Rozdział 9
— Cappuccino ze spienionym mlekiem, raz! — Z entuzjazmem postawił przed dziewczyną plastikowy kubek. Sohyun od razu wzięła szybkiego łyka, który spowodował uśmiech na twarzy.
Dzisiejszy dzień nie należał do najprzyjemniejszych. Od samego rana jej telefon nieprzerwanie dzwonił, wprawiając głowę o lekki ból. Organizacja spotkań biznesowych i ciągły nadzór nad rozliczeniami, dokumentacją a także ciągły kontakt z klientem, to tylko namiastka tego, czym się musiała tu zajmować. Dobrze, że dostała jeden z tych nowszych modeli telefonu i baterie miał stalową, co w tym przypadku było zbawieniem.
— Co, ciemna strona hotelarstwa się uwolniła? — zagaił wesoło Doyoung. Nie pierwszy raz spotyka się z tym widokiem i już zorientował się, że asystentka nie ma tak łatwo, chodź Sohyun i tak się dobrze trzyma.
Ciekawe na jak długo?
Czarnowłosa kiwnęła niemrawo, upijając łyka z kubka. Z obrzydzeniem spoglądała na telefon, który łaskawie uspokoił się na tę chwilę.
— Dzwonią od rana. Po raz pierwszy cieszę się, że mogę odłożyć telefon.
— Wiesz, wcale ci nie zazdroszczę.
Sohyun zmrużyła groźnie oczy, patrząc na radosnego Doyounga. Westchnęła ciężko, ale musi wziąć się w garść. Minął dopiero miesiąc, więc nie ma mowy o jakiejkolwiek załamce.
— Każdy chciałby pracować przy jedzeniu, jak ty. — Obok Sohyun, jak z ziemi, wyrósł Yuta, który oparł się wygodnie o blat. Chodzenie w te i z powrotem bywa męczące. — Okaż trochę empatii.
Doyoung zmierzył starszego wzrokiem, wsypując do szklanki trochę rozpuszczalnej kawy.
— A od kiedy ty wiesz, co znaczy słowo empatia?
— Przecież chodzę na studia — żachnął różowowłosy, zakładając ręce na piersi. — Tam świetnie znajdziesz brak tego zjawiska.
Czarnowłosy kiwnął jedynie głową przyznając mu rację. Podziwiał starszego, że umiał pogodzić pracę w kawiarni ze studiami. Nie każdemu się to udaje, ale Yuta robił to bez problemu.
— Gdybyś ty pracował za ladą, to połowy ciast by nie było — rzucił rozbawiony Doyoung. Nie mógł patrzeć na lecące pociski z oczu Yuty, bo posypywał spienione mleko cynamonem, ale był pewny, że jego mina musiała być bezcenna. — A teraz zanieś to do stolika numer cztery.
Yuta bez komentarza wziął do ręki szklankę i, z naburmuszoną miną, opuścił tą dwójkę, pozwalając sobie na kąśliwe uwagi pod adresem baristy, jedynie pod nosem.
Sohyun miała wielką ochotę soczyście przeklnąć na dźwięk rozdzwonionego telefonu, ale miejsce nie było zbyt odpowiednie. Wciągnęła głęboko powietrze i wstrzymała emocje na wodzy.
— Tak, słucham — wymusiła formalny głos, uśmiechając się sztucznie w przestrzeń. Doyoung parsknął na ten zabawny widok.
— Cześć Sohyun.
Czarnowłosa ze zdziwieniem spojrzała na telefon i dopiero teraz zorientowała się, że odebrała swój prywatny telefon. Chyba powoli przestaje kontaktować.
— Ah, to ty Yoojung — mruknęła, wykręcając oczami. Już myślała, że to kolejni przedstawiciele biznesowi, z którymi spędziłaby kolejne parę minut.
— No i gdzie ten entuzjazm? Jeszcze przed chwilą byłaś bardziej skora do rozmowy.
— Mów co chciałaś. Dzisiaj mam gorącą linię i nie mam zbyt wiele czasu.
— Pomyślałam, że przejdziemy się wieczorem do tej restauracji na rogu. Zrobiłam sobie zbyt duży lunch do pracy i nie starczy nam na kolację.
Kim westchnęła z rezygnacji, ale po czasie zgodziła się. Chyba nie miały dużego wyboru, skoro na kolację zostały z niczym. Prędzej chyba umrze przez Yoo niż z wyczerpania pracą, co przy tej dziewczynie jest więcej niż możliwe.
Wychodząc, kiwnęła jedynie w stronę Doyounga i skierowała się w stronę głównego holu. Jak co dzień było tu dużo ludzi, którzy albo okupowali kanapy znajdujące się pod ścianą, bądź stojących w kolejach przy recepcji. Bellavista nigdy nie narzekał na brak zainteresowania i codziennie spraszał do siebie mnóstwo gości.
— Jest i nasza komediantka.
Sohyun przystanęła w pół kroku i zwróciła twarz w stronę uśmiechniętego Marka. Widać, kolejnego nie opuszczał dziś humor.
Zlustrowała go wzrokiem i podeszła w jego stronę wolnym krokiem, opierawszy się o długi, marmurowy blat.
— Komediantka? — zapytała z wyraźnym zaskoczeniem. Skąd mu się to w ogóle wzięło?
— No, a jak? Wczoraj daliście niezły skecz na środku holu. — Zaśmiał się głośno czarnowłosy, przypominając sobie sytuację, która miała miejsce poprzedniego dnia. — Z parę minut zajęło mi uspokajanie gości po waszym występie.
Sohyun wykręciła wymownie oczami. Na myśl o wspomnieniu z wczoraj robiło jej się wstyd. Nie lubiła robić wokół siebie szumu, co nie bardzo udało jej się wczoraj. Mimo wszystko, cieszy się, że ma to już za sobą. Przynajmniej tak sądzi.
— Nie przypominaj. Wciąż myślę, że jestem na językach niektórych gości.
Mark zaśmiał się perliście, co wcale nie poprawiało humoru dziewczyny. Dalej czuła na sobie ciekawskie spojrzenia gapiów, którzy podśmiewują się z niej.
— Czym się przejmujesz? Tych ludzi pierwszy raz na oczy widzisz i prawdopodobnie ostatni.
Tu musiała mu przyznać rację, ale niestety Sohyun była bardzo podatna na różne wpływy. Nie do końca była pewna siebie, a zdanie cudzych ludzi bardzo się dla niej liczyło. Taka była jej natura, i choć przeklinała ją w duchu, nic nie mogła na to poradzić.
— To nie takie łatwe — mruknęła niepewnie, spuszczając nieco głowę na blat recepcji. Zaczęła miętolić bransoletkę zegarka z niepokoju. — Od dziecka byłam wystawiana na opinie innych ludzi. Azjata wśród europejskich dzieciaków wcale nie ma tak łatwo.
Mark kiwnął, rozumiejąc powagę sytuacji. On sam urodził się poza Koreą i będąc uczniem w kanadyjskiej szkole też nieraz wyczuwał odosobnienie.
— Znam to, sam przez to przechodziłem.
Sohyun spojrzała na niego powiększonymi oczami. Nie sądziła, że taka dusza towarzystwa jak Mark, mógł być w młodości tak nieśmiałym dzieckiem.
Sohyun ledwo otworzyła buzię, ale szybko ją zamknęła, gdy w kieszeni rozbrzmiał dzwonek telefonu. Upewniwszy się, że to tym razem nie jest jej prywatny Samsung, odebrała, na powrót przygotowując się do rozbieżnych konwersacji na temat ostatnich płatności klienta. Odeszła wolnym krokiem, uprzednio posyłając Markowi pokrzepiający uśmiech i ruszyła w kierunku swojego biura.
Mark jeszcze chwilę odprowadzał ją wzrokiem. Mocne klepnięcie w ramie spowodowało, że prawie wycierał by twarzą blat recepcji. Zerknął z politowaniem na towarzysza, który prawie pękał ze śmiechu, zginając się w pół.
— A tobie co znowu, Haechan?
Młodszy wciąż śmiał się z przyjaciela a fakt, że nie był świadomy był jeszcze zabawniejszy.
— „Znam to, też przez to przechodziłem" — zaświergotał, udając głos starszego, który patrzył na niego z niesmakiem. — Stary, co ty mówisz? Przecież sam się chwaliłeś, że urządziłeś taką balangę w ostatniej klasie, że nazywali cię królem imprez do końca semestru.
Mark klepnął, wciąż roześmianego Hae, który dalej powstrzymywał śmiech. Rozejrzał się ostentacyjnie wokół siebie, czy dziewczyny nie ma przypadkiem gdzieś w pobliżu i zostawił duszącego się ze śmiechu bruneta i, kompletnie go ignorując, wrócił do wydawania kluczy nowym, przybyłym gościom.
— Tak, w takim razie jesteśmy umówieni... Świetnie... Do zobaczenia.
Szybko zapisała ustaloną datę do kalendarza, by nie zapomnieć. Westchnęła przeciągle, opadając ciężko na oparcie fotela. Każdy kolejny telefon wysysał z niej odrobinę energii, którą miała już chyba na wyczerpaniu. Ciągłe odbieranie telefonu i umawianie spotkań bywało męczące i monotonne. Już raczej nie sięgnie do telefonu z własnej, nieprzymuszonej woli, jak to było do tej pory.
— O, Sohyun! Jesteś. — Podniosła wzrok na blondyna, który przekroczył próg jej biura. Trzymane przez niego kartki w ręce, samym widokiem zniechęcały do siebie. — Tu masz faktury. Miałem ci je przekazać.
Ruchem ręki wskazała, by położył je na biurko. Nie miała zapału, by się za nie zabrać, ale to była jej praca, którą musi wykonać bez marudzenia. Sicheng widząc grymas na twarzy czarnowłosej, zajął miejsce na przeciw niej, huśtając się na krześle.
— Nie wyglądasz na radosną — zauważył Song, wpatrując się w jej twarz, która nachylała się nad przyniesionymi papierami. Nie wiele mógł wyczytać, ale był pewien, że cień zmęczenia przejawia się na jej twarzy. — Coś się stało?
Na dźwięk tych słów ponownie oparła się na fotelu, tym razem wpatrując się w Sichenga, który ze spokojem spoglądał na nią, czekając na odpowiedz.
— To nic, po prostu — przejechała dłonią po twarzy i, kręcąc szybko głową, otrząsnęła się z chwilowego letargu, powracając na ziemię. — Nie sądziłam, że nadmiar obowiązków spadnie z nieba tak niespodziewanie. Nie byłam chyba na to aż tak przygotowana.
Sicheng kiwnął ze zrozumieniem. On sam niegdyś przechodził przez to samo. Stanowisko menagera od początku nie było usłane różami. To on, między innymi zarządza pracą całej placówki hotelowej, planuje strategię rozwoju hotelu, realizuje cele sprzedażowe i marketingowe. A to nawet nie połowa jego zadań. Nie dość, że zajmuję się hotelem, to jeszcze koordynuję pracę ludzi i podwładnych mu działów. I może to wszystko wydaje się takie straszne, dla Sichenga to już chleb powszedni.
Blondyn położył dłoń na jej ramieniu, chcąc tym gestem dodać nieco otuchy.
— Sohyun, przynieś mi za chwilę uzupełnione raporty.
Oboje spojrzeli na przeszklone drzwi, w których znajdował się Jaehyun. Jak zwykle elegancki z kamiennym wyrazem twarzy. Czarnowłosa skinęła głową, na powrót wracając do wystukiwania klawiszy na klawiaturze komputera.
— A, i jeszcze jedno. — Kim uniosła wzrok ku jego twarzy i, mimo że wciąż nie wyrażała żadnych uczuć, wyczuwała od niej te negatywne wibrację przez te przeszywające spojrzenie. — Prosiłbym, żebyś sprawy prywatne załatwiała bardziej dyskretnie niż na forum hotelu.
Nic więcej nie mówiąc wrócił do siebie, zostawiając w pokoju mocno zdziwionych Sohyun i Sichenga. Spojrzeli powoli na siebie nawzajem, wciąż nie mogąc wydobyć z siebie żadnych dźwięków.
— Czy on miał na myśli, to co ja mam na myśli? — Dziewczyna strzeliła sobie ręką w twarz, na co chłopak zaśmiał się na jej reakcję.
— Cóż, chyba każdy już o tym wie, skoro sam Jung się o tym dowiedział.
Sohyun spojrzała na niego z szokiem wymalowanym na twarzy. Czyli, że on też wiedział o jej spotkaniu z Lucasem?
— Ty też o tym wiesz?
Sicheng kierował się w stronę wyjścia z jej biura. Odwrócił się do niej twarzą, nawet się nie zatrzymując.
— Tu się nic nie ukryje. — Wzruszył ramionami i zostawiając jeszcze bardziej skołowaną Sohyun, która już zapomniała o raporcie, na który czekał szef Jaehyun.
— Wiedziałam, żeby wziąć stolik w środku — jęknęła z wyrzutem Yoojung, w ostatniej chwili zabijając wstrętnego komara, który prawie wyssał jej krew z przedramienia. — Będę cała pogryziona!
Sohyun mało zwracała uwagę na rozkapryszoną dziewczynę, wciąż mając w głowie rozmowę w pracy. Widocznie prywatność pracowników nie była wcale taka prywatna. Choć, jakby się nad tym zastanowić, to to co się wydarzyło w hotelowym holu, trudne byłoby do zachowania w tajemnicy.
— A co to za mina? — zapytała brunetka, zwracając uwagę na smutny wyraz przyjaciółki. — Wyglądasz, jakbyś dowiedziała się od chłopaka marzeń, że możecie zostać tylko przyjaciółmi.
Sohyun westchnęła i puściła komentarz Yoo mimo uszu, dalej będąc w krainie rozmyślań. Yoojung spoglądała na nią z uniesioną brwią, próbując wyczytać coś z jej mimiki twarzy.
Sohyun zerknęła w jej kierunku i nabierając prostej postawy, uśmiechnęła się szeroko.
— Nic, czym miałabyś się przejmować.
Yoojung jakby odetchnęła z ulgą słysząc jej wypowiedź.
— To dobrze, bo już myślałam, że ma to związek z Lucasem. — Brunetka przyłożyła dramatycznie dłoń do serca. Sohyun rzuciła jej jedynie krótkie spojrzenie, na dźwięk tego imienia, którego nie za bardzo miała przyjemność słuchać. — A będąc w tym temacie, to jest to właśnie jakiś sposób na przeprosiny za to zamieszanie. I za pustą lodówkę.
Sohyun zaśmiała się na myśl o świecących pustkach w ich domu. Wciąż zadaje sobie pytanie, jak taka drobina jak Yoojung mogła wyczyścić wszystkie kuchenne półki, tylko po to, by zrobić sobie lunch do pracy. Ta dziewczyna była nieobliczalna.
Gdy w końcu wybrały najbardziej odpowiadające im pozycję z menu, wypełniły lokal ożywioną konwersacją w akompaniamencie donośnego śmiechu. Dobrze, że zajęły stolik na zewnątrz i nie sprawiały aż takiego szumu, który odbijałby się od ścian restauracji.
— Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby laska miał tak owłosione nogi! — wybuchnęła, mając poważny wyraz twarzy. — Ja myślałam, że ona ma rajstopy, rozumiesz to? Rajstopy!
Czerwona od śmiechu Sohyun nie mogła złapać nawet tchu. W dodatku oczy zaczęły jej łzawić przez co prawie rozmazała sobie tusz.
— Nie potrafiłam jej spojrzeć w oczy, jak z nią rozmawiałam, bo te nogi ciągle zwracały na siebie uwagę.
Próbowały trzymać emocje na wodzy, gdy kelner pojawił się przed nimi z daniami. Kiwnęły jedynie głowami w podzięce, wciąż dusząc w sobie śmiech.
Yoojung zanurzyła widelec z nabitym jedzeniem w ustach, ale z chwilą zetknięcia się z kubkami smakowymi, szybko wypluła zawartość w chusteczkę. Sohyun spoglądała na to szerokimi oczyma i na powrót wybuchła śmiechem, widząc zniesmaczoną minę przyjaciółki.
— To jest nie dobre! — wybuchnęła Yoo, odsuwając od siebie talerz. Wypiła duszkiem pół zawartości szklanki mając nadzieję, że w ten sposób pozbędzie się tego ohydnego smaku.
— Mojego spaghetti nie dostaniesz.
Sohyun nie mogła powstrzymać się od śmiechu i żałowała, że nie nagrała jej od początku.
— Dlaczego ten naleśnik jest taki nie dobry?
— Ponieważ zamówiłaś porcję z Brie. Wiele ludzi za nim nie przepada.
Dziewczyny zwróciły się w kierunku głosu, który wydobywał się zza Yoojung.
— To ty?
Johnny przystawił sobie krzesło do ich stolika i, jak gdyby nigdy nic, usiadł między nimi, opierając się rękoma o blat stołu.
— Zabrzmiało to tak, jakbyś nie cieszyła się na mój widok. — Uśmiechnął się czarująco, spoglądając w jej kierunku.
— Po prostu dziwię się, że zawsze trafiam na któregoś z was — wytłumaczyła, wkładając do ust porcję makaronu.
Czy to zrządzenie losu, że zawsze musi spotkać kogoś z pracowników hotelu? Może zainstalowali jej aplikację śledzącą w telefonie, gdy nie patrzyła?
— Przepraszam, z czym ja zamówiłam? — zapytała skonsternowana brunetka, patrząc z niesmakiem na swój talerz. Ten smak wciąż przewijał się w jej ustach, a woda nie była skutecznym rozwiązaniem.
Johnny zaśmiał się, zagryzając kawałek chleba.
— Brie, to taki rodzaj sera. Jest specyficzny w smaku i nie odpowiada każdemu podniebieniu.
— To nie wiedziałaś, z czym zamawiasz? — zapytała Sohyun.
Yoojung zerknęła na nią przymglonym wzorkiem.
— Myślałam, że to zwykły żółty ser tylko z inną nazwą.
Sohyun przybiła sobie ręką w twarz. Zawiedziona Yoojung z niewiedzy pozbawiła się kolacji i jakiś 9 000 wonów.
— Wyjedz sobie chociaż krewetki — zaproponował Johnny.
— Tu są krewetki? — zawyła z rozpaczy Jung, która w geście poddania, oddaliła od siebie talerz i postanowiła, że zamówi sobie najzwyczajniej w świecie spaghetti.
Gdy odeszła na chwilę w poszukiwaniu kelnera, Sohyun została sama z Johnnym, który wciąż towarzyszył im przy stoliku, nie wyglądając jakby miał je zaraz opuścić.
— Słuchaj, a skąd ty się tu wziąłeś? — zapytała, zwracając na siebie jego uwagę. Uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów.
— Siostra pracuje tu jako kelnerka i czasem przychodzę, żeby jej potowarzyszyć.
Sohyun kiwnęła ze zrozumieniem, zajadając się makaronem. Czyli, że nawet nie osobiście może trafić na współpracowników, ale także na ich rodzeństwo. To chyba przeznaczenie, albo przekleństwo.
— To miłe z twojej strony, że dbasz o swoje rodzeństwo.
— Dbam o każdego, na kim mi zależy.
Zerknął kątem oka na Sohyun i zarejestrował, że dziewczyna przyglądała mu się z zainteresowaniem. Zachichotał z myślą, że nie umie mu na to odpowiedzieć i bez odwrócenia wzroku, nawet o milimetr, zjada powoli spaghetti.
— Cóż, na tym polega troska — mruknęła Sohyun, zatapiając swój wzrok w talerz. Dlaczego Yoojung jeszcze nie wraca? Ile można zamawiać porcję jedzenia?
— Tak, ja się będę zbierał. Jutro kolejny dzień — powiedział, wstając od stołu i przewieszając kurtkę przez ramię. Odwrócił się w stronę czarnowłosej, ostatni raz szeroko się uśmiechając. — Do zobaczenia w pracy.
— Do zobaczenia.
Johnny wyminął się z Yoojung, która właśnie wracała uradowana do stolika. Na szczęście zamówiła upragnione jedzenie, które już się robi i nie będzie umierała z głodu.
— Już poszedł? - mruknęła zawiedziona, siadając na krześle. — Nie zdążyłam go nawet poznać.
Sohyun jedynie machnęła na to ręką i rzuciła pierwszy lepszy temat, na który Jung z chęcią odpowiedziała. Zachowanie tych chłopaków po raz kolejny wzbudziło w niej zakłopotanie, ale również zainteresowanie. W pracy nudzić się na pewno nie będzie.
Brunet spoglądał na ich stolik jeszcze przez chwilę. Johnny uśmiechnął się cwanie, kierując się w stronę wyjścia.
A Jungwoo mówił, że nie ma szans.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro