10. Odwiedziny w lesie
*Andi*
Pobyłam chwilę sama, dzięki czemu mogłam w głowie uporządkować wszystkie myśli, których nie byłam pewna.
Wracając do zamku, spotkałam staruszkę, która szukała drogi powrotnej do domu. Pomogłam jej, więc staruszka zaprosiła mnie do środka.
Staruszka- Napijesz się czegoś moje dziecko?
Ja- Dziękuje za propozycje, ale musze już wracać do przyjaciół
Staruszka- Ale skoro masz przyjaciół, do dlaczego chodzisz po lesie sama?
Ja- Musiałam chwile pobyć sama
Staruszka- Chodzi o chłopaka? Mam rację?
Ja- Tak. Pokłuciliśmy się i teraz nie wiem co mam zrobić...
Staruszka- A co podpowiada ci serce?
Ja- Sama nie wiem
Staruszka podeszła do mnie, zdjęła ze swojej szyj jakiś naszyjnik i zawiesiła mi go na szyji.
Ja- Nie mogę tego przyjąć
Miałam już zacząć zdejmować naszyjnik, gdy ta staruszka mnie powstrzymała
Staruszka- Nie zdejmuj go! On cię ochroni a przy okazji to będzie prezent na twoje urodziny
Ja- Ale skond pani wie że mam urodziny?
Staruszka- Tajemnica. Teraz idź bo twoi przyjaciele są w niebezpieczeństwie
Ja- Ale jak to? Kto ma kłopoty?
Staruszka- Wilson i Lloyd. Są zamknięci w podziemiach zamku
Ja- Skond pani to wszystko wie?
Staruszka- Bo w naszej rodzinie tak to już jest Andrea
Ja- Jak to w naszej? O czym pani mówi?
Staruszka- To już własnej babci nie poznajesz dziecko?
Ja- Babcia? Ale ona...
Staruszka- ...Zginęła gdy miałaś 5 lat. Twoi rodzice to potrafią wymyślić niestworzone historię. Nie mam pojęcia skond Susan potrafi tak dobrze kłamać!
Ja- Dlaczego mieliby kłamać?
Staruszka- Nie chcieli żebyś tutaj była. A teraz idź do swoich przyjaciół, bo będzie za późno
Kiwnęłam głową i bez słowa wyszłam z chatki staruszki. Wspięłam się na drzewo i ruszyłam w stronę zamku, który był widoczny tuż za kilkoma drzewami. Miałam ogromną nadzieję, że Wilson i Lloyd jednak nie są w niebezpieczeństwie...
***
Taki krótki fragment, który dział się zaraz po opowieści Wilsona. Pamiętajcie że maraton wciąż trwa i:
5🌟 = kolejny rozdział
Tak więc do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro