Rozdział 6
Yoojung była na prawdę zdziwiona widokiem Sohyun, która już od rana stała na nogach i krzątała się po kuchni. Przetarła oczy po raz kolejny, ale wzrok ją nie zawodził. Naprawdę ją widziała! Umalowana i ubrana w eleganckie ciuchy uważała, żeby nie zabrudzić śnieżnobiałej koszuli. Do tego, w całej kuchni unosił się pyszny zapach smażonych kiełbasek, co od razu rozbudziło Jung, a kubki smakowe wznowiły pracę.
— Wstałaś w końcu — zwróciła się do nadchodzącej brunetki, która po drodze wzięła do ręki bułkę. — Miałam cię za chwilę obudzić. Siadaj, robię jajka na bekonie, a na stole jest już rozłożone.
Nie trzeba było jej powtarzać dwa razy i od razu zasiadła do posiłku. Sohyun ściągnęła z patelni skwierczące jajka z bekonem na talerze i zajęła miejsce na przeciw brunetki. Yoojung skanowała stół wzdłuż i wszerz, nie widząc czego powinna najpierw spróbować. Jeden talerz zapełniony kiełbaskami, drugi był okupowany przez opiekane kromki chleba, a do tego jeszcze parowała miska z fasolką.
— Jak my to wszystko zjemy? — zaśmiała się Yoojung, patrząc z rozbawieniem na pełną buzię towarzyszki — Jest nas tylko dwie.
— Zjemy, zjemy, akurat z tym nigdy nie miałyśmy problemu — odpowiedziała, przełykając.
I miała rację. Talerze powoli pustoszały, a dziewczyny z minuty na minutę były coraz pełniejsze, obiecując sobie, że to ostatni nabity gryz na widelcu. Sohyun dobrze wiedziała, jak zrobić najlepsze, typowo angielskie śniadanie, za co Yoojung była jej bardzo wdzięczna. Dzięki temu, So mogła się trochę zbliżyć do rodzinnego domu.
Jak przygotowywanie i pochłanianie tego wszystkiego było świetną zabawą, to za sprzątnie nie chciała się wziąć żadna z nich. Gdyby nie praca, to obydwie z pewnością poszły by się rzucić na kanapę nie wstając z niej do wieczora.
— Jak ja mam teraz wrócić do redakcji? — jęknęła brunetka, łapiąc się za brzuch — Przecież ja z krzesła nie mogę wstać!
— Aha, lepiej już zacznij. — Sohyun zerwała się z krzesła, gdy tylko spojrzała na zegarek. — Muszę się już zbierać.
— Zostawisz mnie z tym wszystkim?!
Niestety Yoojung mogła tylko biernie się przyglądać, jak czarnowłosa zbiera wszystkie swoje rzeczy i kieruje się w stronę drzwi.
— Wynagrodzę ci to później! — Usłyszała jedynie zanim drzwi się zamknęły. Gdyby nie ilość jedzenia, jaką w siebie władowała, z pewnością spuściłaby przyjaciółce niezły łomot. Patrząc z powrotem na ilość brudnych talerzy straciła jakiekolwiek chęci i siły i podsumowała to wszystko jednym, dużym westchnięciem.
— Tylko się nie denerwuj, będzie dobrze. — Rady Sichenga niewiele pomagały, bo z każdym wypowiadanym przez niego słowem otuchy stresowała się jeszcze bardziej. — Oddychaj.
— Od godziny robię tylko. — Skarciła go spojrzeniem.
— Aż dziwne, że czkawki nie dostałaś.
Poczucie humoru ani na chwilę nie opuściło towarzyszącemu dziewczynie blondynowi, który z rozbawieniem spoglądał na zdenerwowany grymas, przejawiający się na jej twarzy.
— Proszę cię! Nie mów nic przez chwilę, to by mi bardziej w tej chwili pomogło.
Wzięła do ręki najbliżej znajdującą się pod ręką teczkę i gwałtownymi ruchami zaczęła się nią wachlować, chcąc zaczerpnąć jakiegoś powietrza, którego, w mniemaniu Sohyun, jak na złość było go teraz znacznie mniej lub nawet w ogóle w przestronnej sali konferencyjnej, w której aktualnie się znajdowali.
Ze strachem spoglądała na zegar, bojąc się aż nastanie godzina rozpoczęcia się spotkania z inwestorami. Nie wiedziała, dlaczego powodowało to u niej palpitację serca, przecież przygotowywała się porządnie, a wszytko ma co potrzebne znajduje się na laptopie. Dwa dni to nie jest szmat czasu, ale na szczęście wyrobiła się ze wszystkim, by móc zabłyszczeć jako asystentka i może przyjaźni zyska nieco w oczach Jaehyuna.
— Jak się nie uspokoisz, to serce wyskoczy ci z piersi. Będzie dobrze.
Sohyun była wdzięczna Sichengowi, że chciał ją podnieść na duchu, nawet w tak dziwny sposób, ale nawet teraz jego pokrzepiający uśmiech na nic się zdawał.
W momencie myślała, że serce jej się zatrzymało, gdy w drzwiach zjawił się Jaehyun. Sohyun wraz z Chengiem skinęli głowy na powitanie. Skupienie na twarzy bruneta jak zawsze go nie opuszczało.
— Dzień dobry Sohyun — mruknął, odkładając teczki na stolik, zwracając wzrok na czarnowłosą. — Przygotowana?
— Oczywiście.
— Zwarta i gotowa — dodał blondyn chichocząc.
— Świetnie to słyszeć. Za chwilę powinni się zjawić inwestorzy, więc przygotuj sobie wszytko.
Sohyun kiwnęła w odpowiedzi głową i rozłożyła przed sobą wcześniej przygotowane kartki z tabelkami i innymi wykresami. Gdy załączyła laptopa, krew odpłynęła jej z twarzy. Brokatowe naklejki na klawiaturze znajdowały się na laptopie Yoojung, ale nie jej. Nie mogła i nie chciała w to wierzyć, ale po czasie musiała przyjąć do wiadomości, że to nie jej laptop! Cóż, to się nazywa po prostu pech!
Nie mogła pokazać towarzyszącym jej chłopakom, że ma poważny problem, ale w głowie panicznie histeryzowała. Na nic potrzebne były jakieś diagramy, gdy wszystkie najpotrzebniejsze informacje zawarła w prezentacji!
Czemu to mnie musi spotykać coś takiego?!, pomyślała.
— Coś nie tak? — Z zamyślenia wyrwał ją głos Sichenga, który dostrzegł zaniepokojenie na twarzy dziewczyny. Zwrócił tym samym uwagę Jaehyuna, który uniósł głowę znad papierów, wpatrując się w jej twarz.
So uśmiechnęła się tylko, chcąc jak najlepiej ukryć emocje, które buzowały wewnątrz niej. Zastanawiała się, czy jej na powrót głośno bijące serce było dobrze słyszalne w całym hotelu. Chcąc nie chcąc musiała coś wymyśleć. Inwestorzy mogą się pojawić w każdej chwili.
Z mocno drżącymi rękoma zalogowała się na swoją pocztę, przypominając sobie, że pół prezentacji zapisała sobie w e-mailu. Może nie była ona skończona, ale lepsze to niż nic.
Szklane drzwi otworzyły się szeroko, wpuszczając do środka elegancko ubranych osobników. Starannie wyprasowane koszule w zestawie z marynarką i eleganckimi spodniami do kompletu. Po wstępnym pozdrowieniu siebie nawzajem, zasiedli do stołu jak na komendę, zupełnie jak wytresowane zwierzęta.
Sohyun skanowała po kolei każdą twarz, której wyraz był taki sam jak na poprzedniej - kamienny.
Jaehyun zaczął przemawiać, ale nie bardzo go słuchała, gdyż musiała szybko wymyśleć w jaki sposób uratować prezentację. A miała bardzo małą ilość czasu.
— Przejdźmy do sedna, moja asystentka, Kim Sohyun, przedstawi państwu naszą nową taktykę. — Od razu oprzytomniała na dźwięk swojego imienia. Uniosła powoli głowę, spoglądając na obecnych wokół niej ludzi, z dozą niepewności.
Raz się żyje.
Opadła ciężko na skórzane krzesło. To spotkanie wyczerpało ją psychicznie. Koniec końców, nie wypadło aż tak źle, choć wie doskonale, że mogło być lepiej. Na szczęście szef nie skarżył się jakikolwiek na jej przedstawienie, choć też nie dała mu sposobności na jakikolwiek komentarz, bo od razu od wyjścia inwestorów, wystrzeliła do swojego biura, by móc zostać w końcu sam na sam. Zerknęła gniewnie na leżący obok niej laptop, jakby chcąc go ukarać, że to jego wina. Wie tylko, że teraz będzie musiała patrzeć pięć razy, czy jest gotowa w stu procentach.
— Poradziłaś sobie bardzo dobrze. — W drzwiach pojawił się Jaehyun. — Chodź, wydaje mi się, że to nie było do końca to, co pokazywałaś mi ostatnio.
Nieśmiało spuściła głowę. Przez jej nieostrożność, mogliby wiele stracić niż zyskać, a to wszystko za sprawą roztrzepanej asystentki dyrektora.
— Tak, to prawda. Niechcący wzięłam nie ten laptop, co trzeba, więc musiałam iść na żywioł.
Spodziewała się bardziej, że Jaehyun nawrzuci, jaka jest nieodpowiedzialna, albo nie będzie miał nawet na nią słów i tylko wyjdzie z rezygnacją. Ale nic się takiego nie stało. Jung uśmiechał się pod nosem, kiwając lekko głową.
— Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, że udało ci się wyjść z tej sytuacji nie mając wystarczających informacji.
Zdziwiła ją jego reakcja, ale musiała mu przyznać, że wyszło jej całkiem nieźle. Poniekąd udowodniła, że należy jej się to stanowisko.
— Świetnie sobie radzisz, oby tak dalej. — Posłał jej szeroki uśmiech, kierując się do wyjścia.
Może dzięki jej małemu sukcesu, wymazała w końcu wspominania ze złego pierwszego wrażenia. Niestety musiała ograniczyć się do przybicia sobie mentalnej piątki, gdyż szyby w gabinecie były wypolerowane do perfekcji.
Nie wierzyła, że dała się namówić Yoojung na wieczorne wyjście. Dzisiaj na prawdę musiała wypocząć po całym tygodniu harówki, ale Yoo uparła się, że muszą uczcić jej dzisiejszy sukces.
— Przestań w końcu marudzić! Czuję się, jakbym szła z własną matką do klubu!
— Ty też byś była wykończona, gdybyś tyle pracowała.
— O przepraszam, ale ja też pracuje.
— Patrząc na twoje pokłady energii śmiem podejrzewać, że ty masz tam tylko przerwy. — Brunetka zatrzymała się wpół kroku i skarciła przyjaciółkę spojrzeniem. — Nie możemy tego uczcić jutro? Przecież jutro weekend.
— Nie możemy — westchnęła przeciągle, kręcąc oczami. — Wynagrodzisz mi, że zostawiłaś mnie rano ze stosem garów. Poza tym, babcia wróciła z wakacji i pozapraszała całą rodzinę, chcąc się pochwalić zdjęciami z Dubaju.
Sohyun parsknęła głośno, na powrót zsyłając na siebie morderczy wzrok brunetki.
Yoojung ciągnęła czarnowłosą jeszcze przez następne pięć minut, aż dotarły do miejsca, którym okazało się miejsce pracy Sohyun.
— Tutaj?! — rzuciła z irytacją w głosie. — Ze wszystkich klubów w całym Seulu wybrałaś akurat ten?
Nie mogła uwierzyć, że ta czarownica kazała jej z powrotem przyjść do hotelu "Bellavista", tyle że od wejścia do klubu.
— To jeden z lepszych. — Uśmiechnęła się szeroko Yoojung, przewieszając rękę przez ramię Sohyun. — Poza tym, może dostaniemy jakieś zniżki na drinki, gdy powiesz, że też tu pracujesz?
Czarnowłosa strzepnęła rękę dziewczyny, która z uśmiechem zaczęła kierować się do wejścia, zostawiając w tyle przyjaciółkę.
Po skontrolowaniu przez pracownika ochrony, mogły w końcu wejść do środka gustownie wyglądającego klubu. Przyciemnione pomieszczenie oświetlane było tylko przez słabo świecące kinkiety. Rząd wytapicerowanych kanap był całkowicie zajęty, więc były skazane na zajęcie stołków barowych.
— Hej, zamówisz mi coś do picia? Ja lecę od razu na parkiet!
Sohyun nie zdążyła nawet odpowiedzieć, bo Yoo już skakała na parkiecie, ponosząc się muzyce. Czarnowłosa westchnęła jedynie, kręcąc wymownie oczami i przepychając się przez tańczących ludzi, dotarła w końcu do blatu.
— Widząc po twojej minie, proponuje coś mocnego. — Usłyszała z nad głowy głęboki głos. — Whisky?
Wysoki, czarnowłosy chłopak spoglądał na nią, czekając na odpowiedź.
— Cola na razie wystarczy.
Czarnowłosy wzruszył ramionami, spełniając życzenie czarnowłosej. Dziewczyna upiła łyka, podnosząc nieznacznie poziom cukru. I tak nie dała rady wypić do końca, bo Yoojung łapiąc ją za rękę, ciągnąć w stronę parkietu. Trochę jej zajęło zanim wczuła się w muzykę i poruszała się w jej rytm. Musiała jednak odetchnąć i skierowała się z powrotem do baru, zostawiając za sobą tą towarzyską pijawkę. Ile ona ma siły, żeby nieprzerwanie tańczyć od dwudziestu minut?
Oparła się łokciami o blat, łapiąc szybko oddech.
— Widzę, że się rozerwałaś. — Ponownie pojawił się przed nią ówczesny chłopak, śmiejąc się z postawy dziewczyny, która różniła się od tej, którą widział na początku. — Znowu cola?
— Dwie margarity wystarczą — rzuciła rozbawiona.
— No jasne - mruknął, uśmiechając się pod nosem. — Ej, Jungwoo! Przygotuj dla pani drinka.
Chłopak o miedzianym kolorze włosów, wziął do ręki shaker, wsypując do środka kostki lodu.
— Ej Johnny! Rzuć mi tequilę.
Czarnowłosy wziął do ręki butelkę i jak gdyby nigdy nic, rzucił ją w stronę rudowłosego, którą zgrabnie pochwycił w powietrzu. Sohyun z szokiem wpatrywała się w ich zgrabne ruchy.
— Teraz likier.
Czarnowłosa znowu była gotowa na głośne rozbicie. Ale tak się nie stało. Butelka zrobiła obrót w powietrzu i wylądowała w dłoni Jungwoo. Chłopak dodał na koniec sok z limonki i zamknął szczelnie shaker.
— Dokończ już, przyjmę następne — powiedział, rzucając metalowe naczynie do kruczoczarnego.
Johnny swobodnie przerzucał z ręki do ręki shaker, rozlewając na końcu do dwóch wcześniej przygotowanych szklanek. Przetarł teatralnie rękę o rękę, życząc smacznego.
— Chodź szybko Sohyun, kanapa się zwolniła — krzyknęła Yoojung, pojawiając się nagle obok Sohyun. Szarpnęła ją za rękę, prawie rozlewając przy tym napój. — O super, mój drink!
Yoo przejęła od czarnowłosej szklankę i pobiegła w stronę, jeszcze wolnej kanapy. Kim westchnęła ciężko, idąc za tą skaczącą pchłą.
Stojący za barem czarnowłosy wciąż wpatrywał się w oddalające się dziewczyny, polerując przy tym szklankę.
— Więc, to jest Sohyun, ta nowa asystentka? — Podszedł do niego Jungwoo, kierując wzrok w tą samą stronę, co towarzyszący mu chłopak.
— Tak, ta w czarnych włosach — mruknął Johnny, rozlewając trunek do małych kieliszków
— Tym razem ci się nie uda — rzucił rudowłosy, rozbawiając tym samym Johnny'ego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro