Rozdział 17
Dzisiaj słońce zamierzało ocieplić Seul swoim blaskiem w nadchodzące grudniowe dni. Śnieg jeszcze nie spadł, a promienie słoneczne przedzierały się przez ogromne okna sali konferencyjnej, w której aktualnie znajdował się cały personel, który został wyjątkowo zwołany przez szefa Junga. Nikt z obecnych nie miał pojęcia, co tu się dzieje? Ale wiedzieli jedno — jeśli szef Jaehyun zwołuje niespodziewanie spotkanie, to musi być ważne.
Niektórzy mieli zaszczyt zasiąść przy stole, podczas gdy reszta musiała zadowolić się miejscem stojącym. Mimo, iż pomieszczenie nie było dużych gabarytów, to wszyscy pracownicy zdołali się jakoś pomieścić.
Sohyun, która dostała miejsce stojące przy oknie, ze zniecierpliwieniem czekała na szefa, aż w końcu zaczęła liczyć gołębie spacerujące po chodniku. Prawie wybuchła śmiechem, gdy dwa z nich zaczęły bić się o chleb.
— To pewnie będzie coś ważnego. — Usłyszała szept przy swoim uchu, przez który podskoczyła w miejscu. Odwróciła głowę i ujrzała przed sobą twarz Sichenga. Była bardzo blisko. — Masz pomysł, o co może chodzić Jaehyunowi? W końcu jesteś asystentką szefa.
Sohyun kiwnęła przecząco głową, gdyż bliskość kolegi trochę ją onieśmielała i nie była w stanie wykrztusić z siebie ani jednego dźwięku. A w dodatku nawet nie miała pojęcia, dlaczego Jung zwołał całą kadrę pracowników tak nagle. Jest asystentką i powinna wiedzieć takie rzeczy, ale od rana Jaehyun co chwilę odbierał telefony i nawet nie dało się z nim porozmawiać.
Wraz z wejściem długo oczekiwanej osoby, wszelkie rozmowy natychmiastowo ucichły. Sohyun odchrząknęła, odsuwając się delikatnie od blondyna na bezpieczną odległość. Co jak co, ale jeszcze nigdy nie przydarzyła jej się podobna sytuacja, w której chłopak mógłby się zbliżyć na taką odległość. Wstyd się przyznać, ale ona jeszcze nigdy nie była w poważnym związku. Jasne, chodziła na randki, ale każda utwierdzała ją w przekonaniu, że drugiego spotkania nie będzie. Dwadzieścia sześć lat na karku, a mama wciąż czeka na potencjalnego zięcia.
Wszyscy synchronicznie ukłonili się na powitanie. Jaehyun zeskanował każdego wzrokiem, wygładzając ręką marynarkę swojego garnituru. Grafit idealnie komponował się z jego jasnobrązową czupryną, której grzywka zawadiacko trochę przysłaniała jedno oko. Prezentował się świetnie. Jak zawsze z resztą.
— Mam dla was bardzo ważną wiadomość — rzekł niskim tonem, który u nie jednego spowodował ciarki na plecach. Tylko czy bardziej ze strachu, czy podekscytowania? — Stąd też zwołałem to spotkanie. — Wziął głęboki wdech, wydłużając oczekiwanie zgromadzonych, pozostawiając ich w tajemnicy nieco dłużej. — Jest to informacja z ostatniej chwili. Ma nas odwiedzić aktorka Park Shinhye...
Po sali rozległ się głośny pisk, który zwrócił uwagę wszystkich zgromadzonych. Wszystkie pary oczu zwróciły się w kierunku Haechana, który kaszlnął nerwowo, karcąc się w myślach za ten niekontrolowany wybuch radości.
— Ja... ten, tego... — Uśmiechnął się nieśmiało, unosząc ręce w obronnym geście i spuszczając zarumienioną głowę w dół.
— Wracając... Są to informacje poufne — mruknął ściszonym głosem. Odchrząknął, poprawiając ściśnięty krawat na jego szyi. Jak widać ta wiadomość mocno poruszyła samym Jaehyunem. — Jej dom na obrzeżach został oblepiony paparazzi, dlatego postanowiła zatrzymać się u nas.
Jaehyun przekazał pracownikom najważniejsze szczegóły, który każdy z nich spisywał z zawrotną prędkością, a z długopisów aż się kurzyło. Wszyscy kiwnęli głowami na znak, że dotarły do nich wszystkie ważne informacje. Niemniej każdy był podekscytowany, a zarazem zdenerwowany tą nagłą wiadomością. Wszyscy będą musieli stanąć na rzęsach, żeby wypaść jak najlepiej przed samą Park Shinhye. I z pewnością nie dać się ponieść emocjom, tak jak Haechan.
— I pamiętajcie, bardzo ceni sobie prywatność — dodał Jung na odchodne, zanim przekroczył próg sali. — Dostaniecie na wasze służbowe konta e-maile związane z jej przyjazdem.
Z chwilą zamknięcia się drzwi, wszyscy nareszcie dali upust swoim emocjom i zaczęli gorąco dyskutować, albo skakać z radości, jak to wcześniej zrobił Park.
— Nie mogę uwierzyć, że sama Shinhye tu przyjedzie! — pisnęła Sohyun, podskakując w miejscu. Od małego uwielbiała ją oglądać na ekranie, a teraz, za parę dni będzie mogła spotkać ją osobiście!
— Ja też! — krzyknął Haechan, podchodząc do niej rozanielonym krokiem. — Na pewno wygląda tak świetnie, jak w telewizji.
Oboje podskakiwali na zmianę, wyglądając przy tym, jak małe dzieci, które mają dostać długo oczekiwaną nagrodę za dobre zachowanie.
— Nie ma co się tak cieszyć — zgasił ich entuzjazm Sicheng, który patrzył na nich, jak na dwójkę przybyszów zza światów. Momentalnie przestali podskakiwać i spojrzeli na niego w niezrozumieniu, z lekkim smutkiem przewijającym się na ich okrągłych buziach.
— Dlaczego tak mówisz? — zapytał z konsternacją w głosie Haechan. Ze smutnej miny szybko zmieniła się w gniewną, oczekując na wypowiedź Sichenga, który zrujnował jego dozgonne szczęście. A miał już zacząć tańczyć swój taniec radości!
— Zapewne tylko garstka osób się z nią zobaczy. — Wzruszył ramionami, biorąc łyka zimnej wody. — Słyszałeś, co powiedział Jaehyun? Ceni sobie prywatność.
Niestety słowa starszego ostudziły całkowice jego zapał i ściągnął brwi w geście zawodu. Sohyun również nie była pocieszona na dźwięk tej odpowiedzi, ale Dong miał rację.
Jednak szybko zapomniała o smutku, kiedy przeczytała treść wiadomości, którą właśnie dostała.
— To od Jaehyuna — westchnęła, chowając telefon do kieszeni. — Życzy sobie kawy.
Yuta ponownie upewnił się, że nikt nie stoi po drugiej stronie drzwi z zamiarem podsłuchania ich rozmowy. Upewniwszy się, że tak nie jest, uniósł kciuk w górę w stronę Sichenga, który kiwnął głową w zrozumieniu.
— Dobra, słuchajcie! — Klasnął głośno w dłonie i cała dziewiątka zebrała się wokół siebie. — To jest idealny moment, bo są urodziny Sohyun.
— Trzeba się tylko dowiedzieć, gdzie one się odbędą — powiedział Doyoung.
— To akurat nie będzie trudne — odezwał się Johnny, wykrzywiając usta w zawadiackim uśmiechu. — Jej przyjaciółka aktualizuje status co minutę. Nawet będąc w restauracyjnej toalecie.
— Świetnie, więc monitoruj, gdzie zamierza wziąć Sohyun dziś wieczorem. — Uśmiechnął się Sicheng, pocierając dłonie. — Niech wygra najlepszy.
Jednak przyjazd ulubionego idola od strony biurowej nie był wcale taki kolorowy, jakby się wydawało. Sohyun musiała dopinać wszystko na ostatni guzik, czego życzył sobie Jaehyun w związku z przyjazdem Park Shinhye, a do tego musiała ogarniać sprawy bieżące. I zdecydowanie cynamonowe latte w wykonaniu Doyounga nie poprawiało jej humoru. Nawet szeroko uśmiechająca się do niej buźka zrobiona z kakao.
Mocno opadła na oparcie krzesła i głośno westchnęła. Zrobiła wszystko, co dziś miała zrobić, za co Jaehyun pochwalił ją za jej szybką i efektywną pracę. Miała jedynie nadzieję, że Jung nie wpadnie nieoczekiwanie do jej biura z kolejną porcją papierów do przejrzenia.
Potrzebowała urlopu.
Zerknęła na wyświetlacz telefonu, nie tylko po to, by sprawdzić która jest godzina, ale by upewnić się, że to nie zwidy, że nie otrzymała żadnego SMS-u od Yoojung. Codziennie wypisuje albo wydzwania, przeszkadzając jej w pracy. A dzisiaj cisza. Nie żeby narzekała, ale było to nazbyt dziwne.
A jeszcze dziwniejsze było to, że Lucas chyba rzeczywiście dał sobie spokój i przestał dawać o sobie znać. Co również sprawiało, że było to podejrzane.
Odetchnęła z ulgą, gdy wskazówka przebyła ostatnie okrążenie, a Jaehyun nie raczył zasypać ją na ostatnią chwilę dodatkową pracą. Na wszelki wypadek odczekała parę minut, a gdy już była wolna na sto procent, ze spokojem zaczęła zbierać z biurka rzeczy i wyłączać wszelkie urządzenia. Zakluczyła gabinet i ruszyła korytarzem w stronę podziemnego parkingu. Korytarz również wydawał się dziwnie pusty. Żaden z chłopaków nie przewinął jej się przed oczami, a zawsze było ich pełno. Nawet na palcach mogła wyliczyć ilu hotelowych gości minęła. Prawdopodobnie postanowili wybrać się na wieczorne wyjście. Było już całkiem ciemno na zewnątrz, w końcu był to grudzień.
Zjechała windą do podziemi, podrygując w międzyczasie do puszczonej melodyjki, do dobrze rozświetlonego pomieszczenia, po którym z głuchą ciszą odbijały się dźwięki jej obcasów uderzających o ziemię. Za dużo naoglądała się horrorów i każdy parking kojarzył jej się z idealnym miejscem zbrodni, na którym czycha gdzieś w kącie zabójca z siekierą albo nożem, by niespodziewanie zaatakować. Ruszyła w poszukiwaniu białego Jeepa, który grzecznie stał w kącie i na widok którego nieznacznie przyspieszyła.
Zasiadła za kierownicą, co nieco ją uspokoiło. Jednak krzyknęła na dźwięk dzwonka telefonu. Jak dobrze pamięta historię w horrorach, to nigdy nie był dobry znak. Jednak uspokoiła się, gdy na wyświetlaczu widniało imię przyjaciółki, która z pewnością zacznie opowiadać i do jutra nie skończy. Z tej perspektywy nie wiedziała, czy wolałaby jednak odebrać telefon od mordercy niż od Yoojung. Choć z drugiej strony morderca mógł użyć telefonu Jung, żeby uśpić jej czujność i mieć pewność, że od niej odbierze. Skarciła się szybko w myślach za te niestworzone wymysły i odebrała połączenie.
— No co tak długo? — usłyszała pretensjonalny głos po drugiej stronie. — Już myślałam, że ktoś na ciebie napadł i wykrwawiasz się w ciemnym zaułku.
W słuchawce rozbrzmiał głośny śmiech Yoojung. Jednak Sohyun nie było aż tak do śmiechu pod tym względem, że sama jeszcze przed chwilą miała podobne myśli.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo byś się nie pomyliła.
— Dobra, wracaj już szybko. I nawet nie chce słyszeć, że jesteś zmęczona.
Yoojung szybko się rozłączyła, nie dając nawet szansy na jakąkolwiek odpowiedź ze strony Sohyun. Czarnowłosa jedynie jęknęła i zapaliła w końcu auto, wyjeżdżając na ulicę.
Seul jak zwykle, nawet w późnych godzinach, był niezwykle ruchliwy. Rozświetlona neonami stolica żyła dwadzieścia cztery godziny na dobę, zwłaszcza, że dziś był początek weekendu. Na szczęście nie spędziła pół nocy na dojazd do domu i już po kwadransie zaparkowała na osiedlowym parkingu. Opatuliła się szczelniej kurtką, gdy wyszła z zagrzanego auta na mróz. Idąc w kierunku klatki, myślami była pod ciepłym kocem z gorącą herbatą w ręku. Jednak widok Yoojung stającej w korytarzu bardzo ją zdziwił.
— Jesteś wreszcie! — Pociągnęła zszokowaną Sohyun do klatki, zamykając za nią szybko drzwi, by zimno nie wchodziło na klatkę. — Idź szybko odłożyć rzeczy na górę i wróć tu. Masz pięć minut. — Sohyun patrzyła na nią, jak na przybysza z obcej planety, nie ruszając się nawet o milimetr. Obawiała się, tego co znów wymyśliła Yoojung. — No migiem! Co tak stoisz?
Tym razem siłą została pchnięta w stronę schodów, wciąż analizując podejrzane zachowanie przyjaciółki. Jednak nie zamierzała dłużej z nią dyskutować i po prostu zniknęła za zamykającymi się drzwiami windy.
Diabli wzięli spokojny wieczór w kapciach przed telewizorem. Na pewno nie z horrorem.
Mimo, iż zeszła w jak najkrótszym możliwym czasie, to i tak otrzymała karcące spojrzenie Yoojung, która ze zniecierpliwieniem spoglądała na zegarek odliczając pędzące minuty.
— Chodź szybko, taksówka na nas czeka.
Złapała moco Sohyun za rękę i ruszyła pędem w stronę stojącego już na parkingu zielonego auta. Nawet się nie odwróciła na dźwięk jęków Sohyun, która ledwo nadążała za krokiem brunetki i prawie potykając się o krawężnik.
Usiadły na tylnych siedzeniach, a Yoojung kiwnęła tylko do kierowcy, dając mu znak, że mogą ruszać.
— O matko, wyglądasz okropnie.
Jung miała rację. Czarnowłosa próbowała ujarzmić niesforne włosy, które skołtuniły się na wietrze, tworząc wielką szopę na głowie.
— Wielkie dzięki — odparła z ironią, rozczesując włosy między palcami, co sprawiało jej nie mały ból. — Coś ty znowu wymyśliła? — zapytała, zerkając w stronę rozradowanej dziewczyny. Dopiero teraz spostrzegła, że Yoojung wystroiła się w kolorową sukienkę, a na twarzy widniał nienaganny makijaż. Później spojrzała na siebie w ekranie telefonu i szybko tego pożałowała. Roztrzepane włosy, lekko obsypany tusz pod okiem. A do tego lekko zmierzwiona koszula.
— Nie martw się, na szczęście byłam przygotowana na taką sytuację — rzekła, wyciągając z żółtej torebki, a la bagietka, maskarę i błyszczyk w brzoskwiniowym odcieniu. — Jubilatka w końcu musi wyglądać, jak człowiek w swój najważniejszy dzień.
Sohyun zerknęła na nią z szokiem wymalowanym na twarzy po usłyszeniu tych słów. To nie możliwe, żeby...
— Czekaj, który dzisiaj jest?
— Nie mów mi, że zapomniałaś — mruknęła z politowaniem, mając nadzieję, że jednak przyjaciółka żartuje. Ale jej wyraz twarzy w ogóle na to nie wskazywał. — Dziś jest siódmy, więc do północy będziemy świętować.
Sohyun rozdziawiła szeroko buzię, na co Yoojung strzeliła ręką w czoło. Sohyun nie wiedziała nawet co powiedzieć. Za parę godzin mają się zacząć jej urodziny, a ona o tym kompletnie zapomniała!
— Poważnie zapomniałaś?
— A wyglądam, jakbym pamiętała?
Yoojung roześmiała się głośno w odpowiedzi. Sohyun nie zamierzała się nawet odzywać i po prostu wzięła od Yoojung kosmetyki, chcąc choć trochę doprowadzić się do stanu używalności.
Jazda nie była zbyt długa i po kilkudziesięciu minutach wysiadły pod ogromnym budynkiem z rażąco kolorowymi napisami.
— Dziś nie jest to Bellavista, więc mam nadzieję, że ci się spodoba.
Po skontrolowaniu przez ochronę, weszły do zaciemnionego pomieszczenia, który był rozświetlony każdym możliwym kolorem. Wokół unosił się typowy zapach alkoholu, potu wymieszanego z perfumami, a nawet dymu tytoniowego. Przeciągnęły się między tańczącymi ludźmi, co było nie lada wyzwaniem, gdyż było ich tak dużo, przez co robiło się nieco duszno. Sohyun kurczowo trzymała się ramienia przyjaciółki, która kierowała je w stronę baru.
— Cześć — rzuciła wesoło do blond dziewczyny, która czyściła szklanki za barem. Skierowała orzechowe oczy, mocno podkreślone kreskami, na Yoojung. — Rezerwowałam stolik na dziesiątą, na nazwisko Oh.
Blondynka skinęła delikatnie głową i poprowadziła obie dziewczyny w stronę czarnych kanap obitych w skórę. Na stoliku leżała plakietka z napisem "rezerwacja".
— Przyjdę za minutę po zamówienia. Zastanówcie się co chcecie zamówić.
Obydwie skinęły głową, odporwadzając wzrokiem barmankę.
— Zamawiaj co chcesz, dziś są twoje urodziny.
Sohyun szturchnęła Yoojung w ramię, głośno się śmiejąc. Zamówiły szybko drinki i nie marnując czas, ruszyły na parkiet. Sohyun musiała przyznać, że właśnie potrzebowała się wyszaleć na koniec tygodnia. Choć nie miała w planach zostać poobijana przez lekko wstawionych imprezowiczów.
Po kilku godzinach usiadła na chwilę na kanapie, chcąc złapać oddech. Za niedługo miała nadejść północ i z pewnością zostanie zasypana wiadomościami z życzeniami.
— Już za niedługo ósmy! — Z nikąd nagle pojawiła się obok niej zdyszana Yoojung. Usiadła na przeciwko Sohyun i ruchem ręki zawołała kelnera, który w rękach przyniósł tort urodzinowy. — Pomyśl życzenie.
So zdmuchnęła świeczki, uśmiechając się szeroko. Yoojung krzyknęła wesoło, wyciągając w jej stronę zgrabnie zapakowane pudełko z wielką, czerwoną kokardą. Sohyun spojrzała podejrzliwie to na prezent, to na przyjaciółkę, która ze zniecierpliwieniem czekała, aż ta otworzy zawartość. Sohyun rozerwała papier z prędkością światła, który skrywał średniej wielkości pozytywkę w kształcie karuzeli. Czarnowłosa przyglądała się uważnie każdemu detalu, nie chcąc uronić przypadkiem łzy.
— To jest niesamowite — wydusiła, będąc pod zbyt dużym wrażeniem. Pozytywka, która przedstawiała karuzele była niezwykle podobna do tej, na której Sohyun poznała Yoojung, gdy obie na, wycieczce szkolnej, pokłóciły się to to, która ma zająć białego rumaka w ciapki. — Nie wiem co powiedzieć - mruknęła, uśmiechając się szeroko. — Dziękuję ci bardzo.
Yoojung klasnęła wesoło dłońmi, widząc twarz przyjaciółki. Lecz co dziwne, dźwięk klaskania rozniósł się nieco dalej i nasilał się z każdą sekundą.
— Wszystkiego najlepszego!
Dziewczyny odwróciły się w kierunku źródła hałasu, a Sohyun zdębiała widząc skąd on dochodził. Myślała, że się przewidziała, ale jednak nie.
W kierunku ich stołu zbliżała się cała dziewiątka jej współpracowników. Tych samych, z którymi jeszcze rano została zwołana na spotkanie przez Jaehyuna. Tych samych, w których wlepiała wzrok z niedowierzania.
— Co taka zdziwiona? — Pierwszy odezwał się Doyoung, który zasiadł obok Sohyun. Na szczęście kanapy były na tyle duże, że wszyscy zdołali się pomieścić przy stole.
— Przecież musimy uczcić urodziny naszej koleżanki z pracy — mrugnął do niej Taeyong.
— Mam nadzieję, że zdążyliśmy na tort — odparł przejęty Haechan, który rozglądał się za talerzem.
Sohyun wciąż się nie odezwała. Ich obecność dalej wprawiała ją w osłupienie, ale musiała w końcu coś powiedzieć.
— Chłopaki...to na prawdę miłe...co wy tu robicie? — wykrztusiła w końcu, przeskakując wzrokiem z jednego na drugiego.
— No przyszliśmy świętować! — Odpowiedział Mark, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Sohyun przymrużyła podejrzliwie oczy, bo miała przeczucie, że tu chodziło o coś jeszcze.
— To świetnie — odezwała się niespodziewanie Yoojung. — Tortu powinno starczyć dla wszystkich.
Park podskoczył wesoło na siedzeniu, szczerząc się, jak dziecko po usłyszeniu tych słów.
Brunetka skierowała się w stronę baru, by załatwić dodatkowe talerze ze sztućcami. Sohyun wciąż nie spuszczała z nich wzroku, chcąc się doszukać jakichś niuansów, choć wszyscy wyglądali, jak niewinne aniołki, które po prostu zrobiły niespodziankę swojej koleżance po fachu.
— Wiecie, to na prawdę miło, że się spotkaliśmy — rzuciła z uśmiechem, nie chcąc wyjść na jakiegoś szpiega. Ale wciąż coś jej tu nie pasowało. — Hej, właściwie skąd się do...
— Hej! — przerwał jej szybko Johnny, nie dając jej dokończyć pytania. — Chcesz dalej zadawać pytania, czy może wolisz otworzyć prezenty?
Dziewczyna wytrzeszczyła szeroko oczy. Zrobili dla niej prezenty?
Jednak nie zdążyła cokolwiek więcej powiedzieć, bo zaraz zostało wepchnięte w jej ręce niewielkie pudełko.
— Otwórz najpierw ode mnie! — zawołał wesoło Yuta.
Sohyun zaśmiała się niezręcznie i odpakowała prezent z niebieskiego papieru.
— O, wow. — Oczy jej się zaświeciły, gdy w ręce dzierżyła tom ulubionej mangi. Nie pamięta, kiedy ostatnio ją czytała. W podstawówce nałogowo je czytała. — Dawno nie czytałam, a przydało by się wrócić. Dziękuję.
— Teraz ja!
Nawet nie miała czasu żeby zaprzeczyć, gdy w jej dłonie pojawiła się kolejna paczka w kolorowym papierze. Było jej ciut niezręcznie przyjmować od nich prezenty, ale widok ich uśmiechniętych buziek nie pozostawił jej nic innego.
— Fajerwerki? — Roześmiała się głośno na widok prezentu od Sichenga.
— Prosto z Chin — uśmiechnął się szeroko Dong na widok twarzy dziewczyny.
— Moje mangi też są prosto z Japonii!
— Za to mój prezent jest lepszy od tych waszych — odezwał się Mark, podając dziewczynie pomarańczowe pudełko w groszki. — Również prosto z Kanady.
Przypominali trochę dzieci z piaskownicy, które kłóciły się o to, czyj zamek z piasku jest najlepszy.
Prezentem od Marka okazały się kanadyjskie wina lodowe i oczywiście...
— Syrop klonowy.
— Prosto z kanadyjskich drzew. — Uśmiechnął się, dumnie unosząc głowę ku górze. — Idealny do naleśników.
— Ode mnie masz kosz słodyczy z Ameryki — odezwał się Johnny, wyciągając spod stołu ogromny, wiklinowy kosz zapakowany w przezroczystą folię z błyszczącą wstążką. — Unikalne. Nigdzie takich nie znajdziesz.
— Też coś — prychnął, zwracając na siebie uwagę Taeyong, który podsunął do Sohyun tekturowe pudełko. — Tylko ostrożnie. — Sohyun uniosła wieczko, ukazując ze środka kolorowe makaroniki, które wręcz uwielbiała. — Sam piekłem. — Chłopak wypiął dumnie pierś. Sohyun mruknęła w geście uznania. W końcu sama kiedyś próbowała je upiec z siostrą, ale nigdy nie uzyskały pożądanej formy. A bałagan był większy niż gotowy wyrób.
— A ja myślę, że mój prezent bardziej ci się spodoba. — Jungwoo wręczył jej, jak dotąd, najmniejsze opakowanie. Gdy szybko rozerwała papier, przy stole rozległ się niespodziewany krzyk.
— O mój boże! — pisknęła głośno Yoojung, wyrywając przyjaciółce prezent z ręki. — Płyta Shinee!
Sohyun zerknęła na nią w osłupieniu, ale zostawiła ją w spokoju, gdy ta zaciekle przeglądała photobooka. Tak więc, może się pożegnać ze zdjęciami Taemina.
— Ode mnie masz zestaw kaw i książkę z przepisami na różne smaki — powiedział Doyoung.
Sohyun uśmiechnęła się szeroko. To jej się niesamowicie przyda, zwłaszcza teraz, gdy musi być na pełnych obrotach w pracy. A w dodatku dzięki kawom takim, jak od Doyounga.
— Tu masz alternatywę, gdyby kawy od Doyounga ci się przejadły. — Zaśmiał się Taeil, za co został szturchnięty przez Kima.
So odpakowała ostatni prezent, którym były najróżniejszego rodzaju herbaty. Najbardziej zdziwiło ją logo, które należało do angielskiej firmy, która produkuje jedne z najlepszych herbat na świecie. Spojrzała na Taeila pytającym wzrokiem, a ten zrozumiał aluzję.
— Kiedyś pracowałem jako kucharz w liverpoolskiej restauracji. — Wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic. Za to Sohyun została nieco wbita w fotel. Nie sądziła, że w ostatnich latach Taeil był praktycznie na tej samej wyspie, a teraz przyszło im pracować w jednym hotelu.
— Jaki ten świat mały — skiwtowała pod nosem, kręcąc w niedowierzaniu głową. — W każdym razie bardzo wam wszystkim dziękuję za prezenty. Są idealne...
— A który najbardziej? — Wszyscy zwrócili wzrok w kierunku Haechana, który głośno przełknął ślinę, prawdopodobnie z ciastem w buzi, pod wpływem ich wzroku — No co?
Doyoung skarcił go wzrokiem, a Mark niezauważalnie uderzył go w łydkę pod stołem, na co biedny Park syknął pod nosem.
Sohyun zastanawiała się przez chwilę nad tym pytaniem. I to nie dlatego, że nie wiedziała jak na nie odpowiedzieć, a bardziej, dlaczego w ogóle ono padło?
— Cóż... Wszystkie są świetne i nie da się wybrać najlepszego.
— No tak, — wtrącił Jungwoo — ale gdybyś musiała wybrać jeden.
Teraz wszystkie oczy skierowane były na Sohyun. No może oprócz Yoojung, która wciąż podziwiała zdjęcia członków Shinee. Tak, płyty już nie odzyska.
Jednak aktualnie miała inny problem. Mianowicie dziewięć par oczu, które wyczekiwały na jej odpowiedź. Nie widziała, czy zrobiło się bardziej duszno, czy tak było od początku?
Wiedziała, że musiała się w końcu odezwać, a odpowiedź podobna do poprzedniej w ogóle ich nie usatysfakcjonuje. I właśnie w tamtym momencie dźwięk przychodzącej wiadomości był, jak znak z nieba. Szybko odblokowała telefon, byleby grać na zwłokę i nie musieć odpowiadać na to niekomfortowe pytanie. Wykręciła wymownie oczami, gdy zorientowała się, że to e-mail od szefa Jaehyuna. Pewnie chciał jej przypomnieć o jej popołudniowej zmianie. Ten człowiek nawet w nocy oddaje się w stu procentach swojej pracy.
— Nie wierzę... — podskoczyła, po przeczytaniu treści e-maila. Wszyscy spojrzeli na Sohyun, nie rozumiejąc skąd ta nagła reakcja. Jednak szeroki uśmiech na buzi Sohyun mógł świadczyć o czymś wspaniałym. — Mam wolny weekend!
Każdy z chłopaków wymienił ze sobą zaskoczone spojrzenia. Jednak najgorsze było to, że przy żadnym z ich prezentów dziewczyna nie ucieszyła się aż tak.
— Patrz, nawet twój szef sprawił ci prezent urodzinowy — powiedziała radośnie Yoojung, unosząc w górę kieliszek, śmiejąc się z Sohyun, która skakała z radości.
A chłopcy? No cóż, chcieli, czy nie, musieli się z tym pogodzić.
Jaehyun wygrał bezdyskusyjnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro