Rozdział 1
Odetchnęła z wielką ulgą, gdy tylko jej stopy dotknęły lądu. Już jako mała dziewczynka podróżowała samolotem, ale do teraz odczuwała dyskomfort za każdym razem, gdy samolot schodził do lądowania. To i tak nic, bo należy do tych osób, które doświadczyły w życiu turbulencji.
Ciągnąc za sobą dwie, sporego rozmiaru walizki i jeszcze jedną, dużą torbę przewieszoną przez ramię, przekroczyła główne drzwi lotniska. Wciągnęła głęboko powietrze, a na jej twarzy wyrósł wielki uśmiech. Tak dawno tu nie była i zdążyła zatęsknić za wielkim, tętniącym życiem Seulem. W prawdzie odkąd skończyła cztery lata, zwiedziła na prawdę sporo różnych miejsc — począwszy od Chin, później mając szesnaście lat wyjechała do Europy, do Francji na trzy lata, by na stałe osiedlić się w Londynie. Było to spowodowane stanowiskiem zajmowanym przez jej tatę, przez co byli zmuszeni do życia na walizkach przez ostatnie dwadzieścia dwa lata. Jednak, gdy Sohyun ukończyła dwadzieścia sześć lat zdecydowała, że chce wrócić do swoich rodzinnych korzeni, zaraz po ukończeniu studiów.
I tak właśnie teraz, po raz dziesiąty, zerka na wyświetlacz telefonu i próbuje się dodzwonić, ale za każdym razem słyszy ten wkurzający dźwięk sekretarki.
— Sohyun!
Słysząc swoje imię, uniosła szybko głowę, poszukując źródło, które wywołało jej imię. Nim wyłapała wzrokiem, kto do niej krzyczał, poczuła mocne szarpnięcie, zaraz potem pod plecami wyczuła zimną płytę chodnika, a przed twarzą szeroko uśmiechniętą dziewczynę.
— Yoojung! Zdajesz sobie sprawę, że od czasów podstawówki, nie ważysz już jak dziesięciolatka?! — jęknęła Sohyun, próbując zrzucić z siebie dziewczynę.
— Ej, przypominam ci, że jesteśmy w tym samym wieku a i tak ważę kilogram mniej! — krzyknęła rozbawiona, unosząc dumnie głowę.
Gdy obie stanęły na równe nogi i w miarę doprowadziły ubrania do porządku, Yoojung, po raz kolejny, niespodziewanie rzuciła się na szyję czarnowłosej dziewczyny.
— Tak się cieszę, że znowu się widzimy. — Wypuściła Sohyun ze sowich objęć, dając jej możliwość do złapania oddechu. — Ale będzie super! Będziemy razem mieszkać, wychodzić na miasto, robić wieczorne maratony przed telewi...
— ... składać CV, codziennie wstawać o świcie i pracować po osiem godzin dziennie — przerwała jej Sohyun. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, widząc naburmuszoną twarz koleżanki.
— Umiesz zepsuć zabawę.
Z Yoojung poznały się w Chinach. Jako jedyne koreanki w szkole podstawowej, szybko znalazły wspólny język. Zwariowany charakter Yoojung bardzo imponował Sohyun, która z natury była raczej spokojna i nie lubiła się wychylać przed szereg — zupełne przeciwieństwo Jung.
— Dlaczego nie odbierałaś? Dzwoniłam chyba ze sto razy.
— No telefon mi się rozładował. — Uniosła ręce w geście obrony. — Myślałam, że dwadzieścia procent spokojnie wystarczy.
Sohyun wywróciła oczami na skruszoną minę Yoojung.
— Gdy się poznałyśmy, usprawiedliwiałam twoje szalone zachowanie, bo w końcu byłaś dzieckiem, ale widzę jednak, że to nie była kwestia wieku, ty po prostu jesteś szurnięta. — Sohyun nie mogła powstrzymać gromkiego śmiechu.
— Przyzwyczajaj się, bo od teraz będziesz zmuszona mieszkać ze mną pod jednym dachem. — Przerzuciła rękę przez ramię Sohyun i, ciągnąc za sobą kilogramowe walizki, skierowały się w stronę dużego, białego auta.
Nim skończyła wypakowywać ostatnie rzeczy z walizki, zauważyła, że na zewnątrz było już kompletnie ciemno. Jęknęła z niezadowolenia, gdy na jasnym ekranie telefonu ujrzała godzinę wskazującą za piętnaście dziewiątą.
— Hej, jeśli skończyłaś, to chodź do salonu, obejrzymy jakiś film — powiedziała Yoojung, zerkając zza drzwi.
Sohyun tylko kiwnęła lekko głową, by po chwili znów zostać sama w pokoju. Rozejrzała się po pomieszczeniu i stwierdziła, że podoba jej się wizualny efekt końcowy. Jak na sypialnie dla jednej osoby, miała dość sporo miejsca. Duże, jak na jednoosobowe, łóżko, znajdujące po środku, stojąca po jego prawej stronie wysoka szafa, a od lewej niewielkie biurko. I do tego ta przytulna wykładzina Poczuła, że znalazła swój kąt — jak na razie.
Machnęła ręką na jeszcze jedną nierozpakowaną torbę, i ruszyła w kierunku salonu. Idąc korytarzem musiała przyznać, że mieszkanie zostało urządzone z gustem. Białe ściany, wykończone sztukaterią, nadawały świetnego, eleganckiego charakteru. Ogromny salon połączony z kuchnią zachowany w bieli i szarości z małą nutą turkusu, robił ogromne wrażenie. Cała północna ściana, pokryta wysokimi oknami, przez które można było podziwiać oświetloną panoramę Seulu. Nuta szyku i elegancji. A na samym środku sofy, wesoło rozłożona Yoojung. W dłoni dzierżyła miskę pełną popcornu, a drugą skakała pilotem z kanału na kanał. Sohyun, niewiele myśląc, z impetem skoczyła na miękki materac kanapy, miażdżąc przy tym nogi Jung.
— Ała! Pogrzało cię?
— Weź się trochę podziel — zaśmiała się So, wyciągając ręce po popcorn. Yoojung nawet nie zareagowała, na koleżankę, która wpychała do buzi garść przekąski. Była zbyt zajęta rozmasowywaniem obolałych nóg.
— Wybierz coś do półtora godziny, nie dłużej! — Pogroziła jej palcem. — Jutro mam rozmowę, więc muszę się wyspać.
— To już jutro? — jęknęła Jung, wciąż mając lekki grymas na twarzy.
Sohyun kiwnęła głową. Nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek w życiu się tak denerwowała. Już nawet egzaminy na studiach nie powodowały u niej takiej palpitacji serca. Od małego marzyła by móc poprowadzić jakąś znaną firmę, zobaczyć jak to funkcjonuje od środka. I akurat nadażyła się okazja, bowiem należący do czołowej dziesiątki najlepszych hoteli w całej Azji, "Bellavista" szuka wykwalifikowanego pracownika. A mając w kieszeni ukończenie studiów i wszelakie kursy, dodatkowo umiejętności językowe, które nabyła w czasie podróż, czuła, że nie jest na aż tak straconej pozycji.
— Tylko się nie stresuj, dasz sobie radę.
Yoojung ma w sumie rację. No bo co może pójść nie tak?
No i ma odpowiedź — korek. Korek ciągnący się ładną odległość. A czuła, że nie powinna dokańczać śniadania i wyjechać przed ósmą. Miałaby jakąś godzinę do umówionego spotkania i pusty żołądek, ale to i tak lepsze, niż pędzić na złamanie karku.
Odetchnęła z ulgą, gdy powoli podjeżdżała, ale od razu hamowała, orientując się, że przejechała zaledwie kilka metrów. W takim tępie nie ma szans, żeby zdążyć punktualnie na spotkanie. Dodatkowo została strąbiona, bo zagapiła się na dokumenty, chcąc się upewnić, czy teczka jest kompletna. Gdy tylko ruszyła i znalazła miejsce parkingowe — na szczęście pod samym hotelem — bała się spojrzeć na zegarek. Biegiem ruszyła w kierunku głównego wejścia, uprzednio prawie zapominając o zamknięciu auta. Będąc już w środku, przystanęła i wypuściła głęboko powietrze. Musiała się trochę ogarnąć, w końcu jest wewnątrz jednego z najbardziej ekskluzywnych hoteli, a chcąc walczyć o godną jej wykształcenia posadę, nie może przypominać zabawki wyplutej z psiego gardła.
Przepych aż bił od tego miejsca. Gdzie się nie spojrzało coś się mieniło, świeciło. Podłoga wysadzana marmurem pasowała wręcz idealnie do złotych dodatków. Na samym środku błyszczał duży napis "Bellavista", a nad nim zwisał ogromny żyrandol, który swoim rozmiarem oświetlał cały hol. Po jednej stronie znajdowało się miejsce dla ochroniarzy, a po drugiej mieściły się kanapy i stoliki dla gości. Wschodni korytarz prowadził do sal bankietowych, a od zachodu znajdowały się drzwi do eleganckiej restauracji połączonej z kawiarnią. Za złotym napisem stały recepcję, a po obu ich stronach ciągły się wielkie schody, które odbijały blask bijący ze świateł. Sohyun nie wiedziała, gdzie oko zawiesić, bo to wszytko wyglądało jak wyjęte z bajki.
— Proszę cię, Sicheng. — Z rozmyślań wyrwała ją dosyć głośna wymiana zdań. Ciemnowłosa dziewczyna, szybkim krokiem kierowała się ku wyjściu, a idący za nią chłopak, usilnie próbował dorównać jej kroku. — Dla każdego z nas będzie najlepiej, jeśli już nigdy więcej się tu nie pokaże.
Sohyun postanowiła zignorować tą gorąco wymianę zdań, która toczyła się na środku holu.
— Przepraszam, gdzie odbywa się rozmowa w sprawie pracy? — zwróciła się do najbliższego pracownika. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, z wielkim napisem "ochrona" na mundurze, już miał się odezwać, ale ktoś go wyprzedził.
— Dzień dobry. — Odwróciła się, a przed sobą ujrzała wysokiego mężczyznę z jasnymi włosami, w towarzystwie owej czarnowłosej dziewczyny. Spuściła wzrok na dół, na dłoń wystawioną w jej kierunku. — Dong Sicheng, menager hotelu „Bellavista".
Uścisnęła mu mocno rękę, czym wywołała lekki grymas bólu na twarzy chłopaka.
— Dzień dobry! Nazywam się Kim Sohyun, i przyszłam na rozmowę o pracę.
— Ha, powodzenia. — Sohyun zwróciła twarz w kierunku stojącej obok dziewczyny. Na jej twarzy można było dostrzec przewijający się cwany uśmiech. — Jeśli uda ci się tutaj wytrzymać, to prawdopodobnie będziesz pierwszą, której się to udało.
Uśmiech szybko zniknął. Mina Sohyun zrzędła, a na twarzy przeszedł cień strachu. Czy tu będzie trudniej, niż jej się wydawało?
— Spokojnie — odpowiedział szybko Sicheng, widząc zlęknioną twarz So. — Nie strasz jej, Minjae. Popatrz jak pobladła.
Czarnowłosa wywróciła wymownie oczami.
— Pa, Sicheng. — Machnęła ręką na odchodne, i dziarskim krokiem ruszyła do wyjścia.
— Ale... — Nie zdążył powiedzieć więcej, bo dziewczyna znalazła się już po drugiej stronie drzwi. Wypuścił głęboko powietrze i skierował swój wzrok na Sohyun. Momentalnie jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz twarzy i lekko się uśmiechnął, chcąc dodać tym nieco otuchy wciąż lekko przerażonej dziewczynie. — A więc, rozmowa o pracę? W takim razie proszę ze mną.
Teraz do niej dotarło, że zaraz ma się odbyć jedna z najważniejszych rozmów w jej życiu, w dodatku słowa starszej dziewczyny, wciąż odbijały się echem w jej głowie. A czarujący uśmiech Sichenga wcale jej nie pomagał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro