Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nie kochaj pod jabłonką

- Te astry posadziliśmy z Dianą na początku wiosny - opowiadała z dumą Ania wskazując na piękne zadbane rabatki. - Pani Barry mówił, że na pewno zmarzną i nie wyrosną. Było wtedy jeszcze bardzo zimno. Ale ja tak pragnęłam, żeby wzeszły, że przychodziłam to do nich i z nimi rozmawiałam. Prosiłam je za każdym razem by urosły choć trochę. Raz, czy dwa nawet wspomniałam o nich w modlitwie wieczorem. Pani Linde twierdzi, że nie wolno zawracać głowy Boga takim bzdurami, ja jednak uważam, że to całkiem poważnia sprawa.Nie można było przecież pozwolić by dobre nasiona umarły w ziemi, tylko dlatego, że ktoś zasądził je zbyt wcześnie.

Gilbert słuchaj tej radosnej paplaniny z lekkim uśmiechem na ustach. Tak przyjemny był spacer po ogrodzie Barry'ch z tą dziewczyną u boku. Stokroć przyjemniejszy niż gwar rozmów i śmiechy nieopodal na przyjęciu.

- ....jest taka piękna - opowiadała Ania tym razem wskazując na starą jabłonkę. - Zeszłej jesieni pan Barry chciał ją wyciąć, bo nie dawała owoców już od kilku lat. Ja i Diana tak lubiłyśmy spędzać w jej cieniu słoneczne dni, tak bardzo, że błagałyśmy go, żeby tego nie robił. I udało nam się. Nawet nie masz pojęcia jak ucieszyłam się wiosną, widząc ją stojąca całą w białych kwiatach! Niedługo jabłka będą już dojrzałe. Jestem pewna, że będą to najsłodsze jabłka jakie kiedykolwiek jadłam!

Dziewczyna stanęła w miejscu na chwilę, uważnie przypatrując się drzewu. Nim Gilbert się zorientował, wzięła rozbieg i podskoczyła tak by móc chwycić jedną z gałęzi. Podciągnęła się na rękach i usiadła na niej machając nogami.

- Aniu Shirley- zaśmiał się brunet i nakazał z troską: - zejdź stamtąd, bo spadniesz.

Rudowłosa zadarła podbródek z charakterystyczną dla siebie dumą.

- Panie Blythe, jeśli uważa pan... - tu przerwała, bo gałąź, na której siedziała złamał się i spadła na ziemię. Ania razem z nią. Zaniepokojony Gilbert podbiegł i nachylił się nad nią. Rudowłosa parsknęła śmiechem, tak wesołym i serdecznym, że zaraziła nim również swojego towarzysza spaceru. Gdy już trochę się opanowała wyciągnęła don rękę : - Bądź dżentelmenem, Gilbercie.

- Już nie panie Blythe?

Wywróciła oczami i chwyciła wyciągniętą pomocnął dłoń. Chłopak pomógł jej wstać, lecz wciąż nie puścił jej ręki.Popatrzył jej głęboko w oczy. Te piękne, błyszczące, radosne oczy. Szare, ale nie smutne....niezwykłe. Zapanowała cisza, przestali się śmiać.

Całuj dziewcząt w bród, bo ci usta popękają...

Zrobił krok w jej stronę, wciąż wpatrując się w jej oczy. Jego oddech stał się szybki i krótki.

-I kogo ja mam całować? Może jesteś chętny?
- Ja nie, ale pewna rudowłosa dziewczyna...

Byli bardzo blisko. Ich oddechy zaczęły się mieszkać. Mógł policzyć wszystkie jej piegi. Każdą krople słońca, która spadła na jej delikatną twarzyczkę i promieniała wraz z nią.

Bądź mężczyzną, Blythe.

Pokonał dzielącą ich odległość i delikatnie musnął jej miękkie usta.

Dziewczyna stała chwilę oniemiała. Nie odwzajemniła pocałunku. Po jej minie Gilbert nie mógł nic wyczytać, jednak w jej oczach odbijał się strach. Czego się tak bałaś, Aniu?

Gdy odzyskała trzeźwość umysłu, odwróciła się szybko i wybiegła z ogrodu, a potem posiadłości państwa Barrych. Biegła szybko. Bodźce z otoczenia docierały do niej jakby w zwolnionym tempie. Wypadła na drogę jak z procy. Nagle poczuła, że ktoś złapał ją za łokieć. Odwróciwszy się ujrzała chłopca, przed którym teraz uciekała. Zawsze uciekała.

- Aniu, przepraszam, ja...ja...- tłumaczył się Gilbert, ale Ania mu przerwała. Poczuła jak w żyłach buzuje jej adrenalina, a wszystkie emocje szukają ujścia.

- Gilbercie Blythe! - krzyczała - Jak mogłeś?! Jak mogłeś?! Skraść mój pierwszy pocałunek?! Jak mogłeś....Ruby! Dopiero się z nią pogodziłam! Ruby! Jak?! Nienawidzę cię, Gilbercie Blythe! Nienawidzę!

Po tych słowach obraz zaczął rozmywać się jej od łez więc odwróciła się i pobiegła dalej.

Słowa mogą ranić dotkliwiej niż sztylet. Serce Gilberta zostało właśnie rozerwane na tysiąc kawałków. Mimo, że wypowiedziane w złości słowa, pokonały chłopaka. Odebrały mu siły.

~~~

Hej, słoneczka!

Przepraszam, nienawidzę się również za każde źle słowo do Gilberta, które włożyłam w usta Ani, ale czym byłby romans bez odrobiny tragiczności?

Po drugie, mamy "be a gentleman", które oczywiście jest zainspirowane filmem. Kocham tą scenę bardzo.

Po trzecie, przepraszam, że tak rzadko publikuje nowe rozdziały, ale ciężar nauki po prostu mnie przygniata.

Nie znienawidźcie mnie za ten rozdział, bo ja was kocham!

Do następnego, buzi ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro