Rozdział 22
Dzisiejsze nastawienie Sohyun było o wiele lepsze w porównaniu do minionych dni. Przewijające się myśli o stanie zdrowia siostry postanowiła przełożyć na bok, przynajmniej na czas spotkań i oddać się pracy w stu procentach. Dlatego też rano wstała równo z budzikiem, przekąsiła kawałek drożdżówki, którą wcześniej kupiła w pobliskiej piekarni i wybrała najlepszy set, jaki ze sobą wzięła. Dziś czuła, że nic nie będzie w stanie zaburzyć jej sił do działania. Do chwili, gdy spotkała się przed hotelem z Jaehyunem. Jego zwyczajny, kamienny wyraz twarzy był nieco jakby inny, a przez całą podróż nie odezwał się w samochodzie ani słowem. Chociaż Jaehyun z natury nie był zbyt rozmowny i rzadko kiedy sam inicjował jakąkolwiek konwersacje, teraz w jego postawie dało się wyczuć, że coś jest nie tak. Był jakby nieobecny.
Dziewczyna uznała, że nie będzie chłopakowi zawracać głowy głupimi pytaniami, bo może to wszystko jej się tylko wydawało i z chłopakiem było w porządku.
Jednak, kiedy mieli przejść przez wielkie, szklane drzwi biurowca, ręka chłopaka zamarła na klamce i odsunął się od niej jak poparzony. Sohyun przypatrywała mu się w wielkim zdziwieniu, gdy ten zaczął spacerować po chodniku tam i z powrotem. W tedy uznała, że musi się dowiedzieć, co takiego go gryzie.
— Hej, Jaehyun, wszystko w porządku? — Spróbowała nawiązać z nim kontakt wzrokowy, co było trudne, bo jego głowa była spuszczona ku dołowi.
Chłopak jednak jej nie odpowiedział, wciąż zamknięty w swoich myślach. Kim stała tam jak słup soli, analizując w głowie co mogło spowodować to dziwne zachowanie chłopaka. Chłopaka, który na co dzień był spokojny niczym ocean.
— Jaehyun? — Podeszła powoli w jego kierunku. Udało jej się położyć dłoń na jego ramieniu, dzięki czemu chłopak przestał przebierać nogami i zwrócił w końcu na nią uwagę. — Coś się stało? O co chodzi?
Brunet spojrzał gdzieś przed siebie, a jego wzrok zawiesił się w jakimś nieokreślonym punkcie. Westchnął głęboko. Sohyun próbowała wyczytać coś z jego twarzy, ale nie bardzo się to udawało.
Miała ponownie się odezwać, bo ta uciążliwa cisza była nie do zniesienia, a zachowanie chłopaka sprawiało, że Sohyun zaczęła się martwić, a z sekundy na sekundę obawiać się jeszcze bardziej. I jej poranny nastrój prysnął, jak bańka mydlana.
— Ma być obecny szef zarządu La Rem. Może pomóc nam rozsławić markę na terenie Europy. — Odezwał się w końcu Jaehyun. Chyba po raz pierwszy tego dnia.
Czarnowłosa zmarszczyła w zamyśleniu czoło. Nazwa może obiła jej się kiedyś o uszy. Bardziej zastanawiała się, co to miało mieć wspólnego z możliwą palpitacją serca u chłopaka.
Postanowiła jednak, że wybierze bardziej podnoszący na duchu rodzaj otuchy niż zasypywać go pytaniami na temat, który widać, nie był zbyt przyjemny dla niego.
— No dobra. W takim razie wejdziemy tam, zabłyśniemy i po wszystkim.
— Nie będzie to takie proste — mruknął Jaehyun, wzdychając głęboko. — Faceta trudno zadowolić i zawsze znajdzie coś, żeby się doczepić, a w tedy po współpracy. Do tego dochodzą konkurenci, na przykład takie C.A, którzy też mają chrapkę na rozbudowę swojej marki.
— C.A? Jak Carrington Atlantic? — zaśmiała się głośno, łapiąc się za brzuch. Jung spojrzał na nią ułamkiem sekundy, nie mówiąc nic. — Wiesz... jak ci z Dynastii. — Jednak jej żart wcale nie poprawił humoru Jaehyunowi. Odchrząknęła, drapiąc się niezręcznie po karku.
Przyjrzała się twarzy bruneta, która wyrażała jedynie wielkie zdenerwowanie. Współczuła mu, bo wiedziała, jak to jest, gdy jest się zestresowanym. Jednak w jego przypadku Jung zbliżał się do granicy omdlenia. Przy nim Edward ze Zmierzchu wyglądał, jakby odwiedził solarium.
— Jesteś blady, jak ściana. Już ja mam więcej koloru na twarzy, co jest niecodziennym widokiem.
Miała rację, mimo że nałożyła jedynie róż na policzki, a oczy potraktowała maskarą. Prawdopodobnie czuła podobne emocje, jakie przeżywał chłopak, lecz tym razem to jej lepiej udawało się zachować pokerową twarz, aniżeli jemu.
Jaehyun nie zareagował na jej komentarz, wciąż błądząc myślami w zakamarkach swojego umysłu, tępo patrząc przed siebie.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak bardzo stresował się spotkaniem biznesowym, jak teraz. Zawsze wydawał się spokojny i opanowany nawet będąc w podbramkowych sytuacjach. A jeśli było faktycznie źle, to świetnie zachowywał przy tym zimną krew. Tym jednak razem czuł, jak robi mu się duszno przy przyspieszonym tętnie. Sohyun spoglądała na niego z niepokojem na twarzy.
— Może przyniosę ci wody.
Chłopak kiwnął w odpowiedzi głową, przechadzając się tam i z powrotem. Dziewczyna wbiegła szybkim krokiem z powrotem do budynku. Podbiegła do dystrybutora z wodą i napełniła kubek po sam brzeg.
— Przepraszam bardzo, panno...
Odwróciła się w kierunku głosu dochodzącego zza jej pleców. Przy obrocie wylała trochę wody z kubka, czym rozbawiła stojącego naprzeciw niej mężczyznę.
— Sohyun — wydukała, wygładzając wolną ręką marynarkę. — Kim Sohyun.
Mężczyzna wystawił w jej kierunku dłoń, przy czym jego uśmiech wciąż nie znikał z twarzy. Jego zęby zdawały się jaśnieć bardziej od głowy pozbawionej włosów. O matko, był łysy jak kolano. Ale nie odejmowało mu to uroku i wciąż wyglądał bardzo młodo.
— Anthony Crew. Miło mi poznać.
W jego głosie dało się wyczuć brytyjski akcent, co lekko zaskoczyło Sohyun. Miał typowe europejskie rysy twarzy, aniżeli azjatyckie, a przed niebieskimi oczami znajdowały się okulary, które nie utrudniały mężczyźnie w posyłaniu Sohyun przenikliwego spojrzenia.
Uścisnęła jego dłoń, zaczesując kosmyk włosów za ucho.
— Mi również — odchrząknęła szybko, unosząc głowę wyżej, chcąc dodać sobie tym pewności siebie. — Pan również na spotkanie?
— Tak się zdaję — odpowiedział tajemniczo. Sohyun zmrużyła oczy, chcąc wyczytać coś z jego twarzy, ale on wciąż tylko się uśmiechał, co nie pomagało Kim w niczym, a tylko wprawiał ją w zakłopotanie, przez co nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. — A pani?
— Tak. Jako przedstawicielka hotelu Bellavista.
Mówiąc to wypięła dumnie pierś. Jednak mina towarzysza nieco się zmieniła i na jego twarzy przestał widnieć uśmiech.
— Bellavista? — Sohyun wyczuła w jego głosie nutę zawodu, przez co jej pewność nagle wyparowała i nie czuła się już tak pewniej, jak wcześniej. Kiwnęła jedynie szybko głową w odpowiedzi. — Brzmisz dumnie mówiąc, że tam pracujesz. — Anthony przejechał ręką po brodzie, zastanawiając się przez chwilę. — Dlaczego?
Nie spodziewała się takiego rodzaju pytania. Jednak facet wyglądał całkiem poważnie i wyraźnie czekał na jej odpowiedź.
— No więc, przede wszystkim jest to czołowa sieć hoteli na ogromną skalę...
— Jednak nie na międzynarodową. W Europie wciąż jej nie ma.
Dziewczynę zaskoczyła szybka odpowiedź mężczyzny, który wyglądał, jakby był przygotowany na przeciwne argumenty do jej wypowiedzi. Patrzyła niepewnie na jego twarz, która w żadnym stopniu nie przypominała tej, którą widziała na początku. Teraz posyłał jej chłodne spojrzenie i oczekiwał spokojnie na jej odpowiedź.
Skoro myśli, że jest cwany, to spróbuje zagrać z nim w tą grę.
— Jeszcze nie, ale Bellavista rozwija się tak dobrze, że jest na świetnej drodze, by wkroczyć niedługo na ten rynek...
— Podobno macie problem z rozliczeniami w dziale księgowości.
Wygląda na to, że trafiła na jakiegoś buca z konkurencyjnego hotelu, który dysponował na prawdę sporą dawką informacji i, który nie zamierza dać za wygraną. Cóż, w takim razie do tanga trzeba dwojga.
— Cóż, nie mam pojęcia skąd ma pan takie informacje, jednak są one całkowicie fałszywe...
— Słyszałem, że Bellavista ma problem z marnowaniem żywności.
— To to już jest kompletna zniewaga!
Po kolejnej dawce ostrej wymiany zdań, po której zwycięsko wygrała Sohyun, mężczyzna w końcu odpuścił. Widocznie skończyły mu się argumenty, a bojowo nastawiona Sohyun okazała się groźniejszym przeciwnikiem niż myślał na początku.
— Jestem pod wrażeniem, że nie dała się pani stłamsić i dzielnie była przy swoim. — Na jego twarzy znowu zagościł szeroki uśmiech, który tym razem Sohyun nie była do końca pewna czy jest całkowicie szczery, ale odwzajemniła dla niepoznaki, dziękując przy okazji. — Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. — I na powrót posłał jej jedno z rozbrajających spojrzeń.
Doszła w końcu do wniosku, że owy mężczyzna musiał pochodzić z konkurencyjnej firmy, o której wspominał Jaehyun — C.A. Zaśmiała się jednak dźwięcznie na jego wypowiedź, spuszczając głowę w dół. Jej wzrok utkwił w przeźroczystym płynie, przypominając, po co tak na prawdę po niego przyszła. Wytrzeszczając szeroko oczy, pożegnała się z mężczyzną, pędząc w kierunku wyjścia z nadzieją, że nie zastanie przed drzwiami leżących zwłok Jaehyuna.
Jung właśnie dopijał czwarty kubek wody. Jeśli zaraz nie przestanie, to będzie mu się chciało siku w trakcie spotkania. Trochę kolorów wróciło mu na twarzy, ale w oczach wciąż tlił się strach. Mimo wszystko, świetnie zachowywał powagę w porównaniu z tym, co się działo dwadzieścia minut wcześniej. Pomijając te puste kubki.
Z Sohyun było jednak nieco lepiej, ale nie można było powiedzieć, że w ogóle się nie stresowała. Reakcja i emocje, jakie towarzyszyły Jaehyunowi wprawiały ją w niepokój z sekundy na sekundę, ale nie dawała tego po sobie poznać. Wolała być tą, która doda otuchy, aniżeli by obydwoje zachowywali się jak tchórzofretki. Szczególnie, że to ostatnie i prawdopodobnie najważniejsze spotkanie.
Za pięć minut miało się zacząć spotkanie, a w pomieszczeniu pojawiało się coraz więcej osób. Finalnie miało być ich dwadzieścia, zasiadających wokół ogromnego, machoniowego stołu. Oboje z Jaehyunem zajęli miejsca pod samą klimatyzacją, żeby biedny chłopak miał jakikolwiek dopływ powietrza.
Żeby zająć sobie czymś myśli Kim zaczęła powtarzać sobie pod nosem formułki, które przygotowała sobie wcześniej do zaprezentowania. Jednak siedząca nieopodal niej kobieta z czarnymi, postrzępionymi włosami uroczo się do niej uśmiechnęła. Taki obraz kojarzył jej się z psychopatami z horrorów. Tutaj mógł jednak znaczyć o podstępnych zamiarach, albo po prostu chciała być miła. Tak, czy inaczej Sohyun nie mogła się skoncentrować.
Zerknęła kątem oka na Junga, który wyglądał, jak posąg z szeroko otwartymi oczami. W ogóle się nie ruszał.
— Hej, w porządku?!— szepnęła, potrząsając go w ramię. Chłopak potrząsnął lekko głową, dając tym samym jakiś znak, życia. Sohyun łapiąc się za pierś, odetchnęła głęboko. Przez chwilę miała wrażenie, jakby z chłopaka uszły funkcje życiowe. Przechyliła lekko głowę, kładąc dłoń na jego ramieniu, czym zwróciła wzrok chłopaka na siebie. W odpowiedzi uśmiechnęła się lekko, poklepując ręką. — Uspokój się, będzie dobrze. Weź głęboki wdech.
Sama nie lubiła takich banalnych powiedzonek, bo one nigdy tak na prawdę nie działały uspokajająco, ale nie znalazła nic lepszego do powiedzenia. Chłopak jednak poszedł za jej radą, oddychając głęboko, a pod palcami Sohyun poczuła, jak jego mięśnie lekko się rozluźniają. Ucieszyła się na ten fakt, wiedząc że na coś się przydała.
— Dzięki Sohyun — mruknął w jej stronę. — Czuję się nieco...
Dziewczyna spojrzała na twarz Jaehyuna, gdy ten niespodziewanie przerwał w połowie zdania. Na powrót jego twarz zesztywniała, a ręce ponownie zaczęły się delikatnie trząść. Sohyun powiodła oczyma za Jungiem i ujrzała, co było powodem ponownej paniki chłopaka. A raczej kto.
Do sali wszedł wysoki mężczyzna, na którego wszyscy wokół zebrani momentalnie ucichli i przybrali pozę podobną do tej Jaehyuna. W tym Sohyun, bo ona już doskonale wiedziała kim był ten facet.
Anthony Crew.
Ten sam, z którym miała przyjemność odbyć zaciekłą rozmowę jeszcze parę minut wcześniej, który nie omieszkał rzucać niepochlebnymi komentarzami na temat hotelu Bellavista.
Sohyun pojęła powagę sytuacji i reakcję samego Jaehyuna na tego gościa. Była pewna, że musiał być on konkurencją i najprawdopodobniej największym rywalem na tym spotkaniu.
Nie wiedzieć czemu, ale po przypomnieniu sobie wcześniejszej sytuacji, gdy nawrzucała mu w trakcie rozmowy, poczuła napływającą pewność siebie i nie obawiała się, że z nim przegra.
— Nie masz się czego obawiać — szepnęła do Jaehyuna, klepiąc tym razem siebie po ramieniu. Oczywiście tylko mentalnie. A nawet jeśli, to czuła się pewniej w oczekiwaniu na prezesa zarządu La Rem.
— Skąd wiesz? Mówiłem ci, że Anthony'emu trudno zaimponować.
Sohyun zwróciła szybko głowę w jego kierunku, patrząc w niezrozumieniu.
— Jakiemu Anthony'emu? Skąd wiesz...
Teraz to Jaehyun zwrócił swoją twarz ku jej. Tyle, że jego wzrok wciąż wyrażał głęboki strach.
— Prezesowi zarządu La Rem, Anthony'emu Crew.
Sohyun miała nadzieję, że się przesłyszała i, że Jaehyun z tych nerwów myli nazwiska, ale to nie była pomyłka, gdy mężczyzna położył na stół swoją teczkę z wielkim napisem La Rem obitym w skórze. Mężczyzna, któremu parę minut wcześniej nawrzucała. W szybkim tempie zaczęła łączyć fakty.
Prezes La Rem, to Anthony Crew.
Konkurenci, to C.A
C.A to nie Anthony Crew.
To tylko niefortunny zbieg okoliczności!
Krew odpłynęła jej z twarzy i kolorem mogła walczyć z Jaehyunem o to, kto z nich jest bledszy na sali. Z trudem przełknęła wielką gulę, która uwięzła w gardle i stanowczo uniemożliwiała przejście jakichkolwiek słów. Teraz wiedziała doskonale, jak Jaehyun się czuł.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, poprawiając wymownie krawat, skacząc wzrokiem po każdej osobie obecnej przy podłużnym stole.
— Miło mi wszystkich z państwa powitać i cieszę się, że... — przerwał niespodziewanie wprawiając wszystkich w zaskoczenie. Na twarzy Anthony'ego zniknął wcześniejszy pogodny wyraz twarzy i tępo wpatrywał się w coś przed siebie. A raczej w kogoś.
Jego błękitne oczy wpatrywały się w Sohyun, która bała się ruszyć nawet o milimetr, gdy zorientowała się, że to ją przeszywają niebieskie, jak ocean oczy. Całe jej ciało oblał zimny pot i to była jedynie kwestia czasu by zaczęły dopadać ją drgawki.
— Myślę, że nie ma sensu zaczynać nawet spotkania.
Po sali rozeszły się ciche szepty, które w większości były przepełnione rozczarowaniem wymieszanym ze strachem. Widać owe spotkanie z tym człowiekiem znaczyło dla każdego na prawdę wiele. A teraz się okazuje, że spotkanie nawet nie dojdzie do skutku.
Sohyun w tej chwili najbardziej obawiała się, że Jaehyun powiąże wzrok z Anthonym i zrozumie, że owa postawa spowodowana jest właśnie przez nią. Albo już się dowiedział, albo nie chciał się dowiedzieć.
Anthony zwrócił się do swojego asystenta, który był również w niemałym szoku z powodu jego zachowania.
— Nie potrzebuje żadnych rozmów. Nasłuchałem się już wystarczająco dużo.
Jaehyun przełknął głośno gule w gardle. Wyglądał, jakby miał zaraz wyzionąć ducha, a Sohyun czuła się okropnie z myślą, że to wszystko przez nią. Teraz ten facet wyjdzie i jedyna szansa na ogromny krok dla hotelu legła w gruzach.
Chyba zacznie szukać biletu lotniczego na powrót już dzisiaj. Teraz.
Jednak Anthony wcale nie skierował się do wyjścia, ale wprost do Jaehyuna, który chyba nie bardzo kontaktował, co się wokół niego dzieje. A gdy niebieskooki wyciągnął w jego stronę rękę pomyślał, że to po prostu piękny sen, by było to realistyczne.
— Z takimi ludźmi warto pracować. Cieszę się na przyszłą współpracę.
Uśmiechnął się do Jaehyuna, który szturchnięciem łokcia przez Sohyun wrócił do żywych. Uścisnął mocno rękę Anthony'ego, a nawet zbyt mocno, gdy na jego twarzy pojawił się lekki grymas bólu.
— Nawet nie wiem co powiedzieć.
— Nie musisz nic mówić. Ciesz się, że masz tak wykwalifikowanych ludzi u swojego boku, a daleko zajdziesz. — To powiedziawszy spojrzał w kierunku Sohyun i, po raz ostatni uśmiechając się szeroko, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Oboje z wielkim szokiem wymalowanym na twarzy patrzyli, jak mężczyzna opuszcza pokój zostawiając za sobą przynajmniej z tuzin zmieszanych zaistniałą sytuacją osób. Jaehyun wraz z Sohyun postanowili zacząć się pakować i powoli ewakuować, gdy z minuty na minutę coraz to większa para oczu spoczęła na ich osobach z wymalowaną pogardą i zazdrością. Oboje skinęli na odchodne głowami i niemal wybiegli z pomieszczenia, chcąc jak najszybciej uniknąć konfrontacji z kimkolwiek.
Z powodu pośpiechu Sohyun nieudolnie złapała w ręce dokumenty i teraz walczyła z wypadającymi kartkami, jednocześnie próbując dotrzymać kroku Jaehyunowi, który wystrzelił z sali jak petarda i nawet na sekundę nie zwolnił tempa. Pozytywna relacja ze strony szefa La Rem dodała chłopakowi zastrzyk energii, przez co już nie przypominał tego samego bladego, ledwo żywego Jaehyuna sprzed pół godziny. Teraz był cały w skowronkach i, gdyby mógł, odtańczyłby taniec radość na środku korytarza.
Zostawiona całkiem stylu Sohyun zupełnie nie patrzyła przed siebie, chcąc okiełznać niesforne kartki papieru, czym skutkiem było wpadnięcie z impetem na przeszkodę przed sobą. Na szczęście zachowała równowagę, choć i tak nie była do końca zadowolona, że naruszyła czyjąś przestrzeń osobistą. A rozpoznając znajomy krawat, miała ochotę palnąć się czym ciężkim w łeb.
Uniosła powoli głowę, napotykając wzrok Jaehyuna, który już ani trochę nie przypominał straszliwych i przerażonych oczu nastolatki w staroświeckim horrorze. Na powrót wróciła ta przewijająca się pewność siebie i nikła przenikliwość. Sohyun mogła zrozumieć, że z chłopaka zszedł nagromadzony stres, ale nie rozumiała tylko, dlaczego się zatrzymał i dlaczego spogląda na nią z uniesioną do góry brwią? W tamtej chwili wyglądał, jakby miał rozdwojenie jaźni.
— Em... Czy coś się stało? — zapytała niepewnie. — O nie, znowu zamierzasz paść na zawał, bo jest tak, to...
On nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się szeroko i zamknął ją w szczelnym uścisku. Ten gest był tak niespodziewany, że Sohyun nie wiedziała co się w ogóle wydarzyło. Gdyby to było możliwe, to jej oczy wyszłyby jej z oczodołów. Jaehyun, którego znała nigdy by się nie dopuścił do takiego czegoś wobec nikogo. Zanim zdążyła się zorientować, co się w ogóle dzieje, chłopak odsunął się na bezpieczny odstęp i głośno odchrząknął. Poprawił zmiętą marynarkę i spuścił wzrok w dół. Chyba do niego również dopiero teraz dotarło, co zrobił i nie podniósł wzroku z powodu napływającego wstydu.
A Sohyun wciąż stała, jak kołek nie do końca wiedząc, co ma w tej sytuacji zrobić.
— Ja... Wybacz mi — wymruczał, wciąż błądząc wzrokiem po podłodze. — Za dużo emocji.
— W porządku... — wydukała, dalej patrząc ślepo przed siebie. Jaehyun powoli uniósł wzrok napotykając ten jej, a czarnowłosa uśmiechnęła się delikatnie widząc jego zawstydzenie na twarzy. Wyglądał uroczo, jak mały chłopczyk, który powiedział komplement nauczycielce. — Wszystko w porządku.
Chłopak odwzajemnił jej uśmiech, drapiąc się nieśmiało po karku. Teraz to Sohyun spuściła wzrok na swoje buty. Jeszcze nigdy nie znalazła się z Jaehyunem w takiej sytuacji. Chyba wolałaby wrócić do poranka, gdy Jaehyun stresował się spotkaniem, a jego odpowiedzi były zdawkowe. Teraz oboje wyglądali, jak dwoje nastolatków w tanim romansidle, którzy przypadkowo zderzyli się ze sobą na środku korytarza.
— Ja chciałem... — odchrząknął, prostując się jak struna. — Chciałem zaprosić cię wieczorem na kolację.
Sohyun uniosła wzrok napotykając na chłopaka, który oczekiwał na jakąkolwiek reakcje z jej strony. Odważnie spoglądał na jej twarz z lekko uniesioną do góry głową. Tak, jego pewność siebie wróciła.
— No wiesz..., by uczcić dzisiejszy sukces i ostatni dzień na wyspie.
Dziewczyna otwarła buzię i szybko ją zamknęła. Za milion dolarów nigdy nie spodziewała się usłyszeć takich słów od tego mężczyzny. Sądziła, że się przesłyszała, ale postawa chłopaka świadczyła, że wciąż czekał na jej odpowiedź. Niesamowite, że nawet w tak pozornie niezręcznej sytuacji, Jung Jaehyun ani trochę nie wyglądał na skrępowanego, a wręcz emanowała od niego pewność siebie.
— Ja... cóż...
— Nie przyjmuje odmowy — oznajmił szybko i pewnie. — Spotkajmy się w lobby o siódmej.
Odwrócił się na pięcie, czym kategorycznie odebrał szansę dziewczynie na jakąkolwiek odmowę.
To był bez porównania najbardziej stresujący moment w ciągu całego pobytu na wyspie. Siedząc na przeciwko Jaehyuna po drugiej stronie stolika w oczekiwaniu na dania. Bezceremonialnie bardziej komfortowo czuła się na spotkaniach wokół ludzi, którzy nie szczędzili w posyłaniu chłodnych spojrzeń.
Uśmiechnęła się nieśmiało, poprawiając swoją sukienkę w kroju marynarki. Nie spakowała żadnej wieczorowej sukienki, bo skąd mogła przypuszczać, że Jaehyun wyskoczy z czymś takim. On jednak założył, to co zwykle, czyli klasyczny garnitur. Jednak on zawsze prezentował się nienagannie i elegancko. I tak było również teraz.
Wbrew jednak pozorom rozmowa, z początku sztywna, nabrała całkiem dobrego toru i po pół godzinie oboje przestali czuć niezręczność i zapomnieli o jakichkolwiek barierach. Wyglądali po prostu jak starzy znajomi przy lampce wina.
Sohyun musiała przyznać, że pod tą skorupą idealności i perfekcji krył się normalny, zabawny facet, z którym łatwo było nawiązać nić porozumienia. Ta kolacja w cale nie była taka zła.
Kelnerka po czasie przyniosła zamówione dania. Sohyun w duchu cieszyła się, że odpuściła sobie smakowicie wyglądające spaghetti, przypominając sobie Yoojung całą upaćkaną sosem pomidorowym. Ale zamówione policzki wołowe również wyglądały bardzo apetycznie.
— W tedy Doyoung nie pokazywał się w pracy przez tydzień. — Oboje wybuchnęli śmiechem na opowieść Jaehyuna. Gdy się śmiał jego oczy wyglądały jak oczy śpiącego szczeniaczka. — Dlatego nigdy nie dopuść Marka i Haechana do swojej galerii zdjęć.
Ponownie poniosły ich salwy śmiechu czym zwrócili na siebie uwagę paru osób. Jednak ich to w ogóle nie obchodziło. Zbyt dobrze bawili się w swoim towarzystwie by przejmować się karcącym spojrzeniem starszej pani siedzącej obok.
— Moim zdaniem takiego sukcesu nie powinno się świętować zwykłą wodą z cytryną — powiedział chłopak, przywołując do siebie kelnera. Zamówił butelkę czerwonego wina i z powrotem wrócił do opowiadania historii, które wycięli mu chłopcy.
Sohyun czuła się przy nim tak swobodnie. Chciała, by ten wieczór nigdy się nie skończył.
W pewnej chwili na telefonie dziewczyny wyświetlił się SMS od siostry, by ta zadzwoniła do niej, gdy będzie mieć czas. I w minucie jej nastrój nieco się pogorszył, gdy przypominała sobie o ostaniej rozmowie z mamą. Nie umknęło to uwadze Jaehyuna, który również przybrał poważny wyraz twarzy.
— Wszystko w porządku? — zapytał, zerkając to na dziewczynę, to na telefon.
Sohyun westchnęła jedynie, kiwając głową w odpowiedzi.
— Tak, w porządku. — Uśmiechnęła się niemrawo. Upiła dużego łyka cierpkiego wina, nie chcąc rozwijać karcącego ją tematu. Jednak ciężar wzroku siedzącego na przeciw chłopaka był na tyle ciężki, że wiedziałaś, że ta odpowiedź w ogóle go nie satysfakcjonowała. — Chodzi o moją siostrę. Czeka ją operacja. — Brunet kiwnął głową w zrozumieniu, nic nie mówiąc, chcąc dać jej możliwość do wygadania się. Słyszał, że dziewczyna ma siostrę, ale nie przypuszczał, że akurat w stanie oczekiwania na operację. On sam nigdy nie wylądował przez całe życie w szpitalu, a jako jedynak dmuchano i chuchano na niego, by nic mu się nie stało, więc mógł jedynie zgadywać, jak czuła się Sohyun.
Kim nie rozlewała się nad opowieścią i szybko przybrała uśmiech na twarzy. Nie chciała by ostatni wieczór minął w przygnębiającej atmosferze i do tego, by jeszcze wpłynęło to na Jaehyuna. Po minucie oboje znów wrócili do swobodniejszych tematów, zwieńczając ostatnie minuty spotkania wzniosłym toastem.
— Dziękuje ci za miły wieczór.
Sohyun odwróciła się w kierunku Jaehyuna, gdy znaleźli się pod drzwiami jej pokoju. Na obu twarzach przewijało się zmęczenie dzisiejszego dnia, a Sohyun marzyła tylko by rzucić się na łóżko i głęboko zasnąć.
— To ja bym chciał ci podziękować — odezwał się Jaehyun. — W naśmielszych snach nie wierzyłem, ze będę w stanie nawiązać współpracę z Anthonym Crew. Nawet mojemu ojcu nie udało się dotrzeć do Europy. Jestem ci bardzo wdzięczny za pomoc.
Czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko, wpatrując się w czekoladowy odcień jego oczu, które błyszczały od zmęczenia. A może to oznaki wcześniej wypitego alkoholu?
— Polecam się w takim razie na przyszłość. — Zachichotała, łapiąc za klamkę. — Dobranoc, Jaehyun.
— Poczekaj...
Sohyun zwróciła w jego stronę głowę, może nawet zbyt szybko. Nie wiedzieć czemu, ale nagle poczuła się jak w typowym romansie, gdzie główni bohaterowie mają zaraz rzucić się sobie w ramiona. W cale by nie narzekała, gdyby tak miało się właśnie stać. Chyba zmęczenie dawało się we znaki, skoro zaczęła śnić na jawie.
Jaehyun wyciągnął w jej kierunku rękę z niewielkim kawałkiem papieru, na co Sohyun zmarszczyła zdziwiona brwi. Wzięła niepewnie karteczkę, której zawartość nic nie mówiła dziewczynie.
— To numer do jednego z najlepszych kardiologów w Stanach. — Sohyun wpatrywała się tępo w wypisany ciąg cyfr nie do końca pojmując, co się dzieje. Spojrzała na chłopaka wielkimi, błyszczącymi oczyma, a Jaehyun wzruszył jedynie ramionami. — Stary znajomy rodziny. On wam pomoże.
— Ja... — Kim wpatrywała się to w kartkę, to w Jaehyuna. — Nie wiem co powiedzieć...
Nie było wystarczających słów, które mogłyby by opisać to, co w tedy aktualnie czuła. Bo tak na prawdę nie czuła nic. Smutku, radości, szoku. To wszystko się ze sobą skumulowało i sprawiło, że po prostu tam stała wyciśnięta ze wszystkich emocji.
— Daj spokój — chłopak machnął ręką, uśmiechając się szeroko i kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. — Chociaż w taki sposób mogę się odwdzięczyć, po tym co dla mnie zrobiłaś. Poza tym, jest mi winny przysługę. Dobrej nocy, Sohyun.
Dziewczyna była tak zaabsorbowana, że nie spostrzegła kiedy została sama na korytarzu. Zamrugała szybko oczami, by powstrzymać cisnące się łzy w oczach. Dopiero teraz poczuła, że zaraz wybuchnie płaczem jak małe dziecko.
Zamknęła szybko za sobą drzwi, wchodząc do skąpanego jedynie światłem księżyca pokoju. Zsunęła się po drzwiach, opadając z sił na podłogę. Nie do końca wiedziała, jak opisać stan, w którym się aktualnie znajdowała. Jednak, gdy ponownie spojrzała na kawałek kartki, poczuła lekki ucisk w okolicy klatki piersiowej, a za chwile rozlewające się po całym ciele przyjemne ciepło. I gdy się zorientowała, co się właśnie z nią działo jęknęła żałośnie na samą myśl pewnych czekoladowych oczu.
— O nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro