25. Wyjazd
Pomysł wyjazdu pojawił się nagle i niespodziewanie.
- Sądzę, że powinniście się raz na zawsze pogodzić - powiedziała Elizabeta dzień po tym, jak Ludwig niechętnie wrócił do Niemiec, oznajmiając wszem i wobec, że będzie dzwonić i że jeszcze tu wróci. - Od waszych kłótni aż mnie głową boli.
Początkowo protestowali. Oboje. Felicja jęczała, że nie ma ochoty spędzać ani jednego dnia dłużej w towarzystwie Prusaka, jeśli nie musi. Że i tak się nie pogodzą. Gilbert stwierdził po prostu, że akurat w to jedno miejsce nie chce wracać. Że ma z nim związane złe wspomnienia.
Ale Elizabeta była nieubłagana. Po kilku dniach i kilkunastu - a może nawet kilkudziesieciu - zamachnięciach się jej ulubioną patelnią wygoniła tą dwójkę z kawalerki Felicji. Nie mieli wyboru, musieli się jej podporządkować. Gdy tylko Elizabeta chciała, bywała straszniejsza od Ivana.
- Aby było jasne - tylko się przypatrzymy. Pozwiedzamy. A potem wracamy - powiedziała Felicja, siedząc naburmuszona w wagonie pociągowym.
- Przecież taki był plan od samego początku - mruknął Gilbert. - A tak nawiasem mówiąc, że wasze Pendolino są do kitu.
- To kitu to jest twój gust. Nie mam pojęcia, czemu ubrałeś się w to...coś - Felicja wskazała na białą pelerynę, którą miał na sobie Gilbert.
- Mam dość tego wszechobecnego deszczu - odparł jedynie Prusak. - Teraz już pamiętam, dlaczego nigdy nie lubiłem tego klimatu.
- Nie przesadzaj, klimat Niemiec nie jest aż tak różny od klimatu Polski - Felicja wywróciła oczami.
- Tak ci się tylko wydaje, biedna dziewczyno ze wschodu.
- Odezwał się bogaty panicz z zachodu, który nie ma nawet własnego państwa.
- To już znam, powiedz coś kreatywnego - Gilbert ziewnął rozdzierająco, zasłaniając usta dłonią. Felicja przechyliła głowę w bok.
- Wiesz, jeśli rozmowa ze mną jest aż taka nudna, mogę przestać milczeć. Ale wtedy nie mam pojęcia, co byś zrobił bez mojego jakże wielkiego wsparcia.
- Żyłbym w spokoju, tak jak żyłem, zanim nie musiałaś wszystkiego zepsuć w moim życiu - powiedział po prostu Gilbert, zapatrzony w mijający krajobraz za oknem. Już nawet nie miał ochoty się z nią kłócić. W sumie to przywykł do tego, że zawsze grają w te bezsensowne gry słowne, które nigdy nie mają zwycięzcy.
- Gdybyś wtedy na mnie nie spadł, nie musielibyśmy teraz tu być - odparła Felicja. - Dobra, dobra, nic już nie mów - dodała, wyprzedzając ripostę rozmówcy, który już otwierał usta, by zaprotestować. - To była też w części moja wina, tak, wiem. Ale jakby nie patrzeć, co ty na mnie spadłeś.
- Przeprosiłem, prawda? - westchnął Gilbert.
- Nie, właściwie to nie - odezwała się zaskoczona Słowianka. - Ty nigdy mnie nie przepraszasz.
Tym razem to Prusak zmarszczył brwi z zaskoczeniem.
- Przecież już się za tamto pogodziliśmy, nie?
- Zgoda to jedno, przeprosiny to drugie. No nieważne, wątpię, by taki facet jak ty był w stanie zrozumieć kobiece serce. Idę spać, złej nocy ci życzę.
Powiedziawszy to, Felicja zamknęła oczy z mocnym postanowieniem niereagowania na żadne zaczepki Gilberta. Lekko się spięła, czekając na gorzkie słowa, które musiały zaraz paść.
Tak się jednak nie stało. Prusak przygryzł lekko wargę, zastanawiając się nad ostatnimi słowami Słowianki. Aż tak bardzo było dla niej ważne to, by powiedział jej to, co myśli? Nie wystarczał jej sam fakt, iż próbował poprawić swe zachowanie?
Gilbert pamięcią wrócił do tych najdawniejszych czasów, gdy jeszcze walczyli razem przeciw pogańskim Litwinom. Wtedy także zdarzało im się pokłócić, choć najczęściej szło o bzdury. To zawsze Gilbert musiał wyciągać rękę na zgodę, próbując rozbawić młodą Polkę. Zazwyczaj biegał wokół niej, wołając:
- Będę wielkim rycerzem, przed którym zadrży cały świat! Wielcy rycerze nie mogą się kłócić z ich damami serca!
Nie mijało nawet pięć minut, a na twarzy Słowianki pojawiał się delikatny uśmiech. Po kolejnych pięciu minutach wydychała z udawaną rozpaczą.
- No i cóż ja mam poradzić, gdy mój mały obrońca aż tak pali się do walki? - pytała, po czym pozwalała mu się zbliżyć. - Chodź tu, przecież wiesz, że nie umiem się na ciebie długo gniewać.
Teraz, po latach Gilbert wiedział, że kłamała, wypowiadając tamte słowa, choć pewnie wtedy jeszcze nie była tego świadoma.
Prusak ponownie zmarszczył brwi, gdy uświadomił sobie jeszcze jedną rzecz. Tak, to on wyciągał pierwszy rękę na zgodę, ale nigdy tak naprawdę nie rozmawiali o powodach ich złości. Odsuwali je od siebie, nie wiedząc, że w przyszłości zamieni się to w gnijący stos trupów, który będzie ich prześladował po dziś dzień.
Właściwie, to Gilbert nigdy tak naprawdę nie powiedział do niej: "Przepraszam".
Może trzebaby to zmienić?, pomyślał Prusak, patrząc na Słowiankę.
Może rzeczywiście powinien powiedzieć jej wszystko, co przez tyle lat dusił w sobie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro