Rozdział 16
Chyba po raz pierwszy od tak dawna nie przerażał ją fakt, że musi znajdować się w gabinecie Jaehyuna. Jednak świadomość, że znów tu przebywa trochę ją niepokoiła. Próbowała sobie przypomnieć ostatnie kilka dni, ale nie sądziła, żeby stowrzyła jakikolwiek powód, by szef był na nią zły.
Poprawiła się niespokojnie na krześle. Nie wiedząc czemu, ale towarzystwo Jaehyuna nieco ją peszyło. Nawet jeśli on nie zwracał na nią najmniejszej uwagi i nie odwracał wzroku od monitoru komputera. Za to ona mogła bezkarnie wpatrywać się w jego profil, gdy znudziły jej się wiszące obrazy na ścianie. Zdecydowanie jego twarz była bardziej interesująca niż kolorowe bohomazy przypadkowym pociągnięciem pędzla. Oczywiście wszystko w granicach moralności i szczególnie uważała, żeby nie zostać przyłapaną na wpatrywanie się w jego ostro zarysowaną szczękę.
Stoicki spokój, który przerywany był pojedynczymi stuknięciami palców o klawiaturę, został brutalnie przerwany. Tak samo, jak wpatrywanie się w idealne kości policzkowe szefa. Do pomieszczenia wparował zdyszany Haechan. Po jego ciężkim oddechu można było stwierdzić, że przebiegł niezły maraton, żeby tu dotrzeć.
Jak Sohyun przejęła się trochę jego postawą, tak Jaehyun pozostał niewzruszony i cierpliwie czekał, aż chłopak dojdzie do siebie.
— Jesteś wreszcie.
Haechan podszedł powoli w kierunku biurka, za którym siedział Jae, zasiadając obok Sohyun na sąsiadującym krześle.
— Wybacz. Miałem lekkie potknięcie czasowe.
— Dobrze wiesz, że nie toleruje spóźnialstwa.
To powiedziawszy, zerknął kątem oka na siedzącą na przeciw Sohyun. Chyba zrozumiała aluzję, bo spóściła niemrawo wzrok na swoją kraciastą spódnicę, a na jej twarzy wpłynął różowy rumieniec.
— Miałem lekkie opóźnienie, ale wszystko jest już nadrobione — wytłumaczył się zdyszany Haechan. Przeklinał w myślach, że wczoraj dał się namówić Johnny'emu na wyścig w wypiciu największej ilości shotów pod rząd. Ale tego oszczędził Jaehyunowi do wiedzy. Poza tym, głowa nadal mu puchła.
— Przejdźmy do sedna — mruknął, puszczając już ten temat w niepamięć. Nie zamierzał wdawać się w niepotrzebną dyskusje, bo według niego czas, to pieniądz. A Jaehyun skrupulatnie wykonuje swoje zadania. Złożył plik kartek i przysunął je w stronę chłopaka. — Za kilka dni ma się odbyć przyjęcie na prośbę jednej z klientek. Chciała urządzić je tu, w naszym hotelu. Tematem mają być kraje, które odwiedziła.
Haechan kiwał powoli głową, przeglądając przy tym plik kartek. To będzie jedno z cięższych zadań.
— I tu zwracam się do ciebie, Sohyun. — Dziewczyna podskoczyła lekko na dźwięk swojego imienia. Odchrząknęła, prostując się na krześle jak struna. — Wiem, że masz w tym spore doświadczenie, skoro od dziecka podróżujesz, więc pomyślałem, że mogłabyś uczestniczyć w tym projekcie razem z Haechanem. Poza tym, przydałaby się do tego kobieca ręka.
Dziewczyna odetchnęła w głębi duszy, że to spotkanie nie będzie tym razem spowodowane jej niekompetencją.
— Oczywiście. Zrobię co w mojej mocy.
— Liczę na was. To ważna klientka. — Oboje kiwnęli głowami w zrozumieniu. Musieli się na prawdę postarać. — Szczegóły są tam wypisane. Z mojej strony wszystko. Możecie wracać do pracy.
Wstali na równe nogi, jak na zbiórce, i wyszli, uprzednio się kłaniając. Gdy znaleźli się po drugiej stronie drzwi, Haechan oparł się plecami o zimną ścianę, przecierając ręką oczy. A miał nadzieję, że dzisiejszy dzień nie będzie zbyt wymagający i ze spokojem przeżyje uporczywego kaca, który nie myślał nawet żeby odejść, pomimo spożycia porannej szklanki elektrolitów.
— Nie sądzę, że to zadanie tak cię podłamało — zagaiła Sohyun, wpatrując się w zmęczonego chłopaka. On tylko się zaśmiał, opierając głowę o marmurową ścianę, która przyjemnie ochładzała potylicę. — Jako animator przyrządzasz takie coś codziennie. To twoja brożka.
Sohyun łatwo go rozgryzła. W końcu sama nieraz doświadczyła przykrych skutków imprezy dnia poprzedniego. Haechan miał jednak szczęście, że Jaehyun nie próbował bawić się w spostrzegawczość, tak jak czarnowłosa.
— Muszę się jedynie ogarnąć.
— No jasne. Wyślij mi tylko potrzebne materiały na e-mail, a ja się tym zajmę.
Chłopak kiwnął głową, dziękując w duchu za jej wyrozumiałość. Odprowadził Sohyun wzrokiem, aż nie zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.
Teraz, gdy pozostał sam na korytarzu, mógł dać upust swoim emocjom. Na jego twarzy wpłynął szeroki uśmiech, jakby wygrał los na loterii. Po części tak właśnie było.
Dzięki wspólnej pracy z Sohyun, będzie mógł bez problemu dowiedzieć się co lubi, a co nie, a to daje mu dodatkową przewagę.
Chłopaki nie mają ze mną szans, pomyślał rozradowany.
Podskoczył w miejscu ze szczęścia, czego szybko pożałował, bo głowa ponownie tego poranka dała o sobie znać.
— Jak można być takim idiotą?! — Wybuchła i w niekontrolowanym szale rzuciła pierwsze, co znalazła pod ręką. Na szczęście okazała się to być poduszka w kwiecistym wzorze, bo ekran telewizora prawdopodobnie nie przeżyłby spotkania z pilotem albo inną cięższą rzeczą. Mimo to, nie można Yoojung winić za ten nagły wybuch. W końcu śledząc poczynania głównego bohatera, który tak łatwo daje się omamić intyrgantom, nie jest przyjemnym widowiskiem. Zwłaszcza, gdy gra w nim twój ulubiony aktor.
A jeszcze gorsze jest to, gdy ktoś ma czelność przerwać rozkręcającą się akcję dzwonkiem od drzwi.
Z bólem serca i wiązanką zakazanych słów wypowiedzianych pod nosem, zatrzymała idący film i ruszyła w kierunku drzwi.
— Nie przyszedł Mahomet do góry, więc góra przyszła do Mahometa.
Spodziewała się każdego. Nawet tą uciążliwą sąsiadkę z naprzeciwka, która uwielbia wtykać nos w nie swoje sprawy i komentować ubiór Yoojung za każdym razem jak ją zobaczy.
Ale z pewnością nie Lucasa.
Nie tego, który uśmiechał się właśnie szeroko w jej kierunku, dzierżąc w jednej dłoni butelkę czerwonego wina, a w drugiej sporego rozmiaru siatkę.
— Co ty... jak ty tu...?
Nie mogła wypowiedzieć jednego sensownego słowa. Wyglądała, jakby ducha zobaczyła. A on jedynie czekał, czy dokończy którekolwiek z rozpoczętych pytań.
— A co tu się wyprawia? — Oboje zerknęli w kierunku głosu, który należał do owej, siwej staruszki. — Ach to panienka Yoojung! A panienka nie zapomniała czasem o...
Yoojung niewiele myśląc wciągnęła szybko Lucasa do mieszkania zanim sąsiadka Choi zdążyła dokończyć swoje cenne rady.
Chłopak był lekko oszołomiony tym nagłym gestem, ale nie narzekał. Przynajmniej nie musiał sterczeć na tym chłodnym korytarzu.
— Dzięki za zaproszenie...
— Co ty tu robisz? — zapytała szybko, zakładając ręce na piersi.
Lucas poprawił leżącą na nim dobrze dopasowaną, skórzaną kurtkę. Dopiero teraz zorientowała się, że stoi przed nim w swoich ulubionych szarych dresach i lekko porozciąganej bluzce. Buzia prawdopodobnie wciąż była umazana od ulubionych serowych chipsów.
— Jak to co? Mieliśmy robić bulgogi!
Yoojung uniosła wysoko brwi, zastanawiając się, czy aby się nie przesłyszała. On naprawdę zrobił sobie tyle zachodu, żeby tylko ugotować danie razem z nią? Najlepsze danie pod słońcem.
— Żartujesz sobie? — Wytrzeszczyła oczy, niedowierzając jego słowom.
— Mówię całkiem poważnie — odpowiedział z powagą. Nawet powieka mu nie zadrgała. — Mam wszystkie potrzebne składniki.
Uniósł rękę, machając reklamówką przed twarzą dziewczyny. Ta tylko zaśmiała się, nawet nie bardzo wiedząc dlaczego.
— Jesteś niemoralny — zachichotała, idąc w kierunku kuchni, a za nią podążył Lucas.
— Głodny jeszcze bardziej.
Yoojung pokręciła głową z rezygnacji, wyciągając potrzebny sprzęt kuchenny. Jedno było pewne — Lucas, to wariat.
— Okej, zacznijmy od przygotowania mięsa. Ty pokrój wołowinę a ja się zajmę marynatą.
Chłopak wyciągnął całą zawartość torby na blat. Yoojung uśmiechnęła się szeroko widząc sos sojowy, który od razu wywołał miłe wspomnienie. Gdyby nie dawny incydent w sklepie prawdopodobnie nie doszło by do tego spotkania. Lucas spojrzał w jej kierunku i sam się pod nosem uśmiechnął na wspomnienie ich pierwszego spotkania.
— Tym razem nie miałeś problemu z zakupem sosu sojowego? A może musiałeś się z kimś pobić, żeby go zdobyć?
Oboje wybuchnęli gromkim śmiechem.
— Wyobraź sobie, że dziś był dostępny w pierwszym sklepie, do którego wszedłem. I jeszcze był nadmiar.
Kiwnęła głową w zrozumieniu, otwierając zakrętkę. Uśmiech wciąż nie schodził z jej twarzy.
— Nie sądziłam, że byłbyś zdolny do rzucenia wszystkiego tylko po to, żebym nauczyła cię, jak się robi bulgogi.
— Człowiek dla jedzenia podobno zrobi wszystko — wzruszył ramionami, notując na kartce każdą czynność, jaką wykonywała brunetka.
Yoojung w duchu przyznała mu rację. Chyba sama postąpiłaby w podobny sposób na jego miejscu. A może tylko oni mają takie szalone pomysły?
— Teraz ustawiasz na średni gaz i za chwilkę powinno być gotowe. Możesz rozłożyć sztućce na stół.
I tak też zrobił. W pomieszczeniu, jak i w całym domu zaczął unosić się aromat grillowanego mięsa, a im obojgu zaczynała cieknąć ślinka na widok doskonale wysmażonej wołowiny. Yoojung znała się na rzeczy.
— Podano do stołu!
Lucas w tym czasie nalał wino do kieliszków, co nie uszło uwadze dziewczyny.
— Nie musisz prowadzić? — zapytała, unosząc brew do góry, gdy zasiadła na przeciwko niego.
— Zamówię taksówkę — odpowiedział, wzruszając ramionami. Ona mruknęła jedynie coś pod nosem i nabrała pałeczkami spory kawałek mięsa.
— Gotowy? Na trzy.
Wspólnie odliczyli i w tym samym czasie wchłonęli pierwsze kawałki. W pomieszczeniu rozległ się głośny pomruk zadowolenia, gdy przełknęli ślinę.
— To jest fantastyczne! — krzyknął rozradowany chłopak, pakując kolejny kawałek do ust. — Nie kłamałaś mówiąc, że jesteś mistrzynią w przyrządzaniu bulgogów.
Yoojung zarumieniła się pod wpływem jego słów. Jak na złość jej włosy były spięte w wysokiego koka i tylko parę kosmyków opadało jej na twarz, więc nijak mogła zakryć te zaczerwienione lica.
Odchrząknęła głośno, unosząc kieliszek do góry.
— Za bulgogi! — wykrzyknęła radośnie, chcąc tym samym odwrócić jego uwagę od jej twarzy, która zapewne wyglądała, jak dojrzały pomidor.
Lucas uśmiechnął się szeroko i stuknął się kieliszkiem razem z Yoo.
— Za bulgogi.
Dziewczyna upiła sporego łyka. Była wdzięczna chłopakowi, że wybrał słodkie, bo tylko takie uwielbiała. Kątem oka spojrzała na zajadającego się Lucasa i musiała przyznać, wyglądał całkiem uroczo, zwłaszcza gdy sos trochę uplamił jego białą koszulkę, czym zdawał się nie przejmować. Musiała też przyznać, że gotowanie z nim było niezłą frajdą.
Słuszne jest powiedzenie, że czas szybciej mija w dobrym towarzystwie, bo nawet nie spostrzegła kiedy minęły cztery bite godziny.
— Myślisz, że róż pasuję z seledynowym, czy może raczej z akwamaryną? — zapytał Haechan, spoglądając krytycznym wzrokiem na próbki kolorów poustawianych przed nim na stole. — A może powinienem wybrać pastelowy zamiast gorący róż?
Sohyun nie bardzo słuchała jego rozkim, chcąc estetycznie rozstawić w każdym kącie jakieś dekoracje, które będą kojarzyły się z miejscami, które odwiedziła klientka.
— ...myślę, że różana ściana powinna widnieć na przeciwko okna. W tedy światło będzie świetnie ją oświetlać...
— ...rzeźba lodowa niech będzie w kształcie kuli ziemskiej. Postarajcie się, żeby kontynenty były w miarę widoczne...
— ...nie słodkie, a pół–słodkie. Nie będzie się tak gryzło ze smakiem tortu...
Po pracowitych trzech godzinach oboje mogli w końcu usiąść i odpocząć. Nawet jeśli nie byli w połowie wykonanej pracy. Sohyun musiała przyznać, że stanowisko Haechana nie było wcale takie łatwe, w dodatku on robił to na co dzień, a ona była wykończona po jednym zleceniu.
— Sądzę, że dobrze nam idzie — mruknął zadowolony Park, spoglądając na ich pracę. Gdzie nie gdzie walały się jeszcze jakieś wstążki, a niektóre stoły wciąż nie były do końca nakryte. — Dobrze, że Jaehyun postanowił byśmy razem się tym zajęli. Poszło ci świetnie.
Sohyun kiwnęła w geście uznania, rozglądając się po całym wnętrzu. Faktycznie dużo zrobili, ale jeszcze wiele przed nimi, a ona już czuła się wyciśnięta z energii.
— Zostało mi jeszcze kilka zdjęć do powieszenia — mruknęła, zasiadając na wolnym krześle.
— Sama to narysowałaś? — zapytał, zerkając na kartki, które miała porozkładane na stoliku. Sohyun przytaknęła. Zdziwiła się, widząc chłopaka z szeroko otwartymi ustami. Bo w prawdzie dla Haachana był to precyzyjnie naszkicowany plan sali, tak dla niej były to zwykłe bohomazy, narysowane w pośpiechu, tak by łatwiej rozplanować wygląd pomieszczenia. — Masz talent. Wygląda, jak zdjęcie w monochromatycznych odcieniach.
Rozbawiła ją jego uwaga, który wpatrywał się w kartki. Szczerze mówiąc, nie pierwszy raz słyszy kompletny na temat jej rysunków, choć ona nie lubiła się nimi chwalić.
— W każdym razie, mamy teraz przerwę by odpocząć — powiedział, zasiadając obok na krześle. — Nie mogę uwierzyć, że ta kobieta zwiedziła ponad trzydzieści krajów! Jestem trzy razy młodszy, a nawet połowy z tego nie widziałem — jęknął z zawodem, wpatrując się po kolei w powieszone na ścianach zdjęcia, które ułożyła Sohyun. — Słyszałem, że też dużo podróżowałaś. Masz jakieś wspomnienia, które szczególnie pamiętasz?
Zerknęła w jego kierunku, wpatrując się w niego z uniesioną do góry brwią, na dźwięk tego niespodziewanego pytania. Nie sądziła, że Haechan wyskoczy z czymś takim, ale jego mina wyrażała prawdziwą ciekawość. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się głęboko. Nie było to pytanie z serii tych trudniejszych, jednak sprawił Sohyun nie miały kłopot, bo w sumie nigdy nad tym nie myślała.
— Wiesz, to nie do końca polegało na zwiedzaniu. W Chinach spędziłam sporą część życia, jako dziecko, które większość życia spędziło w szkole podstawowej, nic szczególnego. We Francji studiowałam z myślą, że kiedyś będę pracować w luksusowym hotelu — zaśmiała się na samą myśl. — A w Londynie zamieszkałam na stałe.
Park słuchał ją uważnie, nie chcąc ominąć żadnego szczegółu, gdy opowiadała o każdym z miejsc, w których przebywała. Musi mieć pewność, że będzie lepszy od chłopaków.
— A powiedz...
— O, tu jesteś Haechan!
Oboje odwrócili się w kierunku wejścia na salę przez które właśnie przeszedł Mark. Jak Sohyun uśmiechnęła się w jego kierunku, tak Haechan nie był zbyt zadowolony nagłą obecnością kolegi.
— Czego chcesz, Mark?
— Słuchaj mam ważną sprawę. — Poklepał bruneta po plecach, chcąc tym gestem zmusić go do wstania. Za to Haechan chciał go jak najszybciej spławić.
— To nie może poczekać?
— Skoro jest ważna, to raczej nie — zaśmiał się głośno Mark, co zezłościło Chana jeszcze bardziej.
— Daj mi chwilkę, So.
Dziewczyna kiwnęła jedynie głową, a Haechan, z przyklejonym uśmiechem na twarzy, odszedł parę metrów dalej razem z Markiem, chcąc być w odpowiedniej odległości, żeby nikt ich nie słyszał.
Czarnowłosa próbowała wyczytać coś z ich mimiki twarzy lub ruchu ust, ale jedyne co spostrzegła, to malującą się złość na twarzy Haechana. Rozmowa na pewno była zaciekła, ale nie rozumiała większości słów, jakie wypowiadali, bo odeszli praktycznie na drugi koniec sali.
Sohyun ziewnęła soczyście, zerkając na zegarek. Dochodziła dwunasta, a ona już marzyła o swoim łóżku i ciepłej kołdrze w swoim pokoju. Ma nadzieję, że jeszcze dziś uda jej się z Haechanem skończyć dekoracje sali, ale patrząc na dwójkę kłócących się chłopaków, śmie wątpić, czy im się to uda.
Rozbudził ją nagły podniesiony głos Marka, który szturchnął Hae palcem. To nie był dobry ruch, bo ten drugi nie pozostawał dłużny i też szturchnął czarnowłosego w ramie. Wyglądali trochę, jak małe dzieci, które pokłóciły się o zabawkę.
— Hej, chłopcy! Słychać was nawet na korytarzu. — Do pomieszczenia wszedł niespodziewanie Yuta, który próbował przkrzyczeć przekomarzających się chłopaków, ale został całkowicie zignorowany. Westchnął jedynie z irytacji, gdy ponowił próbę zwrócenia na siebie uwagi, ale również nie poskutkowało. Spojrzał na siedzącą niedaleko Sohyun, która również nie bardzo wiedziała, jak ma zareagować w tej sytuacji lub czy w ogóle reagować. Nakamoto uśmiechnął się pod nosem, wpadając na świetny pomysł. — Psst, Sohyun!
Dziewczyna spojrzała na chłopaka, który pomachał w jej kierunku.
— Może chcesz się przejść na jakiś lunch? Właśnie mam przerwę, a ci dwaj wyglądają na bardzo zajętych — powiedział, zerkając na Marka i Haechana, którzy w dalszym ciągu nie przerwali swojej zaciekłej konwersacji.
Sohyun nie wiele myśląc, wstała z krzesła i ruszyła w kierunku wyjścia razem z Yutą. Musiała nabrać sił, a spory lunch z pewnością załatwiłby sprawę. Różowowłosy odwrócił się szybko przez ramię, upewniwszy się, że chłopcy nie zauważyli, że gdzieś wychodzą. Odetchnął z ulgą, gdy ci nawet nie spostrzegli braku ich obecności.
Bo jak to się mówi, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro