Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Warszawa

Gdy tylko dojechali na stancję końcową i głos w głośniku poważnie i wyraźnie oznajmił, iż są w Warszawie, Felicja podniosła głowę i wstała szybko.

- Idziemy! - zdecydowała garstko.

- Czy mi się zdaje, czy kac ci minął momentalnie? - spytał Gilbert, niechętnie podąrzając za nią. Na jego ramieniu usiadł jego nieodłączny towarzysz, który już w chwili wyjścia z przedziału zaczął przykuwać ciekawe spojrzenia reszty podróżujących.

- Mnie się kac nie ima! - odparła radośnie Polska, odwracając się do swojego towarzysza - Tylko ktoś taki jak ty mógłby mieć takie problemy!

- Z naszej dwójki to ty przed chwilą jeszcze umierałaś po wczorajszym... - ostatnie słowa Gilbert wypowiedział ciszej, świadomy zdumionych spojrzeń pasażerów pociągu.

Ah. No tak. On wyglądał teraz jak dziewczyna - był dziewczyną! - ale mówił jak chłopak. Podobnie Felicja wciąż używała o sobie rodzaju żeńskiego.

- Posłuchaj, lepiej bądź trochę ciszej - syknął, łapiąc Felicję za ramię. Chciał się do niej nachylić, e uświadomił sobie, że teraz to on jest tym niższym i zakląkł w myślach.

- Dlaczego niby? - czerwone oczy spojrzały na niego ze zdumieniem - Przecież to jest Polska, tu nikt nie przejmuje się tym, co inni o nas pomyślą! Widziałeś kiedyś to, co zwą wiadomościami?

- Nie i nie mam zamiaru - odparł. Resztę swej wypowiedzi dokończył, gdy tylko wysiedli z pociągu - Ale teraz jesteś mną. A ja nie mogę mówić jak dziewczyna! Rozumiesz?

Felicja tylko machnęła ręką.

- Jasne, jasne. Nie ma problemu.

---

Pierwszy problem pojawił się w chwili, gdy przyszło im przywitać się z szefem Felicji.

- Kto to jest? - spytał, wskazując ręką na towarzyszkę Gilberta - I stąd wytrzasnęłaś takiego dziwnego ptaka?

- Masz coś do Gilbirda? - Prusy zmarszczył brwi, po czym, zauważywszy ostre spojrzenie Polski, dodał łagodniej - To mój przyjaciel. Zostaje ze mną. A ta osoba, która stoi obok mnie to niesamowite w swej potędze i jedyne w swoim rodzaju Prusy.

- Myślałem, że nie przepadasz za Prusami - zauważył zbity z tropu prezydent.

- Było, minęło - wtrąciła się Felicja, piorunując wzrokiem Gilberta - Przyjechałam... Przyjechałem tu na jakiś czas i jestem pewien, że się dogadamy. Czyż nie, Felicjo?

- Oh, nie byłabym tego taka pewna, Gilbercie - odparł Prusy, teatralnie rozrzucając włosy. Dla lepszego efektu zabrakło mu tylko wiatru, który by je rozwiał, aby mógł oszołamiać innych swym blaskiem - Co ja biedna zrobię, pozbawiona mojego oparcia w potrzebie wielkich Prus?

- Cóż za szkoda, że tych wielkich Prus już teraz nie ma - mruknęła Felicja, której dłoń zadrgała lekko, ostrzegawczo. Raz jeszcze spojrzała na prezydenta, który przypatrywał się im, jakby byli ósmym cudem świata lub jakby urwali się nie z tej bajki - Nie martw się, my tak zawsze.

- Mówisz... - mruknął mężczyzna, nieprzekonany.

Gilbert postanowił skorzystać z tej sytuacji i się ulotnić, póki jeszcze mogli i nie skompromitowali się zupełnie.

- Chyba będziemy już iść - odezwał się - Muszę pokazać nies... - urwał, po czym poprawił się, widząc wściekły wzrok Polski - Prusom jego pokój. Zamieszka u nas na jakiś czas, ale to nie jest nic strasznego. Wszystko będzie w porządku.

Taką przynajmniej miał nadzieję.

Pociągnął za sobą Felicję w kierunku wyjścia. Nie mieli ochoty spotykać się z prezydentem pierwszego dnia, ale ten odnalazł ich od razu.

- A, Polsko.

Felicja z przyzwyczajenia zatrzymała się.

- Tak?

- To było do Felicji, nie do ciebie... - zaczął szef rządu, nie wiedząc, jak ująć to łagodnie w słowach.

- Tak, tak, jasne, jasne - personifikacja pokręciła szybko głową, chcąc zmazać swój błąd.

- Słucham - Gilbert także się zatrzymał.

- Jeśli chodzi o te potrzebne dokumenty, to zostawiłem je w twoim gabinecie.

Dokumenty? Nic nie mówiłaś o dokumentach!, Gilbert popatrzył na Polskę z rozpaczą.

Ona zaś uśmiechnęła się lekko.

Zapomniałam? wzruszyła ramionami.

Zrobiłaś to celowo! Chcesz zwalić na mnie całą robotę! Prusy skrzywił się, po czym, zorientowawszy się, iż prezydent wciąż czeka na odpowiedź, powiedział:

- Tak.. Jasne. Dzięki.

Gdy tylko znikli mężczyźnie z pola widzenia, zbliżył się do Felicji i mruknął cicho:

- Nie myśl sobie, że będę cokolwiek za ciebie robić.

Ona tylko zaśmiała się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro