serce w kopercie
Pierwszy września przywitał uczniów upałem. Słońce zdawało się wysyłać pokrzepiające uśmiechy wracającym do szkoły. Nawet Ani Shirley, miłośniczki nauki, łezka kręciła się w oku na myśl o końcu wakacji. Tak, to było cudowne lato. Leśne spacery, zabawy z Dianą i Ruby nad rzeką, spotkania Klubu Powieściowego, dwie czy trzy lekcje geometrii z Gilbertem. To i wiele innych rzeczy Ania robiła w te wakacje. Ale to już koniec. Powrót do szkoły.
Pocieszające dla wszystkich uczniów okazały się koperty z niebieskiego papieru. W środku każdej znajdowało się zaproszenie na przyjęcie z okazji urodzin Diany Barry. Prawdziwe przyjęcie. Z tańcami, muzyką, jedzeniem. Nie jakaś tam zwykła herbata.
- Uwierzysz, Marylo? - Ania machała jej kopertą tuż przed nosem - Diana wydaje bal! Jakie to niesamowite! Najprawdziwszy bal!
- Usiądź, Aniu i uspokój się. To nie żaden bal tylko przyjęcie.
- Ale mogę sobie wyobrażać, że to bal! Że jestem w wielkiej złotej sali, a nade mną wisi wielki kryształowy kandelabr! Gdzieś z tyłu gra orkiestra. Ja jestem w pięknej muślinowej sukni wyszywanej we wzory. Z bufiastymi rękawami! Ta suknia koniecznie musiałaby mieć bufiaste rękawy! I tańce do rana - zaczęła udawać, że tańczy- zabawa, śmiech, mogłabym poznać tyłu wspaniałych ludzi...- tu wpadła na regał u strąciła miskę. Ta z hukiem spadła na podłogę i rozbiła się. - O nie! Marylo, przepraszam! Posprzątam to!
- Aniu, na miłość boską! Wcale mi nie pomagasz, wręcz dodajesz zmartwień. Lepiej będzie jak wyjedziesz z kuchni.
Rudowłosa pokiwała głową i pobiegła na górę, na swoją facjatkę. Puściła Dianie sygnał przez okno, mówiący : "Przyjdź tu szybko, mam ci coś ważnego do powiedzenia".
***
Diana spojrzała w lustro. Przyjrzała się swoim kruczoczarnym włosom spływającym delikatnie po ramionach, głębokim ciemnym oczom, dołeczkom w policzkach, których tak bardzo zazdrościła jej Ania. Czy warto jest być piękną? Czy nie lepiej byłoby być mądrą? Zawsze wiedzieć co powiedzieć, umieć wyjść z każdej sytuacji. Ale z drugiej strony miło było słyszeć komplementy. Kiedyś usłyszała, że jest najpiękniejszą dziewczyną na świecie. To szczere i proste wyznanie zakorzeniło się w sercu Diany i za nic nie chciało go opuścić.
Dziewczyna jeszcze raz spojrzała w lustro. Po chwili przeniosła wzrok na niewielką kopertę leżącą na toaletce. Delikatnie ujęła ją w dłonie i ucałowała barwiony na niebiesko papier.
"Matka nie będzie zadowolona" - pomyślała. Gotowa była odstawić swoje pragnienia na bok w imię posłuszeństwa. Dama powinna być grzeczna i posłuszna. Nie. Ten jeden raz postanowiła zadbać o siebie, nie o innych.
Spojrzała przez okno. Ania wysyłała jej sygnał:"Przyjdź tu szybko, mam ci coś ważnego do powiedzenia". Zacisnęła dłoń na niebieskiej kopercie, założyła kapelusz i udała się w kierunku Zielonego Wzgórza. Policzki jej płonęły, a w głowie krążyły tysiące myśli i wątpliwości.
Wszystko to ucichło kiedy stanęła przed stodołą Cuthbertów. Wewnątrz ktoś podśpiewywał sobie francuską piosenkę. Diana na chwilę stanęła przysłuchując się melodii, po czym weszła do środka.
W powietrzu unosił się przyjemny zapach siana i obłoczki kurzu. Przez szpary w dachu przebijały pojedyńcze promienie słoneczne, układając na podłodze dziwaczną kompozycje z kropek i plam. W drugim końcu pomieszczenia stał wysoki chłopak, o ciemnych włosach i oczach oraz oliwkowej cerze. W rękach miał widły, którymi przerzucał zboże. Przy czym słomkowy kapelusz zsuwał się mu na czoło.
- Dzień dobry, Jerry - przywitała się nieśmiało.
- Bonjour, panienko Barry. Ania jest w domu.
- Tak, wiem. Właściwe to przyszłam - tu zawahała się - dać ci to - podała mu kopertę. To...to zaproszenie. Na przyjęcie. Mam nadzieję, że przyjdziesz.
Po tych słowach Diana odwróciła się i szybkim krokiem opuściła stodołę. Poczuła uderzenie gorąca rozpływające się po całym ciele.
- Merci, panienko Barry - zdążył za nią krzyknąć Jerry, ale dziewczyna nie odpowiedziała mu już. Była zbyt zawstydzona, by jeszcze raz mu spojrzeć w oczy.
Starając się odpędzić myśli od chłopca, zapukała w drzwi Cuthbertów. Usłyszała że środka huk, czegoś spadającego na podłogę, śmiech, trzask i w drzwiach stanęła sama Ania Shirley - Cuthbert. Dziewczyna rzuciła się przyjaciółce na szyję.
- Diano, kochana, cieszę się, że już jesteś. Gdy tylko dostałam swoje zaproszenie, właściwie gdy tylko je otworzyłam. Musisz wiedzieć, że nie mogłam otworzyć go od razu, gdyż obiecałam pomoc Maryli z obiadem, potem miałam pomóc jej przy sprzątaniu po, ale w przerwie otworzyłam kopertę i byłam tak podekscytowana, że nie mogłam skupić się na niczym innym! Maryla powiedziała, że...- tu rudowłosa przerwała swoją radosną paplaninę i spojrzała zatroskana na przyjaciółkę - Diano, czyś ty chora? Jesteś cała czerwona!
~~~
Hej, hej!
Na takie małe pocieszenie z okazji poniedziałku. Łapcie dirry i szykujcie się na przyjęcie u Dajanki, które swoją drogą nieźle namiesza u naszej ulubionej parki.
Love you all♡!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro