35. Właściwe pytania, niewłaściwe odpowiedzi
Uwaga! Zostałam poproszona, bym ostrzegła, więc ostrzegam: jest to ostatni rozdział!
Gdańsk, teraz
Siedząca samotnie dziewczyna zacisnęła usta, obserwując wchodzącego chłopaka, który zatrzymał się tuż przed krzesłem, jakby nie będąc pewnym, czy wolno mu usiąść.
- Feli, ja...
- Siadaj - cichy głos Polski był jak uderzenie biczem. - I nie nazywaj mnie Feli. Kiedy w ogóle pozwoliłam ci mówić do mnie po imieniu?
Albinos sztywnie usiadł na krześle, z całych sił ignorując przyglądających się im ciekawie gości restauracji. Odwrócił wzrok od dziewczyny przed nim, zaraz jednak skrzywił się, gdy zobaczył Bałtyk i wpływające w oddali do portu statki, na których dumnie widniały biało-czerwone bandery. Z irytacją spojrzał na Łukasiewicz, która w spokoju piła kawę. Jedynie jej oczy pokazywały, jak bardzo czuje się nieswojo, przebywając w towarzystwie Gilberta.
Wiedział! Wiedział, że to spotkanie było pułapką! Ona go nienawidzi i..!
- Zawiedziony? - głos dziewczyny przerwał jego dramatyczne rozpaczanie nad samym sobą niespełnioną miłością.
- Co?
- Pytam się, czy jesteś zawiedziony - wargi blondynki wygięły się w ironicznym uśmieszku. - Jesteś aż tak stary, że potrzebujesz aparatu słuchowego?
- Jeśli ja jestem stary, to wiedz, że obrażasz siebie, połowę Europy, a tym bardziej Chiny czy Japonię - odparował Gilbert, nie namyślając się zbyt długo. Taka rozmowa była normalna. Taka rozmowa była zwykła. Taką rozmowę mógł prowadzić. - Więc chyba mogłabym być "starym".
- W zdrowym ciele młody duch, jak to się u mnie mówi. A ponieważ ty nie potrafisz o siebie zadbać...cóż, tępota umysłowa jest chyba u was dziedziczna - Felicja postawiła pustą filiżankę na stoliku (co oni wszyscy mieli z tymi napojami? Felicja z kawą, Ludwig z herbatą czy piwem, Ivan z wódką...).
Gilbert zamrugał oczami.
- Nie rozumiem powiązania między moim zdaniem, a twoim.
Oczy jego rozmówczyni zalśniły triumfalnie.
- Bo głupota jest dziedziczna.
- Rozumiem, że mówisz o sobie i o swojej "rodzince" Słowianach? Tylko wy moglibyście być na tyle głupimi, by cały czas bić się między sobą, zamiast się wspierać, jak powinna to robić prawdziwa rodzina - odparował.
Łukasiewicz tylko wywróciła oczami.
- Dlatego właśnie mówię, że głupota jest rodzinna. Cudowny Niemiec nie potrafi nawet się domyśleć, gdy się o nim mówi. Jeśli takie zachowanie cechuje każdy kraj Europy Zachodniej, to boję się o przyszłość świata... Ah, zapomniałabym. Przecież ty nie masz swojego kraju. Żyjesz u braciszka. Wybacz mi za tą pomyłkę. Zawsze miałam słabą pamięć.
Gilbert już miał coś odszczeknąć, zacząć się bronić, skontrować te słowa... Zaraz jednak przypomniał sobie, po co tu przyszedł i tylko westchnął.
- Zaprosiłaś mnie tu po to, by mnie obrażać? - spytał spokojnie, najspokojniej jak umiał. - Jeśli tak, mogłaś wysłać mi to wszystko w sms-ie. Nie potrzebujemy do tego widzieć się nawzajem.
W zielonych oczach dziewczyny zabłysło coś na kształt niepewności.
- Więc? - Gilbert rozparł się wygodnie na krześle i czekał.
Felicja zaglądnęła ze smutkiem do pustej filiżanki, szukając w niej resztek kawy.
- Powinni robić większe kawy - mruknęła po chwili, która zdawała się dłużyć w nieskończoność. - Albo powinnam zamówić sobie dwie. Choć pewnie byś mi je wtedy wypił, nie? Życie jest takie niesprawiedliwe... - powiedziawszy to, Słowianka uniosła wzrok. Na jej twarzy pojawiło się zdecydowanie. - Ale nie tym teraz się będziemy zajmować. O czym. Do diaska. Myślałeś. Gilbert?
Ojć. Była zła. I to dość mocno.
- Kiedy? - spytał niewinnie Prusak, przybierając najbardziej niewinną minę, na jaką było go stać. Mógł tylko mieć nadzieję, że Łukasiewicz nie zauważy, jak bardzo jest zdenerwowany.
- Dobrze wiesz, kiedy - warknęła.
Gilbert uśmiechnął się leniwie.
- Chyba będę musiał poszukać tego w dzienniku. O jakim dniu mówisz, Feli?
Złe pytanie. Zamiast sprowokować dziewczynę, ta tylko nabrała spokoju, a jej twarz otoczyła otoczyła lodowata maska.
- Skoro nie wiesz, to chyba nie ma sensu rozmawiać i...
- Chodzi ci o ten pocałunek? - przerwał jej Gilbert z nagłą desperacją. Nie mógł jej pozwolić odejść, nie teraz, nie w taki sposób.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Nie mam pojęcia, co ci odbiło - szepnęła. - To znaczy nie, trochę wiem. Ta cała zamiana ciałami nas rozstroiła, zagubiliśmy się w tym, co powinniśmy robić. Oboje byliśmy dość... podekscytowani, a to, co wcześniej sobie powiedzieliśmy... Te wszystkie bzdury o naszej przeszłości... Ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że...
- Nie kłamałem - po raz kolejny przerwał jej Gilbert. Felicja zamarła. - Nie kłamałem wtedy, gdy mówiłem o tym, co czułem. Mówiłem najprawdziwszą prawdę.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale", Feli - przerwał jej chłopak, delikatnie, acz stanowczo. Czuł, że to jest chwila, gdy atakuje. Że jeśli teraz nie powie wszystkiego, raz na zawsze straci szansę i tamte dni, gdy byli szczerymi wrogami, wrócą. Że to on musi się ruszyć, zrobić ten pierwszy krok - Nie kłamałem.
Dłoń Słowianki na kubku lekko zadrżała.
- W takim razie, co miał oznaczać ten...
- ...pocałunek? - dokończył Prusak. Uśmiechnął się do niej. - To, co oznacza. Zajęło mi to długo, by zrozumieć - zbyt długo - ale teraz już wiem. Kocham cię, Feli. Od samego początku, jeszcze przed Torisem. Wtedy byłem dla ciebie taki okropny, bo byłem tak cholernie zazdrosny... A potem walczyłem z tym uczuciem, chciałem cię znienawidzić. Bo tak było prościej. Łatwiej. Ale teraz już wiem, że tylko siebie okłamywałem.
Blondynka pokręciła głową w milczeniu.
- Myślę, że już rozumiesz, czemu nie mogę już dłużej żyć w kłamstwie - ciągnął, niezrażony. - Kocham cię. Chcę byś to wiedziała. I chcę znać twoją odpowiedź, Feli.
Przez chwilę zapadła cisza. Gilbert był w stanie tylko wpatrywać się w dziewczynę, która patrzyła na niego, jakby nie mogąc uwierzyć w jego słowa.
- Ty chyba na serio masz coś nie tak z głową - powiedziała w końcu, wzdychając. - Zbyt wiele nawdychałeś się waszego skażonego powietrza, by myśleć logicznie.
- Wierz mi, tym razem jestem poważny - Gilbert nie miał zamiaru pozwolić jej na zboczenie z tematu.
W oczach Polki zabłysły figlarne błyski, gdy nachyliła się do niego.
- A gdybym ci powiedziała, że mam już kogoś, kto się mi podoba? - spytała.
- To znalazłbym tę osobę i sprawdził, czy jest ciebie godna - odparł bez wahania Prusak.
- Nawet, jeśli to ty jesteś tym złym?
- Jeśli historia chce mnie tak oceniać, niech i tak będzie.
Coś dziwnego było w rozmowie, którą przeprowadzali, ale Gilbert nie był w stanie domyślić się, cóż to takiego było dokładnie. Tak samo też nje mógł wyczuć Słowianki. Co chciała uzyskać, zadając mu takie pytania? Dlaczego nie mogła mu po prostu odpowiedzieć - wyśmiać go, uderzyć, wyrzucić z nienawiścią?
- Tak już się stało, Gilbert. - Felicja wyciągnęła dłoń i zatrzymała ją kilka milimetrów od twarzy albinosa. - Wystarczy, że poczytasz sobie podręczniki do historii. Wszędzie to ty ostatecznie jesteś tym złym.
- To zwycięzcy piszą historię, nie przegrani - Prusy z całej swojej siły próbował nie zareagować gwałtownie. Gdyby dziewczyna przybliżyła się choć jeszcze trochę...
- A więc to ty jesteś przegranym? - pasmo złotych włosów wysunęło się zza ucha dziewczyny, gdy ta przechyliła głowę. - Mówisz, że mnie kochasz. Jak mogę pokochać zabójcę, zdrajcę i przegranego?
Zacisnął usta.
- Czasami nie trzeba myśleć, tylko działać - powiedział, łapiąc za rękę dziewczyny. Stolik, przy którym siedzieli, nie był zbyt szeroki, zdołał więc nachylić ją do siebie i przyłożyć jej dłoń do policzka. Była ciepła, tak samo ciepła jak zawsze.
Felicja nie wyrwała się. Wpatrywała się jedynie w niego, jakby był jakimś ciekawym okazem. W rzeczywistości jednak blondynka pragnęła go wyczuć. Pragnęła w końcu zorientować się, czy albinos mówi prawdę czy też nie. Bowiem jeśli nie kłamał...
- Powtórz raz jeszcze, co powiedziałeś - rozkazała, starając się zabrzmieć jak najbardziej apodaktycznie. Na chwilę przestały ją drażnić ciekawe spojrzenia innych gości kawiarni, którzy zerkali na nachyloną nad stolikiem dziewczynę.
Gilbert drgnął.
- Kocham cię - powtórzył, a w jego głosie nie było ani cienia wątpliwości. - Po co miałbym kłamać? Z naszej dwójki to ty masz poparcie Europy. To o mnie chcą zapomnieć, wymazać moje istnienie.
- Biedne Prusy - Słowianka wygięła pogardliwie wargi. - Ale niech ci będzie. Wierzę ci.
- W takim razie...
Nie skończył, bowiem w tym samym momencie delikatne wargi dziewczyny pokryły jego. Serce Gilberta na ułamek sekundy przestało bić. Czy ona tak na poważnie...?
- Wierzę ci - Felicja cofnęła twarz, tak, że dzieliło ich kilka milimetrów. - I chyba będę w stanie cię pokochać, Gilbert.
Krzesło, na którym siedział Prusy, uderzyło z hukiem o ziemię, gdy ten wstał, okrążył stolik i stanął przed dziewczyną. Ona uśmiechnęła się do niego łagodnie, on zaś podał jej dłoń. Felicja przechyliła głowę, nie mając pojęcia, co ma zamiar zrobić, ale chwyciła dłoń.
- Wiesz o tym, że nie mam w zwyczajach puszczać tego, co jest moje? - spytał Gilbert z lekko aroganckim uśmiechem, ciągnąc ją do siebie i podnosząc dziewczynę z krzesła. - Jesteś tego świadoma?
- Uważaj, mała prusko zarazo, bo zaraz zmienię zdanie - odpowiedziała Słowianka, choć widać było, że nie ma takiego zamiaru. Przytuliła się do Prusaka, który objął ją dłonią w talii i stanęła na palcach, by zrównać się z nim wzrostem.
- I kto tu mówi o..?
Tak jak wcześniej, Gilbert nie dokończył, gdyż dziewczyna raz jeszcze go pocałowała, tym razem spokojniej, łagodniej.
- Nic już nie mów, głupku - szepnęła. - Nic już nie mów.
I zaiste, nie powiedział. Miał ciekawsze rzeczy do roboty niż rozmowa.
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro