Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Parę dni musiało minąć, by Sohyun mogła już komfortowo czuć się wokół dokumentów i różnorakich spraw, które teraz w głównej mierze zawładnęły jej życiem. Chciała całkowicie oddać się swoim obowiązkom, których z każdym następnym dniem nie ubywało.

Praca, choć wymagająca, sprawiała jej przyjemność. W końcu robiła coś odpowiedzialnego i wspomagającego finansowo rodzinę. Z mamą kontaktowała się praktycznie co noc i wysłuchiwała godzinami historię Dahyun, która z zapałem opowiadała, jak to jej ukochany spojrzał na nią na dłużej niż trzy sekundy. Tęskniła bardzo, ale nie po to poświęciła pół swojego życia, w którym dążyła do osiągnięcia zawodowego celu, by rzucić wszystko i wrócić do rodziny. A praca ta mogła wspomóc finansowo przyszłość jej młodszej siostry.

Westchnęła głęboko, pisząc zawzięcie na klawiaturze. Godziny pracy umilał smak karmelowego latte, którym dzisiaj uraczył ją Doyoung. Dzięki niemu wie, że istnieje wiele innych smaków niż tylko czarna z mlekiem.

Spokojna atmosfera, która panowała w jej czterech ścianach została brutalnie przerwana z chwilą, gdy ktoś gwałtownie wpadł przez machoniowe drzwi. Szerokimi oczami wpatrywała się na wpół zgiętego Marka, który łapczywie łapał powietrze. Szybkim krokiem podeszła do niego, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Wszystko w porządku? — zapytała przejęta, widząc jak chłopak walczy z wyczerpaniem.

Czarnowłosy podparł się obiema rękoma na jej ramionach i głośno oddychając, wyrzucił parę słów, które z trudem opuściły jego usta.

— W holu... jakiś chłopak... do ciebie...

Sohyun zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć cokolwiek z jego wypowiedzi. Rozkazała mu usiąść na krześle, a sama podała mu do ręki szklankę wody. Mark łapczywie wypił zawartość w mgnieniu oka. Musiało to być na prawdę ważne, skoro ta biedaczyna prawie wypluła płuca, biegnąc tutaj.

Gdy Lee mógł w końcu normalnie mówić, zaczerpnął głęboko powietrze, by unormować oddech. Dziewczyna cały czas przyglądała się jego twarzy, chcąc wyczytać, czy już wszystko jest z nim dobrze.

— Musisz szybko iść do recepcji — wykrztusił, wciąż mając problemy z respiracją. W maratonie to on by nie mógł brać udziału. — Jakiś chłopak cię szuka. Strasznie się awanturuje.

Dziewczyna nie kryła zdziwienia, jakie malowało się na jej twarzy. Chłopak? Jedynie kogo tu poznała płci męskiej, to jej współpracownicy, ale Mark go nie znał. Jedynie kogo tu znała, to Yoojung, ale przecież z dnia na dzień nie zmieniła płci.

Gdy Mark przybrał trochę kolorów, obydwoje ruszyli ku recepcji, by stanąć oko w oko z tajemniczym jegomościem. Głośne krzyki dało się słyszeć już z korytarza. Nie mogła zidentyfikować głosu, który z każdym krokiem robił się coraz głośniejszy. W lobby znajdowało się parę osób, którzy ze zdziwieniem, a niektórzy nawet z irytacją patrzyli w jeden punkt. Co się dziwić, skoro przyjechali tu prawdopodobnie odpocząć, a dostali niezłe przedstawienie, na które z pewnością się nie pisali. Sohyun popatrzyła w tym samym kierunku, co większość gapiów i zmroził ją widok, który zobaczyła.

Doskonale pamiętała te blond włosy, które farbował już będąc w szkole. Te wiecznie uśmiechnięte oczy, które teraz ze złością lustrowały biednego stażystę, który próbował dojść z nim do porozumienia.

Wong Lucas. Wysoki, dobrze zbudowany wcale nie różnił się dużo od swojej szkolnej wersji. Wciąż chodzący ideał, o wesołej osobowości z młodzieńczym duchem.

Sohyun, zorientowawszy się, że ich spojrzenia się skrzyżowały, doszła do wniosku, że zmarnowała swoją szansę na ucieczkę i z wytrwałością musiała spędzić najbliższe minuty w ramionach tej radosnej kuli szczęścia, skarżąc się w myślach na miażdżący ból żeber.

— Sohyun! — krzyknął rozradowany z szerokim uśmiechem na ustach. — W końcu się widzimy! Nawet nie wiesz, jak się cieszę.

On z pewnością, czego nie można było powiedzieć o So.

— Wyobrażam sobie — mruknęła, wymuszając lekki uśmiech.

Mark z gracją wycofał się, zostawiając te dwa gołąbki na środku korytarza, śmiejąc się cicho pod nosem. Dawno nie było tu komedii na żywo.

— Wiesz co, chodźmy może na kawę. Akurat zaczęła mi się przerwa.

Pociągnęła blondyna za rękaw, który ledwo kiwnął głową, i szybkim krokiem ruszyli w kierunku hotelowej kawiarni, chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca i krępujących spojrzeniach ludzi wokół.

Zajęli wolny stolik przy oknie. To spotkanie na pewno nie będzie należało do tych przyjemniejszych.

— Cieszysz się, że mnie widzisz? — Chłopak uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów. Uśmiechem to na pewno powalał.

— Wiesz... Zaskoczyłeś mnie — odpowiedziała. Czy się cieszyła? Nie bardzo, ale nie chce mówić mu tego w prost, sprawiając mu przykrość. Już raz to zrobiła.

— No nie mogłaś się tego spodziewać. Nie mieliśmy kontaktu odkąd wyjechałaś do szkoły średniej, do Europy — wzruszył ramionami, bawiąc się rogiem serwetki leżącej na stoliku. - Kiedy wróciłaś?

Sohyun lustrowała jego sylwetkę odkąd usiedli przy stole. Jak, na boga, dowiedział się, gdzie ona jest? Korea nie ma spektakularnych rozmiarów, ale to wciąż było jak znalezienie igły w stogu siana, więc jakim cudem?

— Z dwa tygodnie temu.

— I nic nie pisałaś?

Cóż, miała powody, żeby nie pisać. Szybko ugryzła się w język, by nie wypowiedzieć tego na głos.

— Nie miałam za bardzo czasu — rzekła nieśmiało, wzruszając jedynie ramionami.

Chciała coś jeszcze dodać, ale zbliżający się kelner stanowczo jej to przeszkodził.

— Czy coś podać?

Sohyun kiwnęła jedynie głową, ale głos Lucasa odwrócił od niej uwagę.

— Dwie małe czarne, poproszę.

— Ja piję z mlekiem — wtrąciła cicho. Lucas zerknął zdziwiony w jej kierunku i domówił mleko.

Kelner przytaknął i znowu zostawił ich samych sobie. Sohyun nerwowo zaczesała kosmyk włosów za ucho, chcąc już szybko wrócić do pracy, która i tak zaczynała się za piętnaście minut.

— A więc, skąd się tu wziąłeś?

Lucas zaśmiał się delikatnie, wprawiając czarnowłosą w zdziwienie. Teraz czuła się jeszcze bardziej niekomfortowo w jego towarzystwie.

— Na zdjęciu twojej przyjaciółki, na instagramie, oznaczyła ten bar po drugiej stronie i rozpoznałem ciebie.

Teraz w głowie musiała wykombinować sobie jakieś solidne alibi, w czasie którym będzie dokonywała aktu morderstwa na Yoojung. Musi wyjść wiarygodnie w sądzie w razie, jakby chcieliby ją oskarżyć.

— Ale to nie tłumaczy, że wiedziałeś gdzie pracuje.

— Na profilu masz napisane "asystentka hotelu Bellavista" — mruknął, unosząc jedną brew. Chyba jest świadoma, że każdy może to przeczytać?

Dziewczyna walnęła się mocno głowę, ale jedynie mentalnie, przeklinając się w duchu. No, więc pół drogi sama mu ułatwiła.

— Więc, skoro w końcu się zobaczyliśmy, to musi być to jakieś zrządzenie losu i pomyślałem, że może moglibyśmy zacząć...

— Nie! Nie, nie, nie — przerwała szybko, czując, jak puls niebezpiecznie przyspieszył, gdy usłyszała, co Lucas chciał powiedzieć. To właśnie dlatego nie chciała go już więcej spotkać. Do dziś pamięta ten dzień. Wszystko zaczęło się, kiedy chłopak zaprosił ją na randkę. Nie pałała do niego jakąś wielką miłością, ale przyjęła zaproszenie. Może świadomość, że to była jej pierwsza randka sprawiła, że nie odmówiła. W sumie on sam nie wydawał się być taki zły, więc nie widziała przeciwwskazań do tego spotkania. Szybko jednak okazało się, że nie mają ze sobą nic wspólnego, interesowały ich kompletnie inne rzeczy. Lucas był tym typem, który głównie skupiał się na sobie. Ciągłe przeglądanie się w lusterku, które powtórzył przynajmniej dziesięć razy, gdy zaprosił ją w tedy do kawiarni. Nie wspominając, że pod koniec ich randki zabrał ją na domówkę do swojego kumpla, gdzie Sohyun musiała się ewakuować po dziesięciu minutach, a on nawet nie zauważył kiedy wyszła. Sohyun nie pasowała do niego i dobrze o tym wiedziała, jednak chłopak nie chciał jej tak łatwo odpuścić i później cały czas w szkole obdarowywał ją kwiatami czy czekoladkami, chcąc by dała mu jeszcze jedną szansę. Jednak Sohyun była nieugięta i nie dała się drugi raz. — To znaczy... Nie sądzę, żeby coś z tego wyszło.

Lucas wyraźnie posmutniał. Spojrzał na dziewczynę smutnym wzrokiem, przez który zrobiło jej się odrobinę żal blondyna.

— No weź, daj mi drugą szansę — jęknął zdesperowany, łapiąc leżącą na stole dłoń dziewczyny, która lekko spięła się na ten gest. — Ludzie się zmieniają.

Blondyn oparł się wygodniej na krześle i korzystając z wysokiego ściennego lustra, poprawił niesforne kosmyki, które nie chciały się ułożyć. Sohyun patrzyła na niego wymownie, unosząc do góry jedną brew. Trochę mu to zajęło i na powrót wyprostował się, patrząc na twarz dziewczyny.

— Mówiłaś coś?

W tym momencie sam sobie odpowiedział, a Sohyun kiwnęła jedynie przecząco, chcąc już zakończyć tą farsę.

— Sądzę, że powinniśmy pójść swoimi drogami — powiedziała, posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Nie było ani jednego argumentu za, który mógłby odpowiadać się za tym, by mogli spróbować jako ktoś więcej niż przyjaciele. — Tak będzie najlepiej, uwierz mi.

Chyba doszło do niego, że nic nie wskóra. Przygryzł dolną wargę i wstał z krzesła.

— Jeśli tak uważasz.

Blondyn odwrócił się na pięcie, zostawiając dziewczynę samą. Wypuściła głęboko powietrze z płuc, opadając na oparcie krzesła. Trzeba było zerwać szybko ten plasterek i cieszyła się, że sytuacja właśnie tak się potoczyła. Przynajmniej nie będzie go zwodzić i dawać pustych nadziei.

Z zamyślenia wyrwał ją idący z tacą chłopak, który postawił przed nią filiżankę.

— A towarzysz?

— Już nie wróci. — Machnęła ręką.

Przynajmniej ma taką nadzieję.

— Przykro mi — powiedział, kładąc rękę na jej ramieniu. — Zerwania są trudne, ale z czasem to minie.

Sohyun wybuchła gromkim śmiechem, przysłaniając usta ręką. Brązowowłosy nie bardzo wiedział, jak ma zareagować na to, więc dołączył do dziewczyny, śmiejąc się niezręcznie.

— Nie zerwaliśmy — wyznała, chichocząc. Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy, że dzięki niemu Sohyun po raz pierwszy uśmiechnęła się tego dnia. A jeszcze przed chwilą sądziła, że dziś jej się to już nie uda. — A to nie był mój chłopak.

Brązowooki przejechał po brązowych włosach z różowymi refleksami, kiwając powoli ze zrozumieniem głową. Czyli, że Doyoung nie potrzebnie przyrządzał drugą kawę.

Zabrał z powrotem filiżankę na tacę i chcąc zawracać, usłyszał za sobą głos dziewczyny.

— Dzięki za troskę — mruknęła, uśmiechając się blado. Tego właśnie potrzebowała — trochę otuchy.

— Yuta — rzucił, uśmiechając się. Gdy zobaczył cień niezrozumienia na jej twarzy, sprostował wypowiedź. — Nakamoto Yuta. Świetny doradca, podobno tak mówią — mrugnął w jej kierunku.

— No to w takim razie, co byś mi poradził?

Chłopak uniósł do góry brwi ze zdziwienia. Spojrzał w stronę Doyounga, i upewniwszy się, że chłopak jest zajęty przyrządzaniem zamówień, zajął krzesło na przeciwko Sohyun, która zdziwiła się jego nagłą postawą.

— Myślę, żebyś nie przejmowała się tym za bardzo — gestem ręki nakazał, by dziewczyna schyliła się w jego kierunku, co też zrobiła. — Zwłaszcza, że znajdzie się inny - dodał, szepcząc.

— Brzmi bardziej jak wróżba.

Yuta wzruszył jedynie ramionami. Obydwoje odsunęli się od siebie, a chłopak, słysząc nawoływanie Kima, wyprostował się jak struna, zostawiając nieco skołowaną So. Zerknęła w kierunku różowowłosego, chcąc rozszyfrować coś z jego wypowiedzi, ale niestety widziała tylko jego plecy i nie była w stanie zobaczyć cwanego uśmieszku, który malował się na jego ustach.

Kiedyś na prawdę nie wytrzyma i będzie musiała posunąć się do morderstwa na tej dziewczynie. W wiadomości napisała wyraźnie, że będzie czekać pod redakcją o wpół do, a wyszło na to, że to Sohyun musi kisić się w aucie przez kolejne minuty. Najpierw sprawa z Lucasem, a teraz to. Oj, jej dni są policzone.
By zabić czas, wyciągnęła ze schowka nieduży notes i długopis, i zaczęła bazgrać po kartkach, chcąc przeczekać mijające minuty czekania na tę pijawkę.

— Wybacz — usłyszała. Yoojung pakowała się do auta i po zapięciu pasów, wyciągnęła z buzi niesforne kosmyki włosów, które wpadły jej do ust pod wpływem wiatru. — Był jakiś problem z internetem i nie dało się wysłać e-maila.

Sohyun spoglądała na nią spod przymrużonych powiek i rzuciła na tapicerkę notes, w którym zdążyła narysować trzy obrazkiw tym czasie. Z każdym szczegółem. Odpaliła samochód i darując sobie jakikolwiek komentarz, wyjechała z parkingu, wjeżdżając na drogę. Obydwie były zmęczone, w końcu dochodziła dziesiąta wieczór, a one musiały pojechać do sklepu, by zapełnić półki w lodówce, by nie dopuścić do tego, że po otwarciu drzwiczek, zastanie się tylko światło.

— W ogóle słuchaj, zapomniałam ci powiedzieć — zaśmiała się głośno Yoo, spoglądając na twarz czarnowłosej. Może śmiech załagodzi trochę to, co ma zamiar zaraz powiedzieć. — Nie uwierzysz, kto skomentował nam zdjęcie, wiesz, to przed klubem.

Sohyun dobrze wiedziała, o kogo chodzi, ale pozwoliła dokończyć dziewczynie.

— Lucas, ten ze szkoły w Chinach, pamiętasz?

Jak mogłaby zapomnieć? Późniejszy jej wyjazd do Francji był jak zbawienie w tamtych okolicznościach.

— A ty, wiesz co — powtórzyła tym samym sposobem, co Jung wcześniej. — Nie uwierzysz, kto mnie dzisiaj odwiedził w pracy.

Brunetka wyczuwając pewną aluzję w słowach towarzyszki, zerknęła na nią niepewnie. W sumie, to bała się odpowiedzi i spoglądając z niepokojem na Sohyun, delikatnie pokręciła na boki głową.

— No Lucas, z tych samych Chin! Pamiętasz?

Było źle, i bała się, że to będzie jej ostatni wieczór wśród żywych. Szkoda tylko, że nie miała możliwości pożegnać się z tym nowym praktykantem, z którym zamierzała umówić się na ciastko z lukrem.

— Znasz jeszcze jakiegoś Lucasa? — wymówiła, uśmiechając się nieśmiało, chcąc rozluźnić tę napiętą atmosferę, ale ostre spojrzenie So tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że to nic nie pomoże.

— Przecież mówimy o tym samym, durniu! — krzyknęła, sprawnie zmieniając pas ruchu i dodając nieco gazu. — Wong Lucas, tylko jeden chodzi po tej planecie. I mam nadzieję, że jedyny.

— Na serio był u ciebie w pracy? — zapytała z dziwną ekscytacją w głosie, a oczy otworzyły się szeroko z ciekawości. — Ale skąd wiedział, gdzie pracujesz? Przecież oznaczyłam lokalizację klubu, a po tym przecież nie byłby w stanie wywnioskować miejsca pracy.

Sohyun zatrzymała pojazd na światłach. W tym akurat leży jej wina i tylko sobie może pogratulować. Ale mimo wszystko, nie chciała się tak szybko do tego przyznawać. Zagryzła dolną wargę i sprawnie unikała kontaktu wzrokowego z pasażerką obok, która zawzięcie próbowała nawiązać z nią jakąkolwiek nić, już podejrzewając, że czarnowłosa coś ukrywa. Natarczywe spojrzenie Yoo sprawiło, że Sohyun nie wytrzymała i pękła.

— Okej, no dobra! — wyrzuciła, wznawiając auto w ruch. — Moja też jest w tym wina. Na profilu mam napisane, że pracuje w Bellavista.

Wstyd się przyznać, ale Sohyun również nie była bez winy. Yoojung wybuchnęła gromkim śmiechem, słysząc wyznanie z ust przyjaciółki. Więc, na szczęście dziś będzie żyć!

— Nie śmiej się — burknęła So, chcąc uciszyć to narwane zwierzę, które teraz miało z niej nie małą polewkę. — To od ciebie się zaczęło. I jeśli chcesz, to bez problemu mogę cię wysadzić na najbliższym uboczu.

Chwilę to potrwało zanim Yoojung uspokoiła swój euforyczny napad śmiechu. Otarła pojedynczą łzę, która wypłynęła jej z oka.

— No, już się tak nie pusz złośnico, bo zaczną ci zmarszczki wychodzić, a przypominam, że ty już pierwszej młodości nie jesteś.

— To tak jak ty — rzuciła. Ona chyba zapomniała, że są w tym samym wieku.

— O, wróciłaś do rysunków. — Brunetka złapała do ręki włochaty notesik w kolorze gorącego różu. To był znak, by szybko zakończyć tamten temat. Z podziwem spoglądała na precyzyjne pociągnięcia długopisem, w duchu przyznając, że jej przyjaciółka ma talent. — Podoba mi się. Nie chciałabyś zajmować się tym zawodowo?

Sohyun zaparkowała pod supermarketem. Wyłączyła silnik i oparła się wygodniej na oparciu fotela.

— Nie sądzę, to tylko hobby. Nie wiąże z tym przyszłości — przyznała, chwytając za torebkę i wychodząc z auta.

Yoojung jeszcze chwilę spoglądała na kartki w notatniku. Trochę szkoda, że Sohyun zmarnuje swój talent. Pamięta ze szkoły, jak na lekcjach przyłapywała przyjaciółkę na bazgroleniu w zeszycie, zamiast notowaniu słów nauczycieli. Później musiała oddawać jej zeszyty, by mogła odpisać notatki.

Wszystkie trzy przedstawiały część krajobrazu, ale po następnej stronie ujrzała dopiero zaczęty rysunek, którego rysy przypominały męską sylwetkę. Mimo, iż narysowana była tylko głowa z bujną czupryną i ramiona, już wiedziała, że Sohyun musiała rysować kogoś ze swojego otoczenia. Bowiem rzadko zdarzało jej się rysować człowieka.

Rozmyślenia przerwało głośne nawoływanie czarnowłosej, która po raz kolejny była zmuszona na nią czekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro