Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Telefon

Drugi problem pojawił się w chwili, gdy telefon Gilberta odezwał się. Polska i Prusy siedzieli w kawalerce tej pierwszej. Pogoda nie sprzyjała wędrówkom po Warszawie - pod wieczór zerwał się wiatr, niosący ze sobą śnieg z deszczem. Zmęczone personifikacje krajów zgodnie stwierdziły, że w tej sytuacji najlepiej znaleźć się pod dachem. Tak też zrobili, choć ze wszystkich sił starali się nawzajem ignorować -przez większość wieczoru  Felicja wypełniała z uporem dokumenty, które powstały podczas jej nieobecności, a Gilbert czytał z rozbawieniem "Krzyżaków", machając radośnie nogami i leżąc na wygodnej kanapie. Słyszał o tej powieści już nie raz, ale jeszcze dotąd nie miał okazji się z nią bliżej zaznajomić. Była zabawna, naprawdę zabawna. Niektóre absurdy wywoływały w nim śmiech, który z trudem tłumił, by uniknąć coraz bardziej wściekłych spojrzeń Słowianki.

I właśnie wtedy zadzwonił telefon.

Gilbert sięgnął dłonią po swój maleńki sprzęt elektroniczny, po czym odebrał połączenie. Nawet nie zdąrzył się odezwać, gdy z telefonu rozległ się głos jego brata:

- Gilbert! Gdzie ty jesteś? Czy ty masz pojęcie, od jak dawna próbuje cię odnaleźć?! - krzyknął jego młodszy brat po niemiecku. Prusy z obawy przed uszkodzeniem słuchu odsunął od siebie trochę telefon. Ktoś powinien powiedzieć w końcu Ludwigowi, że zbyt głośne rozmawianie może być szkodliwe dla zdrowia.

- A... Bo widzisz... Jakby to ująć.. Hem.. - zaczął Gilbert, nie wiedząc zbytnio, jak się wytłumaczyć.

- Tylko nie próbuj czegokolwiek wymyślać i odwracać mojej uwagi! Dobrze wiem, że...

Głos Ludwiga ucichł nagle, aż jego starszy brat się zaniepokoił.

- Coś się stało?

- Felicja, stąd masz telefon Gilberta? - usłyszał Prusy, tym razem już po angielsku. No tak, przecież Felicja unikała jak ognia rozmów po niemiecku.

- O cholera - wyrwało mu się, zanim zdarzył pomyśleć. Czytana książka opadła na podłogę. Zapomniał, kompletnie o tym zapomniał! I jak on miał się teraz z tego wszystkiego wytłumaczyć? Niby mógłby udać, że zabrał sobie telefon, ale w ten sposób Felicja wyszłaby na złodziejkę i byłoby to równoznaczne z podpisaniem wyroku śmierci na Gilberta. Tego Polska by mu nie wybaczyła. Nigdy. Przenigdy.

- Wybacz, że tak na ciebie nawrzeszczałem - Ludwig zrozumiał jego milczenie jako wyraz szoku. Oraz najwyraźniej nie usłyszał przekleństwa, które wyrwało się z ust Prus. Całą szczęście - Po prostu szukałem Gilberta. Nie odbierał wcześniej połączeń, więc gdy wreszcie ktoś odebrał, tak się zdenerwowałem, że.. To wiesz. Ale, Polen, nie wiesz może gdzie może być Gilbert?

Ah, no tak. Przecież gdy spotykali się z szefem Felicji, Prusy wyłączył telefon - głównie z powodu, iż ona nalegała. A Łukasiewiecz potrafiła być bardzo, bardzo przekonywująca.

- Nie, nic się nie stało - zaszczebiotał Gilbert, próbując brzmieć jak najbardziej dziewczęco. O, powinien dodać jeszcze kilka zwrotów, które Fela zawsze używa i Ludwig nie będzie miał powodów do podejrzeń - Jest totalnie ekstra. Siedzę sobie teraz i jem moje ulubione paluszki. Em.. Generalnie wróciłam już do Warszawy.

- A. Rozumiem.

Gdyby tylko mógł, Gilbert najchętniej strzeliłby sobie teraz w głowę. Wiedział, wiedział, że brat mu nie wierzy!

- A co do telefonu... Znalazłam go przez przypadek podczas konferencji i miałam oddać niesamow.. To znaczy Gilbertowi, ale on już zniknął, zanim zdąrzyłam mu go przekazać. Chciałam mu go dać, ale potem wiele się wydarzyło i zapomniałam. Tak... Tak jakoś wyszło.

- Rozumiem - słysząc to, Gilbert odetchnął z ulgą. Jeden problem z głowy - Czyli nie wiesz, gdzie jest Gilbert?

- Nie, nie mam pojęcia - odparł Prusy, patrząc kątem oka na drzwi wejściowe do kawalerki. Kilka minut wcześniej Felicja wyszła, stwierdzając, że skończył się jej zapas paluszków i musi je uzupełnić, ale Gilbert podejrzewał, że raczej chciała po prostu pobyć sama. Drugi dzień z rzędu spędzony razem wykańczał ich oboje.

- Rozumiem... - powtórzył raz jeszcze Niemcy.

- W takim razie będę chyba kończyć i..

- Polen, chcę ci jeszcze coś powiedzieć - przerwał mu brat.

- Tak? - spytał ostrożnie Gilbert. Nie chciał się dłużej podawać za Felicję niż to było konieczne. Nie lubił tego, było się łatwo pomylić, a poza tym, to było jej życie. Nie chciał się mieszać w jej sprawy.

- Wczoraj wieczór mój brat ci się narzucał, czyż nie? Słyszałem waszą rozmowę w hotelu.

Gilbert podniósł się gwałtownie do pozycji wyprostowanej.

- Słyszałeś nas? Jak dużo słyszałeś?

Czy wiedział o ich zamianie ciałami? Nie, nie mógł wiedzieć... Nazwał go Polen. Więc o co mogło chodzić..?

- Spokojnie, spokojnie, niewiele słyszałem. O tym właśnie chciałem porozmawiać. Czy Gilbert... Zrobił coś niewłaściwego?

Gilbert miał wrażenie, że jego umysł zwalnia. Czy, jeśli dobrze zrozumiał, jego rodzony brat podejrzewał go o...?

- Nie-Nie bądź głupi! Ja bym nigdy-- to znaczy, Gilbert nic mi nie zrobił! Rozmawialiśmy ze sobą! Tylko tyle.

- To dobrze - Ludwig westchnął z ulgą - Wiem, że się nienawidzicie, ale wtedy wydawaliście mi się tak jakby... Jakbyście wreszcie przestali skakać sobie do gardeł o każda głupotę. Zastanawiałem się, co jest tego przyczyną. Podczas konferencji też zachowywaliście dziwnie. Powiedz mi, Polen, co się stało?

Gilbert otworzył usta, po czym je zamknął. Tak... To dobry moment, gdy w pobliżu nie było Felicji. Mógł powiedzieć wszystko bratu. Razem by coś wymyślili. Razem przecież byli w stanie zrobić wszystko.

- Widzisz, ja.. - zaczął, po czym przerwał. Nie, jednak nie był w stanie tego zrobić. Lepiej, aby przedyskutowali to z Felicją wspólnie. Nie byłby w stanie jej okłamać. Słowianka byłaby później tak wściekła, że wspólne przymusowe życie zamieniłoby się w piekło.

Uderzenie w  drzwi wybawiło go od odpowiedzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro