16. Gdyby tylko...
Z ust Felicji schowanej za drzwiami łazienki wydobyło się westchnięcie, gdy spojrzała ze zrezygnowaniem po sobie.
Nienawidziła tego ciała.
Ale jeszcze bardziej nienawidziła tego, który był jego właścicielem przez tyle wieków.
Cóż jednak mogła poradzić na tą całą chorą sytuację, w której się znalazła?
Słowianka raz jeszcze westchnęła, po czym wzdrygnęła się, próbując przygotować się mentalnie na kąpiel. Nie była już w stanie dłużej nie udawać, że wciąż jest w swoim ciele. Nawet jeśli ciało Gilberta i sam Gilbert obrzydzały ją, teraz mogła jedynie robić dobrą minę do złej gry.
----
Przeczuwała, że ten dzień nadejdzie. To była tylko kwestia czasu. Dogorywała od wielu, wielu lat. Wszelkie próby ratunku skazane były z góry na porażkę, gdyż jej interesy i interesy jej sąsiadów były ze sobą sprzeczne.
Ona chciała siły. Potęgi. Władzy.
Oni chcieli, by była słaba.
I dlatego właśnie nie była w stanie zwyciężyć. To nie był krótki proces - nie, wszystko rozpoczęło się setki lat wcześniej, wraz z pierwszym przywilejem. A potem doszedł drugi, trzeci... W końcu przywilej stał się normą, a interesy państwa stały gdzieś daleko, daleko na końcu długiej listy najpotrzebniejszych wartości magnatów.
Blondwłosa dziewczyna zacisnęła dłoń w pięść, słysząc jak gdzieś w dole ktoś wali głośno w jej drzwi. Powinna była teraz uciec. Ona jedna powinna była przeżyć.
Felicja wiedziała, że nieważne, który by z nich jej nie znalazł - Ivan, Rodrich czy Gilbert - i tak efekt końcowy będzie taki sam. Zabiją ją, a ciało porzucą gdzieś w lasach, tak, by stało się pokarmem dla zwierząt. Tak, by już nigdy nie powstała ponownie. Tak, by jej istnienie zostało zapomniane, jakby nigdy jej nie było.
Ale równocześnie dziewczyna była słaba. Taka słaba. Nie była w stanie nawet wykonać tych kilku kroków do drzwi, by uciec. Mogła tylko przyglądać się, jak Toris wstaje, wyjmuje miecz, a następnie schodzi w dół. Od tamtej pory zapadła cisza, przerażająca cisza.
Co się mogło z nim stać? Czy już go pokonali? A może on jeden zdołał uciec? Felicja nie miała pojęcia. Mogła tylko siedzieć bezwładnie i próbować zmusić swe osłabione ciało do ruchu. Przecież to nie pierwszy raz była atakowana! Nie pierwszy raz mierzyła się z kryzysem!
Ale po raz pierwszy miała przestać istnieć. Wystarczyło, że zamknęła oczy, a ich widziała - króla, jego otoczenie, szlachtę polską, którzy po kolei potwierdzali rozbiór. Niektórzy płakali, inni klnęli pod nosem bądź grozili zaborcom pięścią w powietrzu. Ale każdy wiedział w sercu, że to ta chwila, gdy należy ugiąć kark. Gdy to nie ty, a ktoś inny rozdaje karty.
Raz jeszcze w dole rozległ się huk, a potem drugi, inny. Oto puściły drzwi.
Felicja wykrzesała z siebie wszystkie możliwe siły, by ułożyć się na krześle. Nie była pierwszą lepszą szmatą, choć się w tej chwili tak czuła. Była przecież Polską, obrończynią Europy, przedmurzem chrześcijaństwa!
Ha. Ha. Ha.
Zaraz stanie się nikim.
Drzwi prowadzące do pokoju otworzyły się i stanęła w niej trójka doskonale jej znanych osób. Personifikacje krajów jej zaborców. Jej najwięksi wrogowie. Jej zabójcy.
- Coś długo wam to zajęło - spróbowała zażartować, ale jej głos był taki słaby, że ledwo było go słychać.
- Nie zajmie już ani chwili dłużej - Ivan uśmiechnął się radośnie, bawiąc się swoim szalikiem. Dopadł jej jednym, długim susem i na powitanie poczęstował swoją pięścią jej brzuch. Słowianka jęknęła, marząc, by być w stanie się bronić. - Drażniłaś mnie swoją pychą już od tylu lat!
Ciosy zaczęły padać szybciej, aż w końcu dziewczyna nie była w stanie wskazać choćby jednego miejsca, gdzie jej ciało nie byłoby obolałe. Twarz jej oprawcy rozjaśniał radosny uśmieszek, jakby było to jego ulubione zajęcie.
- Zabrałaś mi dostęp do Europy!
Krzesło opadło na podłogę, a wraz z nim bezwładna dziewczyna.
- Zawsze byłaś przeciwko mnie!
Do rąk dołączyły stopy, bo przecież nie wypada się zniżać do leżącej postaci.
- Przez ciebie musiałem walczyć o moje Inflanty!
To, że nie były już jego, nie miały znaczenia.
- Ośmieliłaś się oblegać Moskwę!
Policzki chłopaka zarumieniły się od nadmiaru emocji. Dla niego to było jak sen, jak cudowny sen. Wreszcie wszystkie przeszkody miały zniknąć. Wreszcie będzie się mógł skupić na ciekawszych, dużo bardzie wymagających planach.
- Nie było ciężko zająć ci Moskwę - wyszeptała Felicja. - Sami twoi ludzie mnie witali z radością.
Uśmiech na twarzy Ivana zamarł. Zastąpił go wściekły, lodowaty grymas. Miał zamiar podarować jej łaskę szybkiej śmierci. Ale teraz już tego nie zrobi.
- Ubiję jak psa - wysyczał.
Nie zdołał spełnić swojej prośby, gdyż na jego ramię opadła delikatna, acz stanowcza dłoń. Austria.
- Zachowaj spokój, przyjacielu - odezwał się pouczająco mężczyzna. - Jesteśmy cywilizowanymi osobami.
Ivan w odpowiedzi splunął na ziemię, na bezwładną kupkę włosów, krwi i ubrań.
- ... Polen?
- Zasługuję na chwilę radości w życiu.
- Trzeba to zakończyć, ale w sposób cywilizowany.
Felicja uniosła głowę. Który z nich zada ostateczny cios?
- Felicja, żyjesz tam w ogóle?
Ciężkie, znajome, zbyt znajone kroki rozległy się obok niej. Dumne buty zatrzymały się z niesmakiem obok jej poobijanej postaci. A potem ktoś schylił się i uniosł ją jedną ręką, po czym przyszpilił do ściany.
- A więc tak widzisz to swoje "zniszczenie mnie"? - spytał kpiąco Gilbert.
- FELICJA! - głos przerodził się w wrzask.
Słowianka poderwała się gwałtownie, nieprzytomnie zanurzając się w zimnej już teraz wodzie.
- Czego chcesz? - wywarczała, gdy tylko wróciła do świat w żywych i wyłoniła się spod tafli wody. Jej wzrok omiótł naprędce otoczenie. Łazienka. Cały czas znajdowała się w łazience, a tamto to był tylko sen, nieprzyjemne wspomnienie.
- Jeśli zaraz mi nie otworzysz, to chyba się zsikam! - usłyszała własny głos. - A wierz mi, smrodek zostanie potem w mieszkaniu i będziemy mieli problem.
Wygięła pogardliwie wargi, ubierając się naprędce. Wątpiła, by Gilbert spełnil groźbę, ale po nim mogła spodziewać się wszystkiego.
- Mówisz z własnego doświadczenia?
- Wyczytałem w mądrych książkach.
- To ty w ogóle umiesz czytać? - dziewczyna postanowiła udać zdziwienie.
- Nie, tak tylko patrzę po obrazkach. Oczywiście, że umiem. A teraz otwieraj te przeklęte drzwi! Bo zaraz je czymś wyważę! Znajdę coś ostrego, a wtedy mojemyu zagilbiastemu ciału stanie się krzywda! A ono jest zbyt ładne, by je mieszczyć.
- Noż idę, idę - wymamrotała. Towarzystwo Prusaka źle na nią działało. Przestawała myśleć logicznie. Jeszcze nigdy wcześniej nie zasnęła we własnej wannie. A jakby się zaczadziła? Co by się stało z jej pięknym mieszkankiem, pozostawionym na łaskę tego obrzydliwego Prusaka?
Choć, przemknęło jej przez myśl, gdy otwierała drzwi, ciało ma całkiem niezłe. Gdyby nie był takim mendą i skończonym dupkiem, mógłby się kobietom podobać.
No właśnie, gdyby tylko.
---
Gilbert niemal zaczął tańczyć ze szczęścia, gdy usłyszał szczęk przekręcanego zamka w drzwiach. Nareszcie! Próbował dotrzeć do Polki przez ostatnie kilka minut, ale ta uparcie go ignorowała. Jak zawsze chciała zrobić mu na złe. Ale czy to była jego wina, że z tego wszystkiego zapominał pójść do toalety, a gdy się zorientował, jak bardzo wzywa go potrzeba, drzwi już się zamknęły?
- Dłużej już się nie dało? - wywarczał, wpychając się do środka i zatrzaskując za sobą drzwi, gdy tylko Polka przekroczyła próg.
Z ulgą dopadł toalety i z niemalże namaszczeniem zaczął robić to, o czym tak bardzo marzył.
Ta dziewucha go kiedyś wykończy. Jak by to wyglądało, gdyby miał zginąć w takim słabym, kobiecym ciele? Zresztą, kto dał takiej Felicji prawo do bycia samodzielną? W niektóre dni Felicja była chodzącą katastrofą. Ponadto, miała tendencję do wpychania się innym do domów (na szczęście nie jemu, ale choćby taki Arthur miał szansę nie raz i dwa doświadczyć wizyty niespodziewanego gościa), nie sprzątała po sobie po obiedzie (chyba że to był jej dom, wtedy stawała się istną perfekcjonistką), zawsze wiedziała wszystko lepiej oraz przebywała dwie godziny w łazience.
Gniew lekko opadł, gdy Gilbert spuścił wzrok na swoje odsłonięte ręce. Oczywiście, wzdłuż prawego ramienia przebiegała długa, podłużna blizna. Wiedział, z jakiego wydarzenia jest to pamiątka. Sam był przecież przy tym obecny. Byli wtedy jeszcze tacy młodzi, tak niewiele ich od siebie różniło.
Zdąrzyło się to kilka dni po przyjeździe Prusaka do Polski. Gilbert wdał się w przypadkową bójkę z, zdawałoby się, zwykłym chłopskim synem. Do dziś nie rozumiał, jakim cudem to prostackie dziecko okazało się być synem jednego z ważniejszych panów, któremu jakoś nie spodobało się to, że na twarzy syneczka wykwitł piękny siniec. I tak jakoś się do tego wszystkiego złożyło, że Gilbert skończył uciekając przed wściekłą chołotą goniąca go z morderczymi zamiarami. Teraz się z całej tej sytuacji śmiał, ale wtedy był przerażony i po raz pierwszy poczuł, że może i jest personifikacją, ale przecież on także może zostać zraniony.
Wtedy też do całej tej sytuacji wplątała się Felicja. Nigdy wcześniej nie widział jej takiej wściekłej, jak wtedy, gdy jeden z rycerzów zamierzył się na niego. Jakimś cudem dziewczyna znalazła się tuż przed Gilbertem, krzycząc coś po polsku.
Z całego zajścia Prusak zapamiętał obrazy: długie, złote włosy, napięte plecy, wyciągnięte w obronnym geście ramiona, opadająca broń.
Później, gdy już wszystko się skończyło, przez wiele lat czuł się winny całego zajścia. Tak samo nie rozumiał, dlaczego wystawiła się na cios przeznaczony dla kogoś prawie dla niej obcego. Ona jednak zawsze tylko machała na to ręka, mówiąc, że to nic. Że to już dawno się zagoiło.
Oczywiście, to nie było tak, że tylko ona posiadała blizny. Gilbert, Ludwig, Ivan, Francis, Toris, Arthur i inni... Każda personifikacja kraju posiadającego w swojej historii wojny posiadał pamiątki po cięższych bądź mniej udanych bitwach. Każdy niósł za sobą ciężar pełen okrucieństwa, zdrad, tajnych sojuszy, krwi, łez i żalu.
Wśród personifikacji to naprawdę nie było nic szczególnego.
Tylko że...
- Głupiaś, a mówiłaś, że nie została po tym blizna - wymruczał Gilbert, nic zdąrzył zorientować się, co powiedział.
Z Felicji byłaby nawet całkiem spoko dziewczyna - gdyby tylko nie była tak uparta i negatywnie nastawiona na każde z jego słów czy gestów. Gdyby tylko przestała sądzić go po błędach z przeszłości.
No właśnie, gdyby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro