Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35. Właściwe pytania, niewłaściwe odpowiedzi

Uwaga! Zostałam poproszona, bym ostrzegła, więc ostrzegam: jest to ostatni rozdział!

Gdańsk, teraz

Siedząca samotnie dziewczyna zacisnęła usta, obserwując wchodzącego chłopaka, który zatrzymał się tuż przed krzesłem, jakby nie będąc pewnym, czy wolno mu usiąść.

- Feli, ja...

- Siadaj - cichy głos Polski był jak uderzenie biczem. - I nie nazywaj mnie Feli. Kiedy w ogóle pozwoliłam ci mówić do mnie po imieniu?

Albinos sztywnie usiadł na krześle, z całych sił ignorując przyglądających się im ciekawie gości restauracji. Odwrócił wzrok od dziewczyny przed nim, zaraz jednak skrzywił się, gdy zobaczył Bałtyk i wpływające w oddali do portu statki, na których dumnie widniały biało-czerwone bandery. Z irytacją spojrzał na Łukasiewicz, która w spokoju piła kawę. Jedynie jej oczy pokazywały, jak bardzo czuje się nieswojo, przebywając w towarzystwie Gilberta.

Wiedział! Wiedział, że to spotkanie było pułapką! Ona go nienawidzi i..!

- Zawiedziony? - głos dziewczyny przerwał jego dramatyczne rozpaczanie nad samym sobą niespełnioną miłością.

- Co?

- Pytam się, czy jesteś zawiedziony - wargi blondynki wygięły się w ironicznym uśmieszku. - Jesteś aż tak stary, że potrzebujesz aparatu słuchowego?

- Jeśli ja jestem stary, to wiedz, że obrażasz siebie, połowę Europy, a tym bardziej Chiny czy Japonię - odparował Gilbert, nie namyślając się zbyt długo. Taka rozmowa była normalna. Taka rozmowa była zwykła. Taką rozmowę mógł prowadzić. - Więc chyba mogłabym być "starym".

- W zdrowym ciele młody duch, jak to się u mnie mówi. A ponieważ ty nie potrafisz o siebie zadbać...cóż, tępota umysłowa jest chyba u was dziedziczna - Felicja postawiła pustą filiżankę na stoliku (co oni wszyscy mieli z tymi napojami? Felicja z kawą, Ludwig z herbatą czy piwem, Ivan z wódką...).

Gilbert zamrugał oczami.

- Nie rozumiem powiązania między moim zdaniem, a twoim.

Oczy jego rozmówczyni zalśniły triumfalnie.

- Bo głupota jest dziedziczna.

- Rozumiem, że mówisz o sobie i o swojej "rodzince" Słowianach? Tylko wy moglibyście być na tyle głupimi, by cały czas bić się między sobą, zamiast się wspierać, jak powinna to robić prawdziwa rodzina - odparował.

Łukasiewicz tylko wywróciła oczami.

- Dlatego właśnie mówię, że głupota jest rodzinna. Cudowny Niemiec nie potrafi nawet się domyśleć, gdy się o nim mówi. Jeśli takie zachowanie cechuje każdy kraj Europy Zachodniej, to boję się o przyszłość świata... Ah, zapomniałabym. Przecież ty nie masz swojego kraju. Żyjesz u braciszka. Wybacz mi za tą pomyłkę. Zawsze miałam słabą pamięć.

Gilbert już miał coś odszczeknąć, zacząć się bronić, skontrować te słowa... Zaraz jednak przypomniał sobie, po co tu przyszedł i tylko westchnął.

- Zaprosiłaś mnie tu po to, by mnie obrażać? - spytał spokojnie, najspokojniej jak umiał. - Jeśli tak, mogłaś wysłać mi to wszystko w sms-ie. Nie potrzebujemy do tego widzieć się nawzajem.

W zielonych oczach dziewczyny zabłysło coś na kształt niepewności.

- Więc? - Gilbert rozparł się wygodnie na krześle i czekał.

Felicja zaglądnęła ze smutkiem do pustej filiżanki, szukając w niej resztek kawy.

- Powinni robić większe kawy - mruknęła po chwili, która zdawała się dłużyć w nieskończoność. - Albo powinnam zamówić sobie dwie. Choć pewnie byś mi je wtedy wypił, nie? Życie jest takie niesprawiedliwe... - powiedziawszy to, Słowianka uniosła wzrok. Na jej twarzy pojawiło się zdecydowanie. - Ale nie tym teraz się będziemy zajmować. O czym. Do diaska. Myślałeś. Gilbert?

Ojć. Była zła. I to dość mocno.

- Kiedy? - spytał niewinnie Prusak, przybierając najbardziej niewinną minę, na jaką było go stać. Mógł tylko mieć nadzieję, że Łukasiewicz nie zauważy, jak bardzo jest zdenerwowany.

- Dobrze wiesz, kiedy - warknęła.

Gilbert uśmiechnął się leniwie.

- Chyba będę musiał poszukać tego w dzienniku. O jakim dniu mówisz, Feli?

Złe pytanie. Zamiast sprowokować dziewczynę, ta tylko nabrała spokoju, a jej twarz otoczyła otoczyła lodowata maska.

- Skoro nie wiesz, to chyba nie ma sensu rozmawiać i...

- Chodzi ci o ten pocałunek? - przerwał jej Gilbert z nagłą desperacją. Nie mógł jej pozwolić odejść, nie teraz, nie w taki sposób.

Dziewczyna kiwnęła głową.

- Nie mam pojęcia, co ci odbiło - szepnęła. - To znaczy nie, trochę wiem. Ta cała zamiana ciałami nas rozstroiła, zagubiliśmy się w tym, co powinniśmy robić. Oboje byliśmy dość... podekscytowani, a to, co wcześniej sobie powiedzieliśmy... Te wszystkie bzdury o naszej przeszłości... Ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że...

- Nie kłamałem - po raz kolejny przerwał jej Gilbert. Felicja zamarła. - Nie kłamałem wtedy, gdy mówiłem o tym, co czułem. Mówiłem najprawdziwszą prawdę.

- Ale...

- Nie ma żadnego "ale", Feli - przerwał jej chłopak, delikatnie, acz stanowczo. Czuł, że to jest chwila, gdy atakuje. Że jeśli teraz nie powie wszystkiego, raz na zawsze straci szansę i tamte dni, gdy byli szczerymi wrogami, wrócą. Że to on musi się ruszyć, zrobić ten pierwszy krok - Nie kłamałem.

Dłoń Słowianki na kubku lekko zadrżała.

- W takim razie, co miał oznaczać ten...

- ...pocałunek? - dokończył Prusak. Uśmiechnął się do niej. - To, co oznacza. Zajęło mi to długo, by zrozumieć - zbyt długo - ale teraz już wiem. Kocham cię, Feli. Od samego początku, jeszcze przed Torisem. Wtedy byłem dla ciebie taki okropny, bo byłem tak cholernie zazdrosny... A potem walczyłem z tym uczuciem, chciałem cię znienawidzić. Bo tak było prościej. Łatwiej. Ale teraz już wiem, że tylko siebie okłamywałem.

Blondynka pokręciła głową w milczeniu.

- Myślę, że już rozumiesz, czemu nie mogę już dłużej żyć w kłamstwie - ciągnął, niezrażony. - Kocham cię. Chcę byś to wiedziała. I chcę znać twoją odpowiedź, Feli.

Przez chwilę zapadła cisza. Gilbert był w stanie tylko wpatrywać się w dziewczynę, która patrzyła na niego, jakby nie mogąc uwierzyć w jego słowa.

- Ty chyba na serio masz coś nie tak z głową - powiedziała w końcu, wzdychając. - Zbyt wiele nawdychałeś się waszego skażonego powietrza, by myśleć logicznie.

- Wierz mi, tym razem jestem poważny - Gilbert nie miał zamiaru pozwolić jej na zboczenie z tematu.

W oczach Polki zabłysły figlarne błyski, gdy nachyliła się do niego.

- A gdybym ci powiedziała, że mam już kogoś, kto się mi podoba? - spytała.

- To znalazłbym tę osobę i sprawdził, czy jest ciebie godna - odparł bez wahania Prusak.

- Nawet, jeśli to ty jesteś tym złym?

- Jeśli historia chce mnie tak oceniać, niech i tak będzie.

Coś dziwnego było w rozmowie, którą przeprowadzali, ale Gilbert nie był w stanie domyślić się, cóż to takiego było dokładnie. Tak samo też nje mógł wyczuć Słowianki. Co chciała uzyskać, zadając mu takie pytania? Dlaczego nie mogła mu po prostu odpowiedzieć - wyśmiać go, uderzyć, wyrzucić z nienawiścią?

- Tak już się stało, Gilbert. - Felicja wyciągnęła dłoń i zatrzymała ją kilka milimetrów od twarzy albinosa. - Wystarczy, że poczytasz sobie podręczniki do historii. Wszędzie to ty ostatecznie jesteś tym złym.

- To zwycięzcy piszą historię, nie przegrani - Prusy z całej swojej siły próbował nie zareagować gwałtownie. Gdyby dziewczyna przybliżyła się choć jeszcze trochę...

- A więc to ty jesteś przegranym? - pasmo złotych włosów wysunęło się zza ucha dziewczyny, gdy ta przechyliła głowę. - Mówisz, że mnie kochasz. Jak mogę pokochać zabójcę, zdrajcę i przegranego?

Zacisnął usta.

- Czasami nie trzeba myśleć, tylko działać - powiedział, łapiąc za rękę dziewczyny. Stolik, przy którym siedzieli, nie był zbyt szeroki, zdołał więc nachylić ją do siebie i przyłożyć jej dłoń do policzka. Była ciepła, tak samo ciepła jak zawsze.

Felicja nie wyrwała się. Wpatrywała się jedynie w niego, jakby był jakimś ciekawym okazem. W rzeczywistości jednak blondynka pragnęła go wyczuć. Pragnęła w końcu zorientować się, czy albinos mówi prawdę czy też nie. Bowiem jeśli nie kłamał...

- Powtórz raz jeszcze, co powiedziałeś - rozkazała, starając się zabrzmieć jak najbardziej apodaktycznie. Na chwilę przestały ją drażnić ciekawe spojrzenia innych gości kawiarni, którzy zerkali na nachyloną nad stolikiem dziewczynę.

Gilbert drgnął.

- Kocham cię - powtórzył, a w jego głosie nie było ani cienia wątpliwości. - Po co miałbym kłamać? Z naszej dwójki to ty masz poparcie Europy. To o mnie chcą zapomnieć, wymazać moje istnienie.

- Biedne Prusy - Słowianka wygięła pogardliwie wargi. - Ale niech ci będzie. Wierzę ci.

- W takim razie...

Nie skończył, bowiem w tym samym momencie delikatne wargi dziewczyny pokryły jego. Serce Gilberta na ułamek sekundy przestało bić. Czy ona tak na poważnie...?

- Wierzę ci - Felicja cofnęła twarz, tak, że dzieliło ich kilka milimetrów. - I chyba będę w stanie cię pokochać, Gilbert.

Krzesło, na którym siedział Prusy, uderzyło z hukiem o ziemię, gdy ten wstał, okrążył stolik i stanął przed dziewczyną. Ona uśmiechnęła się do niego łagodnie, on zaś podał jej dłoń. Felicja przechyliła głowę, nie mając pojęcia, co ma zamiar zrobić, ale chwyciła dłoń.

- Wiesz o tym, że nie mam w zwyczajach puszczać tego, co jest moje? - spytał Gilbert z lekko aroganckim uśmiechem, ciągnąc ją do siebie i podnosząc dziewczynę z krzesła. - Jesteś tego świadoma?

- Uważaj, mała prusko zarazo, bo zaraz zmienię zdanie - odpowiedziała Słowianka, choć widać było, że nie ma takiego zamiaru. Przytuliła się do Prusaka, który objął ją dłonią w talii i stanęła na palcach, by zrównać się z nim wzrostem.

- I kto tu mówi o..?

Tak jak wcześniej, Gilbert nie dokończył, gdyż dziewczyna raz jeszcze go pocałowała, tym razem spokojniej, łagodniej.

- Nic już nie mów, głupku - szepnęła. - Nic już nie mów.

I zaiste, nie powiedział. Miał ciekawsze rzeczy do roboty niż rozmowa.

Koniec

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro