Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Upadek

To była zwykła konferencja, ale Gilbert nie mógł się skupić. Jego spojrzenie wciąż wędrowało do znienawidzonej osóbki, która jak na złość siedziała obok niego, przez co ani na chwilę nie mógł zaznać spokoju. Za każdym razem, gdy tylko Prusy się odzywał, aby coś powiedzieć, Polska uśmiechała się ironicznie, z widoczną pogardą. Zachowanie złotowłosej dziewczyny nie obeszło się bez echa - Gilbert odwdzięczył się jej tym samym, nic nie robiąc sobie z jej zachowania. Żadne z nich jednak nie próbowało nawet zacząć słownej potyczki.  Ich wzajemne ignorowanie się zaczęło się kilka miesięcy temu, tuż po jednej z ich licznych kłótni. Od tego czasu nie zamienili ze sobą ani jedego słowa, z czego oboje byli zadowoleni.

Teraz jednak Gilbert nie mógł znieść towarzystwa Polski. Być może była to wina pogody - od samego ranka padało i mało komu chciało się być aktywnym, przez co Prusy, chcąc nie chcąc, musiał zająć się czym, co odgoniłoby nudę. A na nudę najlepszym lekarstwem byłaby kłótnia z Felicją. Żadne z nich jednak nie chciało być tym, które pierwsze zakopie topór wojenny.

I przez to właśnie humor Gilberta pogarszał się z minuty na minutę. Nawet rodzony brat go ignorował, rozmawiając w kółeczku z Włochami Północnymi i Japonią. Gdziekolwiek Prusy by nie spojrzał, każdy był czymś zajęty. Jedynie on nie mógł znaleźć sobie nic do roboty.

W końcu Gilbert wstał, stwierdzając, że już dłużej tego nie zniesie i musi się przejść. Nieważne, gdzie, byle tylko się ruszyć i coś zrobić. Niezauważony przez nikogo, wyszedł z dusznej sali konferencyjnej. Prosił o otwarcie okna? Prosił! Ale nikt się nie zgodził, wymawiając się okropną pogodą i mocnym wiatrem. Gilbert mógłby przysiąc, że Felicja z trudem powstrzymała wtedy złośliwy śmiech. Jakże on jej nie cierpiał w tamtej chwili! Pal licho Wojnę Trzynastoletnią, pal licho Hołd Pruski... To wszystko mógł przeżyć, ale zobaczenie, jak śmieje się z jego nieszczęścia, przechyliło czarę goryczy. Od tamtej chwili minęło kilka godzin, ale Gilbert wciąż się jeżył, gdy o tym pomyślał.

- Przeklęta dziewczyna! - warknął, gdy tylko znalazł się sam i kopiąc przypadkowy kosz na śmieci, który ośmielił się mu wejść w drogę - Zawsze idealna! Od samego początku! Jak coś jest nie tak, to zawsze kto jest tym winnym? Oczywiście ja, Prusy!

Jego twarz wykrzywiła się w wyrazie złości, gdy przelał gniew na owy kosz na śmieci, który po kilku minutach brutalnego traktowania był tylko nędznym cieniem samego siebie. Dopiero gdy opanował się trochę, odgarnął włosy z twarzy i westchnął, opierając się o ścianę. Co on, małe dziecko? Dobrze, że nikt go przynajmniej nie słyszał. Zamknął oczy, próbując nie myśleć o swoim głupim zachowaniu. Gdyby inne kraje dowiedziały się, co zrobił, miałyby z niego ubaw na wiele lat.

Gdy jego oddech unormował się, odepchnął się od ściany, nie patrząc na to, gdzie idzie i wbijając wzrok w podłogę.

I to właśnie dlatego zaskoczeniem było dla niego czyjeś ciało, w które wpadł nagle. Zdąrzył jedynie zarejestrować, że stoją blisko schodów, wyciagnąć dłoń, by podtrzymać tego kogoś przed upadkiem, po czym sam został pociągnięty w dół.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro