Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Prawda

- Feli, czy to nie jest przypadkiem Gilbird? - spytała Węgierka, spoglądając na zajętego ptaka.

- Musiało ci się pomylić - odparł Prusy, po czym podbiegł do swojego nieodłącznego towarzysza i wyrwał z jego dzioba paczkę paluszków - Zostaw to!

Gilbird przechylił łebek w bok, a jego oczy pytały: Co ja ci takiego zrobiłem?

- Nic nie zrobiłeś, ale nie możesz tu być - szepnął Beilschmidt, po czym odwrócił się do Elizabety.

- Feli, mnie naprawdę się wydaje, że to ptak Gilberta... - Węgierka nie wydawała się być przekonana. - Wiesz, ten taki dziwny, który zawsze za nim lata. Pamiętasz, zastanawiałaś się kiedyś, jak by smakowały jego przysmażone udka.

- Oh, naprawdę? - wokół Prus zgromadziła się niebezpieczna aura, łudząco podoba do tej, którą nieraz emanował Rosja. Teraz słowa Polki o zrobieniu z Gilbirda zupy zaczęły nabierać drugiego dna. - Tak mówiłam?

- No tak - Elizabeta nie zauważyła, bądź też specjalnie zignorowała nastrój Prus, po czym podeszła i przyjrzała się zwierzęciu. Zmrużyła oczy. - Wiesz, słyszałam też, że Gilbert zaginął. Ludwig martwi się o niego. Może lepiej by było mu powiedzieć, że...

- Nie! - przerwał szybko Prusy, walcząc z wyrzutami sumienia. Przez to całe zawirowanie zapomniał powiedzieć bratu, że nie wróci przez jakiś czas do domu. Ale z drugiej strony... Jak mógłby to zrobić, gdy Zachód był przekonany, że Gilbert swoją komórkę zgubił, a zobaczenie się w cztery oczy odpadało na samym początku? - To znaczy... Generalnie lepiej nie.

Węgry zmrużyła oczy.

- Feli, jakaś nieswoja dzisiaj jesteś. Coś się stało?

Gilbert poruszył się niespokojnie. Już się domyśliła?

- Nie, wszystko w porządku - odparł. - Może wyskoczymy gdzieś? Wiesz, tak siedzieć w domu jest trochę nudno...

Podejrzenie w oczach Elizabety tylko się powiększyło.

- Coś naprawdę jest nie tak. Czy chodzi o Gilberta? Na konferencji zachowywał się dziwnie, ale jeśli coś ci powiedział.. - w jej rękach pojawiła się patelnia, a na jej ustach wytkwitł niebezpieczny uśmiech, który sprawił, że Prusak cofnął się jak najdalej od dziewczyny. Elizabeta była niebezpieczna. A Elizabeta z patelnią była zdecydowanie niebezpieczna i Gilbert nie miał chęci zaznajamiać się z nią bliżej.

- Naprawdę nic się nie stało - zaprzeczył szybko, nie mając najmniejszej ochoty dostać przyrządem kucharskim po głowie.

Zdezorientowana Węgierka opuściła patelnię.

- Feli, powiedz mi, co się dzieje. Zachowujesz się dziś zupełnie inaczej. Oraz nie masz na sobie sukienki. Bądź czegokolwiek różowego.

Cholera. Cholera. Tylko tyle przeszło przez głowę Prusakowi.

- Ze mną jest w najlepszym porządku. Naprawdę. Nie musisz się niczym martwić.

- Fela, proszę - gdyby Gilbert właśnie nie usłyszał tych słów, nie byłby w stanie uwierzyć, że mówiła to Elizabeta. Węgierka zawsze, ale to zawsze była pewna siebie i nigdy, ale to przenigdy nikogo o nic nie prosila. Ona sama zdobywała to, co chciała. - Powiedz mi, co się dzieje?

Od odpowiedzi uratował Gilberta zmęczony i zrezygnowany głos Felicji, która wstała zza biurka i spojrzała prosto na niego:

- Chyba lepiej będzie wszystko wyjaśnić, nie sądzisz? Dalsze udawanie nie ma sensu. Elizabeta przejrzała cię doskonale.

Gilbert westchnął ciężko.

No to teraz mieli przerąbane.

Elizabeta odwróciła się gwałtownie w stronę biurka.

- Gilbert... Co ty tu robisz? - spytała, zdumiona. - Czemu nie jesteś w Niemczech? Ludwig cię szuka już od tygodnia! Co ty robisz u Felicji?

Zmęczony Prusy oparł się o ścianę. Zaraz się zacznie.

- Tłumacz się, tłumacz - mruknął do Polski, która spiorunowała go wzrokiem, ale on się tym nie przejął. Wiedział, że Felicja nie jest na niego szczerze zła.

To raczej on powinien być na nią zły, że bez konsultacji z nim postanowiła powiedzieć prawdę Węgrom.

Jakby to on zrobił coś takiego, to bez wątpienia Polka byłaby na niego wściekła przez bez mała dwieście lat.

- Mieszkam - powiedziała po prostu Polska.

- Jak to, mieszkasz? - powtórzyła Elizabeta, po czym odwróciła się do Gilberta - Felicjo Łukasiewicz, co to ma znaczyć?

Prusak zaś tylko wzruszył ramionami.

- Jej się pytaj. Ja nie jestem Felicja.

Na sekundę Elizabecie zabrakło oddechu, by zapytać o coś więcej.

- To się zaczęło tydzień temu, podczas konferencji - wtrąciła się Łukasiewicz, korzystając z dogodnej sytuacji. - Nie mam pojęcia jak, ale zamieniliśmy się ciałami. Więc zabrałam ze sobą Gilberta do Polski. To było jedyne wyjście, biorąc pod uwagę, że nie wiemy, jak to wszystko odczynić.

Patelnia upadła z łoskotem na podłogę.

- Zamiana...ciałami? - wyszeptała wstrząśnięta Węgierka. To brzmiało niemożliwie głupio. - Czy wyście do końca oszaleli? Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach!

Czerwonooki albinos westchnął, po czym zbliżył się do niej. Elizabeta z trudem słumiła odruch cofnięcia się - nigdy nie przepadała za Prusakiem. On jednak tylko rzucił okiem na złotowłosą dziewczynę stojącą z założonymi rękami, po czym nachylił się do Węgier i powiedział:

- To naprawdę ja. Felicja Łukasiewicz. Polska - po tym stwierdzeniu ściszył głos i szepnął. - Pamiętasz sierpień 1415? Przyjechałaś do nas wtedy w odwiedziny, po drodze zaś napatoczył się także Ivan, Arthur, Francis...  Urządziliśmy niemałe przyjęcie, w sumie bez okazji. A wtedy w dziwnych okolicznościach zaginął ulubiony strój Rodericha. Nikt nie miał pojęcia, co się z nim stało, ale tak naprawdę to ty postanowiłaś zrobić mu niespodziankę i go nieco ozdobić. Niestety, trochę ci się nie udało, więc poszłaś z tym do mnie, a wtedy...

- Dobra, dobra, tyle wystarczy! - Elizabeta odsunęła się od białowłosej personifikacji. Wiedziała, co będzie dalej. I z całą pewnością nie była to sytuacja, którą by Gilbert znał. Raz, że nie było go wtedy, dwa, że Felicja by się w życiu nie wyglądała z tego, co zrobiła później Elizabeta. Bo przecież żadna z nich nie była wtedy do końca niewinna...

Zamiana ciałami, co?, pomyślała Elizabeta. 

To by wszystko wyjaśniało. Ich dziwne zachowanie. Zniknięcie Gilberta. Oraz to, dlaczego byli teraz w mieszkaniu Polki.

Byli w mieszkaniu Polki...

- Dlaczego jesteście tu razem? - spytała po chwili, schylając się po patelnię.

- Nie było innej opcji! - odparła Felicja - Muszę mieć go na oku! Przecież Gilbert jest w moim ciele!

- Ah... Rozumiem. I właśnie dlatego mieszkacie ze sobą?

- Tak.

- Tylko we dwoje?

- Tak.

- I nawet nie przyszło ci do głowy, aby powiedzieć o tym twoim przyjaciołom?

- Chciałam, ale to by spowodowało tylko większe kłopoty...

Na twarzy Węgierka pojawił się uśmiech, po zobaczeniu którego Gilbert nawet nie próbował uciekać.

Po prostu przygotował się mentalnie na to, co musiało nadejść.

Nawet nie bolało tak mocno, jak się obawiał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro