31. U Felicji
W swoim maleńkim, aczkolwiek przytulnym pokoiku siedziała personifikacja pewnego kraju, z ciekawością czytając ksiażkę zatytuowaną "Drugie życie naszej pościeli". Kto by pomyślał, że tyle niesamowitych rzeczy można zrobić z pościeli, którą naiwnie się wyrzuca?
Niesamowitych... Drobny chłopak skrzywił się, przypominając sobie, kto nadużywał tego epitetu.
Prusy, zwane też Gilbertem Beildsmidcht, niech zginie w Piekle. Mały, wstretny kurdupel, który zawsze kręcił się tam, gdzie nie powinien.
Opanuj się, Toris, powiedział sam sobie Litwa. Bo w tym tempie będziesz taki jak on. Może i Prusy jest idiotą, ale nie trzeba go od razu przezywać.
Już w chwili, gdy sam z sobą walczył, wiedział, że nie dotrzyma tych słów. Nie bycie złym na Gilberta było... Było tak, jakby ktoś chciał zatrzymać Słońce przez ogłoszeniem nowego dnia.
Ciche pukanie do drzwi przerwało jego rozmyślania o znienawidzonym wrogu. Toris z wdzięcznością niemalże podszedł do drzwi wejściowych i otworzył je.
Tam zaś stała ona, w przemoczonym płaszczu i stroju tak bardzo do niej niepasującym. Kosmyki włosów wyrywały się na wolność z długiego warkocza, a zielone oczy patrzyły wprost na niego z przerażającą pustką, którą tak często niegdyś widywał, a która wciąż wywoływała w nim strach i troskę.
Jego żona. Przyjaciółka. Kochanka. Sojuszniczka i wróg. Zdrajczyni, którą zadała mu cios w plecy w najgorszym momencie. Kobieta, która rozumiała go lepiej niż ktokolwiek inny.
Ich losy były tak pomieszane, tak pełne sprzeczności. Walczyli ramię w ramię i przeciw sobie z taką samą zażartością. Przyjaźnili się, ale wciąż między nimi było coś więcej. Każdy z nich poszedł swoją drogą, ale wciąż oglądali się za siebie, na siebie.
Felicja Łukasiewicz przechyliła głowę w bok. Nie miała parasola.
- Mogę wejść? - spytała cicho.
Litwa mógł jej odmówić. Powinien jej odmówić. Widział to spojrzenie, tą desperację w jej oczach. Wiedział, jak się skończy, gdy ją wpuści do środka. Zawsze kończyło się tak samo. Czasami to on do niej przychodził, czasami to ona, gdy tylko któreś z nich potrzebowało pomocy. Mogli się kłócić o masę spraw, ale nade wszystko byli przyjaciółmi. Nie potrafiłby temu komukolwiek innemu wyjaśnić.
Cofnął się, odsłaniając wnętrze do domu.
- Musimy porozmawiać.
----
Promyki słońca, wpadające do sypialni, obudziły Felicję. Dziewczyna jęknęła, próbując się ukryć, gwiazda jednak była nieubłagana i już po chwili Słowianka siedziała na łóżku, wpatrując się nieprzytomnie w ścianę. Zawsze, gdy nocowała u Torisa, dostawała ten sam pokój. Nigdy nie pozwalał jej nocować w sypialni dla gości. Nie, zawsze odstępował jej własny pokój, a sam przenosił się gdzieś dalej.
Teraz także go nie było na widoku - Toris zawsze wstawał skoro świt.
Felicja przeciągnęła się. Zamrugała oczami, oceniając swój stan. Niewiele wypiła wieczorem i wciąż trzymała się dobrze. Zmrużyła oczy, przypominając sobie żale, które tak namiętnie wylewała z siebie podczas kolacji. Toris słuchał ją uważnie, ale nie odważył się spytać, na kogo jest zła. Ona też tego nie powiedziała. Litwa był dobrym słuchaczem - gdy tylko chciało mu się kogoś słuchać, ale nie czuła się gotowa, by nawet jemu powiedzieć o tym, co się stało.
Oczywiście, będzie musiała mu to powiedzieć i wiedziała o tym doskonale. Odwlekanie tego nie pomoże.
Teraz zaś się obudziła i nie mogła już udawać, że spędziła cały poprzedni wieczór pomstując na Bliżej Nieokreśloną Osobę, tylko dlatego, że miała taki kaprys.
Weszła do kuchni, zwabiona zapachem parzonej kawy. Litwa spojrzał na nią obojętnie.
- Zrobisz też jedną dla mnie? Kawa o poranku, to jest to, o czum marzę - westchnęła z rozkoszą Felicja, siadając na wolnym krześle.
- Głównie dla ciebie parzę - zaśmiał się Toris, gasząc gaz i nalewając powoli gęstego napoju do przygotowanych wcześniej szklanek - A teraz proszę o wyjaśnienia. Kto cię skrzywdził?
- Nikt mnie nie skrzywdził - odparła Felicja, dolewając dużej dawki mleka do swej kawy - Jedynie sama zgubiłam się w swoich emocjach.
Zatroskane spojrzenie Torisa spoczęło na jej twarzy.
- Kto to? - spytał po prostu. Nie miał jej tego za złe. Oboje wiedzieli, że między nimi już nigdy nie będzie normalnie. Że nigdy nie wrócą za czasami, gdy byli mężem i żoną. Że teraz mogą być tylko przyjaciółmi. Że tylko oni zrozumieją ból drugiego z nich.
Dziewczyna milczała przez chwilę, dla odmiany wsypując cukier do kawy.
- Nie spodoba ci się odpowiedź.
- W takim razie spróbuj, przekonamy się.
Rzuciła mu krótkie spojrzenie. Zaczęła gwałtownie mieszać łyżeczką, by rozpuścić cukier.
- Gilbert...
Toris zamrugał oczami.
Tego się nie spodziewał.
- Gilbert?
- Gilbert... - westchnęła.
Litwa zamrugał raz jeszcze oczami, po czym wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Dziewczyna rzuciła mu mordercze spojrzenie, ale on śmiał się i śmiał, nie będąc w stanie się opanować.
- Naprawdę? - wykrztusił po chwili, a w jego oczach pojawiły się łzy rozbawienia. - Naprawdę on?
Blondynka siedząca naprzeciwko niego wypchała policzki, zastanawiając się, czy warto go oblać kawą. Zaraz jednak stwierdziła, że żal marnować tak wyśmienity napój i tylko oparła dłoń o policzek.
- To nie moja wina - mruknęła. - Jak to się mówi, serce nie sługa. Tylko że teraz nie wiem, czy Gilbert mówił prawdę, czy się ze mną bawił... Jak sądzisz, Toris?
Toris raz jeszcze wybuchnął śmiechem. Gilbert? Naprawdę? Po tylu wiekach kłótni i krążenia wokół siebie?
- Gilbert jest notorycznym kłamcą, więc na prawdę z jego ust bym nie liczył... Ale, Feli, jak do tego doszło?
Mógł nienawidzić Gilberta, mógł przeklinać go i pluć na jego widok, ale coś kazało mu zaakceptować wybranka Felicji. Tak samo jak ona zaakceptowała, że w jego sercu jest miejsce dla Białorusi, tak samo on musiał zaakceptować to, że koniec końców ich drogi już dawno się rozeszły.
Dziewczyna spuściła oczy.
- Ta historia ci się nie spodoba - zastrzegła.
Toris jedynie oparł się o krzesło wygodniej.
- Słucham cię uważnie, Feli.
I zaiste, słuchał.
Felicja miała rację - nie spodobała mu się.
Po długiej, długiej chwili milczenia Toris uniosł głowę znad pustego kubka z kawą.
- Dlaczego o wszystkim dowiaduję się jako ostatni? - spytał cicho.
Oczy Felicji przez ułamek sekundy uciekały od niego spojrzeniem, by w końcu spotkać się z jego oczami.
- Przepraszam - szepnęła, zaciskając palce na szklance. - Nie chciałam więcej kłopotów. Bałam się, jak zareagujesz. Ja sama ledwo się trzymałam. Przepraszam.
Słysząc to, Litwa jedynie westchnął. Powinien być na nią wściekły. Ukrywała przed nim taką rzecz! Nie mówiła mu o wszystkim, co mogło doprowadzić nawet do tragedii! Zamiana ciałami! I to jeszcze z tym niewychowanym Prusakiem! A ona nic mu nie powiedziała!
Dobra, sam by zapewnie tam postąpił na jej miejscu, ale...
- ...czemu akurat Gilbert?
Policzki Słowianki lekko się zaróżowiły.
- Nie wiem. Mówiłam ci, nic już nie wiem. Chyba... Chyba będę musiała pójść i mu wszystko wygarnąć. Ja...naprawdę nie lubię, gdy ktoś sobie ze mnie w taki sposób kpi.
"Ktoś, na kim mi zależy" - tego nawet nie musiała dodawać.
Toris przechylił głowę w bok. I cóż on miał teraz zrobić? Doradzić jej? Dobre sobie! Sam miał własne problemy miłosne i on przynajmniej wiedział, co Ona o nim myśli...
- W takim razie być może powinnaś to zrobić - powiedział niechętnie Litwa. - Z twojej historii wynika, że w Warszawie zachowywał się nawet, nawet. Biorąc też pod uwagę przeszłość, nie byłoby dziwnym, gdyby się w tobie zakochał - skrzywił się, wciąż nie będąc w stanie mówić o Prusach bez irytacji. Ze wszystkich personifikacji, dlaczego akurat w nim musiała się zakochać?
- Ale... To nie jest tak, że ja się w nim zakochałam! - sprzeciwiła się Felicja, po czym wstała gwałtownie. - Muszę się z nim spotkać. Zobaczyć, co i jak.
Toris jedynie skinął głową. Zauważywszy, że dziewczyna ma zamiar wyjść teraz, zaraz, także wstał.
- Już wracasz? - spytał, choć pytanie nie było im zbyt potrzebne.
- Wracam.
Jeszcze przez chwilę krzątali się po domu, próbując doprowadzić go do stanu używalności sprzed wieczora. Kilka minut Felicja spędziła w łazience, trochę więcej Toris w kuchni. Porozmawiali jeszcze trochę, pośmiali się. Niby Polka śpieszyła się do wyjścia, ale jakaś jej część nie chciała znać odpowiedzi na pytania, które kiedyś będą musiały paść.
W końcu Felicja, już odpowiednio ubrana, stanęła w drzwiach wyjściowych.
- Dziękuję ci - szepnęła, otwierając drzwi.
- Nie ma za co, Feli - Toris uśmiechnął się.
Blondynka odwróciła się w stronę wyjścia, przeszła kilka kroków. Zatrzymała się. Litwa wciąż na nią patrzył, oparty o drzwi. Felicja odwróciła się nagle, po czym przytuliła go mocno.
Niegdyś, dawno, dawno temu, był jej drugą połową, najlepszym przyjacielem i kochankiem. Ale nic nie może wiecznie trwać i to było pożegnanie, koniec jakiejś epoki, która ciągnęła się zbyt długo.
- Dziękuję. Kocham cię - raz jeszcze wyszeptała Felicja, wciągając w płuca jego zapach, który niegdyś tak bardzo kochała. - I żegnaj, Licia.
- Ja też cię kocham - odparł Toris, ściskając ją mocniej. Żadne z nich nie sklamało. - Żegnaj, Feli.
Słowianka cofnęła się, a w jej oczach zabłysła nowa determinacja, gdy odwróciła się, kierując się w tylko sobie znanym kierunku.
Tak, to był jakiś ostateczny koniec - i jakiś nowy początek.
Toris jeszcze przez długo czas wpatrywał się w ulicę, nawet wtedy, gdy drobna sylwetka Felicji znikła w gąszczu domków.
- Obyś tylko tego nie zawaliła, Lenkija - mruknął ni to do niej, ni to do siebie, zanim zamknął drzwi do swego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro