26. Zanim wszystko się zepsuło...
- Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek tu wrócę... - mruknął Gilbert, wpatrując się z murów zamku na roztaczające się obok niego miasto Malbork. - Po tym wszystkim, co się stało powiedziałem sobie, że już tu nie wrócę.
Stojąca obok niego Felicja nawet na niego nie spojrzała, gdy odezwała się:
- Nigdy nie potrafiłam pojąć, co jest takiego cennego w tym miejscu. Tyle lat spędziłam walcząc o Pomorze, a ostatecznie i tak wszystko mo odebrano.
Gilbert rzucił jej krótkie spojrzenie.
- To ty przez wieki byłaś opętana myślą o Śląsku i Pomorzu, nie ja, więc to ty powinnaś wiedzieć, co jest w tych miejscach cennego.
- Kiedy ja to wiem - mruknęła Słowianka, a wiatr rozwiał jej włosy, które zaczęła zapuszczać, gdy tylko znalazła się w ciele Prus, ku wielkiej rozpaczy jej towarzysza. - Ale z perspektywy lat zastanawiam się, czy zamiast marzyć o potędze, nie powinnam była umocnić się wewnętrznie.
- Znowu się sobie zaprzeczasz - parsknął Gilbert w odpowiedzi.
Felicja - wreszcie! - przeniosła na niego spojrzenie.
- Znowu? - spytała, unosząc pytająco brew.
- Tak samo, jak przy naszym pierwszym spotkaniu...
---
To był piękny, wiosenny dzień, gdy mały, białowłosy chłopczyk spojrzał na złotowłosą dziewczynę siedzącą na łące i nucącą pod nosem wiejską piosenkę. Obserwował ją już długo, próbując zrozumieć, jaką jest osobą. Póki co jej czynności ograniczały się do plecenia wianków z kwiatów. I to miała być ta wielka Polska?
- Możesz już wyjść z ukrycia, chłopcze - spokojny głos dziewczyny sprawił, że białowłosy zamarł. Widząc, że Słowianka czeka na jego reakcję, wstał i wyszedł ze swojej kryjówki. Jego zniszczony strój wojenny nagle zaczął mu ciążyć, gdy zrozumiał, jak tragicznie musi wyglądać.
- Dobry... Dobry dzień - odezwał się niepewnie, podchodząc do dziewczyny. Ona jedynie uśmiechnęła się do niego.
- To ty jesteś tym Niemcem, którego wymyślił sobie Konrad? - spytała go na powitanie.
- Jestem personifikacją Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie! - oznajmił dumnie chłopczyk.
- Nie będę przecież wołała cię przez ulicę taką długą nazwą - prychnęła Słowianka. - Słyszałam, że zwą was także Krzyżakami. Nieważne. Jak ci na imię?
- Gilbert... Gilbert Beilchmidtch - odparł, nie nadążając trochę za myślami dziewczyny.
- Felicja Łukasiewicz. Miło ci cię poznać... Ah, ale aby było wszystko jasne: nienawidzę Niemców. Jasne? Toleruję cię tylko dlatego, że mi kazano.
Gilbert zawahał się. Nie spodziewał się aż takiej reakcji. Słyszał, że Słowianka nie przepadała za swymi zachodnimi sąsiadami, ale on przecież przybył jej pomóc! Po krótkim namyśle rozciągnął wargi w uśmiechu.
- Ale ja nie jestem Niemcem, piękna pani - powiedział ostatecznie. - Jestem Krzyżakiem i będę cię przed wszystkim bronił! Możesz mi zaufać, obiecuję ci to! Ze wszystkich za świecie, ja cię nigdy nie zdradzę!
Zmyła jego zapewnienia perlistym śmiechem.
- Proszę, proszę, nasz mały rycerz aż rwie się do walki? A niech ci będzie, Gilbert - wyciągnęła dłoń, a jej zielone oczy zalśniły. - Witam pana rycerza w Polsce.
---
Felicja zmarszczyła brwi.
- Czyli przez "znowu" masz na myśli to, że wtedy...
- ...raz mi mówiłaś, bym uciekał stamtąd, skąd przybyłem, a zaraz wolałaś mnie, bym się od ciebie nie oddalał, bo się jeszcze zgubię - dokończył Gilbert z lekkim uśmiechem. - Masz pojęcie, jak bardzo był dla mnie ciężki pierwszy rok spędzony w Polsce?
- Kiedy to nie moja wina! - zaprotestowała Słowianka. - Dobra, może trochę moja.. Ale, kurczę, totalnie nie wiedziałam, jak powinnam zareagować. Jakiś Niemiec pchał mi się z butami do domu! Każdy chciałby, by w jego domu było czysto, prawda?
Gilbert zmrużył oczy. Było w tym słowach trochę racji, ale..
- Ale wtedy, gdy Toris do ciebie przyjechał, jakoś się tak nie wahałaś, prawda?
Tym razem to Felicja zmarszczyła brwi.
- Przecież wtedy się wahałam. Zapomniałeś, co się działo dzień przed jego przyjazdem?
---
Drzwi do komnaty były lekko uchylone. Przed kominkiem siedziała niewysoka, szczupła dziewczyna, wpatrując się uważnie w płomienie złotego ognia, które poruszały się, tworząc przeróżne kształty. Jej zielone oczy zdawały się wyczytywać z nich historię, nikomu jednak nie powiedziała, o czym rozmyśla. Co jakiś czas przymykała powieki, by później drgnąć nagle, pokręcić z werwą głową i powrócić do wpatrywania się w płomienie.
- Nie sądziłem, że zastanę kiedykolwiek potężną Polskę samą w komnacie przed tak ważnym dniem - zza drzwi wyjrzał białowłosy chłopak, uśmiechając się ironicznie.
- Nie powinieneś siedzieć teraz na swym tronie w Malborku, panie Zakon Krzyżacki? - parsknęła Felicja, obejmując się kolanami i nie spuszczając spojrzenia z ognia.
- Pewnie powinienem. Ale gdy zasłyszałem, że zamierzasz wyjść za tego mendę Litwina, nie mogłem stać bezczynnie. Przecież zawsze mi się żaliłaś, jaki to on jest zacofany i brudny!
Spojrzenie zielonych oczu dziewczyny spoczęło na nim z wściekłością, a płomienie odbijały się w nich.
- Jeśli masz zamiar krytykować moje decyzje, wyjść natychmiast. Przypomnę tylko, że jedną z przyczyn małżeństwa jest fakt, że potrzebuję sojusznika do walki z moim wrogiem; do walki z tobą.
Krzyżak parsknął.
- Jesteś aż tak tania, Felicjo?
Dziewczyna wstała, po czym podeszła do niego. Zatrzymała się o krok od niego, po czym chwyciła go za materiał dumnego płaszcza.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - warknęła. - Powtórz to!
- Ależ proszę bardzo! - czerwone oczy Prusaka rozżażyły się z wściekłością. - Jesteś aż taka tania, aby przyjąć ofertę tego brudasa? Tylko na tyle cię stać? Szkoda, że nie mówiłaś mi wcześniej, że z taką ochotą wskoczysz do pierwszego lepszego łoża. Sam skorzystałbym z tej propozycji. Innych także zadowalasz?
Dłoń dziewczyny z siłą wylądowała na jego policzku.
- Wynoś się - wycedziła, a jej policzki zapłonęły gwałtownym rumieńcem. - Wynoś się do swego zamku i już nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. Jeśli to zrobisz, zniszczę cię, przysięgam!
Krzyżak spojrzał na nią ze wściekłością, splunął na ziemię, po czym odwrócił się, a jego płaszcz zawirował. Nikt ze służących czy gwardzistów nie ośmielił się zagrodzić mu drogi, widząc spojrzenia pełne złości, które kierował na otaczający go świat. Wszystko było lepsze niż widok tamtej blondynki, która już następnego dnia miała zostać panną młodą.
Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się z trzaskiem, Felicja opadła na kolorowy dywan, kryjąc twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnęły dreszcze.
- Ty idioto - wyszeptała, trzęsąc się z wściekłości i z trudem powtrzymywanego strachu. Cóż był z niego za przeklęty idiota! Dlaczego nie zauważył, jak bardzo teraz przydałoby jej się słowo wsparcia, a nie wyrzutu? Dlaczego zawsze musiał myśleć tylko o samym sobie? - Kto powiedział, że chcę wyjść za tego Litwina?
Dziewczyna szarpnęła za kosmyki swoich włosów, o które zawsze tak bardzo dbała, które były jej dumą i które podkreślały fakt, że nawet, jeśli jest kobietą, to nie jest gorsza od innych. Tak przynajmniej zawsze lubiła o tym myśleć.
Ale tego dnia jej włosy nabrały dla Polski innego znaczenia. W jej oczach zabłysnął nienaturalny płomień, gdy na ślepo sięgnęła po leżący obok nóż i z siłą i wściekłością zaczęła obcinać pojedyńcze kosmyki. Po chwili łzy przestały płynąć i zamieniły się w coś innego - w determinację. Nie mogła być słaba. Nie, już nie. Nie mogła sobie pozwolić na sentymenty.
- Jeszcze zobaczysz, że będziesz się czołgał przed moimi stopami, Gilbert - obiecała dziewczyna płomieniom, gdy ostatni kosmyk długich, złotych włosów opadł na misternie zdobiony dywan. Uniosła dłoń do włosów, jakby przyzwyczajając się do nowej fryzury, a potem zacisnęła ją w pięść. - Obiecuję ci to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro