Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

serce w kopercie

Pierwszy września przywitał uczniów upałem. Słońce zdawało się wysyłać pokrzepiające uśmiechy wracającym do szkoły. Nawet Ani Shirley, miłośniczki nauki, łezka kręciła się w oku na myśl o końcu wakacji. Tak, to było cudowne lato. Leśne spacery, zabawy z Dianą i Ruby nad rzeką, spotkania Klubu Powieściowego, dwie czy trzy lekcje geometrii z Gilbertem. To i wiele innych rzeczy Ania robiła w te wakacje. Ale to już koniec. Powrót do szkoły.

Pocieszające dla wszystkich uczniów okazały się koperty z niebieskiego papieru. W środku każdej znajdowało się zaproszenie na przyjęcie z okazji urodzin Diany Barry. Prawdziwe przyjęcie. Z tańcami, muzyką, jedzeniem. Nie jakaś tam zwykła herbata.

- Uwierzysz, Marylo? - Ania machała jej kopertą tuż przed nosem - Diana wydaje bal! Jakie to niesamowite! Najprawdziwszy bal!

- Usiądź, Aniu i uspokój się. To nie żaden bal tylko przyjęcie.

- Ale mogę sobie wyobrażać, że to bal! Że jestem w wielkiej złotej sali, a nade mną wisi wielki kryształowy kandelabr! Gdzieś z tyłu gra orkiestra. Ja jestem w pięknej muślinowej sukni wyszywanej we wzory. Z bufiastymi rękawami! Ta suknia koniecznie musiałaby mieć bufiaste rękawy! I tańce do rana - zaczęła udawać, że tańczy- zabawa, śmiech, mogłabym poznać tyłu wspaniałych ludzi...- tu wpadła na regał u strąciła miskę. Ta z hukiem spadła na podłogę i rozbiła się. - O nie! Marylo, przepraszam! Posprzątam to!

- Aniu, na miłość boską! Wcale mi nie pomagasz, wręcz dodajesz zmartwień. Lepiej będzie jak wyjedziesz z kuchni.

Rudowłosa pokiwała głową i pobiegła na górę, na swoją facjatkę. Puściła Dianie sygnał przez okno, mówiący : "Przyjdź tu szybko, mam ci coś ważnego do powiedzenia".

***

Diana spojrzała w lustro. Przyjrzała się swoim kruczoczarnym włosom spływającym delikatnie po ramionach, głębokim ciemnym oczom, dołeczkom w policzkach, których tak bardzo zazdrościła jej Ania. Czy warto jest być piękną? Czy nie lepiej byłoby być mądrą? Zawsze wiedzieć co powiedzieć, umieć wyjść z każdej sytuacji. Ale z drugiej strony miło było słyszeć komplementy. Kiedyś usłyszała, że jest najpiękniejszą dziewczyną na świecie. To szczere i proste wyznanie zakorzeniło się w sercu Diany i za nic nie chciało go opuścić.

Dziewczyna jeszcze raz spojrzała w lustro. Po chwili przeniosła wzrok na niewielką kopertę leżącą na toaletce. Delikatnie ujęła ją w dłonie i ucałowała barwiony na niebiesko papier.

"Matka nie będzie zadowolona" - pomyślała. Gotowa była odstawić swoje pragnienia na bok w imię posłuszeństwa. Dama powinna być grzeczna i posłuszna. Nie. Ten jeden raz postanowiła zadbać o siebie, nie o innych.

Spojrzała przez okno. Ania wysyłała jej sygnał:"Przyjdź tu szybko, mam ci coś ważnego do powiedzenia". Zacisnęła dłoń na niebieskiej kopercie, założyła kapelusz i udała się w kierunku Zielonego Wzgórza. Policzki jej płonęły, a w głowie krążyły tysiące myśli i wątpliwości.
Wszystko to ucichło kiedy stanęła przed stodołą Cuthbertów. Wewnątrz ktoś podśpiewywał sobie francuską piosenkę. Diana na chwilę stanęła przysłuchując się melodii, po czym weszła do środka.

W powietrzu unosił się przyjemny zapach siana i obłoczki kurzu. Przez szpary w dachu przebijały pojedyńcze promienie słoneczne, układając na podłodze dziwaczną kompozycje z kropek i plam. W drugim końcu pomieszczenia stał wysoki chłopak, o ciemnych włosach i oczach oraz oliwkowej cerze. W rękach miał widły, którymi przerzucał zboże. Przy czym słomkowy kapelusz zsuwał się mu na czoło.

- Dzień dobry, Jerry - przywitała się nieśmiało.

- Bonjour, panienko Barry. Ania jest w domu.

- Tak, wiem. Właściwe to przyszłam - tu zawahała się - dać ci to - podała mu kopertę. To...to zaproszenie. Na przyjęcie. Mam nadzieję, że przyjdziesz.

Po tych słowach Diana odwróciła się i szybkim krokiem opuściła stodołę. Poczuła uderzenie gorąca rozpływające się po całym ciele.

- Merci, panienko Barry - zdążył za nią krzyknąć Jerry, ale dziewczyna nie odpowiedziała mu już. Była zbyt zawstydzona, by jeszcze raz mu spojrzeć w oczy.

Starając się odpędzić myśli od chłopca, zapukała w drzwi Cuthbertów. Usłyszała że środka huk, czegoś spadającego na podłogę, śmiech, trzask i w drzwiach stanęła sama Ania Shirley - Cuthbert. Dziewczyna rzuciła się przyjaciółce na szyję.

- Diano, kochana, cieszę się, że już jesteś. Gdy tylko dostałam swoje zaproszenie, właściwie gdy tylko je otworzyłam. Musisz wiedzieć, że nie mogłam otworzyć go od razu, gdyż obiecałam pomoc Maryli z obiadem, potem miałam pomóc jej przy sprzątaniu po, ale w przerwie otworzyłam kopertę i byłam tak podekscytowana, że nie mogłam skupić się na niczym innym! Maryla powiedziała, że...- tu rudowłosa przerwała swoją radosną paplaninę i spojrzała zatroskana na przyjaciółkę - Diano, czyś ty chora? Jesteś cała czerwona!

~~~
Hej, hej!

Na takie małe pocieszenie z okazji poniedziałku. Łapcie dirry i szykujcie się na przyjęcie u Dajanki, które swoją drogą nieźle namiesza u naszej ulubionej parki.

Love you all♡!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro