Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Nina Chwałek


Wracam z Warszawy do domu. Wstępuję do marketu w Zalistkowie po kilka artykułów, nie jestem pewna czy do końca weekendu będę miała możliwość wyskoczyć na zakupy.

Szybko przebiegam przez sklepowe alejki i wrzucam do koszyka tylko to, co jest mi najpotrzebniejsze. Po kilku minutach sprintu między regałami, już jestem przy kasie by uregulować rachunek. W pośpiechu zarzucam siatkę z zakupami na ramię a jednocześnie biegnę w stronę drzwi. W wejściu prawie zderzam się z jakąś kobietą.

– Kamila! Jak dobrze, że to ty. Przepraszam prawie cię staranowałam – przytulam się do przyjaciółki, by podkreślić moje przeprosiny.

– Cześć Nina, zwolnij, bo o własne nogi zaraz się potkniesz! Dokąd tak się śpieszysz?

– Do domu. Mam dziś spotkanie... – puszczam w jej kierunku porozumiewawcze oczko.

– Spotkanie? – dopytuje Kamila z podniesioną brwią.

W odpowiedzi tylko szeroko uśmiecham się i ruszam w stronę auta. Z dużą satysfakcją pozostawiam ją w tym stanie niewiedzy. Słyszę jej trucht za plecami, chwyta moje ramię.

– Spotkanie? Z Maksem...? – ciekawość Kamili maluję się na jej twarzy. Nie męczę jej dłużej i potwierdzającym ruchem głowy odpowiadam przyjaciółce, której mina zmienia się w ułamku sekundy a oczy jej rozbłysły chyba równie mocno jak moje.

Moje podekscytowanie na myśl o dzisiejszym spotkaniu z Maksem rosło w siłę przez ostatnie dni coraz bardziej. Nie mogę doczekać się dzisiejszego popołudnia. W środku piszczę jak nastolatka, że za kilka godzin spełni się moje małe marzenie.

– Na którą jesteście umówieni? – wnika Kamila.

– Na piętnastą.

– Słuchaj, co zrobimy...

– Jak to zrobimy? – przerywam jej.

– Oj! – Kamila machnęła ręką w powietrzu jakby chciała przegnać moje myśli – Jedź do domu i rób dwie kawy, a ja zrobię ekspresowe zakupy i za dwadzieścia minut jestem u ciebie, musimy porozmawiać. Nie za długo, oczywiście byś miała czas się wyszykować na spotkanie z naszym panem szlachcicem – kończy z promiennym uśmiechem.

Przewracam oczyma, na myśl jak bardzo Kamila jest spragniona sprawozdania z obecnego obrotu spraw między mną a Maksymilianem.

Wymierzam w nią wskazujący palec a następnie naciskam pilot od auta, które mruga światłami obok nas.

– Masz dwadzieścia minut, dłużej na ciebie czekać nie będę, bo wiesz, mój dzisiejszy popołudniowy wizerunek wymaga czasu.

– Tak jest! Za chwilkę jestem u ciebie, nie traćmy czasu.

Kamila obraca się na pięcie i pędzi w stronę drzwi do sklepu. Ja, rozbawiona naszą rozmową, pakuję zakupy do bagażnika auta. Ta baba jest po prostu niemożliwa.

Parkuję na podjeździe przed domem, z dużą siatka wypchaną „szybkimi" zakupami na ramieniu, urządzam poszukiwania kluczy na samym dnie mojej torebki. Czy ktoś mógłby mi to wytłumaczyć, jak to się dzieje, że klucze od domu i auta wrzucam do małej kieszonki we wnętrzu torebki a jak potrzebuję je wyciągnąć to musze przekopać całą jej zawartość by wyciągnąć je z samego dna.

Mam! Znalazłam! Sprawnie przekręcam klucz w zamku drzwi wejściowych. W butach prosto wparowuję do kuchni by czym prędzej zostawić zakupy, które rzucone na blat rozsypują się po całej jego powierzchni.

– Eh... – wyrywa mi się westchnienie, które mówi „tak, posprzątam to".

Wracam do przedpokoju by zdjąć buty i kurtkę. Wzrok mój zatrzymuje się na lustrze w którym widzę swoje odbicie. Jest inne, widzę w moich oczach pewien blask, którego nie widziałam od kilku lat, a może to rumieniec na policzkach tak uwydatnił ten błysk? Uśmiecham się do swojego odbicia, dobrze wiem skąd ta zmiana się wzięła. To skrawek nadziei jaką mam w związku z bliższym poznaniem Maksymiliana. Po dzisiejszym spotkaniu oczekuję bardzo dużo. Jestem pełna wiary, że to może być początek naszej przyszłości.

Z szerokim uśmiechem na twarzy, wracam do kuchni. Zaczynam sortować zakupy , wkładając produkty do odpowiednich półek i lodówki. Skończyłam, siatkę po zakupach, ładnie złożyłam w równy romb i odłożyłam do torebki by była gotowa na kolejny raz. Patrzę na zegarek na nadgarstku, Kamila powinna zaraz tu być. Uruchomiam ekspres do kawy, który przyjemnie zamruczał, po chwili wyczuwam w powietrzu zapach świeżo parzonej czarnej esencji. Odstawiam filiżankę na kuchenną wyspę i podstawiam kolejną pod dyszę maszyny. Proces się powtórzył. Z drugą filiżanką jestem w drodze na blat wyspy gdy drzwi wejściowe z hukiem trzaskają a w moim kierunku pędzi Kamila w locie zdejmując beżowy lekki płaszcz.

– Jestem – oznajmia.

– Widzę – odpowiadam z nuta drwiny w moim tonie.

Kamila oczywiście nawet nie zwraca na to najmniejszej uwagi, siada naprzeciw mnie na wysokim stołku przy kuchennej wyspie i przysuwa do siebie porcelanową filiżankę. Bierze szybki łyk lecz w ostrożny sposób. Stoję naprzeciw niej rozbawiona całą sytuacją.

– Opowiadaj! Nie mamy za wiele czasu. Co się wydarzyło, że Maks powrócił do kręgu twoich zainteresowań? Jeszcze nie dawno wspominałaś, że to temat bez przyszłości, a tu proszę randka! Co mnie ominęło? – niecierpliwi się Kamila.

Nie śpiesznie mieszam kawę w filiżance, łyżeczka delikatnie dzwoni o brzegi porcelany, uśmiecham się przedłużając tą czynność. Czuję ponaglający wzrok Kamili na sobie.

– Wiesz, wszystko zadziało się jak w bajce... Książę ratuję niewiastę... Ta, z wdzięczności obiecuje mu miłość i wierność, i że da się zaprosić na randkę by w końcu spokojnie porozmawiać i móc się odrobinę nawzajem lepiej poznać.

–Tak, tak, tak... A potem żyli długo i szczęśliwie – z przekąsem odpowiedziała Kamila, nie do końca zadowolona z mojej odpowiedzi.

– Bardzo bym chciała takiego zakończenia.

Obie na moje stwierdzenie zaczynamy się serdecznie śmiać. Kamila łapię mnie za dłoń, którą podpierałam się o blat wyspy.

– Nino, trzymam od lat kciuki, by w końcu twoje życie miało taki finał przy porządnym mężczyźnie. Maksymilian wydaje się być takim kandydatem. Fakt, nie znamy go, aż tak dobrze, lecz bardzo się cieszę, że dajesz mu szansę. – Kamila tymi słowami jak i samym gestem nalewa we mnie dużo odwagi i nadziei w samego Maksa jak i moją decyzję.

– Jeśli dojdzie do ślubu to pamiętaj, że będziesz zaproszona, bez ciebie to się nie odbędzie – żartem chcę rozładować ta chwilę melancholii.

– Nie wybaczyłabym ci tego, jeśli uciekłabyś do Vegas i mnie na świadkowi nie wzięła! – zaznacza z oburzeniem Kamila – Powiedz dokąd zabiera cię nasz pan szlachcic?

– Tak szczerze to nie wiem. Mam czekać na instrukcję.

– Jak to?

– To ma być niespodzianka. Mam zostać porwana dziś o piętnastej i oddana jutro o tej samej porze – wyjaśniłam.

– Nina! Ty się odpowiednio przygotuj do tej nocy! – wymownie sugeruje mi Kamila.

– Co to, to nie! Nie przewiduję żadnego seksu na pierwszej randce. Już to przerabiałam, nie powtórzę tego błędu nawet z Maksem.

– Jesteś ponad dziesięć lat starsza, nabrałaś doświadczenia i już wiesz skąd się biorą dzieci...

– Tak, wiem! Moja córka ma dziesięć lat! – przerywam Kamili w dość ostry sposób.

– Dlatego wiesz, jak się zachować i jakie środki bezpieczeństwa poczynić, by czerpać z tego przyjemność a nie konsekwencje. Pozwól sobie na to, już wystarczająco odpokutowałaś za brak doświadczenia w młodości – wyjaśnia Kamila.

Wzdycham głośno i głęboko, w duszy przyznaję jej rację. Za głupotę z przed lat zapłaciłam surową cenę. Marta jest wspaniała i nie wyobrażam sobie życia bez niej, lecz pojawienie się jej w moim życiu tak wcześnie bardzo je zmieniło.

– Marta jest już na tyle dużą i mądrą dziewczynką, że możesz dać sobie trochę przestrzeni i pozwolić by w twoim życiu znalazła się osoba, która w końcu będzie dla ciebie, bądź egoistką! – kontynuuję Kamila.

Patrzę jej w oczy i widzę ciepło bijące w nich i ogrom wsparcia.

– Nie jestem pewna czy mam na to odwagę... – wyznaję.

– Pora żebyś ruszyła z miejsca, czas zrobić krok do przodu, na przykład w kierunku Maksa.

Jest wiele racji w tym co mówi Kama, jednak ona nie jest w mojej skórze i mimo, że mądra z niej kobieta, to nie wie jak bardzo ostrożnie stawiam teraz kroki. Nie mam tarczy dla swojego dziecka w postaci wiernego i kochającego męża tak jak ona. Ja dla Marty jestem całym światem z którego za sprawą mojej decyzji znikł jej ojciec a właściwie to nigdy się nie pojawił. Maksymilian bardzo mi się podoba, nie będę przed tym faktem się bronić, lecz moje życie to przede wszystkim córka. Jeśli kogoś zaproszę do naszego świata i mojego łóżka, to muszę być pewna, że to właściwa osoba.

Dzwonek do drzwi przerwa nam rozmowę.

Proszę Kamilę by poczekała i idę sprawdzić kto to. Przez małe okienko w drzwiach nikogo nie widzę, otulam się ciaśniej narzuconym kardiganem na ramiona i otwieram drzwi. Rozglądam się przed wejściem, lecz nie widzę nikogo. Chcę już wrócić do środka i winą za niepotrzebnie dzwoniący dzwonek obarczyć dzieciaki sąsiadów, które może chciały w taki sposób wywabić Martę z domu, kiedy pod nogami zauważam czerwoną różę z atłasową wstążką w tym samym kolorze, na której końcu przymocowany jest bilecik.

W odruchu zaniepokojenia, skąd to tu się wzięło, rozglądam się nerwowo jeszcze raz. Dalej nikogo ani niczego podejrzanego nie widzę. Powoli podnoszę kwiat, delikatnie przykładam go do nosa i wącham. Otwieram dołączony bilecik, czytam jego treść:

„Chcę Cię dziś zabrać, do miejsc dla mnie ważnych.

W pierwszym miejscu, pocałowałem Cię pierwszy raz, w drugim pierwszy raz spojrzałem w Twoje oczy, a w trzecim pierwszy raz Cię zobaczyłem. Maks.

P.S. Ubierz coś wygodnego."

Przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele po przeczytaniu tych kilku słów odręcznie nakreślonych. Czuję jak uśmiech wykwitł na mojej twarzy, policzki się rumienią a oczy nie chcą oderwać się od tego kawałka papieru. Wpatrując się w bilecik, na oślep wracam do kuchni, moje nogi dobrze znają drogę do niej.

– Róża? – pada z ust Kamili pytanie, raczej z rodzaju tych retorycznych.

Nie odpowiadam, siadam przy kuchennej wyspie naprzeciw przyjaciółki i kładę czerwony kwiat pomiędzy nami na blacie.

– Bilecik... – Kama wyciąga rękę by zajrzeć do środka złożonej karteczki. Przerywam jej ten gest, dość szybko uderzam jej dłoń swoją. Kobieta cofa rękę a na jej ustach widzę łobuzerski uśmiech.

– Nie! To prywatna korespondencja! – przykrywam liścik szczelnie swoimi dłońmi, chcę ochronić jego treść przed oczami Kamili.

– To od Maksa? – mierzy mnie przenikliwym spojrzeniem – Nie odpowiadaj! Niby od kogo innego?! Zdradza cię ten maślany wyraz oczu, że to od niego! Ma facet romantyczna stronę, a może to te szlacheckie geny?

Kamila na zakończenie swojej teorii klasnęła w dłonie na znak ekscytacji i błyskawicznie przeprowadzonego śledztwa zakończonego sukcesem.

– Skoro już wszystko wiesz... Nigdy nikt nie wykonał, takiego gestu w moim kierunku, to bardzo miłe. Nabieram jeszcze większej ochoty na to spotkanie, a czekanie na nie, już teraz staje się przyjemną torturą – wyznaję.

Kamila bierze do ręki swoja filiżankę i przechyla na raz jej zawartość, dopijając kawę do końca. Odstawia puste naczynie energicznie na spodeczek. Bez słowa podnosi się z wysokiego krzesła. Wyprostowana staje przede mną, wpatruje mi się w oczy. Podnosi wskazujący palec, wymierza go w moją stronę jakby chciała mi zagrozić.

– Daj temu szansę. Nie zaprzeczaj sama sobie.

Powoli podeszłam do Kamili i po prostu przytuliłam się do niej.

– Równie mocno trzymam za siebie kciuki, jak ty za mnie.

– Baw się dobrze dziś wieczorem – pociera moje ramię w geście wsparcia.

Posyła mi jeszcze uśmiech i obraca się w stronę wyjścia. Idę za nią. Żegnamy się w przedpokoju i po chwili zamykam drzwi za którymi znikła.

Wracam do kuchni, podnoszę kwiat, zbliżam go do twarzy. Nos zanurzam w delikatnych płatkach, które subtelnie muskają moją skórę swą miękkością. Trwam tak przez chwilę, na palec wskazujący owijam sobie atłasową wstążkę, bawię się nią. Ponownie czytam treść małej karteczki doczepionej na końcu tasiemki. Myśli biegną swobodnie w przyjemnych kierunkach, na końcu każdej jest Maksymilian.

Trzymając różę blisko twarzy, robię sobie selfie telefonem, zdjęcie dodaję do wiadomości, którą wysyłam do Maksa:

„Czy to zaproszenie?"

Szybko przychodzi odpowiedz.

„Tak"

Zwięźle i konkretnie, jednak uśmiecham się do telefonu.

„Bardzo mi się ono podoba"

Tym razem wiadomość nie przyszła, a telefon pokazuje mi połączenie przychodzące od Maksa. Bez wahania odbieram.

– Halo?

– Ta róża zasłania główny widok zdjęcia, które od ciebie dostałem, możesz wysłać mi jeszcze jedno? Tylko bez tego kwiatka, on jest tam zbędny.

Wybucham śmiechem.

– Niestety, musi ci wystarczyć to co dostałeś.

– Szkoda... – nutka udawanego zawodu brzmi w jego głosie – w takim razie, chcę ci przypomnieć, że o piętnastej będę czekał pod twoimi drzwiami. Oczu od ciebie nie oderwę – pewnie oznajmia.

– A czy za te...– zerkam na zegarek na nadgarstku – trzy godziny przywitasz mnie kolejnymi kwiatami?

– Możesz być tego pewna – ton jego głosu sugeruje mi, że się uśmiecha ,a mój przyjemny stan spotęgował się.

– W takim razie do później.

– Nie mogę się doczekać tej chwili. Pa. – rozłączył się.

Różę, którą przez całą rozmowę trzymałam przy swoim policzku wkładam do wazonu i ustawiam na kuchennej wyspie niczym trofeum. Chcę ją widzieć z daleka i spoglądać na nią z uśmiechem. Zaciągam się jej zapachem, który wypełnia moją klatkę piersiową, wstrzymuję oddech by przechować to w sobie jak najdłużej.

Idę na górę, pora się dopieścić by za trzy godziny mój blask oślepił Maksa.

W precyzyjnie wykonanym lecz delikatnym makijażu stoję przed lustrem i oceniam swój wygląd. Włosy splecione w warkocz i upięte w kok nad karkiem, kilka niesfornych kosmyków uciekło ze splotu i w delikatny, naturalny sposób okoliły moją twarz podkreślając ją. Poprawiam luźny sweter w oliwkowo pastelowym odcieniu, który zsunął się z ramienia odsłaniając ramiączko biustonosza. Za namową Kamili wybrałam bieliznę, która może w dość zmysłowy sposób zadziałać na męską wyobraźnię, na myśl o tym przygryzam wargę. Moja mina odbijająca się w lustrze w takim wykonaniu wygląda raczej śmiesznie niż seksownie, tym Maksa raczej nie uwiodę.

Rozmyślanie nad sposobami subtelnego uwiedzenia Maksymiliana przerywa mi dzwonek do drzwi, to pewnie obiekt moich myśli. Czuję motyle w brzuchu, które nad wyraz się uaktywniły. Szybko poprawiam idealnie uczesane włosy i otwieram drzwi. Nie widzę nic przed sobą po za ogromnym bukietem czerwonych róż. Nie mam pojęcia ile ich może być. Mój wzrok przeskakuje po kwiatach, każda jedna róża jest tak samo piękna jak ta obok.

– Maks? Czy to ty jesteś za tymi kwiatami? – pytam retorycznie, znam dobrze odpowiedź, że to on. Czuję jego zapach, który przebija się przez woń kwiatów.

– Tak, to ja. Zgodnie z obietnicą. – Opuszcza ogromny bukiet niżej i w końcu widzę jego twarz. Wita mnie promiennym uśmiechem, odpowiadam mu tym samym. – Proszę, to dla ciebie Nino – wkłada mi wielki bukiet w ramiona, delikatnie muska ustami mój policzek.

– Wejdź do środka, wstawię kwiaty do wazonu o ile taki duży znajdę i możemy ruszać.

Słyszę kroki mężczyzny za sobą. W kuchni szukam jakiegoś naczynia, które by pomieściło tą ilość kwiatów. Nie znajduję nic odpowiedniego, z bezradności przynoszę wiaderko z łazienki, które służy mi do sprzątania i napełniam je wodą. Po chwili kwiaty lądują w właśnie zaaranżowanym wazonie, na co Maks wybucha śmiechem.

– No co? Nie chcę by zwiędły.

– Ale wiadro?

– A w co niby mam włożyć taką ilość kwiatów? Ile ich właściwie jest?

Maksymilian powoli obchodzi kuchenną wyspę i staje naprzeciwko mnie. Splata ramiona za moimi plecami, zamykając mnie w swoim uścisku. Jego oczy błyszczą, widzę w nich wyraźną radość, wpatruję się we mnie z delikatnym uśmiechem.

– Kwiatów jest dokładnie tyle, ile dni upłynęło od dnia, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Jedna roża za każdy jeden dzień.

Czuję jak moje oczy się rozszerzają i delikatnie zachodzą mgiełką od łez wzruszenia, usta delikatnie drżą.

– To piękne... – tylko tyle jestem w stanie z siebie wydobyć.

– Piękna jesteś ty, a każdy dzień od trzeciego lutego do dziś był słodką udręką.

– Od trzeciego lutego...? Wtedy...

– Tak, wtedy pierwszy raz byłem w Zalistkowie, i stojąc nad brzegiem jeziora przy dworku podziwiałem cię tańczącą na lodzie. Od tamtej chwili nie było dnia byś nie tańczyła w mojej głowie. Jedna róża za każdy dzień, czyli siedemdziesiąt cztery.

Jestem w delikatnym szoku, jak dokładnie to obliczył a przede wszystkim, że o mnie myślał. Wspinam się na palce i delikatnie całuję jego usta, szybko odwzajemnia pocałunek. Poryw namiętności targa mną jak i nim, wplatam dłonie w jego włosy, delikatnie je pociągam, na co seksownie mruczy i przygryza moją dolną wargę. Motyle w brzuchu właśnie szamocą się w wirze tornada jaki obecnie powstał w moim podbrzuszu.

Maks odsuwa mnie delikatnie od siebie, palcem wskazującym obrysowuje moją żuchwę i zahacza nim o usta. Dokładnie przygląda się mi, analizuje każdy fragment mojej twarzy, jego oczy nie ukrywają pożądania.

– Nino, mamy plany na dziś – szepcze – to dokończymy później, jeśli będziesz miała ochotę.

Z emocji tylko potakuję ruchem głowy. W myślach upominam samą siebie. Jeszcze kilka godzin temu podczas rozmowy z Kamilą obiecywałam wstrzemięźliwość, a teraz mam ochotę zostać z nim w domu i oddać się miłosnym rozkoszom, które miałyby początek tu na tej wyspie a skończyły w mojej sypialni.

– W takim razie już się zbieram, daj mi chwilę... – dodaję zmieszana.

Całuję mnie w czoło.

– Zbierz swoje rzeczy na spokojnie, zabierz kurtkę, nie chcę byś zmarzła wieczorem. Będę czekał w samochodzie – puszcza mi oczko z łobuzerskim uśmiechem.

Maksymilian wyszedł a ja szybko biorę trzy głębsze oddechy by się uspokoić. Przewieszam wiosenną kurtkę przez ramię a na drugie zarzucam torebkę. Zamykam drzwi na klucz za sobą i ruszam w stronę auta zaparkowanego na podjeździe. On, stoi w luźnej pozie oparty o karoserię samochodu, gdy podchodzę, wyciąga do mnie rękę.

Otwiera przede mną drzwi, pomaga wsiąść do środka. Szarmancki szlachcić – taka myśl przelatuję mi przez głowę. Wygodnie rozsiadam się na skórzanym fotelu i wdycham zapach wypielęgnowanego kokpitu auta. Maks zajmuje miejsce obok, chwyta mnie za dłoń i całuje ją.

– Gotowa?

– Tak, zdradzisz mi w końcu dokąd mnie zabierasz?

– Nie daleko, wytrzymaj jeszcze kilka minut.

Uruchomia silnik i ruszamy. Jedziemy przez Zalistkowo, skręcamy w ulicę prowadzącą do gospodarstwa Mateusza. Jako pasażer mam kilka chwil by porozglądać się, cała roślinność pewnie pnie się w górę i zazielenia powoli każdy zakątek. Maks skręcił w podwórko Mateusza, reaguję gwałtownym ruchem głowy w jego stronę.

– Po co przyjechaliśmy do Mateusza? – jestem tym bardzo zaciekawiona.

– Tu się oficjalnie zaczyna nasza randka – parkuje auto i wyłącza silnik. – Chodź, nie traćmy czasu – sprawnie wyskakuje z auta a po chwili otwiera mi drzwi bym swobodnie wysiadła.

Zaskoczenie chyba mam wymalowane na twarzy, szybko analizuję co się między nami wydarzyło w ostatnim czasie. Powoli dociera do mnie, że na kuligu u Mateusza, gdzieś w lesie za jego sadem pierwszy raz się pocałowaliśmy.

Gospodarz wyszedł do nas i z daleka macha nam ręką na powitanie, odwzajemniłam ten gest.

– Poczekaj chwileczkę – poprosi Maks – Porozmawiam z Mateuszem.

Schylam głowę na znak zgody, puścił moją rękę i truchtem ruszył do przodu. Obserwuję jak rozmawia z Mateuszem. Obaj odchodzą do jednego z budynków gospodarczych, zostaję sama na podwórku. Rozglądam się po otoczeniu, które od lat się nie zmieniło. Nagle wielkie, wysokie, dwu skrzydłowe drzwi otworzyły się i wyszedł z nich koń ciągnący lekką bryczkę, którą powoził Maksymilian.

Co się dzieje?

Kolejny raz mnie zaskoczył. Zaprzęg powoli zbliża się do mnie. Gniady koń, zaprzęgnięty w eleganckie, skórzane kantary robi ogromne wrażenie. Bryczka na cienkich kołach o sporej średnicy, z welurowym, bordowym siedziskiem które okala ażurowo rzeźbiona balustrada i oparcie. Maks trzyma pewnie lejce i swobodny sposób powozi, zatrzymuje się przede mną.

Zaskoczenie przeradza się w czystą radość.

– Zapraszam na przejażdżkę do miejsca naszego pierwszego pocałunku – z wyciągniętą w moi kierunku dłonią zachęcił i zaoferował pomoc w wejściu do bryczki Maks.

Bez dłuższego zastanawiania wsiadam do pojazdu.

– Naprawdę umiesz powozić?

– Tak szczerze to nauczyłem się w ostatnim tygodniu. Mateusz był moim nauczycielem. Jak mi idzie?

– W takim razie będę się mocniej trzymać – odpowiadam z przekąsem, który on rozumie i śmieje się w głos.

Bryczka powoli rusza, delikatnie się toczy. Koń idzie powolnym krokiem a Maks pozwala mu urwać sobie kiełkującej trawy w sadzie, który prowadzi do lasu. W tym czasie kurczowo trzymam się ramienia Maksa. W sadzie widać oznaki wiosny, drzewa owocowe pokryte są małymi drobnymi kwiatami w kolorze bieli i różu. Na kilka minut przenosimy się w bajkową krainę, powiew wiatru spowodował, że malutkie płatki zawirowały wokół nas.

– Wyglądasz zjawiskowo w tej scenerii – komplementuje mój towarzysz.

– O tej porze roku jest tu pięknie – zachwycam się dalej. Wdycham głęboko ciepłe wiosenne powietrze.

Zaprzęg wjechał na leśną ścieżkę. Tu zielono już jest dosłownie wszędzie, mech, pąki brzóz i sosny. Nad naszymi głowami delikatnie kołyszą się brzozowe gałązki, opuszczone nad ścieżką. Otacza nas niesamowita atmosfera spokoju, delikatny szum wiatru między liśćmi i świergot ptaków. Poddaję się temu i kładę głowę na ramieniu Maksa. On puszcza lejce z ręki do której się przytuliłam i nią oplata mnie w tali, łapie lejce ponownie co sprawia, że szczelnie przylgnęłam do niego. Wtulona w jego bark oddaję się uczuciu beztroski, że w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa Maks mnie obroni i zadba o mnie.

– O czym myślisz? Zdradź co powoduje taki spokój w twoich oczach? – pyta Maks.

– Po prostu mi dobrze, czuję się odprężona i bezpieczna. Jesteś ty, jest przyroda, nastrój tej przejażdżki, gdzie mam wrażenie, że koń spaceruje i cieszy się z tej chwili tak jak my. Bo też się cieszysz? – upewniam się.

– Bardzo. Nie masz pojęcia jak długo czekałem na taki moment – odpowiada, czuję na głowie jego usta w delikatnym pocałunku, jest taki czuły.

– Czy to były siedemdziesiąt cztery dni?

– Tak. Musisz jednak wiedzieć, że to były cholernie długie dni, wypełnione gonitwą myśli o tobie.

– Maks...? Czy ty wiesz dokąd jedziemy? Znasz drogę do miejsca gdzie się pocałowaliśmy wtedy w śniegu? – pytam z niekrytą delikatną dezorientacją.

– Tak szczerze... nie mam pojęcia gdzie to było, wiem tylko, że w tym lesie. Jedziemy bez planu, z nadzieją, że się nie zgubimy. Wypatruję też jakiegoś urokliwego zakątka by móc cię kolejny raz pocałować. – odpowiada rozbawiony.

– A będziemy leżeć pod drzewem na sobie w trakcie tej powtórki pierwszego pocałunku? – prowokuję go.

– Jestem na to przygotowany, wybierz tylko drzewo, a się pod nim zatrzymamy – pokazuje mi swój w pełni zadowolony uśmiech.

Jego propozycja jest nie moralna ale jednak bardzo kusząca. Zaczynam się również rozglądać za jakimś miłym miejscem na przystanek. Dostrzegam małą polankę kilka metrów przed nami, Maks też chyba o niej pomyślał, zatrzymuje konia. Sprawnie zeskakuje z dorożki i przywiązuje zwierzą do pnia pobliskiej brzozy zostawiając mu dużo swobody. Wraca do mnie, podaje mi rękę. Ostrożnie wstaję a mężczyzna chwyta mnie w tali i robiąc obroty ze mną na rękach stawia na ziemi.

Lekko oszołomiona próbuję odnaleźć równowagę opierając się o Maksa, który korzysta z okazji i przytula mnie do siebie.

– Mężczyzna idealny, kwiaty przynosi i na rękach nosi...

– Pamiętaj też, że zmywa i odkurza –przerwał mi.

– Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się zakochać.

– Nie zwlekaj z tym – opiera mnie o pień drzewa. Czuję jego ciepły oddech na skórze. Napięcie między nami jest namacalne. Ta ekscytacja wypełnia przestrzeń między nami, wręcz iskierki przeskakują. – Chciałbym tak codziennie, tak bez pytania...

– Co takiego byś chciał...? – odchylam lekko szyje do tyłu ułatwiając mu do niej dostęp. Czuję jak przesuwa nosem po mojej skórze, która od razu zaczyna mrowić pod wpływem jego ciepła.

– Chciałbym cię całować, dotykać, przytulać... – szepcze mi do ucha.

– Dziś masz na to pozwolenie...

Nie pozwolił mi dokończyć, nakrył moje usta swoimi. Spletliśmy je w namiętnym tańcu. Obejmuję dłońmi jego kark, a on moją twarz. Pocałunek jest stanowczy, zachłanny i niepozwalający na kompromis. Czuć w nim ogromne pragnienie, jednak ja dostrzegam pewną subtelność. Po kilku chwilach które dla nas trwały wieczność pozwalamy sobie na złapanie głębszego oddechu. Maks muska kciukiem mój policzek i kącik ust, mrużę oczy pod wpływem tej pieszczoty.

– Przejdźmy się... – proponuje mężczyzna.

Zgodę wyrażam tylko ruchem głowy, pewnie bierze moją dłoń w swoją i ruszamy. Po kilku krokach jego ręka oplata mnie w tali, przytulając do siebie.

Idziemy w ciszy, którą ja przerywam.

– Jakie masz plany? Co będziesz robił kiedy remont dworku dobiegnie końca?

Może tym pytaniem burzę nastrój, jednak muszę znać jego plany na przyszłość. Z racji na Martę, nie mogę sobie pozwolić by ponosiły mnie takie chwile. Chcę dla siebie i mojej córki stabilności, a nie znając planów Maksa mogę znów bardzo bolenie się sparzyć.

Maks jednak ze spokojem w głosie, jakby wcale nie usłyszał nuty obaw w moim głosie, odpowiada:

– Miałem różne plany i pomysły, zmieniały się one w zależności od nastrojów między mną, tobą a Hubertem. Wiem, że podchodziłem do tego zbyt emocjonalnie i w ostatnim czasie ponownie to wszystko przeanalizowałem. – zatrzymuje się i spogląda mi pewnie w oczy – Po dwóch miesiącach w Zalistkowie, jestem pewien, ze nie chcę wracać do Dallas.

Pewność w jego głosie, sprawiła mi pewnego rodzaju ulgę.

– Z przykrością stwierdzam, że w Stanach oprócz rodziców i siostry nic mnie nie trzyma. Straciłem tam kogoś kogo zdawało mi się, że kochałem, jak też przyjaciela. Firmę mogę prowadzić zdalnie stąd, jak też zainwestować w coś tu lokalnie. Widzę dla siebie duże możliwości w Zalistkowie. – mówiąc ostatnie zdanie pociera moją dłoń.

Jego wyznanie brzmi bardzo poważnie, wyczuwam w nim jakąś nutę nostalgii i poczucia straty, jednak zakończył optymistycznie.

– Może będę mogła ci jakoś pomóc w odnalezieniu się tu?

– Tak, liczę na twoją pomoc – nachyla się i muska delikatnie moje usta.

– Pomogę – odpowiadam ze szczerym uśmiechem – jednak jest Marta, o której wiesz wszystko. Czy pamiętasz o niej w swoim planie zadomowienia się tu?

– Rozmyślałem o was dwóch wielokrotnie – zmienił się jego ton głosu, czuję, że będzie poważnie. – Chcę by nasza znajomość przerodziła się w coś stałego i trwałego. Marta jest częścią ciebie, akceptuję ją. Chcę was obie.

Powiedział to, a ja czuję się jakby właśnie spełnił moje najcenniejsze pragnienie schowane gdzieś głęboko przed całym światem. Ociera mi łzę, która wymyka mi się spod powieki. Wzruszenie spowodowało, że nie umiem wydusić z siebie nawet jednego słowa. Maksymilian to zauważa i przytula mnie do siebie. To najlepsze co może zrobić. Wtulona w jego klatkę piersiową, wdycham jego zapach a poczucie spokoju wzrasta we mnie z każdym oddechem. Pociera moje plecy, ten gest obiecuje dużo wsparcia.

– Nino, spokojnie. Dojdziemy do tego powoli, małymi kroczkami. Poukładamy to w odpowiedni sposób, tak by Marta się w tym odnalazła – obiecuje mi.

– Dziękuję. Żałuję, że zabrakło nam szczerej rozmowy wcześniej, mam poczucie, że straciliśmy dużo czasu.

– Przed nami jest go więcej. Wracajmy, reszta dnia jeszcze przed nami, mamy do odwiedzenia kolejne miejsca.

Wracamy w stronę bryczki i gniadego konika przywiązanego do jednej z brzóz. Weszliśmy między drzewa, stopy zapadają się w mchu, jak też świeżej trawie. Maks puszcza moją dłoń i szybkim krokiem rusza do przodu, chyba coś zauważył pośród traw.

– Nino, spójrz. – wskazuje ręką kępkę żonkili, chwyta łodyżkę kwiatka w celu zerwania go.

– Nie! – krzyknęłam, no co Maks zastygł w połowie wykonywanego ruchu. – Nie zrywaj ich!

– To są rośliny pod ochroną? – pyta.

Podchodzę i przykucam obok niego, wpatruję się w żółtą roślinę.

– Nie, lecz są piękne i zaskakujące.

– Zaskakujące?

– Nie spodziewałam się znaleźć żonkili w lesie. Ktoś musiał tu zgubić cebulki z których wyrosły te żółte dzwoneczki – odpowiadam z uśmiechem. – Zostawmy je tu, niech zaskoczą swoją obecnością kogoś jeszcze.

– Dobrze – całuje mnie w skroń i pomaga mi się wyprostować. Chwyta pewnie moją dłoń, ruszamy dalej. Po kilku krokach widzimy już konia, który beztrosko sobie skubie zieloną, młoda trawę, spokojnie na nas czeka.

– Spacerowanie z tobą coraz bardziej mi się podoba – stwierdził Maks.

– Tak?

– Czuję spokój i odprężenie, pomimo buzującej ekscytacji. Bardzo jestem ciekawy co powiesz na mój pomysł jaki mam na ten dzień.

– Jeśli kolejny punkt tego planu jest w podobnym klimacie jak ten spacer, jak ta przejażdżka – przytulam policzek do głowy konia, który pozwala sobie na taka pieszczotę z mojej strony – to masz mnie.

– Uf... Czuję, że już mi się nie wymkniesz, po tym co zaplanowałem. Będziesz moja – posyła mi uśmiech niczym zadowolony Budyń, pomaga usadowić mi się w bryczce.

– W takim razie nie zwlekajmy, zabierz mnie tam.

Nie musiałam dwa razy powtarzać, Maks niezwłocznie w delikatny sposób potrząsnął cuglami i ruszyliśmy. 


P.S. 

Przepraszam za swoją nieobecność! Wybaczcie! 

Nina i Maks są na randce, będą ją kontynuować też w następnym rozdziale - na który na pewno będziecie czekać krócej! 

Pozdrawiam Was :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro