Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Powrót dziewczyn

W tym rozdziale znajduje się dialog wymyślony przez The_Marakuja
Mam nadzieję, że udało mi się go nie zepsuć i dziękuję za możliwość wykorzystania go!
Ps. Kto potrafi wskazać ten fragment bez zaglądania w komentarze w poprzednim rozdziale, ma mój szacunek😄

---

Ludwig zamrugał oczami.

- Przepraszam, co?

Usta Gilberta rozciągnęły się w uśmiechu, gdy miał zamiar powtórzyć swą propozycję. Jego młodszy brat wciąż wygladał jakby był w wielkim szoku, ale to nic. Grunt, że w końcu się o tym dowiedział. I nie zareagował tak tragicznie, jak by mógł. Najwyraźniej uwierzył w słowa Prusaka - tylko Ludwig mógł tak od razu zaakceptować takie rzeczy. Gdyby to tylko mógł się z nim zamienić ciałami, a nie z tą po stokroć przeklętą, szaloną Polką...

- Jak mówiłem, poszlibyśmy się napić. To chyba dobry pomysł, no nie?

Ludwig kiwnął głową.

- Tak. Z całą pewnością.

Aby ogarnąć tę sytuację, potrzebował czegoś, co miało procenty. Im więcej, tym lepiej.

Gilbert uśmiechnął się z radością.

- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć, Zachód! - wykrzyknął, kierując się do kuchni. Zaraz wrócił, niosąc w ręku dwie butelki oraz szklanki. - Co o tym sądzisz?

Ludwig uniósł brew.

- Ukradłeś to Felicji? - spytał.

- Hej, teoretycznie to jest moje. To jest jej ciało, no nie? A więc tak jakby jestem nią. Co jej, to moje.

Uśmiechnął się, usiadł przy niewielkim stoliku i zachęcił brata, by zrobił to samo. Ludwig powoli zbliżył się, a następnie sięgnął po butelkę.

- A kyż - Gilbert pacnął jego dłoń, gdy ta się za bardzo zbliżyła. - Ja nalewam. Sio mi z brudnymi łapami.

Niemcy cofnął dłoń.

- Już jestem grzeczny - powiedział, obserwując, jak jego brat nalewa im napitku, dbając o tym, by było po równo. - Od kiedy jesteś taki sprawiedliwy?

Gilbert wzruszył ramionami.

- A tak wyszło. Masz - podał mu szklankę. - Nasze zdrowie!

Ludwig niepewnie przyjął szklankę.

- Nasze zdrowie - powtórzył.

Wraz z wypiciem zawartości szklanki, przyjemne ciepło rozlało się po jego ciele. O tak, teraz to wszystko nabrało sensu. Jego brat znalazł się w ciele dziewczyny? Eee tam, jakoś się to naprawi.

Po kilkunastu minutach rozmowy o niczym oraz po opróżnieniu jednej butelki, w końcu odważył się spytać o coś, co ciekawiło to od samego początku.

- Te, Gilbert - zaczął.

- Hm? - Prusak przymknął oczy.

- Skoro jesteś w jej ciele...

- To?

Ludwig nachylił się do brata.

- Patrzyłeś w cycki? - ściszył głos.

Gilbert rozchylił powieki i spojrzał na brata, jakby ten był niespełna rozumu.

- A jak myślisz?

Ludwig zamrugał szybko oczami.

- O kurwa - wyrwało mu się. - I jak?

Gilbert uśmiechnął się szeroko.

- Chcesz zobaczyć?

Niemiec przeklnął głośno ślinę. Propozycja była kusząca. I to bardzo. Felicja Felicją, ale nie licząc charakteru, to dziewczyna ciało miała całkiem ładnie.

- Coś ty, nie dam ci patrzeć! - zaśmiał się Gilbert. - Felicja by mnie zabiła na miejscu. Serio. Wierz mi, ona chyba byłaby to tego zdolna. A nawet nie chyba, tylko na pewno.

- Wiesz, weź pod uwagę, że...

Nie zdołał dokończyć, bowiem w tym samym momencie klucz w drzwiach przekręcił się.

- Szybko, chowaj to - syknął Gilbert, prędko zbierając szklanki i kładząc je pod stół. - Bo zrobi się afera.

Luwig pospieszył mu z pomocą. I w samą porę, bowiem można było usłyszeć znajome głosy, które były coraz bliżej. Gilbert zerknął ukradkiem na zegarek. To już taka godzina? Rozmowa z bratem zeszła mu dłużej, niż myślał.

- Jo-hoł! - zawołała radośnie Felicja, wchodząc z przytupem do mieszkania. Za nią Elizabeta wyglądała, jakby miała ochotę chwycić się z rozpaczą w czoło. - Jak tam przebiegło wasze cudowne, szwabskie i rodzinne spotkanie po latach? Wow, dom nadal się trzyma. Gilbuś, skarbie, jestem pod wrażeniem. Może coś ci kupię w nagrodę?

- Nie trzeba - wycedził przez zęby Beilschmitch, piorunując Słowiankę wzrokiem i przechodząc z przyzwyczajenia na polski: - Możnaby wiedzieć, coś ty sobie myślała, gdy tak chamsko wyszłaś ze swoją ukochaną przyjaciółką?

- Oh, nie chciałam wam przeszkadzać. Wiem przecież, jak ważne są chwile samotności. Podczas tak cudownego spotkania nie była wam potrzebna moja obecność, czyż nie?

- Potrzebny to jest tobie rozum.

- A tobie dobre maniery. Nikt cię tego nie nauczył? Jaki przykład dajesz bratu? Biedne Niemięczątko zaraz nam tu na zawał zejdzie.

- Nie istnieje takie zdrobnienie - zauważył zimno Gilbert.

- Co za pech - Polska wywróciła oczami - W takim razie na mocy polskiego prawa dziś je stwarzam. Jestem Polską, więc to chyba nie problem, czyż nie?

- Powiedziała ta, która aby porozmawiać z prezydentem potrzebuje mojej pomocy.

Gdzieś obok nich Elizabeta westchnęła ciężko, wyminęła ich, po czym podeszła do Ludwiga, który z szeroko otwartymi oczami obserwował cały dialog.

- To się prędko nie skończy - mruknęła Węgierka, siadając na wolnym krześle. - Gilbert ci wszystko powiedział? I czy wy zabraliście Feli jej cenne zapasy alkoholu?

Niemiec kiwnął głową, raz, krótko, obiecując sobie solennie, że zignoruje część pytania dotyczącą alkoholu.

- Nie chciałem w to wierzyć, ale widząc to - wskazał w stronę Felicji i Gilberta, będących nadal w swoim świecie - niestety, wszystko zrozumiałem. Teraz wszystko nabrało sensu. Dlaczego Gilbert nie odbierał telefonu. Oraz czemu tak nagle zniknął. Właśnie, nie znaleźliście jakiegoś sposoby, jak to odkręcić? Znam w Niemczech kilku specjalistów, może oni by...

- Nie dam się zbadać jakimś podejrzanym niemieckim lekarzom! - Felicja zareagowała nagle, przerywając swój słowny pojedynek z Gilbertem. - Nie ma mowy. Nie i już!

- To nie są jacyś podejrzeni lekarze, tylko... - zaczął Ludwig, ale jego starszy brat przerwał mu, zerkając na Polkę.

- Widzisz? A nie mówiłem? - spytał triumfalnie. - Zawsze tak się kończy! Jesteś pełna uprzedzeń i zawsze masz pretensje do wszystkiego, co ja lub Ludwig byśmy ci zaproponowali!

- Jestem uprzedzona i mam ku temu powody! - przez twarz Słowianki przemknął wyraz wściekłości. - I nie mieszaj swojego brata w sprawy między mną a tobą. Jeśli masz coś do mnie, to powiedz mi to prosto w twarz!

Elizabeta zerwała się, po czym chwyciła ją za ramię, próbując przemówić jej do rozsądku.

- Feli... Proszę. Uspokój się.

Polska prychnęła, zerkając na Prusaka, którego oczy lśniły od ledwie wstrzymywanej wściekłości.

- To niech on się pierwszy opanuje.

- Ja? - Gilbert uniósł brwi. - Jestem wcieleniem spokoju.

- Chyba wcieleniem demona, który stąpił z piekieł, aby uprzykrzać mi życie - mruknęła Słowianka, przenosząc niechętnie spojrzenie na Ludwiga. - Skoro już mowa o demonach, widzę, że drugi z nich zdąrzył już się rozgościć w moich skromnych progach.

Niemiec poruszył się lekko, niepewnien, co powinien zrobić w tej sytuacji. Najchętniej wróciłby z bratem do domu, ale nie mógł przecież zabrać go w ciele Felicji! Zamiast tego więc tylko odpowiedział:

- A gdzie się podziało wasze słynne przysłowie "gość w dom, Bóg w dom"?

- Uciekło, gdy tylko zobaczyło największego wroga Pana. Zapomniałeś, kto z takim uporem masowo mordował Jego wyznawców niecałe 70 lal temu?

- I kto tu teraz jest rasistą? - wtrącił się Gilbert, zauważając, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. Felicja bowiem wyglądała, jakby zaraz miała zaczął długą rozmowę o przeszłości, a to w towarzystwie niemieckich braci nie mogło się dobrze skończyć. - Felicja, skończ już z tym. Pokłócisz się z Ludwigiem innym razem, dobrze?

Polska prychnęła.

- Innym razem, innym razem. Jakby to coś miało zmienić. I nie traktuj rzeczy, która jest dla mnie ważna, jakby to był tylko kaprys dziecka. Jestem od ciebie starsza, radzę ci o tym nie zapominać.

Gilbert wywrócił oczami.

- Tak, tak, wiemy to - tym razem to Elizabeta zdecydowała się zareagować. - A teraz, skoro doszliście już do wniosku, jak bardzo nie ma sensu w tym momencie kłótnia, proponuję zająć się inną sprawą. Jakbyście nie wiedzieli, mamy gościa.

Felicja i Gilbert spojrzeli na Ludwiga, na siebie samych, po czym raz jeszcze na Ludwiga, by ostentacyjnie odwrócić od siebie spojrzenia.

- Pójdę przygotować herbaty - mruknęła Słowianka.

- To ja nakarmię Gilbirda - zaproponował Prusak.

Gdy tylko tamta dwójka zniknęła za drzwiami, w pokoju zapanowała dziwna cisza. Ludwig raz jeszcze spojrzał na Elizabetę.

- Em.. Dziękuję - powiedział po chwili.

Dziewczyna wzdrygnęła się.

- Za co?

- Za to, że ich uspokoiłaś. Po tej zamianie ciałami są jeszcze gorsi niż zazwyczaj.

Węgierka uśmiechnęła się lekko.

- Fakt, nie jest prosto z nimi wytrzymać. Choć dotąd kłócili się raczej z zasady niż z wściekłości... - dodała, przykuwając tym uwagę Niemca.

- Oni... Wcześniej byli przyjaciółmi, prawda? - spytał, korzystając z okazji, iż tamta dwójka nie ma szansy go usłyszeć.

Elizabeta wzruszyła ramionami.

- Kiedyś tak. Ale potem wszystko się zmieniło. Fela poznała Torisa, a Gilbert postanowił się zbuntować... Na pewno o tym wiesz, więc nawet nie ma o czym mówić.

Podniosła się raźnie, tylko po to, aby zajrzeć do kuchni, gdzie Felicja siedziała przy czajniku, wpatrując się w ogień, jakby miał zaraz wyrwać się spod kontroli i spalić całe mieszkanie. Elizabeta uśmiechnęła się lekko, widząc zachowanie przyjaciółki, gdyż po jej nieobecnym spojrzeniu poznała, iż tak naprawdę jest myślami daleko, daleko stąd. Być może ona także wspominała swą przeszłość - niejedna personifikasja kraju tak robiła, gdy pragnęła uciec od rzeczywistości. I najczęściej udawało im się to doskonale.

Elizabeta zamknęła cicho drzwi kuchni, postanawiając dać Słowiance chwilę samotności, których ostatnio tak miała niewiele. Kątem oka dostrzegła jeszcze, jak Gilbert karmi swego ptaka kawałkami chleba, który musiał wyciagnąć z lodówki, próbując za wszelką cenę nie popatrzeć na siedzącą na przeciwnym krańcu stołu Słowiankę.

Węgierka z namysłem zerknęła na Ludwiga, który zatopił się w internecie, szukając pomysłu, jak pomóc bratu, po czym wyciągnęła swoją komórkę i, korzystając z chwili nieuwagi swojego towarzystwa, wybrała jedną osobę ze swoich kontaktów.

- Muszę z tobą porozmawiać - odezwała się, jeszcze zamim osoba po drugiej stronie zdołała cokolwiek powiedzieć.

- Ty, Elizabeta? - głos słyszany przez komórkę wydawał się być zmęczonym.

- Ja. Uważam, że tylko ty możesz mi pomóc. Posłuchaj uważnie...

Gdy tylko wytłumaczyła całą sytuację, jej rozmówca wydał dźwięk, jakby zakrztusił się jakimś napojem. Węgierka zerknęła podejrzliwie na zegar wiszący na ścianie. Było już dawno po południu.

- To dość...ciekawa sytuacja. - Rozmówca odkalsznął kilka razy, a potem westchnął. - Zobaczę, co się da z tym zrobić. Daj mi trochę czasu, a potem powiem ci, czy coś możemy na to poradzić.

Elizabeta uśmiechnęła się delikatnie.

- Czekam - mruknęła, wyłączając komórkę, gdyż w tej samej chwili z kuchni wyłoniły się znajome blond włosy oraz zielone oczy. Gilbert zerknął na Elizabetę, a potem odwrócił prędko wzrok, przyspieszył kroku i usiadł obok brata, wciąż zatopionego w elektronice.

Ciekawe, czy się uda... Pomyślała Elizabeta, obserwując rodzeństwo Niemców. Inaczej będziemy mieli problemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro