagg.
- W sumie.. Dlaczego Kwami nie noszą ubrań? - zapytałem zaciekawiony.
- BO MI ŻADNYCH NIE KUPIŁEŚ - Wrzasnął oburzony. Jak widać, brak sera bardzo źle na niego wpływa.
- A gdzie ja ci kupie ubrania dla kwami?! - powiedziałem zdenerwowany.
- W sklepie z ubraniami dla Kwami. Pomyśl czasem zanim coś powiesz - Zgasił mnie w sekundę.
Nagle zorientowałem się, że stoję pod domem Marinette od ponad pięciu minut i wykłócam się z tym serożercą. Wszedłem do środka i zadzwoniłem do Marinette. Po chwili dziewczyna była już na dole i zaprowadziła mnie do swojego pokoju.
- No to gdzie moja kawusia? - Zapytałem zadowolony na myśl o pysznej kawce.
- Co? - Zapytała zdezorientowana.
- Napisałem ci, że przyjdę po lekcjach na pyszną kawusię - Pokazałem jej telefon z wiadomością.
- Hm.. rzeczywiście - Zamyśliła się na moment - Jak chcesz to możesz sobie zrobić.
Momentalnie posmutniałem, lecz po chwili Tikki zaproponowała nam pyszne kakao i poleciała do kuchni.
- Chciałbym, żeby moje kwami tez potrafiło gotować - Rozmarzyłem się.
- Mogę ci gotować - Odpowiedział Plagg.
- Naprawdę?! - zapytałem podekscytowany.
- Oczywiście za drobną opłatą - Uśmiechnął się dumnie.
- Adrien, mógłbyś przemienić się w Czarnego Kota? - zapytała znienacka.
- Jasne, ja też już mam dość jego głupiego gadania - Posłałem Plaggowi złośliwe spojrzenie i wypowiedziałem formułkę. Po chwili miałem już na sobie mój kostium.
- Nie chodziło mi o jego gadanie, tylko muszę coś sprawdzić - Marinette podeszła bliżej i zaczęła uważnie przyglądać mi się z każdej strony.
- To trochę niezręczne - powiedziałem zawstydzony.
Marinette nic nie odpowiedziała, tylko dalej przyglądała się mojemu kostiumowi i zapisywała coś w swoim notatniku.
- Gotowe - Odsunęła się i odłożyła notatnik.
- Po co to wszystko? - zapytałem niepewnie.
- Niespodzianka - Uśmiechnęła się dumnie - A i znalazłam twoje karteczki.
- Jakie karteczki? - Zdziwiłem się.
- Jedna w szufladzie z bielizną z podpisem „Czarny Kot tu był" i druga w moim notatniku z tym samym podpisem - powiedziała podając mi ową kartkę.
Zaśmiałem się i schowałem karteczkę do kieszeni. Jeszcze kiedyś się przyda. Nagle Tikki wleciała do pokoju z dwoma kubkami kakao. Oboje zabraliśmy napoje i usiedliśmy na balkonie. Wspólnie podziwialiśmy zachód słońca popijając pyszną gorąca czekoladę.
- Bardzo klimatyczna sceneria - Przerwałem ciszę.
- Nie wiedziałam, że znasz takie wyszukane wyrazy - Zaśmiała się.
- Chyba obudziłaś we mnie moją duszę romantyka - Przysunąłem się bliżej.
- Właśnie widzę, tylko nie szalej z tymi romansami - Uśmiechnęła się zadziornie.
- Wow Kropeczko! Myślałem, że nie lubisz moich zalotów - Odpowiedziałem spoglądając na jej ogon.
- Bo nie lubię - Szybko zaprzeczyła.
- Twój ogon mówi co innego - Posłałem jej zadziorne spojrzenie.
- Co? O co ci chodzi? - powiedziała zdezorientowana.
- Po ogonie kota można poznać co czuje - Wytłumaczyłem - Myślałem, że wiesz.
- Ale skąd wiesz co akurat teraz czuję? - powiedziała niepewnie.
- Sam jestem kotem! No.. prawie, ale mój ogon działa tak samo jak te prawdziwe - Zapewniłem głaszcząc swój ogon - Twój ogon pokazuje, że darzysz mnie duuużą sympatią, wiesz Kropeczko? - Przysunąłem bliżej twarz i uśmiechnąłem się zalotnie.
Marinette zrobiła się cała czerwona i zaczęła próbować zakryć ogon, lecz bez skutku.
- To nie fair! A poza tym kocie ogony czasem kłamią - Próbowała mnie przekonać.
- Nie kłamią - Zaśmiałem się - Mogę ci to udowodnić w bardzo prosty sposób. Nagle przysunąłem swoją twarz i załączyłem nasze usta. Marinette szybko mnie odepchnęła.
- Co ty wyprawiasz?! - Wrzasnęła zdenerwowana.
- Widzisz, twój ogon nie kłamie - Powiedziałem zadowolony - Wiem, że ci się podobało.
- Przestań! - Zrobiła się cała czerwona i znów zaczęła próbować zakryć ogon.
- Już się tak nie bulwersuj - Próbowałem złagodzić sytuację, ale moja dusza romantyka dawała się we znaki - Wiesz, wyznawanie uczuć to piękna sprawa. Nie ważne w jaki sposób - Uśmiechnąłem się zadziornie, lecz to tylko pogorszyło sytuację.
Marinette z burakiem na twarzy weszła do środka trzaskając klapą w dachu. Próbowałem wejść do środka, ale najprawdopodobniej zakluczyła się na zamek.
- Od kiedy twoja klapa w dachu jest zamykana na zamek? - Zapytałem zdziwiony.
- Od kiedy wiesz, że jestem biedronką - powiedziała z drugiej strony klapy.
- No dobra. A... mogę wejść? - zapytałem łagodnie.
- NIE - Wrzasnęła stanowczo.
Wcale nie próbowałem nalegać. Najzwyczajniej wszedłem przez drzwi do piekarni, aż do mieszkania Marinette. Tak oto znów znalazłem się w jej pokoju.
- Czekaj, jak?! - Wrzasnęła zaskoczona.
- Lepiej zamykaj drzwi od piekarni na noc jeśli nie chcesz mieć niespodziewanych gości - Uprzedziłem zamykając za sobą klapę w podłodze.
Marinette zrobiła obrażoną minę i zbiegła na dół zakluczyć drzwi frontowe. W tym czasie usadowiłem się na jej łóżku. Po 10 minutach jej nieobecności zrobiłem się trochę senny, więc okryłem się kołdą i zdrzemnąłem się na moment.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro