Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dama w opałach nie obejdzie się bez rycerza

Ania i Diana jak zwykle szły razem do szkoły wesoło gawędząc. Las o tej porze roku był piękny. Zielone liście szumiały przy powiewach wiatru, a ptaki dźwięcznie świergotały w konarach.Niebo było idealnie niebieskie.

- Ach Diano, czyż nie cudownie byłoby być drzewem? - zapytała marzycielskim tonem Ania.

- Nie wiem sama. Czemu tak uważasz, Aniu?

- Wyobraź sobie Diano, patrzeć na zmieniający się  świat i podziwiać jego zniewalające piękno. Jedynym zadaniem takiego drzewa jest tylko stać i podziwiać. Szczególnie o tej pięknej porze roku, moc spędzać ten cały czas na dworze.

- Ależ Aniu, ty też możesz bawić się na dworze - zauważyła Diana .

- Nie nie mogę, bo widzisz już zbliża się koniec roku, w przyszłym roku o tej porze będę zdawała egzaminy do Queen's Academy. Na tych egzaminach też jest geometria, a ja wciąż jej nie rozumiem- lamentowała rudowłosa.

- Jeśli chcesz to mogę ci pomóc, Aniu - dziewczynki usłyszały za sobą głos.

Odwróciły się i spostrzegły, że za nimi stoi Gilbert Blythe, we własnej osobie. Diana chciała się przywitać, ale przeszkodziła jej Ani:

- Gilbercie - odezwała się wyniośle - czy nie wiesz, że to nie wypada podsłuchiwać cudze rozmowy?

- Przepraszam, ale po prostu szedłem do szkoły i przez przypadek usłyszałem co mówiłyście. Aniu, naprawdę nie chciałem podsłuchiwać, ale skoro już i tak wiem, że masz problem z geometrią to chętnie zaoferuję ci swoją pomoc.

- Nie dziękuję - odparła dumnie Ania, odwróciła i zadarła wysoko głowę. Ruszyła do szkoły szybkim krokiem, ciągniac za sobą Dianę.

- Aniu - szepnęła do niej przyjaciółka, gdy już trochę się oddaliły - nie powinnaś tak się złościć. Gilbert chciał ci pomóc.

- Diano, on wcale nie chciał mi pomóc, jedynie ukazać swoją wyższość, a ja nie dam mu tej satysfakcji.

- Ja naprawdę uważam, że on chciał być miły.

- Możesz tak uważać, ale ja swoje wiem - ucięła Ania.

Diana chciała jeszcze coś powiedzieć, ale tego zaniechała, ponieważ dziewczyny właśnie dotarły do szkoły. Jak zwykle odłożyły swoje butelki z mlekiem do strumienia i ruszyły do budynku szkoły.  Przywitały się z Tillie Boulter, Janką Andrews i Józią Pye, chociaż z tą ostatnią dosyć nie chętnie. Ruby Gillis jeszcze nie było.
Dziewczynki już zajęły swoje miejsca, bo zaraz miała zacząć się lekcja, gdy do szkoły wbiegła niska blondynka w różowej sukience.

- Ruby!- zawołały chórem Ania i Diana.

- Aniu! Diano! Słuchajcie jakie mam wieści.

Przyjaciółki z ekscytacją oczekiwały, co też Ruby ma im do powiedzenia.

- Wczoraj była u nas pani Linde - zaczęła blondynka - przyszła do nas powiadomić, że w niedzielę organizuje piknik dla dzieci ze szkółki niedzielnej. Na pewno pójdę, a wy?

- Ja również - bez zastanowienia odparła Diana. - Moja matka nigdy nie przegapiłaby okazji by pojawić się na pikniku. Co z tobą Aniu, czemu milczysz?

- Ja.....nie wiem czy ja pójdę

- Jak to nie, Aniu? Proszę powiedz, że będziesz - błagała Diana, a Ruby przytakiwała.

- Bardzo bym chciała, ale muszę się uczyć geometrii....

- Aniu, proszę i tak już dużo się uczysz. Przyjdź na piknik - nie dawały spokoju.

- Dobrze, pójdę jeżeli dam radę nauczyć się do niedzieli choć połowy materiału.

Zadowolona Diana klasnęła w ręcę i obdarzyła swoją "pokrewną duszę" promiennym uśmiechem. W tej chwili do klasy wszedł pan Phillips, trzaskając drzwiami od swojego gabinetu tak mocno, że niemal nie wypadły z zawiasów. Na skutek czego wszyscy zamilkli i zwrócili się w stronę nauczyciela. Zmierzył on lodowatym spojrzeniem całą klasę, jedynie uśmiechając się do Prissy Andrews, a następnie zajął się wykładaniem swoich książek na biórko. Po tem oznajmił, że na pierwszej lekcji pouczą się geometrii.
Ania jęknęła cicho. W duchu przyrzekała sobie, że wszystkie siły nieczyste sprzysiężyły się przeciwko niej. Cicha dezaprobata dzieczyny  nie umknęła  uwadze pedagoga, który od jakiegoś czasu uwziął się na nią.

- Shirley!- krzyknął- Nie życzę sobię takiego zachowania!

- Co ja zrobiłam, panie Phillips? - zapytała grzecznie rudowłosa, ponieważ na prawdę nie wiedziała czym zasłużyła sobie na owo upomnienie.

- Jeszcze dyskutujesz! Naucz się szacunku, inaczej przemówię do ciebie w inny sposób!

Ania nie odpowiedziała. Nie chciała  poznać tego "innego sposobu", więc potulnie skinęła głową i wbiła wzrok w ławkę. Przez dalszą część lekcji, uczyli się obliczać pole trójkąta.
To było coś nowego i jeszcze trudniejszego. Ania już w myślach wyobrażała sobie niedzielny piknik, gdzie wszyscy będą świetnie się bawić, a ona usiądzie z nosem w książkach  w domu. Usilnie próbowała rozwiązać, podane przez pana Phillipsa, zadanie, ale nie potrafiła.
Z niechęcią patrzyła na schemat narysowany kredą na jej tabliczce. Nie rozumiała zupełnie nic.

- Shirley, weź się do pracy - ostro zwrócił jej uwagę nauczyciel.

Ania grzecznie skinęła głową i podjęła kolejną próbę rozwiązania zadania. Pan Phillips wstał i ruszył do jej ławki. Kiedy nachylił się by skontrolować jej pracę, wybuchnął szyderczym śmiechem. Następnie zwrócił się do Ani:

- Shirelyówna, jeszcze w życiu nie widziałem tak głupiego dziecka jak ty!
Z resztą tak brzydkiego też nie! Nie dość, że brak oleju w głowie, to jeszcze te piegi i rude włosy...

Ania już miała dosyć. Mógł śmiać się, że jest słaba z geometrii, ale uwaga na temat jej wyglądu to było już za wiele.Nim cokolwiek zdążyła pomyśleć, wstała i wykrzyczała do pana Phillipsa:

- Jak pan śmie?! Jak pan śmie mówić, że jestem głupia i brzydka! Może nie rozumiem geometrii, bo pan jest złym nauczycielem!

Twarz pana Phillipsa przybrała kamienny wraz. Nie krzyczał. Przeszedł energiczniej krokiem do swojego biórka i wyciągną zeń rózgę.

- Shirely, podejdź tu - rozkazał spokojnym lecz szorstkim głosem.

Ania, blada jak kreda, wymieniła spanikowane spojrzenia z Dianą.
Potem, powolnym krokiem ruszyła w stronę podestu nauczyciela.

- Wyciągnij rękę.

Posłusznie wykonała polecenie i przygotowywała się na uderzenie. Nauczyciel już brał zamach kiedy ktoś mu przerwał:

- Proszę ją zostawić!

Pedagog rozejrzał się po klasie w celu sprawdzenia, kto mu śmiał przeszkodzić. To był Gilbert Blythe. Stał pewny siebie gniewnie wpatrując się w nauczyciela.

- To nie jej wina, że nie rozumie lekcji! - kontynuował chłopak.

- Panie Blythe, widzę, że pan chętnie zamieni się miejscami z tym rudzielcem! Nie będę tolerował takiego zachowania na mojej lekcji!
Podejdź tu! A ty Shirely siadaj!

Ania szybko zbiegła z podestów i zajęła miejsce w swojej ławce. Potem patrzyła na pana Phillipsa, który wymierza mocne ciosy w dłoń Gilberta.Za sobą usłyszał płacz Ruby Gillis. Sama też poczuła jak łzy zbierają się jej pod powiekami, przecież to wszystko przez nią. Ostatecznie nie pozwoliła sobie na płacz i jedynie spuściła wzrok. "Teraz Gilbert nie będzie chciał mnie znać"- tą myśl nie dawała jej spokoju. Nagle rozległ się donośny nauczyciela:

- Na dziś koniec lekcji! Idźcie do domu!

Po tych słowach zatrzasną się w swoim kantorku i nie wpuszczał tam nawet Prissy. Wyraźnie był zbyt rozzłoszczony by być w stanie kontynuować lekcje. Dzieci w milczeniu opuściły szkołę. Nikt się nie śmiał, nik nie rozmawiał. Atmosfera była nieprzyjemna i napięta. Gilbert Blythe szybkim krokiem ruszył w stronę swojego domu. Ania przez chwilę stała i patrzyła się na oddalającego się chłopaka. Czuła się winna. "Teraz mnie znienawidzi" - myślała. Wiedziała co chce zrobić, krzyknęła:

- Gilbert!

Wszyscy zwrócili się w stronę rudowłosej. Diana i Ruby patrzyły nań z lekkim przerażeniem.

- Gilbert! - powtórzyła.

Chłopak zatrzymał się i odwrócił w stronę dziewczyny. Ania podbiegła do niego.

- Przepraszam - powiedziała nieśmiało i wbiła wzrok w ziemię.

- To nic, Aniu. Nic się nie stało. Nie masz za co przepraszać - odrzekł chłopak z uśmiechem.

- Nie prawda. To moja wina, gdybym nie nakrzyczała na pana Phillipsa, nie oberwałbyś.

- To nie twoja wina, Aniu.

- Jednak, ja wciąż uważam, że wina leży po mojej stronie. Przepraszam również, że rankiem tak oschle cię potraktowałam. Nie powinnam była...-przepraszała dziewczyna. Nie były to jednak takie przeprosiny, jakie składała pani Linde. Te, były szczere i prosto z serca. 

- Jednak, Aniu ja nie mam ci nic za złe i nie uważam, by te przeprosiny były potrzebne. A jeśli zmieniłaś zdanie, to w dalszym ciągu oferuję moją pomoc z geometrią.

- Bardzo chętnie z niech skorzystam, Gilbercie - odparła Ania. Czuła się jakby kamień spadł jej z serca. Chłopak wcale nie był na nią zły ani jej nie znienawidził.

- Co powiesz na teraz?

- O nie, teraz nie mogę. Obiecałam Maryli, że pomogę jej przy obiedzie.

- To może przyjdę po ciebie po obiedzie?

- Będzie mi to pasowało- zgodziła się Ania, ale po chwili namysłu zapytała : - A gdzie pójdziemy?

- Znam miejsce - odrzekł chłopak z tajemniczym uśmiechem.

Tej rozmawiającej parce z początku przyglądała się cała klasa, jednak po chwili większość osób straciła zainteresowanie tą sytuacją.  Ania i Gilbert stali zbyt daleko by móc cokolwiek dosłyszeć. Wszyscy zaczęli udawać się do swoich domów. Tylko
Diana przypatrywała się przyjaciółce z uśmiechem na ustach. Tym razem to ona zrozumiała coś o wiele szybciej, niż pojęła to Ania.

~~~~

Drugi rozdział już za nami! Szykujcie się na shirbert w kolejnym!

Szukam jakieś dobrej duszyczki, która chciałaby mi zrobić okładkę.

Do zobaczenia♡ !

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro