Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Błądząc już od dobrego kwadransu, w końcu znalazła słynny park, który przyciągał wiele osób, zwłaszcza w tak słoneczne dni, jak ten. Nastał w końcu długo wyczekiwany weekend. Wypoczęta, właśnie kierowała się do pustej ławki, którą upolowała wzrokiem.

Rysować uwielbiała od małego. To był jej rodzaj na odstresowanie. Lubiła pobazgrać sobie po kartce długopisem, albo niesfornie szkicować ołówkiem. Nie uważała się za kobiecego Da Vinci, ale raczej za trzyletnie dziecko, które pierwszy raz trzymało kredkę w ręce.

Słońce jasno świeciło nad horyzontem i nie zamierzała przespać tego dnia zwłaszcza, że to był jej pierwszy weekend po przyjeździe do Seulu. Cieszyła się, że nie przesadzała z alkoholem poprzedniego dnia i mogła na spokojnie korzystać z dzisiejszej, słonecznej pogody. Nie to co Yoojung, która właśnie odsypiała wpojone procenty i z pewnością obudzi się z kacem. Sohyun zaśmiała się pod nosem, wyobrażając sobie Yoo wyglądającą jak zombie.

Obrała sobie za cel przeniesienia na kartkę stojącą parę metrów przed nią marmurową fontannę, która delikatnie mieniła się, odbijając promienie słoneczne. Rzeźbione lwie głowy, które były ułożone na każdy kierunek świata, wypuszczały ze swoich kamiennych paszczy wodę. Gdzie nie gdzie występowały odrapania, które tylko świadczyły o jej historyczności i dodawały jej uroku.

Koncentrując całą swoją uwagę na obraz przed sobą, rozpoczęła pierwsze ruchy ołówka. To ją niesamowicie odprężało.

— Ale spotkanie!

Usłyszała nad głową wesoły głos i uznała, że to do niej ktoś gada. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że to może jakiś żul, który przez ilość alkoholu pomylił ją z kimś innym i teraz ją zaczepia.

Jednak ta teoria poszła w niepamięć, gdy ów osobnik usiadł obok niej i oparł się wygodniej o oparcie, a ona nie wyczuła nawet zapachu piwa.

Okręcając głowę zorientowała się, że jej towarzyszem jest brązowowłosy chłopak. Lee Taeyong uśmiechał się szeroko, wyciągający szyję w kierunku słońca, chcąc zażyć odrobiny witaminy D.

— A co ty tu robisz? — zapytała zdziwiona, wpatrując się w gładką fakturę jego twarzy. Jak to możliwe, że ona zawsze trafiała na któregoś ze współpracowników?

— Opalam się — wypalił, śmiejąc się widząc twarz dziewczyny. Ona spoglądała tylko na niego, zastanawiając się, czy powinna rozpoczynać jakąś konwersację, czy po prostu go zignorować i wrócić do przerwanego zajęcia. Jednak towarzyszący jej chłopak sam zadecydował.

— Nieźle ci idzie — powiedział, nachylając się nad jej ramieniem. Wzdrygnęła się, gdy usłyszała wypowiedziane przez niego słowa zaraz koło jej ucha. Odsunęła się trochę, chcąc spojrzeć na jego twarz, mrużąc przy tym oczy. On dalej wpatrywał się to w kartkę, to na fontannę. — Masz wprawę.

— Ym... Dzięki — mruknęła nieśmiało.

Jeszcze nikt nie miał możliwości oglądać jej prac, bo nigdy nikomu się nimi nie chwaliła. Uważała, że nie ma czym.

Chłopak na powrót wrócił do "opalania". So próbowała skoncentrować się nad rysunkiem, ale siedzący obok chłopak rozpraszał ją swoją obecnością. Preferowała rysowanie w samotności. Mimo iż lubiła tego chłopaka, to wolała zostać sama. Postanowiła go zignorować, albo chociaż spróbować i wróciła do kreślenia pojedynczych kresek, niekiedy spoglądając kątem oka na twarz Taeyonga. Lee miał przymknięte oczy, ale na twarzy cały czas widniał uśmiech.

— Wiem, że na mnie spoglądasz — mruknął, nie otwierając nawet oczu. — Ławka skrzypi, gdy się odwracasz.

Sohyun spojrzała na niego z niedowierzaniem. Jego twarz wyglądała dokładnie tak samo, jak wcześniej, a on nie poruszył się nawet o milimetr.

— I muszę przyznać, że źle ci w tej fryzurze — rzuciła niewzruszona, wracając do rysunku. Kątem oka widziała, jak chłopak otworzył szeroko oczy, prostując się na ławce. Zachichotała pod nosem, widząc zdziwienie na jego twarzy i przyjmując kamienny wyraz twarzy, skierowała wzrok na Tae. — Lepiej wyglądałeś z włosami zaczesanymi do tyłu.

Brązowowłosy uniósł wysoko brew, zastanawiając się nad jej słowami. Dziewczyna umie się odgryźć.

— Skoro tak, — rzekł, przejeżdżając ręką po swoich brązowych włosach — to będę częściej się tak czesał.

Sohyun przekręciła wymownie oczami, wracając do notesu, chcąc oszczędzić sobie widoków obok.

Zagryzła nerwowo końcówkę ołówka, porównując z dokładnością każdy szczegół. Prawie skończyła, to była tylko kwestia detali.

— Jeśli jesteś głodna, to znam świetne miejsce. Jest lepsze od tego ołówka.

Skierowała powoli głowę w kierunku Lee, mrużąc delikatnie oczy, jakby chciała go w ten sposób prześwietlić. Zastanawiała się, dlaczego wciąż jej towarzyszy i jaki jest cel jego pojawienia się. A może był po prostu miły?

— Nie, nie chce ci zabierać czasu, poza tym nie jestem głodna, dzięki — zaprzeczyła, ale jej brzuch myślał coś innego.

Musiałeś się akurat teraz odezwać?, jęknęła w myślach, na dźwięki wydobywające się z wnętrza jej żołądka.

— Chyba jednak jesteś — zaśmiał się Taeyong i łapiąc dziewczynę za rękę, pociągnął ją w kierunku wyjścia z parku. Sohyun nie zdążyła nawet zaprzeczyć, tylko w ostatniej chwili złapała spadający ołówek i po prostu próbowała dorównać kroku namolnemu chłopakowi.

— Gdzie ty tak pędzisz?

— Jeszcze mi podziękujesz — rzucił przez ramię, nie zwalniając nawet tępa. Nie pozostało jej nic innego, jak odpuścić jakiekolwiek dodatkowe pytania i trzymać mocno notes, żeby nie wypadł.

Zatrzymali się przed kolejką ciągnącą się od małej budki, która miała jedynie ogromne okno i parę stolików poustawianych przed sobą. Różowy szyld cieszył oko, a jeszcze bardziej ogromny napis.

— Zapraszam na najlepsze pączki w mieście! — wykrzyknął uradowany chłopak.

Ruch był spory, w końcu była sobota, a do tego ładna pogoda, z której każdy chciał skorzystać. Zapach najróżniejszych smaków unosił się wokół nich, które już rozbudzały kubki smakowe. Sohyun zaśmiała się na widok błyszczących oczu Tae, który cieszył się jak dziecko, gdy kolejka powoli się zmniejszała. Chyba był bardziej spragniony tych pączków niż ona.

— Zaraz wyzioniesz ducha, o ile to możliwe. — Przyłożyła dłoń do ust, wybuchając gromkim śmiechem.

—Jak ich spróbujesz, nie będziesz chciała już nic innego z deseru — powiedział całkiem poważnie, wyliczając w myślach ilość ludzi stojących przed nimi. — Poza moimi specjałami, oczywiście.

Czarnowłosa uniosła wymownie brew, przyznając w myślach, że ma on dość wysokie mniemanie o sobie.

— Nie przeliczasz się za bardzo?

— Chyba nie jadłaś mojej kuchni.

— Nie miałam okazji.

— W takim razie trzeba będzie to zmienić — mrugnął w jej kierunku, wprawiając dziewczynę w małe zakłopotanie.

A Taeyong uśmiechnął się szeroko, podchodząc szczęśliwie do lady zamawiając najlepsze rozkosze podniebienia.

Jungwoo wykręcił jedynie oczami, ponownie dolewając do kieliszków soju siedzącym na przeciwko niego mężczyznom. Najbardziej irytował go śmiejący się do rozpuku Johnny, który nie miał w tym tygodniu weekendowej zmiany i sam Jungwoo musiał stać za barem w sobotni wieczór. Ale przyjaciele, jak to przyjaciele, nie chcieli go opuszczać i właśnie bawią się świetnie, siedząc przy barze i przechylając co chwilę kieliszki, które zaraz były napełniane przez znudzonego Jungwoo.

— Mówię tylko, że krzyczenie i wolniejsze mówienie nie sprawi, że nagle cię wszyscy zrozumieją — rzucił niechętnie w stronę Haechana, któremu opowiadał o wczorajszej sytuacji, w której nie mógł dogadać się z jednym z gości hotelowych, bo tamten nie chciał mówić w innym języku niż języku hindi!

— Ty przynajmniej nie musisz dostosowywać menu do dwustu gości — dodał Park, imitując głosem — „Na to jestem uczulony", „oni są wegetarianami", „moja ciotka nie zje nic zielonego z talerza".

Oboje stuknęli ze sobą kieliszki, doskonale rozumiejąc łączący ich ból i lekko przygnębieni, opróżnili zawartość jednym chlustem.

— A gdzie jest Taeyong? — odezwał się Doyoung, rozglądając się wokół, skanując klub z kąta w kąt, chcąc znaleźć w tym tłumie przyjaciela, ale nigdzie go nie było. — Przecież byliśmy umówieni o wpół do, a jest już za dziesięć ósma.

Sicheng razem z Yutą wzruszyli ramionami, na powrót wracając do omawianego filmu, którego Yuta wczoraj oglądał i występowała w nim ulubiona aktorka Chenga.

Po paru minutach w drzwiach zjawił się owy obiekt dyskusji i szybko skierował się w stronę siedzących chłopaków. Zajął wolne krzesło i opierając się o blat rękoma, próbował złapać oddech. Wyglądał, jakby przebiegł maraton. Jungwoo nawet nie pytał i postawił przed chłopakiem kieliszek, nalewają go do pełna. Najbliżej siedzący zdyszanego chłopaka Mark i Haechan spoglądali na niego zdziwieni jego podstawą, z resztą jak pozostali, ale musieli poczekać, aż Tae unormuje oddech i zacznie się przed nimi tłumaczyć.

— Skąd wracasz? — Pierwszy odezwał się Taeil, lustrując go i zajadając się przy okazji słonymi orzeszkami. — Z Chin? Odwiedziłeś rodziców Sichenga, czy co?

Taeyong zdobył się jedynie na karcące spojrzenie, bo wciąż nie zaczerpnął wystarczającej ilości powietrza, by wdawać się w jakąkolwiek dyskusję.

— Tak, mogłeś kupić jakieś zupki chińskie — odezwał się Haechan, klepiąc chłopaka po plechach. — Zwłaszcza te z owocami morza.

— Idiota — skwitował wszystko Sicheng, wywracając oczami, kręcąc z dezaprobaty głową.

— No co? — zapytał z oburzeniem Chan, wzruszając ramionami. - Powiedz jeszcze, że brukselka nie jest z Brukseli.

Całe towarzystwo spojrzało na Haechana, jak na idiotę i zastanawiali się, czy faktycznie nim jest, czy tylko udaje. W takiej sytuacji nie widzieli, czy to powód do śmiania się, czy płakania.

— Wypadłeś komuś z rąk w wieku niemowlęcym? — zapytał Mark, za co został szturchnięty przez obrażonego Parka. Lee wymasował obolałe miejsce, ale nie czuł wielkiego bólu, bo bardziej bawiła go mina jego towarzysza.

Z Taeyongiem najwidoczniej było już dobrze, bo z prędkością światła wlał zawartość kieliszka do gardła i odchrząknąłszy, przetarł dłonią usta.

— Byłem z Sohyun.

Wszyscy, jak jeden mąż, spojrzeli na beztrosko wyglądającego Lee, który garściami zajadał się orzeszkami. Wypowiedź chłopaka wprawiła w szok Jungwoo tak, że prawie niechcący rozlał trunek na blat przez nieuwagę.

— Gdzie byliście? — zapytał Mark, pierwszy otrząsając się z tego chwilowego amoku.

— Poszliśmy do cukierni no i trochę się zasiedzieliśmy — mruknął, głośno przy tym mlaskając.

— Czyli, że jedliście pączki aż do teraz? — zauważył Yuta, na co w odpowiedzi dostał przytaknięcię ze strony Taeyonga.

Nakamoto odsunął od siebie swoją porcję orzeszków, wypuszczając ze świstem powietrze. Chyba przerosła go wizja ilości pączków, którą pochłonęła ta dwójka.

— Była degustacja nowych smaków i trochę zostaliśmy. Tam robią najlepsze pączki, więc logiczne, że trochę nam się zeszło.

— Jeszcze utłuczysz tą biedną dziewczynę — mruknął Kang, nalewając kolejną kolejkę kumplom. Musiał przyznać, że głowy to mieli mocne, choć stawia, że pierwszy odleci Moon Taeil.

— No widziałem — zawołał wesoło Doyoung, obejmując Taeila ramieniem. — Chudzina, ale nasza nieśmiała kucharzyna coś przyrządzi.

Starszy strzepnął rękę Kima, patrząc na niego wymownym spojrzeniem.

Kolejne minuty upływały szybko, bo w dobrym towarzystwie. Mark z Doyoungiem cali czerwoni, prawdopodobnie od wchłoniętego alkoholu, Haechan brylował od czasu do czasu na parkiecie, a Taeil śmiał się w niebogłosy w towarzystwie Taeyonga i Jungwoo, który za namową Johnny'ego, łyknął z dwa kieliszki pod ladą. Kang przeliczył się, bo pierwszym, który odleciał był Sicheng, który ledwo już widział na oczy i resztkami sił podpierał ręką głowę, która teraz wydawała się niewyobrażalnie ciężka.

— Nasz menager będzie zgonował — zachichotał Johnny, patrząc z rozbawieniem na śpiącego już Sichenga.

— Nie ciesz się, bo to ty z nim będziesz wracał — wtrącił się Jungwoo. Seo rzucił mu mordercze spojrzenie, na które Kang wzruszył jedynie ramionami. — Mieszkasz najbliżej niego.

Johnny westchnął ciężko, mając wizję wnoszenia półprzytomnego chińczyka na siódme piętro. Chyba lepszym rozwiązaniem będzie, jeśli weźmie go do siebie i przenocuje.

— Współczuję mu, ta Minjae dalej wydzwania i nie daje mu spokoju — westchnął Taeil z nutą smutku w głosie, biorąc łyka soju.

— Ta poprzednia asystentka? — zapytał zaskoczony Taeyong. — Myślałem, że już dała sobie spokój.

— Ta, to chyba jedyna, jak do tej pory, która wciąż daje o sobie znać.

Pozostali przytaknęli , zgadzając się ze słowami Jungwoo. Każdy spoglądnął na swój kieliszek i po raz ostatni wlali do organizmu ostatnie procenty i powoli zaczęli się zbierać. Klub był praktycznie pusty, została tylko ich dziewiątka. Nie musieli się nigdzie spieszyć, w końcu pracują dla tego hotelu i po godzinach mogli sobie pozwolić na dłuższe imprezowanie

Gdy Jungwoo został już sam, na koniec przyprowadzał bar do porządku, śmiejąc się w duchu na myśl o przyjaciołach, którzy będą prawdopodobnie wracać do żywych przez całą niedzielę, by być gotowymi na poniedziałek i zgrywać pozory przed szefem Jaehyunem.

Sohyun już od pięciu minut przeskakiwała z kanału na kanał, nie mogąc znaleźć choć jednej interesującej stacji, która by zabiła nudę. W mieszkaniu słychać było jedynie przerywane rozmowy z telewizora i niekiedy jęknięcia zawodu wydobywające się z ust niezadowolonej dziewczyny. Nie wierzyła, że kiedyś to powie, ale brak obecności Yoojung sprawiał, że ona umierała aż z nudy i tylko wyczekiwała, kiedy dziewczyna wróci z rodzinnego obiadu u babci, by mogły dokończyć zaczęty serial. Obiecała dziewczynie, że na nią poczeka i nie będzie oglądać sama, ale pokusa była duża, a silna wola z każdą chwilą nie była taka silna

Dochodziła już północ, a ona walczyła z opadającymi powiekami. Przez Taeyonga władowała w siebie sporą ilość słodkich kalorii w postaci pączków, które teraz zabijała miętową herbatą, chcąc uspokoić swój żołądek. Gdy na chwilę odpłynęła do krainy snów, poczuła jak zostaje okryta czymś dużym, materiałowym. Ściągnęła z siebie brązowy płaszcz i rzuciła go w kąt, a opadająca ciężko Yoojung obok niej na kanapie, zbudziła dostatecznie śpiącą dziewczynę.

— Gdyby ktoś mnie zapytał, czy byłam w Dubaju, to bez dwóch zdań odpowiedziałabym, że tak.

Sohyun spojrzała przymrużonymi oczami na brunetkę, zastanawiając się, czy dobrze usłyszała.

— Przecież nigdy nie byłaś w Dubaju.

— Gdybyś oglądnęła dwa tysiące zdjęć w jeden wieczór, to zmieniłabyś zdanie. — Westchnęła głośno Yoo, rozprostowujac nogi przed siebie. — Na boga, ona tam była tylko na trzy dni! Ja w ciągu roku nie zebrałam tylu zdjęć

Czarnowłosa zaśmiała się, widząc wyczerpaną brunetkę. Prawdopodobnie obydwie będą potrzebowały solidnego odpoczynku po dzisiejszym dniu.

Rozumiały się bez słów i bez zbędnego gadania Yoojung wzięła do ręki pilota i odpaliła przygotowany serial. Sohyun jeszcze na sekundę wzięła do ręki telefon, chcąc sprawdzić, która dokładnie jest godzina. Jej uwagę zwróciło wyświetlone powiadomienie na ekranie blokady, które mówiło, że została oznaczona pod zdjęciem. Marszcząc brwi, odpaliła Instagrama i jej oczom ukazała się fotka z ich wczorajszego wypadu.

— Nie mówiłaś, że wrzucisz zdjęcia do internetu. — Dziewczyna pomachała z lekką irytacją komórką przed twarzą Yoo, narażając jej oczy na jasne światło bijące z telefonu. — Czemu wybrałaś akurat to? Popatrz, jak mi włosy odstają!

Jung jęknęła z irytacji, odsuwając od siebie rękę dziewczyny. Ona serio robiła aferę o jakieś zdjęcie?

— Co marudzisz, przecież dobrze wyszłaś! — burknęła Jung, przecierając oczy. — Ludzie, w komentarzach też tak uważają, z tego co widzę.

— Co?!

— Dobra, wyłącz już ten telefon, bo nie można się skupić na oglądaniu, jak machasz tym światłem.

Sohyun zerknęła na towarzyszkę z mordem w oczach i, chcąc nie chcąc, wyłączyła telefon, wciskając się bardziej w kanapę i ze spokojem oglądać scenę, w której bohater wymiotuje przed swoją szkolną miłością.

Yoojung zerknęła powoli na skoncentrowaną Kim i niepostrzeżenie wzięła do ręki telefon, chcąc się upewnić, czy się przywidziała, czy nie. Jednak z chwilą, gdy przeczytała jeden z komentarzy, który zamieścił jeden chłopak, zrzędła jej mina, przeklinając w duchu, że oznaczyła miejsce pod zdjęciem.

Wiedziała jedno — jeśli Sohyun się dowie, to ją zabiję. Bezlitośnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro