Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25 - Pożegnania

Yakov doskonale pamiętał moment, gdy Vitya po raz pierwszy pokazał mu swój tegoroczny program dowolny. Pamiętał dylemat pomiędzy wykrzyknięciem „o cholera, ale to będzie piękne" i „o, cholera, ale to będzie trudne!"

Siła i elegancja. Nadzieja i tęsknota. Nieśmiałe oczekiwanie, ale też świadomość własnych pragnień.

Tylko Vitya mógł wymyślić program, który byłby tak pełen sprzeczności. Pełen sprzeczności, a zarazem wewnętrznie spójny, niosący ze sobą jasne przesłanie. Program będący zwieńczeniem długiej i pięknej kariery. Program ułożony przez kogoś, kto całe swoje życie poświęcił łyżwiarstwu. Układ godny mistrza!

No właśnie – mistrza. NIE pierwszego lepszego chłopaczka z prowincji, który wyglądał, jakby w przeciągu ostatnich paru miesięcy utył parę kilo (delikatnie mówiąc)!

Łyżwiarstwo rządziło się określonymi prawami – między innymi prawami fizyki. A Fizyka wielokrotnie udowodniła Feltsmanowi, że nie ma takiej sytuacji z przyrodzie, w której utuczone, napakowane tłuszczem dupsko przechodziłoby od jednego elementu choreografii do drugiego, tak łatwo, tak płynnie i z taką gracją, jakby nie ważyło absolutnie nic!

- Więc jakim, kurwa, cudem, on może poruszać się w taki sposób?! – z oczami wlepionymi w ekranik komórki syknął Yakov.

Jednocześnie zaczerwienił się, w obawie, że rzucił to stwierdzenie odrobinę za głośno i siedzący na siedzeniu kierowcy Igor zacznie dziwnie na niego patrzeć. Ale nie – Antonov wydawał się niczego nie zauważyć. Z bananem na gębie prowadził samochód, wciąż rozprawiając o złowionej sztuce.

- Taka piękność – żółwim tempem wyprzedzał drugi samochód, zupełnie ignorując kierowcę z tyłu, który poganiał go serią klaksonów. – Co najmniej dziesięć kilo! Wystarczy na parę dni! Nie mogę się doczekać min moich wnuków, gdy zobaczą, jaką piękną sztukę złowił ich dzia... tfu! Znaczy się kolega dziadka!

Yakov przewrócił oczami.

Ryby nie widział, czy co? Są ważniejsze rzeczy. Jak chociażby to przeklęte nagranie, które zaczęło gromadzić coraz więcej lajków! Jak tak dalej pójdzie to... to...

No właśnie! – Do głosu doszedł Rozsądek. – To... co? Co takiego się stanie?

Czy ja wiem? – Intuicja podrapała się po łepetynie. – Niby nic, ale...

Ale co?

No, kurwa, no! W powietrzu wisi coś niedobrego, okej?

Swoją drogą, ciekawe, czy Vitya już widział to nagranie?

Zaciskając zęby, Feltsman wbił paznokcie w podłokietnik. Jak na zawołanie, zza zakrętu wyłoniła się wyszczerzona morda srebrnowłosego utrapienia. Zajmowała niemal cały billboard!

Czy Vitya widział niefortunne nagranie z udziałem Katsukiego? Pfft! Równie bezsensowne wydawało się pytanie, czy Georgi widział najnowszy film Disneya. Oczywiście, że zboczony gamoń obejrzał występ Japończyka! Biorąc pod uwagę, ile czasu spędzał ostatnio w Internetach, pewnie dobrał się do nagrania ledwie parę minut po tym, gdy pojawiło się w sieci. Yakov bez trudu mógł to sobie wyobrazić – Viktora leżącego na kanapie u siebie w salonie, z oczami wlepionymi w ekran smartfona, myślącego sobie... nie wiadomo co.

Pozostawało jedynie mieć nadzieję, że nie planował niczego głupiego.

Bo nie planował... no nie?

Feltsman nerwowo przełknął ślinę. W zasięgu wzroku pojawił się kolejny billboard.

- To jakaś plaga –westchnął Antonov, ze zrozumieniem kiwając głową. – Doskonale pamiętam czasy, gdy ten chłopak dopiero oswajał się z figurówkami. A teraz co druga firma chce go mieć na swoim plakacie! Niezbadane są wyroki losu, czyż nie? Co tym razem reklamuje? O, Aeroflot! Nie wiedziałem, że z nimi też ma umowę. No, Yakov, Yakov... widzę, że nawet beze mnie znajdujesz swoim uczniom ładne kontrakty. Powinszować!

Igor dał przyjacielowi lekkiego kuksańca w bok. Yakov jedynie przewrócił oczami.

Doskonale pamiętał, jak robili zdjęcia do tej konkretnej reklamy. Mało brakowało, a kampania w ogóle nie doszłaby do skutku. Wszystko przez popapraną koncepcję menadżera Aeroflotu, który wymyślił, że cykną fotkę, na której samolot szybował nad głową srebrnowłosego mistrza. Pod spodem miałoby widnieć hasło:

„Z nami przelecisz nawet Nikiforova!"

Sam Vitya podszedł do wszystkiego z rozbawieniem, ale Yakov – już nie. Menadżer linii lotniczych postanowił, że nie chce sprawdzać „ile budynków da się przelecieć, gdy wkurzony trener wyrzuci cię przez okno", i ostatecznie zmienił koncepcję. Po długiej dyskusji na plakacie wylądowała wyszczerzona gęba Viktora z napisem:

„Myśl jak Mistrz! Jak chcesz gdzieś lecieć, to leć!"

Hasło niby banalne, ale zaskakująco skuteczne. Tak skuteczne, że złapał się na nie nawet Feltsman! W końcu, gdyby nie wracał podkurwiony z lodowiska po incydencie z Simsami i nie ujrzał wspomnianego plakatu, nie wsiadłby w pierwszy dostępny samolot do Irkucka i nie siedziałby teraz w samochodzie obok Igora. A Vitya był jakieś dwadzieścia miliardów bardziej lekkomyślny od niego...

W polu widzenia pojawił się zjazd na lotnisko.

- Wiesz, co, Yakov? – zagaił Igor. – Chciałem powiedzieć, że jestem z ciebie dumny! Po tylu latach nareszcie nauczyłeś się relaksować. Nie mogę uwierzyć, że wytrzymałeś ze mną w Irkucku aż dziesięć dni! Jeszcze dziesięć lat temu leciałbyś z powrotem do Petersburga po pierwszym sygnale, że Viktor może robić coś...

- SKRĘCAJ!!!

Na kierownicy nagle pojawiła się dodatkowa para rąk. Prawie przyprawiając kumpla o zawał, Yakov skierował samochód w stronę zjazdu – a że zrobił to dosłownie w ostatniej chwili, pomknęli po niedozwolonej, paskowanej strefie jezdni, przy okazji zajeżdżając drogę innemu kierowcy.

Sam jesteś sobie winien, dupku! – słysząc serię klaksonów, pomyślał Feltman. – Było jechać tak szybko?

- Y-Y-Yakov! – piskliwym głosem odezwał się Igor. – C-co ty robisz? Chciałeś nas zabić?!

- Jedziemy na lotnisko!

- HA?! Że co? Na lotnisko?

- Dokładnie. Na lotnisko!

- Ale że teraz? W tej chwili?!

Nie, kurwa, mam zaczekać jeszcze parę godzin, dając Viktorowi czas na przeanalizowanie JESZCZE większej liczby durnowatych pomysłów! Każda sekunda zwłoki to kolejny głupi neuron w głowie tego idioty.

Yakov wykręcił numer srebrnowłosego utrapienia, ale spotkało go rozczarowanie. Wkurwiające brzęczenie po drugiej stronie linii poinformowało go, że Vitya rozmawiał właśnie z kimś innym. Niech to szlag, akurat TERAZ?! Czemu ten gamoń miał tylko jeden telefon? Czy Yakov nie nauczył go, że komórki to towar pierwszej potrzeby, więc trzeba posiadać ich jak najwięcej?

Cóż... taki a nie inny stan rzeczy mógł mieć związek z faktem, że Vitya w przeciwieństwie do trenera nie miał w zwyczaju rozwalać urządzeń elektrycznych. No ale, mimo wszystko! Jak on w ogóle śmie rozmawiać z kimś innym, gdy Yakov ma do niego parę pytań? Jemu to wolno się, kurwa, żalić, gdy Yakov nie jest dostępny na każde jego skinienie, a sam CO robi?! Trajkocze z nie wiadomo kim i to ledwie kilka chwil po opublikowaniu nagrania z... ugh! Tego nagrania!

A co jeśli dodzwonił się do Japończyka i właśnie ustala z nim szczegóły ślubu?

Po skroni Felstmana spłynął pot. Potajemny ślub tuż pod jego nosem? Nie ma, kurwa, mowy! Trzeba jak najszybciej wrócić do Petersburga i upewnić się, że panna młoda... tfu! Znaczy się... że Vitya nie planował niczego lekkomyślnego.

Urlop nie zając – w przeciwieństwie do Nikiforova nigdzie nie ucieknie. Gdy już Yakov upewni się, że wszystko jest w porządku, po prostu wróci do Irkucka i ugłaska Igorka wódeczką ze strefy bezcłowej. Miał kasę i złotą kartę klubowicza Aeroflotu – dlaczego miałby tego nie zrobić? Przecież to nie tak, że samoloty nagle przestaną latać.

XXX

- Odwołany?! – Felstman wydarł się na całe lotnisko.

Nie był jedynym oburzonym. Hala odlotów roiła się od rozdrażnionych kolesi, którym pogoda w ostatniej chwili pokrzyżowała plany podróży. To poniekąd wyjaśniało, dlaczego lalunia za ladą była tak wyluzowana. Obsłużenie kilkunastu wściekłych pasażerów kompletnie uodporniło ją na morderczy wzrok Yakova. Jedną dłonią podpierała policzek, a drugą stukała tipsami o blat stołu.

- Co panu poradzę? Pogoda jest kapryśna.

Powiedziała to tak znudzonym tonem, że Feltsman zapragnął powyrywać jej blond kudły.

- Dopiero co kupiłem bilet! – warknął, podsuwając jej telefon pod nos. – Zrobiłem to pół godziny temu!

Jedną ręką wstukiwał na smartfonie dane karty kredytowej, a drugą wyszarpywał przerażonemu Igorowi kierownicę, by upewnić się, że gamoń dojedzie na lotnisko bez żadnych opóźnień. W pewnym momencie nawet mijała ich policja, ale kiedy funkcjonariusze rozpoznali Yakova, grzecznie wyłączyli syrenę i pojechali w przeciwnym kierunku.

- Lot odwołano dopiero dziesięć minut temu – przypatrując się paznokciom, oznajmiła dziewucha z Aeroflotu.

- Z jakiego powodu?

- Śnieg i wichura.

- Śnieg?! Jaki, kurwa, śnieg?! Jest wiosna!

Panienka spojrzała na Felstmana jak na opóźnionego idiotę.

- Heloł, jesteśmy w Rosji!

Yakovowi opadła szczęka. Czy ta lalunia nie obawiała się wywalenia z pracy? Ile ona miała lat, by gadać do niego takim językiem?! Wcześniej wydawało mu się, że była po trzydziestce, ale teraz doszedł do wniosku, że musiała być dużo młodsza. Ech, te dzisiejsze baby tak się tapetowały, że za cholerę nie szło odgadnąć wieku!

W normalnych okolicznościach dałby jej zjebkę życia, ale dzisiaj zależało mu na szybkim dotarciu do Petersburga, więc postanowił ugryźć się w język. Zaczął w milczeniu kontemplować, jak wielką łapówkę będzie musiał zapłacić, by zmotywować dziewczynę do myślenia i przeraził się, bo uświadomił sobie, że nie ma przy sobie ani rubla gotówki!

Ze wszystkich dni akurat dzisiaj! Jak roztargnionym trzeba być, by wyleźć z domu, mając w kieszeni jedynie karty kredytowe?!

Zupełnie jakby wszechświat za wszelką cenę chciał pokrzyżować jego plany. Albo – za wszelką cenę umożliwić realizację planów Nikiforova. Co było wielce prawdopodobne, jako że Vitya był cholernym szczęściarzem i ilekroć chciał zrobić coś za plecami trenera, ten niesprawiedliwy sukinsyn Bóg ZAWSZE mu to ułatwiał, stawiając przed innymi śmiertelnikami niespodziewane przeszkody.

Yakov podjął kolejną próbę dodzwonienia się do niepokornego wychowanka. Wciąż zajęta linia. Szlag!

Coś w jego wyrazie twarzy musiało poruszyć dziewczynę, gdyż nagle przestała wyglądać na znudzoną i autentycznie się przejęła.

- Dobra, słuchaj pan. – Uniosła dłonie w identyczny sposób, jak Sveta, gdy chciała zaproponować butelkę wódki na zgodę. – Ci wszyscy biedni frajerzy wokół pana to rzeczywiście mają przerąbane, bo prawie na pewno nie odzyskają hajsu. No, ale pan to co innego! – Puściła Felstmanowi oczko, zupełnie jak Vitya. – Pan jest naszym honorowym klubowiczem, więc Aeroflot na pewno będzie chciał pana ugłaskać, oferując dwa bilety w miejsce tego odwołanego. Może, zamiast wracać do domu, wybierze się pan w jakieś ciepłe miejsce, hm? Za trzy godziny mamy lot na Hawaje. Jeśli pan chce, mogę go natychmiast zabukować.

Yakov poderwał głowę, jak wybudzony ze śpiączki.

- Zaraz, zaraz... to coś jeszcze lata? – zapytał z nadzieją.

- Tak, niektóre połączenia międzynarodowe nadal działają. – Dziewczyna wbiła wzrok w ekran komputera. Rozległ się głośny stukot uderzających o klawiaturę tipsów. – Wie pan, takie obsługiwane przez duże samoloty, których nie zdmuchnie pierwszy lepszy wiaterek. A przynajmniej taka jest oficjalna wersja. – Pochyliła się do Felstmana i konspiracyjnym szeptem, dodała: - Ale sądzę, że chodzi o to, by nie podpaść klientom, którzy tak jak pan mają dużo hajsu i mogliby zawalić linię lotniczą nadmierną liczbą pozwów. Wie pan, Amerykanie... Japończycy...

- Japończycy? – Nadzieja Felstamana w jednej chwili przerodziła się w panikę. – Loty do Japonii nie są odwołane?!

Nie wiedział, co go podkusiło, by zadać do pytanie. Po prostu miał jakieś takie... przeczucie.

- No jasne, że nie są! – Dziewczyna przewróciła oczami. – Ma pan pojęcie, jak bardzo Japończycy są dokładni? Panie, oni mają życie zaplanowane co do minuty! Jakbyśmy w ostatniej chwili poodwoływali im loty, nie dali by nam spokoju! To co? Rezerwować miejsce na Okinawę?

- Już ja pani dam Okinawę! – Yakov zacisnął zęby. – Ma mi pani zaraz znaleźć lot do Petersburga! – zażądał, uderzając palcem o blat stolika. – Skoro połączenia międzynarodowe działają...

- Chyba żartujesz! – jęknął Igor. Milczał tak długo, że Felstman prawie zapomniał o jego obecności. – Chcesz skakać od lotniska do lotniska, tylko po to, by dzisiaj wrócić do domu?! Nawet nie wyjaśniłeś, dlaczego tak nagle chcesz wracać!

- Mamy lot z przesiadką z Warszawie. – zaanonsowała pracownica Aeroflotu.

- Zuch dziewczyna! – ucieszył się Yakov. – Dopilnuję, by dostała pani podwyżkę.

- Awww, jaki pan milutki! – chichocząc, lalunia złapała się za policzki.

- Oszalałeś?! – Igor wytrzeszczył oczy. – Nie możesz lecieć przez Polskę! Yakov, oni tam nie potrafią latać! Zapomniałeś już, co zrobili z naszą brzozą?!

Feltsman przewrócił oczami. Pyskata dziewucha już miała drukować dla niego bilet, gdy Antonov wepchnął rękę pomiędzy jej twarz i komputer.

- Chwileczkę!

- Ej, co pan robisz? – pożaliła się.

- Właśnie, Igor, nie przeszkadzaj! – syknął coraz bardziej zdenerwowany Yakov. – Niech szybko drukuje ten bilet, zanim dopadnie mnie kolejne prawo Murphy'ego!

- Jakie prawo Murphy'ego? O co tu w ogóle chodzi? Yakov, zrozum, jesteś moim przyjacielem... Nie mogę pozwolić ci odlecieć, gdy zachowujesz się jak niepoczytalny szaleniec!

- Na zakład z Wronkovem też nie chciałeś mi pozwolić – przypomniał Felstman. – Wtedy też zachowywałem się jak niepoczytalny szaleniec, a zobacz, jak dobrze na tym wyszedłem!

- Taaak – ostrożnie zgodził się Antonov. – Ale o zakładzie przynajmniej mi powiedziałeś. Teraz gnasz na złamanie karku do Petersburga i nawet nie chcesz wyjaśnić, co się stało. Niech zgadnę... Chodzi o Viktora, prawda?

Oczywiście, że chodzi o Viktora! A o kogo, kurwa, miałoby chodzić?!

- Nie... - Pogwizdując pod nosem, Feltsman odwrócił wzrok. – Zupełnie nie o niego chodzi!

- Naprawdę? A dla kogo innego zmieniałbyś wszystkie swoje plany? Kto inny mógłby sprawić, że wracałbyś do domu przez kraj lotniczych kamikadze?

- Eee, nie chcę nic mówić, ale ten lot zaraz przeleci panu koło nosa – wtrąciła pracownica Aeroflotu. – Za dziesięć minut zamykają odprawę.

Yakov zaczął gorączkowo myśleć nad wyjściem z tej popapranej sytuacji. Niech to szlag, jeśli zaraz czegoś nie zrobi, Igor walnie mu długą i nudną wymówkę, która wytrąci go z równowagi do tego stopnia, że jak nic przegapi swój jedyny dostępny lot!

- Musisz wreszcie nauczyć się dystansować się do Viktora – unosząc palec wskazujący, zaczął Antonov. – Jak masz czerpać radość z życia, gdy jesteś na każde jego skinienie? On ma już prawie trzydzieści lat, więc powinieneś...

- Do ciężkiej cholery, no... nie chodzi o Viktora, lecz o Lilię! – zniecierpliwionym głosem warknął Felstman.

Nie zaprzestając nerwowego zerkania w stronę bramki, pogonił dziewuchę ruchem dłoni. Igor zamrugał.

- O Lilię?

Bilet został wydrukowany. Yakov schował go do kieszeni. Pozostawało tylko pozbyć się przyjaciela, który blokował drogę do terminalu.

- Właśnie. O Lilię! Gdy jechaliśmy autem, dostałem SMSa od Tatiany. Dała mi cynk, że Lilia przytaluje dzisiaj do Petersburga. Rozumiesz, by zostać na stałe. Ponoć jest wściekła, bo najemcy wciąż siedzą w jej mieszkaniu, i nie ma gdzie spać. Zaproponuję jej pokój gościnny u siebie w domu. Kto wie? Może nawet się zejdziemy?

Był jebanym geniuszem. Nie mógł uwierzyć, że udało mu się wymyśleć tak przekonującą wymówkę! A najlepsze było to, że skłamał jedynie częściowo – jakiś czas temu rzeczywiście usłyszał od Tatiany, że Lilia planowała przenieść się z powrotem do Petersburga. Tyle że nie pamiętał, kiedy dokładnie miało to być. I nie miał wątpliwości, że jego była żona nie pozwoliłaby żadnym lokatorom panoszyć się w swoim pięknym mieszkaniu dłużej niż mieli opłacone. A już NA PEWNO nie wybrałaby noclegu w czyimś pokoju gościnnym zamiast pobytu w luksusowym hotelu.

Ale tego Igorek już nie musiał wiedzieć...

- Poważnie? – W oczach byłego menadżera pojawiły się przebłyski ekscytacji i zrozumienia. – Kurde, było mówić od razu! Znaczy... Nie sądzę, byś miał jakieś bardzo duże szanse, by ponownie zejść się z Lilią... Sam wiesz, jakie jest moje podejście do przegranych spraw, ale... Naprawdę podoba mi się twój entuzjazm! Nie wiem, czy już ci to mówiłem, ale cieszę się, że twój świat nie kręci się już tylko wokół łyżwiarstwa. Kiedyś kontaktowałbyś się z Lilią wyłącznie po to, by namówić ją do zrobienia programu dla twojego ulubieńca, a teraz planujesz taki romantyczny, zupełnie niezwiązany z pracą gest! Ach, nie mogę się doczekać, aż opowiem o wszystkim Marlence. Zawsze bardzo wam kibicowała! Mówiła, że jesteście jak bohaterowie jej ulubionego Harlequina i...

- Świetnie! – Yakov bezceremonialnie odepchnął kumpla na bok. – Przeproś ode mnie żonę, przekaż uściski wnukom, dzięki za wszystko, trzymaj się, do zobaczenia!

Idąc w stronę bramek, usłyszał zza pleców radosne „wybaczam ci, bo jesteś zaślepiony miłością" i jeszcze raz pogratulował sobie fantastycznej wymówki. Ech, żeby tylko z Vityą miał tyle samo szczęścia co z Igorem!

Kiedy jakiś czas później próbował wkomponować tyłek w ciasne siedzenie klasy ekonomicznej (w biznesowej nie było już miejsc), ujrzał sypiący za oknem śnieg i usłyszał hałas rozpędzającego się samolotu, przeszło mu przez myśl, że może... może rzeczywiście zachowywał się jak szaleniec?

Może Bóg wcale nie był wrednym sukinsynem? Może rzucał mu kłody pod nogi, bo chciał go czegoś nauczyć?

Odpuść – zdawał się mówić głos z nieba. – Daj spokój! Próbujesz zatrzymać zmiany, które już się zaczęły.

Yakov wpatrzył się w wirujące w powietrzu płatki śniegu i poczuł w sobie przypływ buntu. Jak, u licha, miał dojść do porządku dziennego ze zmianami, które były tak niespodziewane?!

Śnieg nie powinien spadać na samym początku wiosny, tak nagle i bez ostrzeżenia. Zaś Japończyk Viktora nie powinien rozpływać się w powietrze na długie miesiące, by potem zupełnie znienacka zrzucić bombę w postaci wstrząsającego filmiku!

Wzdychając, Felstman oparł policzek na dłoni. Nie wiedział jeszcze, czym była ta straszna zmiana, którą usiłował zatrzymać, ale miał nadzieję, że uda mu się zdążyć na czas.

XXX

Tylko jedna rzecz była gorsza od zalegających w telefonie hektolitrów wiadomości – brak dostępu do tych wiadomości!

Po wylądowaniu w Petersburgu, wymiętolony po dwóch lotach Yakov popełnił wielki błąd – kliknął przycisk „uruchom ponownie", naiwnie wierząc, że w ten sposób zmusi powolnego smartfona do szybszego reagowania na polecenia. Ale właśnie wtedy pojawił się największy koszmar każdego nałogowego użytkownika sprzętu elektronicznego. Wielki tłusty napis:

„ROZPOCZĘTO AKTUALIZACJĘ!"

- Jaja sobie robisz?! – Felstman wydarł się na całe lotnisko. – A idź w pizdu ze swoimi aktualizacjami!

Wyciągnął swój zapasowy telefon i ze złością zdał sobie sprawę, że nie zabrał do niego baterii. To tyle jeśli chodzi o zaszczytny tytuł „Tego Przezornego i Zawsze Ubezpieczonego".

Rozważał, czy nie spróbować szczęścia ze staromodnym telefonem na monety albo poprosić kogoś o pożyczenie komórki, ale po namyśle uznał, że będzie go to kosztowało zbyt wiele cennych minut. Rozsądniej będzie wsiąść do najbliższej taryfy, zapłacić taksówkarzowi podwójną stawkę, by złamał wszystkie możliwe przepisy, a następnie osaczyć Viktora osobiście.

Z racji kulejącego życia towarzyskiego srebrnowłosy gamoń na dziewięćdziesiąt procent przebywał albo na lodowisku albo u siebie w mieszkaniu. Lokalizacja numer dwa była bliżej, więc Yakov postanowił zacząć od niej.

Kiedy dojechali na miejsce, było już ciemno jak diabli. Siedemdziesięcioletni trener dopiero teraz uświadomił sobie, od jak dawna jest w podróży. Spędził w pieprzonych środkach transportu dobre dziesięć godzin! Mimo to nie czuł w sobie ani krzty zmęczenia – nadchodząca konfrontacja z Viktorem napełniała go adrenaliną.

- Ile by mnie nie było, proszę nie odjeżdżać – mruknął do taksówkarza. – Dobrze zapłacę.

- Zawsze dobrze pan płaci, panie Feltsman – radośnie odparł wąsaty facet w meloniku. – Jak tylko pana zobaczyłem, omal nie skasowałem dwóch innych taksówek, byle tylko zdążyć przed nimi.

No proszę, nawet taryfy mnie znają – pomyślał Yakov, wysiadając z auta.

Vitya jak nic skomentowałby to jakimś durnowatym tekstem. Felstman już nie mógł się doczekać, by go zobaczyć.

Zobaczyć, wypytać, zorientować się, że nic głupiego się nie dzieje, a następnie odetchnąć z ulgą i pójść do baru, by w ramach odreagowania walnąć sobie kielicha.

Śnieg sypał się z nieba jak opętany, więc Yakov otulił się płaszczem i potruchtał w stronę budynku. Błyskawicznie odnalazł drzwi prowadzące do luksusowego apartamentu Viktora, wyciągnął klucz, który potajemnie sobie dorobił i już... już miał nacisnąć klamkę, ale w ostatniej chwili się zawahał.

A jeśli w korytarzu będą stały spakowane walizki? – zaniepokoił się.

Potrząsnął głową. Dłoń ze złotym sygnetem drugi raz zawisła nad klamką, ale znowu w ostatniej chwili się cofnęła.

O Boże... a jeśli w jego łóżku będzie leżał Japończyk?!

Zwariowałeś? – Yakov został przywołany do porządku przez własny Rozsądek. – Minęło dopiero pół dnia. Tak szybko by go tutaj nie sprowadził! Chyba...

Siedemdziesięcioletni trener wziął głęboki oddech.

Grunt to nie wpadać w paranoję! – powtarzał sobie w głowie jak mantrę. – Grunt to nie wpadać w paranoję!

Nareszcie odważył się otworzyć drzwi.

Grunt to nie wpadać w...

O KURWA!

Przez magiczne piętnaście sekund Yakov miał jeszcze złudną nadzieję, że może pomylił mieszkania. Jednak po czterokrotnym sprawdzeniu numeru musiał przyjąć do wiadomości, że jest we właściwym miejscu. No, chyba że na drzwi nałożono jakąś klątwę, która w magiczny sposób przenosiła człowieka do Transylwanii.

Jak inaczej wyjaśnić fakt, że coś, co jeszcze tydzień temu było gustownym i eleganckim mieszkaniem, przypominało obecnie rezydencję wampira?

Po nieprzyzwoicie drogich meblach nie było śladu. Na ich miejscu stały krzesła i stoliczki wyglądające, jakby pamiętały dziewiętnasty wiek. Ze znajomych rzeczy ostała się jedynie ulubiona sofa Viktora, lecz Yakov rozpoznał ją dopiero po chwili, bo została przykryta ponurą czarną narzutą. Przy czym to wszystko nie byłoby jeszcze aż tak dziwne, gdyby nie zasłonięte żaluzje i rozstawione wszędzie świecie.

Kto normalny zapala w pomieszczeniu co najmniej pięćdziesiąt świec? Jezu, ale Vitya chyba nie został satanistą?! A może coś mu się pomyliło i ubzdurał sobie, że dziś Halloween? Albo dał się namówić na maraton filmów o wampirach i postanowił zbudować atmosferę?

Nie, to bez sensu. Gdyby Vitya organizował seans „Zmierzchu", wokół byłyby rozstawione kartonowe postacie przedstawiające aktorów z gołymi klatami, a nie świece, przez które pies mógłby sobie poparzyć łapy.

Swoją drogą, gdzie podziewa się Makkachin?

W sumie to, gdy dokładniej się przyjrzeć, to telewizora też nie było. Ani laptopa. Za to na szafce wciąż stały głośniczki i właśnie zaczęła się z nich wydobywać muzyka - „Upiór w operze" w wykonaniu Nightwisha. To powoli przestawało być śmieszne...

Yakov doszedł do wniosku, że najzwyczajniej w świecie ktoś go wkręca. Już miał burknąć: „Vitya, przestań się wydurniać", ale gdy otworzył usta, nagle pojawiła się przed nim twarz do połowy zasłonięta przez białą maskę.

- Najdroższa, kocham cię! – powiedział grobowy głos. - Wyjdź za mnie!

- KURWA MAAAAĆ!

Refren piosenki Nightwisha zlał się z krzykiem Yakova i trzaskiem łamiącego się stoliczka, na który spadło pokaźnych rozmiarów dupsko.

Kilka gróźb, parę stłuczonych naczyń i trylion teorii spiskowych później siedemdziesięcioletni trener stał ze stopą opartą o klatę leżącego na podłodze młodzieńca, trzymając w drżącej dłoni zdjętego chwilę wcześniej buta. Zanim jednak zdążył zamachnąć się i przetestować instrukcje zawarte w bestsellerowej książce pod tytułem „Trzysta kreatywnych sposobów zrobienia komuś kuku", uświadomił sobie, że osaczony przez niego gnojek to nie kolejny psychofan Viktora, lecz...

- Georgi?

Popovich zaprzestał nerwowego recytowania „Ojcze Nasz" po łacinie, odchylił maskę i ze zdziwieniem wykrztusił:

- Trener?

Przez chwilę wpatrywali się w siebie z wyrazem identycznego ogłupienia. W końcu potrząsnęli głowami. Yakov przestał dociskać ucznia stopą, a Georgi podniósł się z podłogi.

Feltsman zbierał się do zapytania, co to wszystko miało znaczyć, ale zanim zdążył się odezwać, rzucono w niego informacją, która jeszcze bardziej zbiła go z tropu.

- Przyszedł trener z gratulacjami? – poruszonym tonem zapytał Georgi.

Yakov na moment zapomniał języka w gębie.

- Gratulacjami? – powtórzył głupio.

Popovich energicznie pokiwał głową. Następnie podreptał do odtwarzacza płyt, by wyłączyć „Upiora w Operze". Wyraz twarzy miał rozmarzony, co z punktu widzenia Yakova było kompletnie durne.

Kto łazi z podobną miną tuż po tym, jak omal nie został zamordowany przez własnego trenera?

Z drugiej strony, to nie tak że Feltsman miał pod opieką jakichś normalnych ludzi. Po tak wielu latach powinien świetnie rozumieć swoich wychowanków. A przynajmniej teoretycznie.

- Jest trener za wcześnie – rzucił Georgi, poprawiając stojące na parapecie świece. – To jeszcze się nie stało.

- „To"? – z irytacją powtórzył Feltsman. – Jakie, kurwa, „to"?

Kolejna część „Zmierzchu"? Premiera najnowszego filmu „Disneya"? Apokalipsa? Na litość boską, czy te przeklęte dzieciaki nie mogą po prostu mówić wprost?

Oświadczyny! – oznajmił Georgi.

Przerażony, Yakov złapał się za resztki włosów.

Dobra, zmieniłem zdanie! Chyba jednak wolę NIE-wprost!

- O-oświadczyny? – powtórzył z deczka spanikowanym tonem. – Czyje? Ale chyba nie Viktora?!

- Co? Nieee. Oszalał trener? Dlaczego od razu Viktora? Chodzi o MOJE oświadczyny! – Georgi dumnie postukał się palcami w pierś. – Moje dla Ani. Zbierałem się do tego już od bardzo dawna. To trener nie pamięta?

Trzeba było trochę wysilić mózg, ale po chwili w głowie siedemdziesięciolatka zmaterializował się obraz Popovicha siedzącego na ławce w parku, zrywającego kolejne płatki stokrotki i mamroczącego pod nosem „oświadczyć się, nie oświadczyć się". I tak co czwartek. Hmm... to musiało oznaczyć, że podczas ostatniego wypadu nareszcie wypadły oświadczyny. Jak Yakov mógł do tego dopuścić?!

A tak się starałem, by podsuwać mu stokrotki z parzystą liczbą płatków – zganił samego siebie.

Że też pozwolił sobie na tak karygodne zaniedbanie! Zapewne był zbyt zajęty sondowaniem Viktora, który siedział obok i z nadąsaną miną maltretował liście lipy, podśpiewując pod nosem „kocha, lubi, szanuje".

To mu o czymś przypomniało.

- Mniejsza o oświadczyny! – burknął do Georgija, który właśnie poprawiał ustawione w wazonie róże. – Zacznijmy od spraw najbardziej podstawowych.

- Takich jak treść przysięgi małżeńskiej? – spytał Popovich.

- Trochę bardziej podstawowych – wycedził Yakov. Splótł palce dłoni i powoli zagaił: - Na przykład... co ty tu w ogóle robisz?

­- Mieszkam! – padła radosna odpowiedź.

Mózg Felstmana na chwilę się zaciął.

- Viktor tu mieszka.

- No wiem!

Yakov zacisnął zęby. Przypomniał sobie te wszystkie chwile, gdy jego laptop wyświetlał jakieś tajemnicze komunikaty, a potem przyłaził jeden z zarozumiałych programistów i gadał o problemie, jakby to było coś oczywistego. Georgi gapił się teraz na trenera w identycznie wkurwiający sposób – jakby żadne dodatkowe wyjaśnienia nie były potrzebne i Feltsman miał od razu wszystko zrozumieć.

Jaka szkoda, że w pobliżu nie było żadnej klawiatury, którą można by rzucić w upierdliwy okaz...

- Słuchaj uważnie, Georgi – Yakov wycelował w ucznia palec ze złotym sygnetem. Każdy łyżwiarz z Klubu Mistrzów rozumiał, że podobny gest ze strony trenera oznaczał „ostatnie ostrzeżenie", więc Popovich natychmiast się wyprostował, jak dobrze wytresowany żołnierz. – Masz mi odpowiadać pełnymi zdaniami i tak wyczerpująco, jak tylko potrafisz. Zrozumiano?

Energiczne potakiwanie głową.

- No dobra – Felstman wziął głęboki oddech, zmuszając się do zachowania spokoju. – Od początku. Czemu jesteś w mieszkaniu Viktora?

- Bo on w nim teraz nie jest.

Na widok pulsującej na czole trenera żyłki, Georgi błyskawicznie się zreflektował:

- Znaczy się... eee... To apartament Viktora, ale teraz w zasadzie mój, bo on mi go wypożyczył.

- Wypożyczył?

- Na potrzeby oświadczyn. Nooo... ewentualnie jeszcze miesiąca miodowego.

- Miesiąca miodowego?!

Yakov omal się nie przewrócił. Wytrzeszczał na ucznia pełne niedowierzania oczy.

- Vitya tak powiedział? – wykrztusił, poluzowując krawat. – Że wypożycza ci swoją chatę aż do miesiąca miodowego?

- Tak. Mniej więcej.

- Jego czy twojego?

- Co?

- JEGO miesiąca miodowego, czy TWOJEGO miesiąca miodowego? – Yakov praktycznie się wydarł.

- To chyba jasne, że mojego! – urażonym tonem odparł Georgi. – I nie musi trener aż tak wrzeszczeć. A co jeśli Ania usłyszy i się przestraszy? Spóźnia się dopiero cztery godziny. Na pewno w końcu przyjdzie!

Felstman powiódł zrezygnowanym wzrokiem po upiornie przystrojonym pomieszczeniu, pokręcił głową i wyjął z kieszeni notes.

- Co trener robi? – zainteresował się Popovich.

- Zapisuję sobie, że mam cię umówić do terapeuty – nie przerywając wykonywanej czynności, wymamrotał Yakov.

- Hę? Ale po co?

- Byś mógł się przygotować do odpowiedzialności, jaką niesie ze sobą małżeństwo.

- Aaaach, to rzeczywiście bardzo mądre! – zachwycił się Georgi. – To takie miłe, że trener planuje wszystko z takim wyprzedzeniem. Zupełnie jak Trybik z „Pięknej i Bestii".

A mam jakieś, kurwa, wyjście? – zamykając notes, pomyślał Yakov.

Już samo wyobrażanie sobie roznoszącego się po całym lodowisku płaczu Popovicha sprawiało, że rozbolała go głowa. Ech, i znowu wszyscy będą musieli łazić z zatyczkami w uszach. Wszystko przez to, że Yakov nie dopilnował cholernych płatków... Niech to wszystko szlag trafi!

Noo, ale przynajmniej Viktor nie „wypożyczył" Georgijowi mieszkania do swojego własnego miesiąca miodowego. To już coś! Przynajmniej jeden jasny punkt w tym popapranym...

Nie. Zaraz.

Jaki, u licha, jasny punkt?! Jeśli Yakova pamięć nie myliła, to kiedy ostatnio pił ze srebrnowłosym utrapieniem i omawiali temat ewentualnego ślubu Popovicha, to rozmowa przebiegła mniej więcej w taki sposób:

- Dobra, to ile obstawiasz? – biorąc łyk z butelki, rzucił Vitya. – Ożeni się za jakieś dwadzieścia lat?

- Chyba, kurwa, świetlnych! – opróżniając browara prychnął Felstman.

Na co Nikiforov zgodnie pokiwał głową. Co by oznaczało... oznaczało...

O cholera, niech to nie oznacza tego, co Yakov wywnioskował, po tym jak jego biedne neurony nareszcie zaskoczyły!

No ale, na logikę... Skoro Vitya udostępnił Georgijowi mieszkanie do czasu wydarzenia, które miało mieć miejsce w baaardzo odległej przyszłości (o ile w ogóle będzie miało miejsce!)... I skoro pozwolił doprowadzić wspomniane mieszkanie do takiego stanu... W dodatku zabrał ze sobą psa...

Och nie. A więc to jednak oznaczało to, czego Yakov obawiał się najbardziej?!

W ostatnim akcie desperacji Feltsman złapał Popovicha za ramiona i wyrzucił z siebie:

- Powiedz mi, co planuje Vitya! Gdzie on, do licha, jest?!

- Jak to, „gdzie"?

- Jeszcze raz zacznij zdanie od „jak to", a wypierdolę cię przez okno! – zagrzmiał Yakov.

- Och, no niech już trener się nie gniewa, to tylko taki odruch! – nadąsanym tonem odparował Georgi. – Skąd miałem wiedzieć, że trener nie wie? Przecież trener zawsze dowiaduje się o wszystkim pierwszy, a nie, kurde... ostatni.

Wypowiadając ostatnie słowo spojrzał na Feltsmana w bardzo podejrzliwy sposób, jakby obawiał się, że go podmienili. Coś w tym było. Siedemdziesięciolatek tak niepokoił się o Viktora, że w ogóle nie czuł się w tej chwili sobą.

Aż bał się zapytać.

- No a o czym... - przełknął ślinę. – O czym niby dowiaduję się jako ostatni?

- Nooo... że Viktor jedzie do Japonii.

O kurwa!

Yakov nie mógłby się bardziej przerazić, nawet gdyby wręczono mu zaproszenie na ślub Nikiforova i Katsukiego.

- Jak to „jedzie do Japonii"?! – krzyknął, łapiąc Georgija za ramiona i energicznie nim potrząsając. – Po co? Na ile?!

- No nie wiem. – Popovivh zamyślił się. – Jak go o to zapytałem, dał mi bardzo dziwną odpowiedź.

- „Dziwną"? Co to, kurwa, znaczy „dziwną"?! Nie, czekaj...

Yakov usiadł na sofie, splótł palce dłoni i nerwowo przełknął ślinę.

- Zademonstruj! – zażądał. – Masz mi odpowiedzieć dokładnie tak, jak on ci odpowiedział. Tylko żebyś mi, kurwa, niczego nie pominął! Zrozumiano, Georgi?

Popovich energicznie pokiwał głową.

- No dobra – westchnął Yakov. – W takim razie ja jestem tobą a ty nim. Pytam się ciebie: „na ile jedziesz do cholernej Japonii?" A ty na to...?

Georgi splótł dłonie jak do modlitwy i rozmarzonym głosem wyrzucił z siebie:

- Nie wiem! Może na zawsze?

O kurwa do kwadratu!

Yakov złapał się za głowę.

A więc jednak się spóźnił! Szlag, trzeba było złapać stopa i spróbować dotrzeć do Petersburga drogą lądową, zamiast tłuc się przez cholerną Warszawę! Albo lepiej: dorwać policjantów i zażądać od nich, by dowieźli go na miejsce na włączonym sygnale. A teraz Viktor... zaraz!

Yakov uchwycił się ostatniego maleńkiego promyczka nadziei i zafiksował wzrok na Popovichu.

- „Jedzie do Japonii" – wycedził, dokładnie podkreślając każde słowo. – Tak właśnie powiedziałeś, Georgi? „Jedzie" a nie „POjechał"? W czasie teraźniejszym, tak?

- Jeśli się nie mylę, to chyba teraźniejszy niedokonany, ale nie jestem pewien, bo w szkole...

- Mniejsza o gramatykę! – burknął Yakov, zrywając się na nogi. – Skupmy się na słowie „niedokonany". – Położył dłoń na klamce od drzwi wejściowych i obejrzał się, by jeszcze raz spojrzeć na Popovicha. – Do mojego powrotu masz tu posprzątać! Viktor nigdzie nie poleci.

- Ale, trenerze, ja nadal czekam na Anię! – zajęczał Georgi.

Przypadek beznadziejny!

Feltsman z rezygnacją pokręcił głową. Już miał wyjść, gdy o czymś sobie przypomniał.

- Wiesz, z którego lotniska odlatuje?

- Chyba z Pułkowa. Och, ale wcześniej miał wpaść na lodowisko i ze wszystkimi się pożegnać. Chciał ci o tym wszystkim powiedzieć, trenerze, ale nie mógł się dodzwonić.

- ON nie mógł dodzwonić się DO MNIE?!

Jak to w ogóle możliwe? No, chyba że podejmował próby, gdy Yakov siedział w samolocie i miał wyłączony telefon. Zresztą, nie było czasu, by to roztrząsać. Liczyła się każde minuta.

Pozostało mieć nadzieję, że Feltsman nie zginie śmiercią tragiczną, gdy już drugi raz rozkaże taksówkarzowi złamać wszelkie możliwe przepisy...

XXX

- Tylko uważaj na mangozjebów! – ostrzegła Mila.

- I na yaoistki! – unosząc palec wskazujący dodała Julka.

- Dzięki, dziewczyny, jesteście kochane! – zaszczebiotał Vitya.

Stał tam, skurczybyk jeden, w tym swoim płaszczu za dziesięć tysięcy rubli, ściskając w dłoni dokładnie tą samą podniszczoną walizkę, w którą się spakował, gdy wiele lat temu spierdolił z domu.

I co, może myślisz, że potajemnie sobie wyjedziesz?! – Yakov przylgnął nosem do szyby taksówki i łypnął na wychowanka. – Nie na mojej warcie, gówniarzu!

Cholerny pojazd wreszcie się zatrzymał.

- Reszty nie trzeba! – burknął Feltsman, rzucając taksówkarzowi plik banknotów, na widok których koleś omal nie zesrał się ze szczęścia. – Gdy będzie trzeba, zadzwo... mphf!

W swojej desperacji wydostania się na zewnątrz, zapomniał jak blisko są drzwi. Gdy nacisnął klamkę, po prostu wyturlał się na chodnik, zaliczając kilka bolesnych koziołków i kląc na całą ulicę.

Viktor, Mila i Julia obserwowali to z minami pod tytyłem: „czemu mnie to nie dziwi?"

Nazarova szturchnęła Babichevę łokciem w żebra, na co rudowłosa dziewczyna zaklęła pod nosem i podała koleżance kilka monet. Młode łyżwiarki ostatni raz poklepały srebrnowłosego gamonia po imieniu, po czym weszły do budynku Klubu Mistrzów, by schować się przed zimnem.

Vitya obserwował otrzepującego się trenera nieprzeniknionym wzrokiem. Aż wreszcie jego usta ułożyły się w charakterystyczny uśmiech w kształcie serca.

- Ach, Papciu, co za niespodzianka! – zaśpiewał tonem, który tak bardzo wkurwiał Feltsmana. – Tak się właśnie zastanawiałem, czy zobaczymy się przed wyjazdem. Kiedy nie odbierałeś, uznałem, że musisz siedzieć w samolocie, dlatego wiesz... tego...

Twarz mu spoważniała. To zapewne wina światła, ale wcale nie wyglądał jak impulsywny gówniarz, robiący co mu się podoba, ale jak dojrzały mężczyzna, w pełni świadomy swoich potrzeb. Kto wie? Może rzeczywiście nim był?

Nie, to wina światła! – pomyślał Yakov, gniewnie krzyżując ramiona. – Cholerny śnieg wszystko zniekształca. Jak nic wina światła!

- Wiesz, ja nigdy nie byłem zbyt dobry w pożegnaniach – przyznał się Vitya, nerwowo masując kark. – Nie mam pojęcia, jak rozegrać to, byś był trochę mniej wkurzony niż jesteś, więc... eee... Może po prostu pominiemy etap, gdy próbujesz mnie powstrzymać i od razu przejdziemy do etapu, gdy dajesz mi mocnego przytulasa, nazywasz mnie „swoim ulubionym problemem" i życzysz mi powodzenia? Byłoby bardzo fajnie, gdybyś to zrobił!

Feltsman popatrzył na wychowanka w taki sposób, jakby ten zaproponował mu wspólny striptiz na rurze.

- Nie? – z żalem westchnął Nikiforov. – No trudno! Słuchaj, chętnie pogadałbym dłużej, ale mój samolot niedługo odlatuje i umówiłem się z taksówkarzem za mostem, więc... tego... Zgadamy się przez telefon, Papciu!

I tyle. Jak gdyby nigdy nic odwrócił się i zaczął iść przez cholerny most. A najgorsze było to, że Yakov nawet nie wiedział, co mu powiedzieć.

Jadąc tutaj, przygotował sobie długą listę argumentów i jeszcze dłuższą listę gróźb, ale teraz, gdy nareszcie stanął przed Viktorem, wszystko wyleciało mi z głowy. Czując się strasznie żałośnie i głupio, pobiegł za srebrnowłosym utrapieniem i wyrzucił z siebie:

- Vitya, nie wyjeżdżaj! Zostań tutaj!

Nikiforov obejrzał się przez ramię. Miał w oczach rozmarzenie, którego Feltsman dawno u niego nie widział.

Dawno, lub nigdy.

- Yakov, jesteś najlepszym trenerem, na jakiego mogłem trafić. To się nigdy zmieni.

Nawet najgenialniejszy trener nie jest cudotwórcą! – pomyślał rozdrażniony Feltsman. – Nie można tak po prostu „zrobić sobie przerwy" od zawodowego łyżwiarstwa, a potem wrócić, kiedy tylko się chce! Musisz to zrozumieć!

- Jeśli odejdziesz, już nie będzie dla ciebie powrotu! – zadeklarował, w duchu modląc się, by Vitya wychwycił ukryty przekaz. By z tego jednego zdania wyczytał wszystkie konsekwencje swojego lekkomyślnego czynu.

Jesteś Viktorem Nikiforovem. Łyżwiarstwo figurowe to sens twojego istnienia. Miłość twojego życia! Jeśli się go wyrzekniesz, nie zostanie ci NIC!

Oczywiście Yakov bardzo by się cieszył, gdyby jego wychowanek znalazł sobie nowe rzeczy do kochania, ale w tej chwili nie sądził, by było to możliwe.

Vitya chyba nie łudził się, że znajdzie coś wyjątkowego u boku chłopaka, którego ledwie znał?! Do ciężkiej cholery... to prawdziwe życie, a nie pieprzona bajka Disneya!

Walizka z cichym plaśnięciem upadła na śnieg i przez jeden piękny ułamek sekundy Feltsmanowi wydawało się, że nie zniechęcił wychowanka do wyjazdu. Ale wtedy...

- Do widzenia – wyszeptał Vitya, podnosząc trenerowi ciśnienie niespodziewanym cmoknięciem w policzek. – Wybacz, że tym razem cię nie posłucham. O, widzę, że jest już moja taksówka! No to pa, Yakov!

„No to pa"? Już ja ci, kurwa, dam „no to pa"!

Feltsman zacisnął zęby. Kiedy pojawiła się taryfa, bezceremonialnie wpakował się na tylne siedzenie obok wychowanka.

Przez pewien czas siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w pisk zbierających śnieg wycieraczek. Pogoda z każdą chwilą robiła się coraz bardziej parszywa. Może odwołają loty?

- Yakov – westchnął Vitya. – Ale ty wiesz, że ja tak czy siak wsiądę do tego samolotu?

To się jeszcze okaże! – pomyślał Feltsman, wojowniczo krzyżując ramiona.

- Co by się nie działo, dzisiaj polecę do Japonii – ciągnął Nikiforov.

Chyba, kurwa, w snach...

- Nawet gdybym miał lecieć przez Warszawę!

Przerobiłem to. Nie polecam!

- Yakov, daj już spokój – w głosie srebrnowłosego łyżwiarza zabrzmiało zniecierpliwienie. – Wiem, jak bardzo chcesz mnie powstrzymać, ale...

- Ja miałbym ciebie powstrzymywać? – niewinnym tonem odparł Yakov. – Ależ skąd! Przecież jesteś dorosły. Jak chcesz, to leć.

- Że co?! – Vitya wytrzeszczył oczy. – Zgadzasz się, bym leciał?

- Ależ oczywiście. Nawet dam ci mojego niezawodnego dmuchanego rogala, byś mógł go sobie podłożyć pod łeb.

- Ej! Ale sarkazm to mógłbyś sobie darować!

- Jaki sarkazm? Mówię śmiertelnie poważnie. Proszę Vitya, oto dmuchany rogal na drogę, mam nadzieję, że pogoda w Japonii będzie świetna, szczęśliwej drogi, powodzenia!

Yakov czuł się równie podstępnie jak Sidious manipulujący Anakinem Skywalkerem. Przez ten czas, gdy on i Vitya siedzieli obok siebie w milczeniu, zdążył sobie wszystko przemyśleć i doszedł do wniosku, że jego pierwotna strategia nadaje się do kosza.

Że niby jakieś przekonywanie? Straszenie? Dzwonienie do kolegi z sił specjalnych, by zatrzymał nieszczęsny samolot? To i tak nic nie da, bo Viktor to stan umysłu, a konkretniej taki stan, który każe jeszcze bardziej upierać się przy swoim, ilekroć z ust trenera padnie magiczne słowo „nie".

Do tego bachora należy podejść sposobem! Uśpić jego czujność pozorną zgodą na wyjazd i dopiero potem zacząć go urabiać.

- Tak dla jasności: naprawdę ci to pasuje? – bąknął Vitya, miętoląc w dłoniach spłaszczonego rogala, jakby nie mógł uwierzyć, że rzeczywiście go dostał. – Tak po prostu zgadzasz się, bym poleciał do Japonii?

- Oczywiście, że się zgadzam – przypatrując się swoim paznokciom, powiedział Yakov. – Jestem racjonalnym człowiekiem i nie widzę nic złego w tym, że mój nieprzyzwoicie bogaty, utytułowany wychowanek postanawia udać się na spontaniczne wakacje. Co więcej: głęboko wierzę w to, że ty również jesteś racjonalnym człowiekiem, Vitya. I zapewne zrobisz to, co każdy racjonalny człowiek by zrobił, to znaczy polecisz do Japonii, prześpisz się z ładnym chłopcem, a jak już wybawisz się po wsze czasy, grzecznie wrócisz do Rosji.

- Hej! – Viktor wyglądał na szczerze urażonego. – Nie lecę tam tylko po to, by przespać się z Yuurim. – oświadczył, wydymając usta w obrażony dzióbek. - Zostanę jego trenerem!

- „Trener" to nazwa jakiejś nowej pozycji seksualnej?

- Dobra, Papciu, teraz to już naprawdę przesadzasz! Możesz na chwilę przestać być złośliwy i posłuchać, co mam do powiedzenia? Skoro już postanowiłeś pojechać ze mną na lotnisko, skorzystam z okazji i spróbuję ci wytłumaczyć mój punkt widzenia. Tylko bądź tak miły i potraktuj mnie jak dorosłego!

Jak, przepraszam bardzo, KOGO?! – wewnętrzny Yakov wybuchł histerycznym śmiechem.

Biorąc pod uwagę, co się w tej chwili działo, mógł patrzeć na Viktora tylko w jeden sposób.

Jego umysł wyprodukował wizję ośmiolatka z długimi srebrnymi włosami.

- Nie bądź takim penisistą! – zaszczebiotał Vitya, radośnie wymachując nóżkami ubranymi we fioletowe trampeczki. – Przecież nie jadę na obóz skurwiwalowy, tylko odwiedzam miłego kolegę w Japonii. Będziemy kąpać się w analsenach i macać się po siusiakach!

- No a co z twoją karierą? – słabym głosem spytał Yakov.

- Eee tam, jakoś to będzie! – chłopczyk przeciągnął się na siedzeniu. – Napiszesz mi usprawiedliwienie i sędziowie wszystko mi wybaczą.

- Sędziowie może tak, ale Jurij Plitetsky z pewnością nie – Feltsman z rezygnacją pokręcił głową. – Vitya, on cię ukatrupi!

- Miałby się gniewać na takiego słodziaka jak ja? – z niedowierzaniem odparł dzieciak, odrzucając do tyłu długie srebrne włosy. – Wyluzuj, na pewno znajdę jakiś sposób, by go ugłaskać. Kupię mu w Japonii słuchawki z Hello Kitty i...

- Yakov! YAKOV!

Feltsman podskoczył na siedzeniu, gdy Viktor kilka razy pstryknął mu palcami przed nosem. „Dorosły" Viktor, znaczy się. Nie ten mały, wyimaginowany.

- Yakov, przestań – poprosił z rezygnacją. – Cokolwiek sobie teraz myślisz, przestań natychmiast. I nie chodzi nawet o to, że poprosiłem, byś traktował mnie jak dorosłego i zupełnie to zignorowałeś. Yakov, kiedy masz taką minę, przerażasz mnie! Wyglądasz jeszcze gorzej niż wtedy, gdy wypuścili „Przebudzenie Mocy" i uświadomiłeś sobie, że to najgorszy film w historii „Gwiezdnych Wojen". Zniosę wszystko, tylko błagam, nie patrz na mnie w taki sposób.

- A niby jak, kurwa, mam na ciebie patrzeć?! – Brew Feltsmana zadrżała z irytacją.

- Dobra, tak już lepiej – Vitya wyraźnie się rozluźnił. – Zaczynasz zachowywać się jak zwykle, więc chyba jednak nie grozi nam katastrofa.

- Jak to „nie grozi nam katastrofa"?! – ryknął czerwony ze wściekłości Yakov. – A jak, przepraszam bardzo, nazwiesz to, co dzieje się teraz? Jeszcze wczoraj układałeś programy na nowy sezon, a dzisiaj postanowiłeś spierdolić do Japonii, i to na dodatek za moimi plecami!

- Ej, tylko bez takich! Przecież do ciebie dzwoniłem. Nie moja wina, że wyłączyłeś telefon, chociaż nigdy tego nie robisz!

- Oczywiście, że nie twoja wina! – prychnął Feltsman. – Ilekroć wydarza się coś głupiego, to nigdy nie jest twoja wina! I właśnie dlatego nie nadajesz się na trenera, Vitya. Wybacz, że ci to mówię, ale skoro nic innego nie działa, zostaje mi brutalna szczerość.

Wyciągnął gruby jak lufa pistoletu palec wskazujący, szturchnął nim wychowanka w pierś i ryknął:

- Masz. Największy. Antytalent. Do trenowania. Jaki. W życiu. Widziałem!

- Rzeczywiście brutalna szczerość. – Z miną nadąsanej królewny, Vitya skrzyżował ramiona i wydał ponure westchnienie.

- Lepiej, żebyś usłyszał ją tutaj, niż pojechał na drugi koniec świata i dostał prawdą prosto w twarz – odparł Yakov, już nieco spokojniej niż chwilę temu. – Zrozumiałbym, gdybyś chciał po prostu spotkać się z tym całym Katsukim... Nie wiem, zaprosić go na kawę albo zabrać go na jakąś inną gejowską randkę. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo byłeś rozczarowany jego nieobecnością podczas Mistrzostw Świata i przez to świerzbią cię łapska, by zrobić coś impulsywnego. Ale, na litość boską, Vitya... Nie możesz rzucać wszystkiego w diabły z powodu jednej prośby, w dodatku wypowiedzianej po pijaku! I to nie tylko ze względu na ciebie. Przede wszystkim ze względu na jego!

Nikiforov otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz Feltsman nie dopuścił go do słowa.

- Katsuki nie jest jak nasz Juraśka, którego wystarczy odpowiednio podpuścić, a pojedzie ci, co tylko zechcesz. To dorosły chłop z ogromnym bajzlem emocjonalnym w pakiecie. Starsi i bardziej doświadczeni od ciebie nie zdołali zrobić z niego dobrego zawodnika. I co? Myślisz, że TY dasz radę? Co ty w ogóle wiesz o nerwach, Vitya? O presji? O stresie przed zawodami? Ostatni raz zmagałeś się z tego typu problemami, gdy byłeś małym smrodem! Jesteś pewny siebie jak diabli, co jest twoją największą zaletą, a zarazem przekleństwem. Przez to, że taki jesteś, kompletnie nie umiesz sobie wyobrazić, co czują inni zawodnicy. Słuchaj, jeśli aż tak ci zależy, mogę zaprosić tego całego Katsukiego na jeden z naszych letnich obozów i wtedy...

- Nie mogę czekać tyle czasu! – z desperacją wyrzucił z siebie Vitya.

Zaciskał dłonie na kolanach. Sprawiał wrażenie, jakby był z Yakovem tylko ciałem, a myślami przebywał już w Japonii, trzymając za rękę czarnowłosego wybranka.

- On mnie potrzebuje – wyszeptał, patrząc w dół zamglonym wzrokiem. – Teraz! Powiedział mi.

- Niby kiedy? – zdziwił się Yakov. – Na tamtym filmiku? Ale przecież nic nie mówił.

- Nie musiał. To, jak pojechał mój układ... Sam wyraz jego twarzy... Wszystkie ruchy jego ciała... Wiem, że myślał wtedy o mnie! Po prostu to wiem, Yakov! Przekazał mi wiadomość.

- Nie prościej zrobić to SMSem? – mruknął Feltsman, drapiąc się po karku i z rezygnacją odwracając wzrok.

- Niektórzy wyjątkowi ludzie nie potrafią mówić rzeczy wprost – z prostotą odparł Vitya. – A taki właśnie jest Yuuri: wyjątkowy. Chcę pomóc mu to dostrzec! Ja...

Westchnął i z rozmarzonym uśmiechem dokończył:

- Chcę być dla niego tym, kim ty byłeś dla mnie.

- Ja z tobą, kurwa, nie sypiam! – fuknął Yakov.

- Wiesz, że nie to mam na myśli – Viktor popatrzył na niego jak na totalnego głupka, który niesamowicie wolno kojarzył. – Pojawiłeś się dokładnie wtedy, gdy najbardziej cię potrzebowałem. Zauważyłeś, że jestem wyjątkowy, gdy nikt inny nie umiał tego dostrzec. No i byłeś przy mnie, gdy zawalałem... no, może nie zawody łyżwiarskie, ale ogólnie, gdy nawalałem z powodu bycia mną. I choć nie zawsze mówiłem ci to wprost, byłeś moją podporą. Jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Powodem, dla którego wychodziłem na lód. Teraz ja chcę być kimś takim dla kogoś. Naprawdę tego nie rozumiesz, Yakov?

Oczywiście, że rozumiał.

Nie lubił mówić o tym na głos, lecz Feltsman uwielbiał być oparciem dla innych. Nie tylko dla Viktora. Również dla innych łyżwiarzy z Klubu Mistrzów. A także dla swoich dawnych uczennic, gdy wpakowały się w jakieś kłopoty.

Był też taki czas, gdy odgrywał tę rolę dla Lilii. Gdy zajmował miejsce w teatrze, patrzył na stojącą na scenie balerinę i ogarniała go cudowna świadomość, że ona czuje się pewniej tylko i wyłącznie dzięki temu, że na widowni siedzi on, jej mąż.

To było cudowne uczucie. Nieporównywalne z niczym innym! Yakov wcale nie dziwił się Viktorowi, że on też chciał zaznać czegoś podobnego.

Ale czy aby na pewno mógł to znaleźć akurat z tym facetem? Z jakimś Japończykiem, z którym zamienił ledwie parę zdań?

W głowie Feltsmana zabrzmiało wypowiedziane wiele lat temu ostrzeżenie Saszy:

„Przyjdzie dzień, w którym nie zgodzisz się z Viktorem. Któregoś dnia mój syn zrobi coś tak dziwnego i absurdalnego, że nawet ty nie będziesz mógł tego zaakceptować. Dopiero wtedy przekonasz się, jak to jest odmawiać komuś dla jego dobra."

Czyżby właśnie nadszedł TEN moment?

Yakov postawi na swoim, Vitya na swoim i w efekcie tak się pokłócą, że już nie będą umieli normalnie ze sobą rozmawiać?

Albo gorzej – Yakov nic nie zrobi, zaś jego wychowanek pofrunie do Japonii i wróci stamtąd z tak połamanym sercem, że już nie da się go poskładać? Szlag! Może jednak trzeba zadzwonić do kolegi od sił specjalnych i błagać go, by ustawił czołgi na placu startowym?!

Feltsman nie chciał robić z siebie zawziętego złamasa pokroju Aleksandra Nikiforova, ale... może, do licha, powinien?

A co jeśli Vitya potrzebował teraz nie trenera, ale właśnie ojca? A jeśli Sasza miał rację i Yakov nie nadawał się na ojca z tego prostego powodu, że nie potrafił w zdecydowany sposób wbić Viktorowi oleju do głowy?!

Zastanawiał się nad tym tak długo, że przegapił nie tylko moment dotarcia na lotnisko, ale również fakt, że Vitya od jakiegoś czasu nawijał o gorących źródłach, fajnym zamku, ładnej pogodzie i ogólnie zaletach mieszkania w jebanej Japonii. A na koniec jeszcze poklepał trenera po ramieniu i z uśmiechem w kształcie serca oświadczył, że Yakov koniecznie musi go odwiedzić.

Cholerny bachor tak mnie zagadał, że zapomniałem, co chciałem zrobić! – w myślach podsumował czerwony ze złości Feltsman.

Jakiś czas później stał przy szybie i łypał na pas startowy, naiwnie wierząc, że jak będzie się wpatrywał w samolot wystarczająco intensywnie, to cholerstwo popsuje się i nie odleci.

Z kieszeni dobiegło brzęczenie telefonu. Yakov wyciągnął komórkę, by odczytać opatrzoną wesołym emotikonem wiadomość:

„Jakieś ostatnie rady, Papciu?"

Kciuki Feltsmana wściekle wystukały odpowiedź:

„Wbij temu swojemu Japońcowi na chatę, ściągnij gatki i pomachaj mu wackiem przed twarzą! To twój niezawodny sposób zjednywania sobie ludzi!"

Po paru sekundach Vitya odpisał:

„Nie wiem, czy mówisz poważnie, ale dzięki. Jakaś mniej drastyczna metoda?"

Yakov zacisnął zęby i po krótkiej chwili namysłu wysłał:

„Zostań w Rosji i zgrywaj niedostępnego!"

Na co Nikiforov odpowiedział:

„Wybacz, ale tym razem cię nie posłucham."

To krótkie zdanko a także emotikon buźki posyłającej całusa okazały się dwoma kroplami, które ostatecznie przelały czarę goryczy.

- „Tym razem"?! – Yakov wydarł się do samolotu, który właśnie rozpędzał się na pasie startowym. – „TYM RAZEM?!" Przecież ty mnie nigdy, kurwa, nie słuchałeś!

Wracanie z Irkucka przez cholerną Warszawę i wszystkie związane z tym nerwy – to nic nie zmieniło, bo koniec końców Vitya i tak zrobił, co chciał. Niech to wszystko szlag trafi!

Wściekły na swojego wychowanka, durny śnieg, pieprzone samoloty i w ogóle na wszystko, Feltsman cisnął komórką o podłogę, a potem zaczął wściekle deptać ją nogą, wykrzykując rzeczy takie jak „kurwa mać" i „czy ten dzień mógłby być gorszy?".

- Yakovie Stanisławowiczu?

Stopa Yakova zamarła w powietrzu, zaprzestając maltretowania potłuczonego telefonu. Siedemdziesięciolatek kilka razy zamrugał, ale obraz pozostał ten sam. Czyli jednak nie miał jakichś dziwnych halucynacji spowodowanych stresem i sędziwym wiekiem.

Nieopodal niego, w eleganckiej złotej kurtce z futerkiem, trzymając w zgrabnej dłoni uchwyt walizki, rzeczywiście stała...

- Lilia?!   

Notka autorki

Witam po przerwie ;) Mam nadzieję, że tak całkowicie o mnie nie zapomnieliście. W ostatnim czasie sporo się działo i potrzebowałam dłuższej przerwy od Wattpada. Ale już wracam i przynoszę ze sobą kilka nowych opowiadań. 

Gorąco zachęcam was do przeczytania pozycji, które pojawią się na moim profilu dzisiaj i jutro (w zależności od tego, jak szybko zrobię okładki).

- "Bezsenne Noce" - pozbawiona konkretnych shipów komedia w uniwersum One Piece, kręcąca się wokół Trafalgara Lawa i jego problemów ze Słomkowymi Kapeluszami.

- "Jego Drugie Życie" - One Piece'owy fanfik, w którym Law zakochuje się w pewnym mężczyźnie ;)

- "Najdłuższe wakacje" - zbiór one shotów z Ataku Tytanów, gdzie głównym motywem przewodnim są wakacje Erwina i Leviego.

- "Puste pokoje" - Eruri o początkach Leviego i Erwina, i ogólnie o początkach Leviego w Korpusie Zwiadowczym. Rzecz dzieje się po zakończeniu odcinków "Bez żalu". 

- "Nieplanowane marzenie" - mój pierwszy fik, którego głównym bohaterem jest trans mężczyzna, a konkretniej Levi Ackermann (w moich innych fikach jest cis facetem, ale ogólnie to lubię go w obu wersjach). Mały spoiler: będzie ciąża i dzieciak ;) 

Tak więc widzicie, no... to, że Jory tu nie było, nie znaczy, że Jora nic nie pisała, bo i owszem, tworzyła całkiem sporo i nawet będzie coś publikować. 

A konkretniej wyda dwie bajki dla dzieci, co jest skromnym, lecz bardzo dobrym początkiem karierym literackiej. Kto ciekawy, może się pytać o szczegóły na PRIVie. Trzymajcie kciuki! 

Co do "Zakładu" nie podaję konkretnej daty kolejnego rozdziału, ale mam ambitny plan, by skończyć całego fika przed nowym rokiem. Oby się udało! Trzymajcie kciuki, do zobaczenia ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro