Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Skutki uboczne

- Głowa mnie boli - jęknęła Felicja, chowając twarz w dłoniach. Siedzący naprzeciwko niej Gilbert nawet nie spojrzał na załamaną Polskę, karmiąc swojego ptaka, Gilbirda, kawałkami paluszków, które dziwnym trafem znalazł w kieszeniach płaszcza Felicji. Ile ona ich mogła pokrywać? I czy Słowianka nie zdawała sobie faktu z tego, że nie tylko było to niehigieniczne, a także niepraktyczne? Po kilku gruntownych sprawdzeniu kieszeni Gilbert doszedł do jednego wniosku: coś było tu nie tak, albo z płaszczem, albo z jego właścicielką.

Szczerze powiedziawszy, obstawiał to drugie, widząc jęczącą i narzekającą na cały świat Felicję.

- Mówiłem, byś tyle nie piła - Gilbert wzruszył ramionami - Trzeba się było słychać niesamowitych Prus, gdy był na to czas. Teraz masz za swoje.

Szczęśliwym trafem w przedziale nie było nikogo, kto mógłby podsłuchać ich rozmowę bądź wyłonić Gilbirda z pociągu. Prusy byłby podejrzewał, że jest to robota Felicji, gdyby nie to, że Polska od rana nie nadawała się do rozmowy. Ani do towarzystwa.

- Jakbym miała słuchać Prus... Aaa, chyba zaraz zwymiotuję.

- Łazienka jest na lewo - podpowiedział usłużnie Gilbert, wzruszając ramionami - Rozumiem, że nie masz ochoty na paluszki?

- Kiedyś cię naprawdę totalnie zabiję... - obiecała mu Felicja, jęcząc głośniej - Grunwald. Zrobię ci drugi Grunwald. Albo i trzeci.

- To już jest tak stare, że już dawno przestało działać - Prusy nic sobie nie zrobił z gróźb Polski - Wymyśl coś nowego.

- W takim razie może przeprowadzę oblężenie Malborka? Cholera, Malbork jest mój. Zapomnij o tym, co powiedzialam. Tego nie było.

- Możesz mi przekazać Gdańsk, a potem spróbujesz pobawić się w jego odbijanie? - zaproponował całkowicie poważnie Gilbert.

Czerwone oko łypnęło na niego uważnie, jakby jego właściciel zastanawiał się, czy słowa te były kiepskim żartem, kpiną czy szczerą propozycją.

- Tak czy siak, nie dziękuję. Wyprawisz mi ładny pogrzeb? Taki różowy?

- Będzie zagilbisty - obiecał jej Gilbert - Pozwól się idealnym Prusom wszystkim zająć! To będzie wydarzenie roku i.. Gilbird, nie patrz tak na mnie. Przecież ja nie mówię na poważnie.

Ptak przechylił łebek w bok, jakby nie był do końca przekonany, czy może wierzyć Prusom.

- To ja, Gilbert. Oboje jesteśmy najlepszymi osobami na świecie, czyż nie? - zaglądał do niego Prusy, przykuwając uwagę zwierzęcia. Polska jęknęła głośniej, słysząc tą rozmowę.

- Idź się utop w kałuży, Gilbert, tylko już mi nie gadaj nad głową. Albo powieś się na klamce.  Ten ptak i tak cię nie rozumie.

- Nie doceniasz jego intelektu, przyjaciółko ty moja! - Prusy rozłożył teatralnie ręce, przez co kilka paluszków upadło na ziemię. W normalnych okolicznosciach od razu wywołało by to oburzenie Felicji, ale teraz ta tylko zamknęła oczy.

- Nie jestem twoją przyjaciółką. I nienawidzę twojego ciała. Dlaczego nie mówiłeś, że masz taką słabą głowę? Przecież nie wypiłam wczoraj nawet połowy normy! Kiedyś cię zabiję. Naprawdę cię zabiję.

- No to powodzenia - Prusy wyszczerzył zęby w uśmiechu - Ciekawe, co się stanie wtedy z twoim krajem.

- Lepiej mieć kraj niż mieszkać u młodszego braciszka - sparowała Polska, ale zaraz opadła na siedzenie, krzywiąc się - A teraz daj mi cierpieć w spokoju.

Gilbert wywrócił oczami, obserwując jak Felicja umoszcza się wygodnie na miejscu przeznaczonym dla trzech osób. Właściwie, to nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale gdyby tak pomyśleć, to choć czasami zdarzało mu się widzieć upitą Felicję - ot, choćby podczas opiewania zwycięstwa w jakimś z meczy piłki nożnej - następnego dnia Polska była pełna energii i gotowa do działania. Teraz zaś, gdy Gilbert przebywał w ciele dziewczyny, czuł się wyśmienicie. Czyżby te plotki o silniejszej głowie Polaków i Rosjan nie były tylko plotkami i tkwiło w nich ziarnko prawdy?

Prusy podał kolejny z paluszków do zjedzenia Gilbirdowi, próbując nie myśleć także o tym, co ma się wkrótce wydarzyć.

Jechał do Polski. Kraju, do którego nie chciał już nigdy więcej wracać. Po co sam zaproponował, że tam pojedzie? Czy on był głupcem?  Czy też po prostu wielkim głupcem?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro