23. Bracia
Wspomnienia uderzyły w Ludwiga, jeszcze zanim ten otworzył oczy. Poderwał się szybko, niemal krzycząc:
- Gilbert! Ty mały...!
Urwał, zorientowawszy się, że znajduje się w nieznanym mu miejscu. Był to niewielki, acz przytulny pokój. On sam zaś leżał na sofie, przykryty kocem, który ktoś musiał mu przynieść. Okna zasłonięte były żaluzjami, a sam pokój okrywał półmrok. Jedynym źródłem światła była lapka blisko drewnianego biórka, przy którym siedziała złotowłosa dziewczyna zaczytana w książce, której tytułu Niemny nie mógł zobaczyć.
Gdy tylko dziewczyna usłyszała go, drgnęła, ale nie ruszyła się z miejsca. Zamiast tego spytała:
- Dobrze się już czujesz? Dobrze widzieć, że odzyskałeś przytomność.
Ludwig zrzucił z siebie koc i spuścił nogi z kanapy. Zmrużył oczy, patrząc na dziewczynę. Tak, bez wątpienia była to Felicja Łukasiewicz. Polska.
- To twoje mieszkanie? - spytał Niemiec, ignorując wcześniejsze słowa dziewczyny - Jak się tu znalazłem?
- Felicja cię zaniosła. I tak, to mieszkanie Polski. Można by też powiedzieć, że chwilowo jest moje.
Coś w słowach blondynki nie pasowało Ludwigowi. Od kiedy mówiła o sobie w trzeciej osobie?
- Mniesza o to - mężczyzna machnął ręką, po czym podszedł do biórka. Tymi rozważaniami zajmie się później - Gdzie jest Gilbert?
Ona jednak milczała. Ludwig Zacisnął zęby, po czym spytał
- Gdzie jest Gilbert Beilschmidt? Widziałem go z Węgrami w tamtej restauracji! I nie próbuj robić ze mnie idioty! Mówiłaś, że nie wiesz, gdzie jest mój brat, a on tymczasem był tutaj, w Polsce! Co ty ukrywasz? Dlaczego mnie okłamałaś?
Blondynka odwróciła się powoli, a jej zielone oczy spoczęły na Ludwigu. Zawahała się, po czym westchnęła.
- Zabije je kiedyś - wymamrotala pod nosem. - Naprawdę, coś im kiedyś zrobię za to, że zostawiły to wszystko na mojej głowie.
Niemiec zacisnął usta.
- Pytałem. Cię. O. Coś. - Wyrzucił z siebie. Czy naprawdę mówił tak niewyraźnie, że nie była w stanie tego zrozumieć? Dobra, widział, że jego wschodnia sąsiadka ma coś nie tak z głową, ale zawsze zwalał to na tą przeklętą słowiańską krew. Cała ich rodzinka była dziwna.
Blondynka raz jeszcze westchnęła, tym razem jakby z rozpaczą.
- Zachód, pomyśl przez chwilę. Nie wydaje ci się to dziwne, że niesamowite Prusy znikają z dnia na dzień, a później jego komórka znajduje się w Polsce? Że gdy przyjeżdżasz do Warszawy, znajdujesz go rozmawiającego spokojnie z Elizabetą, a potem nagle tracisz przytomność? Naprawdę, czy tak ciężko się wszystkiego domyślić?
Na ułamek sekundy Ludwig zamarł.
Słowa, które wypowiedziała dziewczyna, tak bardzo do niej nie pasowały.
Tak, jedno było pewne - coś było tu nie tak, bardzo nie tak.
Ale mimo tych złych myśli Ludwig skrzywił się, powtarzając jedynie swoje wcześniejsze pytania:
- Gdzie jest mój brat? I coś mi zrobiła, że straciłem przytomność?
Zielone oczy Słowianki z nagłym zainteresowaniem zaczęły przyglądać się deskom w podłodze.
- Dobra, przyznam się, ogarnęła mnie panika - mruknęła - Dlatego dostałeś tacą po głowie.
Niemcy poczuł, jakby po raz drugi ktoś go uderzył. Czyli to była ona? To ona go pozbawiła przytomności?
Czyli ona od samego początku widziała, że Gilbert jest w Polsce?
A mimo to milczała?
- Że co? - spytał z niedowierzaniem. - Ogłuszyłaś mnie? Ty?
Skrzywiła się.
- No, przykro mi. To był efekt chwili. Ale obiecuję ci, że już nigdy tego więcej nie zrobię, więc nie musisz się gniewać, dobrze?
Słowa te przyniosły przeciwny efekt. Ludwig wstał gwałtownie.
- Myślisz, że to przyjemne zostać ogłoszonym? Nie sądzisz, że wypadałoby choćby porozmawiać?
Urwał.
- Nie o tym miałem z tobą mówić! - uświadomił sobie. - Gilbert. Gdzie on jest?
Słowianka robiła wsszystko, aby na niego nie spojrzeć.
- To... Skomplikowane. Lepiej, abyś usiadł.
- Słuchaj, nie wiem, co ci Gilbert naopowiadał, ale naprawdę...
Dłoń Polki uderzyła gwałtownie w blat stołu, zaskakując Ludwiga po raz kolejny.
- Nie, teraz to ty mnie masz słuchać, Zachód! - powiedziała dobitnie blondynka, a jej spojrzenie spoczęło na Niemcu - Mam już dość tej głupiej zabawy w przepychanki. Oraz uważam, że zasługujesz na to, aby znać prawdę. Więc bądź łaskaw się zamknąć na chwilę i mnie posłuchać. Dla twojej wiadomości, ani ja, ani Felicja się o to nie prosiliśmy. I żadnemu z nas się nie podoba.
Na te słowa Ludwig nie miał już pojęcia, co powinien odpowiedzieć.
- O czym ty znowu bredzisz, Felicja...? - zaczął Niemiec.
- Do cholery jasnej, słuchaj w końcu człowieka! - zirytowała się blondynka.
Ludwig umilkł, zszokowany.
Co tu się odwalało?
Pozwolił więc dziewczynie opowiedzieć najdziwniejszą historię, jaką słyszał w życiu: o tym, jak Gilbert i Felicja zamienili się ciałami. O tym, dlaczego zdecydowali zachować to w tajemnicy. O tym, że jedynie Elizabeta wiedziała, co się wydarzyło.
- ... Więc kiedy zobaczyłem, jak rozmawiasz z Felicją, spanikowałem - kończyła złotowłosa dziewczyna, obserwując bacznie brata - A potem przenieślismy się tutaj, a Felicja i Elizabeta się zmyły.
Na zakończenie zielonooka prychnęła, jakby kpiąc sobie z jej towarzyszek.
- Zostawiły mi wszystko na moich barkach! - żaliła się blondynka. - I wierz mi, nie chcesz wiedzieć, o czym dyskutowały, gdy już łaskawie cię tu przyniosły. Jedna drugiej warta.
Słowianka raz jeszcze prychnęła.
Ludwig poruszył się lekko, wyrwany z marazmu, gdy Felic... Gdy Gilbert podszedł do niego, a następnie mocno klepnął przyjacielsko w plecy, jakby to wszystko miało załatwić.
- No, to jak, idziemy się czegoś napić, Zachód? - spytał z uśmiechem na ustach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro