13. Wątpliwości
- Co ty sobie wyobrażasz?! - warknęła Felicja, gdy tylko wyspowodziła się z uchwytu Gilberta. Przyszło jej to zaskakująco łatwo, ale Polska zdawała się tego nie zauważać. Zamiast tego jej oczy rzucały gromami w stronę Prus, który najspokojniej jak się dało spróbował się wytłumaczyć:
- Chciałaś krzyknąć - odezwał się cierpiętniczo. Dlaczego zawsze, cokolwiek by nie robił, było to odbierane jako coś złego? - A wtedy Zachód by się zorientował, że tu jesteś. To znaczy ja. W sensie Gilbert. Aah, wiesz o co mi chodzi! - wykrzyknął na sam koniec, po czym odsunął się od Polski - Powiedziałem Ludwigowi, że nie wiem, gdzie jest Gilbert. Czyli gdyby usłyszał twój głos, domyśliłby się, że coś kłamię. Już i tak myśli sobie niewiadomo co, po tym jak nas podsłuchał w hotelu. Po coś się tak upijała?
- To miało być tylko na uporządkowanie myśli! - Felicja zaprzeczyła niemal od razu, przybierając postawę obronną - Nie miałam pojęcia, że owe wielkie i wspaniałe Prusy mają taką słabą głowę! I mówiłeś, że Ludwiga nie będzie przez całą noc!
- Bo tak mi się wydawało, okey? - westchnął Gilbert - Zazwyczaj jak wychodził z innymi państwami, to mu to trochę zabierało. Wiesz dobrze, jak to czasami bywa. Jednego dnia zaczynasz pić w Madrycie, a później dowiadujesz się, że podczas nocy zdecydowaliście się wybrać do Nowego Jorku zobaczyć jakiś słynny obraz, ale złapała was policja i zostaliście przewiezieni do wiezienia we..
- Chyba coś ci się pomyliło - Felicja pokręciła głową - Ja nie mam takich przeżyć. I nie mam takich nieodpowiedzialnych znajomych. Dobra, sama nie jestem generalnie odpowiedzialna, ale rozumiesz... Mimo wszystko potrafię o siebie zadbać. I na pewno bym nie krzyknęła.
Gilbert spojrzał na nią z wyraźną wątpliwością w oczach.
- To w takim razie na co nabierałaś oddechu? Tylko mi nie mów, że po to, aby zacząć wysławiać moją wielkość.
- W twoich snach - prychnęła Polka - Mniejsza już o to, twój wspaniały braciszek ma chyba coś nie pokolei w główce. Wiedziałam, że normalny to on nie jest, ale nie miałam pojęcia, że jest z nim aż tak źle! Chyba oszalał, jeśli sądzi, że kiedykolwiek moglibyśmy zostać przyjaciółmi!
Gilbert poczuł, jak na usta wpychają mu się ostre słowa, chcąc pomóc mu zacząć obraniać brata. Felicja nie miała żadnych powodów, by lubić Niemca, ale nie musiała go wyzywać w towarzystwie jego rodaka.
- Tak, to był głupi pomysł - wydusił Prusy, starając się opanować -Wydaje mi się jednak, że...
- Zresztą, od kiedy niby te niesamowite Prusy potrzebują czyjejkolwiek pomocy? - przerwała mu Felicja, parskając śmiechem - Przecież ty jesteś taki idealny. Zawsze masz rację, nigdy się nie mylisz. Co złego, to nie ty. Zawsze ktoś inny był tym, który popełnił błąd!
Gilbert odwrócił się gwałtownie, po czym chwycił płaszcz, który leżał na stole. Należał on do niego, lecz z powodu ich zamiany ciałami ostatnio nosiła go Felicja, ale Prusy nie przejął się tym. W końcu był on tylko delikatnie na niego za duży.
- Wychodzę - warknął - Albo zaraz się pozabijamy.
Nie dodał nic więcej, tylko szarpnął za klamkę, po czym wyszedł z mieszkania, nie omieszkając przy tym trzasnąć drzwiami. Miał dość - tego, jak lekceważąco się odnosi do niego Polka; tego, że utkwił w tym beznadziejnym, kobiecym ciele; tego, że nie był w stanie nawet na spokojnie porozmawiać z bratem; tego, że każdy jego uczynek traktowany był jako wyzwanie i potencjalne zagrożenie. Dlaczego Felicja zawsze myślała o nim jak o wrogu? Dlaczego nie mogła zrozumieć, że czasami chciał zrobić coś z korzyścią dla niej, a nie przeciw niej?
Uparta Polka, pomyślał w myślach, schodząc po schodach budynku i wymyślając coraz to bardziej skomplikowane niemieckie określenia, które pasowałyby do Felicji.
Tymczasem w kawalerce Felicja zamknęła powoli drzwi na klucz. Spojrzała na swoje dłonie, niemal spodziewając się, że będą one drżały ze wściekłości, jak niemal za każdym razem, gdy tylko kłóciła się z Prusakiem.
Tak jednak się nie stało.
- Może tym razem przesadziłam? - szepnęła do samej siebie, przymykając oczy. Właściwie, to od czasu ich zamiany, Gibert przestał ją aż tak bardzo irytować. Nadal był tym samym okropnym, niskim i aroganckim Prusakiem, ale...
Pokręciła gwałtownie głową, strasząc Gilbirda, siedzącego dotąd na jej ramieniu.
- To nie możliwe! - wykrzyknęła, nie mogąc uwierzyć w to, co chciała pomyśleć - Ta Pruska menda nie ma żadnych zalet! Koniec, kropka, amen, alleluja!
Powiedziawszy to na głos, była w stanie odsunąć się od drzwi i powrócić w spokoju do tego, czym powinna się była od razu zająć - do rozpakowania reszty zakupów.
Mam rację, pomyślała, pomstując na Prusaka, czyż nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro