Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Wraz z nadejściem pierwszych opadów jesień całkowicie zdominowała cały półwysep koreański. A co za tym szło? Urodziny Sohyun, które z dnia na dzień zbliżały się wielkimi krokami. Dlatego też, ciepło ubrana na cebulkę Yoojung, wyszła w związku z zakupem urodzinowych dekoracji. Chciała żeby to był niezapomniany dzień dla przyjaciółki, gdyż będą to jej pierwsze urodziny odkąd wróciła do Seulu. I pierwsze z dala od rodziny.

Galeria handlowa w centrum stolicy była idealnym miejscem, żeby zrobić spore zakupy. Miała jedynie nadzieję, że nawet w tak dużym miejscu nie napatoczy się na Lucasa. Od jego wczorajszego SMS-a nie może przestać myśleć, co by było, gdyby teraz na niego wpadła. W prawdzie, to nic nadzwyczajnego. Dwoje ludzi umówiło się na wspólne gotowanie, to przecież nic nie znaczy.

W pierwszej kolejności musiała zaopatrzyć się w dekoracje, napoje oraz przekąski, dlatego też jedną ręką trzymała kierownicę, będąc w drodzę do pobliskiej galerii, a w drugiej ręce trzymała dużego rogala z czekoladą. Nie miała ochoty stać przy kuchence i przyrządzać śniadania, więc złapała do ręki pierwsze co się nawinęło. Dobrze, że to był rogal, a nie jakiś zczerniały banan. A w dodatku wykorzystała fakt, że Sohyun jeszcze spała i mogła się potajemnie wymknąć bez zbędnych tłumaczeń.

Zjechała na podziemny parking i wysiadłszy z auta, wygładziła ręką swój musztardowy płaszcz i założyła na oczy ulubione okulary przeciwsłoneczne.

— No to jazda.

Uwielbiała zapach parzonej herbaty. Najlepiej pasowała w duecie z ciepłym kocem i ulubionym serialem. Dokroiła jeszcze plasterki cytryny i z pełnym kubkiem buchającej pary weszła do salonu, gdzie ułożyła się plackiem na kanapie. Opatuliła się szczelniej puchatym, różowym kocem i włączyła telewizor na przypadkowym kanale.

Dochodziła druga, a mimo to wciąż czuła zmęczenie pomimo wcześniejszego pójścia spać. Zerknęła w stronę leżącego na stoisku kawowym rysownika, ale nie miała nawet siły, żeby się podnieść i kreślić ołówkiem po kartce. Złapała więc telefon do ręki i wybrała numer do mamy. Dawno nie rozmawiały z powodu napiętego grafiku Sohyun.

Po trzecim sygnale ujrzała na telefonie radosną twarz rodzicielki, co tylko ścisnęło serce Sohyun. Tęskniła za nimi bardzo.

— Cześć mamo! — zamachnęła ręką przed telefonem, uśmiechając się szeroko. — Co u was słychać?

Kobieta nawet nie zdążyła odpowiedzieć, bo ekran na telefonie zaczął się rozmazywać, a po chwili cały kadr zajęła roześmiana buzia Dahyun. Ubrana w piżamę i z burzą mokrych włosów prawdopodobnie szykowała się za raz do snu.

Cześć siostra! — krzyknęła z radością brunetka, szczerząc się szeroko. — Co tam porabiasz?!

Sohyun roześmiała się głośno na widok młodszej siostry. Jak zawsze roztrzepana.

Obydwie gadały, jak najęte, że nawet nie zauważyły, kiedy minęła godzina i Dahyun musiała kłaść się już spać. Z bólem musiały się ze sobą pożegnać.

Wszystko u ciebie w porządku? — zapytała mama, kiedy w końcu dorwała się do telefonu. Mimo lekko zapalonej lampki, która oświetlała połowę jej twarzy, to Sohyun i tak spostrzegła smutek przewijający się na niej.

— Tak, jasne — kiwnęła głową. — Ale to raczej ja powinnam cię o to spytać.

Rodzicielka westchnęła głęboko, utwierdzając Kim jedynie w swoim przekonaniu. Już nawet wiedziała, czym był on spowodowany.

— Chodzi o Dahyun, mam rację?

Kobieta kiwnęła jedynie głową, zaciskając usta w wąską linię. Sohyun żałowała, że nie może jej teraz przytulić, by dodać jej otuchy.

Badania są w porządku, ale codziennie się o nią boję.

Tym razem to Sohyun wypuściła głęboko powietrze z ust. Dobrze wiedziała, że przeszczep byłby najlepszy dla jej siostry, ale póki nie znajdzie się dawca, a kolejka się nie zmniejszy, są zmuszone czekać tak w nieskończoność. A przecież nikt nie ma czasu tyle czekać.

— Nie martw się mamo, będzie dobrze. Musi być — posłała delikatny uśmiech, chcąc chociaż tak pocieszyć mamę, choć wiedziała, że to i tak niewiele da. — A tak z innej beczki, wylatuje za niedługo na Jeju.

Na szczęście zmiana tematu podziałała i obydwie zapomniały o wcześniejszych troskach, przegadając następne minuty.

Po zakończeniu rozmowy Sohyun wzięła sporego łyka wcześniej przygotowanej herbaty, która zdążyła się porządnie ostudzić. Łyknęła jakąś tabletkę na odporność i, usadawiając się wygodniej na kanapie, włączyła przygotowany serial.

Czas nadrobić zaległe odcinki. W końcu obiecała to Yoojung.

W galerii spędziła dwie pełne godziny. Cóż, można się było tego spodziewać, skoro rozpoczął się weekend. Ale na szczęście zaopatrzyła się we wszystko co potrzebne, choć prawie pokłóciła się z jedną starszą panią o ostatnią butelkę szampana.

Obładowana torbami, dotarła do samochodu i spakowała wszystko, szybko zasiadając za kierownicę. Musi jeszcze podjechać do cukierni po tort i do sklepu, w którym znalazła idealny prezent.

Pogoda była dziś o wiele lepsza niż wczorajszy dzień. Co prawda było tylko parę stopni ponad zero, ale jak na jesień było w miarę znośnie. Podkręciła nieco głośność, gdy w radiu rozbrzmiała nuta jej ulubionego girlsbandu, od razu wyśpiewując tekst piosenki nie szczędząc strun głosowych.

Postanowiła, że najpierw kupi prezent urodzinowy, a dopiero później zachaczy o cukiernie, dlatego też, gdy zamknęła za sobą drzwi auta, przekroczyła próg vintage sklepu. W pomieszczeniu unosił się charakterystyczny zapach antyków, który Yoojung uwielbiała. Wszystko zachowane było w ciemnych barwach z drewnianymi dodatkami. Było tu trochę, jak z innej krainy — pełno małych ozdóbek poustawianych na starych regałach, zwisające z sufitu różnego rodzaju lampki i kolejne szklane dekoracje. Klimat dawnych lat oddawały drewniane, ręcznie zdobione meble. Stojąca za ladą starsza kobieta wydawała się, jakby pochodziła z tej samej epoki co otaczające ją przedmioty. Jej wzrok był utkwiony w czarną—białą gazetę i nawet nie dosłyszała, jak dzwoneczek wiszący nad drzwiami zadzwonił, świadcząc o przybyciu klienta.

— Ymm... Dzień dobry? — przywitała się nieśmiało, przystając na środku sklepu.

Siwowłosa skierowała swój wzrok zza półksiężycowych okularów i uśmiechnęła się szeroko, przy czym jej oczy zwężyły się w dwie cienkie kreski. Odłożyła gazetę na ladę i podeszła szybko do Yoojung.

— W czym mogę ci pomóc?

Brunetka odetchnęła z ulgą. Na szczęście towarzysząca kobieta wydawała się miła. Była stosunkowo niska, a przez lekkie garbienie się, robiła się jeszcze niższa. Poprawiła spadający z jej ramion wełniany sweter, który prawdopodobnie sama wydziergała.

— Ostatnio na witrynie widziałam taką, małą pozytywkę z karuzeli, ma ją pani dalej?

— Ah, chyba tak — zawołała wesoło, ukazując rząd sztucznych zębów. — Proszę za mną.

Yoojung posłusznie skierowała kroki za kobietą, po drodze zachaczając wzrokiem o inne piękne dekorację.

— Proszę cię bardzo.

Staruszka podała dziewczynie wspomniany przedmiot, na widok którego oczy Yoo zabłysły wesoło. Malutkie, pozłacane koniki pod ozdobnym, czerwonym dachem. Każdy najmniejszy detal był zrobiony z niezwykłą dokładnością.

— Jest idealna.

Z wielkim bananem na twarzy opuściła sklep, dzierżąc w ręce torbę z upragnionym prezentem urodzinowym. To będzie strzał w dziesiątkę. Teraz został już tylko tort.

Cukiernia znajdowała się parę kroków dalej, więc odłożyła pakunek na tylne siedzenie auta i ruszyła w kierunku cukierni, która znajdowała się tuż za rogiem. Przekraczając próg, przeklęła pod nosem na widok niewielkiego wężyka, który zrobił się przed kasą. Nie mogąc nic zrobić, ustawiła się do kolejki. Przecierpi te kilka minut, bo podobno robione są tu jedne z lepszych tortów w tej dzielnicy. A wszystko musi być pierwszorzędne w ten wyjątkowy dzień. Przecież nie spędzi tu pół dnia.

Jednak odszczekała swoje słowa szybciej niż myślała. Przed nią został już tylko jeden chłopak, który zamawiał z dobre dziesięć minut. Traciła cierpliwość z każdym kolejnym zamówieniem padającym z jego ust. Musiała opanować emocje, żeby nie wpaść w niekontrolowany szał, bo wtedy z pewnością nie będzie mogła zamówić tego tortu.

— ...tartę z białą czekoladą...

Zerknęła na zegarek, chcąc odmierzyć czas stojącego przed nią chłopaka. Nic ciekawszego nie było do roboty.

— ...bułeczki z kremem cytrynowym...

Ze świstem wypuściła powietrze z ust. Przypominała teraz dużą, ludzką lokomotywę, z której bucha wielka ilość pary.

— ...pudding waniliowy z sosem poma...

— Człowieku, no ileż można?! — Nie wytrzymała w końcu i wyrzuciła gotujące się w niej emocje, zanim zdążyła zakryć usta dłonią. Niestety tym niekontrolowanym wybuchem zwróciła na siebie wszystkie pary oczu, które znajdowały się w pomieszczeniu — a były to dwie ekspedientki, jedna stojąca za nią kobieta z dzieckiem i sprawca owego wybuchu dziewczyny.

Chłopak zerknął na nią z góry, a jej od razu zrobiło się głupio i momentalnie poczerwieniała na twarzy, rozglądając się niepewnie wokół siebie.

— Bardzo przepraszam — odchrząknęła nieśmiało, chcąc jak najlepiej ukryć włosami swoją czerwoną twarz. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.

Czuła na sobie wzrok stojącego jedynie parę centymetrów od niej bruneta, ale nie miała odwagi spojrzeć na kogokolwiek, kto ją otaczał, a zwłaszcza na niego.

— Nic nie szkodzi, właśnie kończyłem. — Usłyszała ciepły głos nad głową, co zmusiło ją do powolnego uniesienia wzroku. Chłopak miał pogodny wyraz twarzy, zupełnie nie świadczący o tym, że został skrzyczany parę minut wcześniej przez jakąś niecierpliwą dziewuchę. — Tylko jeszcze dwie porcje tiramisu.

Yoojung mimowolnie uniosła delikatnie kąciki ust w górę, wciąż odczuwając okropny wstyd. Uciekłaby stąd jak najszybciej, gdyby nie to, że nadeszła jej kolej.

— Słucham, co będzie?

Odchrząknęła, czując suchość w gardle, nieśmiało spoglądając na swoje ręce, które wydawały się teraz jeszcze bardziej ciekawsze niż otoczenie wokół niej.

— Ja bym chciała zamówić tort urodzinowy, średniej wielkości.

— Jasne — powiedziała ekspedientka, sięgając po gruby notes spod lady. — Jakie szczegóły?

— Najlepiej, żeby był z malinami i czekoladą — odpowiedziała Jung, która rozmarzyła się w wizji tej wielkiej słodkości. — I żeby było napisane wszystkiego najlepszego Kim Sohyun. O, i żeby napis był z gorzkiej czekolady! A wokół niech będą cukrowe kwiatki!

Kobieta kiwnęła jedynie głową i zniknęła na chwilę na zapleczu. Yoojung była tak zaabsorbowana, tym jak będzie wyglądał efekt końcowy, że już nawet zdążyła zapomnieć o scenie, którą urządziła przed chwilą i z rozkoszą wpatrywała się na wystawione za ladą babeczki z lukrem. Jej wzrok skierował się powoli na bruneta, który wciąż stał obok niej, pakując do toreb wszystkie zamówione produkty.

On ma zamiar sam to wszystko zjeść?, pomyślała, spoglądając na jego szczupłą sylwetkę, dopóki on nie zrobił tego samego.

— Załatwione. — Yoojung odwróciła głowę w stronę kobiety, która zdążyła już wrócić. — Zamówienie będzie gotowe do odbioru na umówioną datę.

— Świetnie, w takim razie do widzenia. — Odwróciła się w stronę wyjścia, uprzednio płacąc za zakup. Szybko zatrzasnęła za sobą drzwi i pędem wróciła do samochodu, nie wiedząc, że przez cały ten czas jest odprowadzana przez kogoś wzorkiem.

Znajdujący się jeszcze w cukierni chłopak wyciągnął z kieszeni brzęczący telefon i szybko odebrał połączenie, widząc uśmiechniętą twarz na ekranie.

— Gdzie ty się podziewasz Taeyong?! — usłyszał w słuchawce zniecierpliwiony głos przyjaciela, przez co musiał odsunąć telefon od ucha na niewielką odległość. — Wszyscy na ciebie czekamy. Znowu.

— Spokojnie Taeil, za niedługo będę — odpowiedział, wciąż wpatrując się w drzwi, przez które niedawno wyszła dziewczyna, unosząc przy tym jeden kącik ust w górę. — Mam wam coś ciekawego do powiedzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro