Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVIII


   Jesteśmy udupieni.

   - Nie, Hisashi źle się czuje, nawet nie chciał jeść... - powiedział zaraz Shigure, pokazując na mnie palcem. Zacząłem głośniej oddychać i kaszleć. - Widzisz, ciociu? Nie da rady, muszę się nim zająć.

   - Ojej, to pewnie z tej długiej jazdy, Hisashi często tak ma, nie, synku?

   Westchnąłem z ulgą w myślach. Pokiwałem gorliwie głową i udałem napad kaszlu. Brunet podbiegł do mnie i poklepał po plecach, ciągnąc ręką moje ramię, żebym wstał. Wstałem ociężale i ruszyłem, prowadzony przez niego.

   - Chyba mu się pogarsza. Zajmę się nim, ciociu, jedźcie sami. Zaprowadzę go na górę - powiedział i czmychnęliśmy czym prędzej - ale zachowując pozory - do jego pokoju (tego bez łóżka).

   - Myślałem, że z tego nie wybrniemy. - Skierowałem się ku sofie, gdy usłyszałem cichy trzask zamykanych drzwi przez bruneta. - Gdybyś tego nie wymyślił, Shigu... - przerwałem, gdyż poczułem oplatające mnie ramiona i ciało przylegające do mojego od tyłu. - Co ty...?

   - Mówiłem, że się tobą zajmę - przerwał mi, a ja wykręciłem głowę gwałtownie, wytrzeszczając oczy. Wykorzystał to i cmoknął mój prawy policzek. - Heh! Żartowałem - i zaczął mnie łaskotać. Wierciłem się i parskałem, błagając, by mnie puścił. - Ale dasz buziaczka?

   Przewróciłem oczami. Przybliżyłem twarz z zamiarem pocałowania go dla ugody w policzek, ale on przekręcił głowę i zetknęliśmy się wargami. Odskoczyłem jak oparzony od niego - już mnie nie trzymał - i spojrzałem ze zmarszczonymi brwiami.

   - No co? - spytał, uśmiechając się paskudnie. Prychnąłem.

   - Nie rób tego więcej.

   - Hę? - jęknął zawiedziony.

   Nie odpowiedziałem, tylko podszedłem do telewizora i włączyłem kablówkę. Shigure doczłapał do kanapy i opadł z ciężkim westchnieniem, nie zwracając na mnie uwagi. Nie to, żeby mi to zawadzało, ale...

   - Co będziemy robić?

   Cisza. Shigure wydawał się nagle ogromnie zainteresowany kreskówkami.

   - W końcu mamy cały dzień wolny...

   Cisza.

   - O co ci chodzi, co?

   - Nie mogę nawet pocałować swojego kochanego kuzyna? - spytał, westchnąwszy.

   - Nie tak, jak wcześniej.

   - Dlaczego?

   - Bo nie.

   - Ale dlaczego?

   - Powiedziałem już: bo nie.

   - Czy uważasz taki pocałunek za romantyczny?

   - Kiedy twoje gadanie o miłości łączy się z takim pocałunkiem, mogę tak przez chwilę uważać, dlatego mi się to nie podoba.

   - A dlaczego ci się nie podoba? - spytał, wgapiając się na powrót w telewizję.

   Tym to mnie zagiął.

   - Bo jesteś moim kuzynem? - sarknąłem.

   - I co z tego?

   Zagiął mnie ponownie. Ale w sumie mogłem się tego spodziewać.

   - To z tego, że nie możemy mieć takich kontaktów.

   - Czemu? - spytał szczerze, podnosząc znów na mnie wzrok.

   - Bo. Jesteśmy. Kuzynami - podkreśliłem każdy wyraz. Byłem zdeterminowany mu to wytłumaczyć, choć już traciłem cierpliwość. Na chwilę nastąpiła cisza między nami. Czekałem, aż coś powie.

   - ...i co z tego?

   Zaraz mnie szlag trafi!

   - To, że ja nie chcę mieć takich kontaktów z tobą.

   - A. Czaję - mruknął obojętnym tonem. Miałem wrażenie, że będzie lał na to, co ja chcę.

   - I weźmiesz to pod uwagę, zanim zrobisz coś takiego ponownie? - dopytałem.

   - Zawsze biorę! - obruszył się. - Przecież jesteś dla mnie ważny, jak mógłbym...! - przerwał i wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.

   Czyżby...?

   - Okej - poddałem się

   Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę i wrócił do oglądania. Czasami robi się taki dziwny, wtedy go nie rozumiem. Dobra, on nie jest dziwny czasami - tylko zawsze, ale w większości go rozumiem. Za to teraz...?

   - O czym myślisz? - przerwał milczenie Shigure.

   - O tobie - mruknąłem obojętnie.

   - No, no. A o czym o mnie myślisz? - Odwrócił się do mnie i wyszczerzył, oczekując odpowiedzi.

   - Że jesteś dziwny - odparłem szczerze.

   - No wiesz co...? - mruknął, zawiedziony. - Mogłeś powiedzieć coś miłego.

   - Powiedziałem. - Droczyłem się.

   - No nie sądzę - rzekł, ale zaśmiał się. - Gramy w coś? - spytał. Kiwnąłem głową i zasiadłem obok niego na kanapie.

   - Włączaj.

   - Jak dobrze, że masz prawko - stwierdziłem, gdy zapinałem pasy, usiadłszy po stronie pasażera.

   - Właśnie. Co ty byś beze mnie zrobił...? - podchwycił, a ja dałem mu kuksańca w bok. - No co robisz? Będę prowadził! - oburzył się zabawnie.

   - Okej. To gdzie jedziemy?

   - Nie powiem - uśmiechnął się podstępnie.

   - Mam nadzieję, że nie wywieziesz mnie gdzieś, żeby sprzedać - zażartowałem.

   - Skoro takie jest twoje życzenie - powiedział, a ja spoglądnąłem na niego z uniesioną brwią. - Mojego najulubieńszego kuzyna? No co ty! - zdramatyzował, ruszając z podjazdu.

   - Bo jedynego - burknąłem. Nasi ojcowie są jedynymi dziećmi babci (tej babci, która nazywa się Chie) i dziadka, a jego matka - jedynaczką.

   - Ale najulubieńszego - podkreślił tonem, jakby to był największy komplement.

   - Chciałem zasugerować... - powiedziałem powoli, żeby przyjął to do wiadomości - że nie miałeś zbytnio na kim oceniać.

   - Ale i tak sądzę, że jesteś najulubieńszy - trzymał przy swoim. - Najukochańszy i najprzystojniejszy.

   Westchnąłem.

   - Skup się na jeździe.

   - Tak jest, mój najulubieńszy, najukochań...

   - Skończ już z tym - przerwałem mu brutalnie, oglądając okolicę, żeby móc rozpoznać cel naszej wyprawy. Shigure zajęczał marudnie, ale do końca trasy się nie odezwał. Zaparkował na jakimś parkingu i wysiedliśmy. Potem szliśmy kawałek, a on dalej nie chciał powiedzieć, dokąd zmierzamy. Wgapiałem się z poirytowaniem w jego plecy, idąc za nim. Podśmiewał co chwila pod nosem, zamiast mnie poinformować. Napis na tyle jego czarnej bluzy brzmiał: "Game Master", co znaczyło, że zmienił ją przed wyjściem z domu, kiedy ubierałem się w coś cieplejszego. Ja zaś zamieniłem spodenki na szare, przyległe jeansy i założyłem kurtkę, a Shigure ubrał właśnie tę bluzę, czarne jeansy, które wisiały - trudno zaprzeczyć - seksownie na połowie jego tyłka, i teraz nałożył na głowę kaptur, bo zaczynało padać. Pierwsze krople deszczu zaczynały odbijać się od chodnika, gdy zawołałem do mojego towarzysza:

   - Daleko jeszcze? Zaczyna padać!

   - Tak się składa, że zauważyłem - posłał mi zjadliwy uśmiech przez ramię. - Zaraz będziemy.

   I faktycznie, po paru minutach doszliśmy na miejsce. Shigure był tak kreatywny, że aż zabrał mnie do kina.

   - Nie wysiliłeś się, wiesz? - spytałem go, kiedy staliśmy w kolejce po bilety.

   - Wolałbyś wyjście do teatru, potem romantyczną kolację przy świecach i zakończenie tego wspaniałego wyjścia soczystym pocałunkiem? - spytał z błyskiem w oku. Spochmurniałem na tę wizję. Przypomniała mi się nasza poranna rozmowa.

   - Nie, dzięki.

   - Coś się tak naburmuszył?

   - Nieważne, już mi przeszło - zapewniłem go i kupiliśmy bilety. Poszliśmy jeszcze po popcorn i dwie cole i weszliśmy do sali. Zająwszy miejsca, rozsiedliśmy się wygodnie, a on znowu zaczął gadać.

   - Pamiętasz, jak ostatnio byliśmy w kinie i...

   - Ta, pamiętam - przerwałem mu.

   - A przed tym, jak byliśmy z rodzicami i...

   - To też - znowu przerwałem. Kobieta siedząca przede mną odwróciła się z zaciętą miną i posłała mi - jako temu, który to dostrzegł - ostrzegawcze spojrzenie.

   - A jak byliśmy w moje piętnaste urodziny, a ten ochroniarz...

   - Zamknij się już - warknąłem do niego, ale on kontynuował.

   - Był taki seksowny, kiedy się złościł. A w twoje czternaste, dwa miesiące później, on też wtedy...

   Dygotałem przez chwilę, ale przerwałem mu ponownie groźnym półszeptem:

   - Zamknij się w końcu, zanim kolejny raz, kiedy jesteśmy razem w kinie, nas wywalą!

   - Och, daj spokój, kto by na nas... - Kobieta siedząca przede mną znowu się odwróciła i spojrzała na nas srogo, ale nic nie powiedziała. Potraktowałem to jako drugie ostrzeżenie. Shigure też to zauważył. - ...doniósł. Dobra, może tym razem to nie nastąpi - powiedział do mnie ciszej.

   - Nie nastąpi, jak się w końcu zamkniesz - odszepnąłem i chwyciłem colę, by wziąć łyka.

   - Ale jeszcze się nie zaczęło - zaskomlał.

   - I co z tego? - spytałem, trzymając kubek przy twarzy. Wydane dźwięki były stłumione.

   - Nie będę miał co robić - poskarżył się. - Może ty zajmiesz mnie trochę w tym czasie, hm? - zasugerował.

   - Zamknij się albo ja cię zaraz stąd wyprowadzę - burknąłem.

   - Do kibla, żeby pobaraszkować? Zawsze - szepnął mi do ucha, a ja pacnąłem go w ramię.

   - Patrz, reklamy. Już masz co robić.

   - Chyba się nie wycofujesz? - zaczął znowu, ale dostrzegł moją minę. - Dobra, już oglądam - i zajął się oglądaniem reklam razem ze mną. 


    Kobieta przed nami jeszcze parę razy walnęła w nas błyskawicami z oczu, ale dotrwaliśmy do końca filmu w sali. Dziwne, wiem. Na zewnątrz przywitała nas serdecznie ulewa i musieliśmy niemal biec do samochodu. Nie miałem kaptura jak Shigure, więc włosy przykleiły się do mojej twarzy. Poirytowany zasiadłem z przodu na miejscu pasażera, a brunet ruszył pojazdem. Droga powrotna mijała nam jak dotąd w ciszy - no, niekoniecznie, bo deszcz grzmocił w przednią szybę i dach tak mocno, że ciszą tego nazwać się nie dało. Raczej ciszą między nami. Oprócz irytacji - uczuciem, które mnie teraz wypełniało, było zadowolenie. A jakże! Przecież wyszliśmy z kina bez niczyjej pomocy. Shigure zachowywał się już bardziej przyzwoicie w porównaniu do jego zachowania podczas reklam. Boże, naprawdę to powiedziałem? Shigure i przyzwoitość w jednym zdaniu - tego jeszcze nie było.

   - Myślisz, że już wrócili? - przerwałem "ciszę". Oparłem się łokciem wygodnie o drzwi pojazdu.

   - Wątpię. - Spojrzał na mnie na moment, posyłając mi lekki uśmiech. - Babunia by ich tak szybko nie wypuściła. Biedni rodzice.

   Parsknąłem lekko śmiechem.

   - Racja, biedni - potwierdziłem, choć wcale im nie współczułem. Ciekawie byłoby popatrzeć, jak tym razem oni się męczą przy niej i jej dziwacznych, obleśnych, okropnych, obrzydliwych (i tak dalej) "prośbach".

   Dojechaliśmy do jego domu, a w nim, jak się spodziewaliśmy, nie było nikogo prócz nas. Od razu poszliśmy wziąć prysznic i ubrać się w czyste ciuchy. Shigure skorzystał z łazienki na parterze, ja zaś - z jego. Klapnęliśmy potem na kanapie i popijając ciepłe herbatki, graliśmy na PS'ie.

   - Ten Yuu zawsze jest taki słodki i kochaniutki? - niespodziewanie zaczął Shigure.

   - A co? - Cóż, gdybym parę dni temu nie zobaczył czerwonowłosego z Harukim i nie przemyślał całej tej sprawy: z Harukim, z Yuu, z naszym zakładem - pewnie potwierdziłbym bez zastrzeżeń.

   - Nie wydaje ci się to jakieś... podejrzane? Wiesz, mały, słodki aniołek, jak sam go kiedyś nazwałeś, nie zawsze musi być dobrym aniołkiem - mówił.

   - Uważasz, że jest psychopatą, który kusi przystojnych facetów i torturuje ich w piwnicy? - Spojrzałem na niego kątem oka i dostrzegłem, jak on wywraca swoimi.

   - Co do przystojnych to się zgodzę, ale do reszty nie. Nie o to mi chodziło. - Czekałem więc na jego dalsze słowa. - Nie sądzisz, że on... jak by to ująć...? - zastanowił się chwilę. - Że może nie znasz go całkiem? Przecież każdy ma jakieś wady, a on jest niby tak nieśmiały... Zresztą sam przyznałeś wczoraj, że chce wygrać zakład, żeby uniknąć bycia z tobą. Moim zdaniem coś tu jest nie tak. Gdyby był twoim przyjacielem, nie męczyłby cię i nie dawałby ci nadziei, że z tobą będzie, jeśli on nikogo nie znajdzie. - Uniosłem brwi. Shigure mówił trochę nie do kupy, ale rozumiałem. - To jest dziwne. Nie wiem w ogóle, czemu się na to zgodziłeś - mruknął posępnie, wciąż patrząc na ekran.

   - Cóż... A miałem inne wyjście? - spytałem bez cienia uśmiechu. Miał rację. To jest dziwne.

   - Tak! - wybuchnął nagle i przerwał grę, przenosząc na mnie wzrok. - Otóż tak! Nie rozumiem, dlaczego to wszystko... - urwał i skrzywił się. Wziął oddech, jakby chcąc się opanować i znowu zaczął szybko mówić: - Czy ty widzisz w ogóle, na czym polega ten zakład? Nie, nie widzisz - nie dał mi odpowiedzieć. - Ogarnij, on ma zaleźć sobie kogoś przez mniej więcej miesiąc, a ty możesz tylko stać i patrzeć, jak on podrywa innego faceta. Bądź jakąś laskę, nie mówiłeś, jakiej jest orientacji - dodał cichszym głosem, ale zaraz powrócił do wzburzonego tonu. - To jest chore. On cię rani, a ty czekasz i patrzysz, jak z kimś flirtuje. - Na chwilę przerwał, a ja tymczasem wpatrywałem się w niego bez wyrazu, myśląc o tym, co mówił. Chciałem wiedzieć, jakie ma o tym zdanie, więc mi je przedstawił. Widocznie od wczorajszego wieczoru, kiedy mu o tym wszystkim powiedziałem, przemyślał sprawę.

   - Ale ja... - zacząłem, chcąc korzystać z tego, że na chwilę ucichł. - Ja przecież odciągnąłem od niego Harukiego, raczej nikogo innego nie brał pod uwagę. Teraz zaczął do niego startować i...

   - I co? I ty już tu nie masz nic do gadania, bo co zrobisz? - rzucił znowu zagniewany. - Przyjdziesz do nich i powiesz, że mają się nie kontaktować? Nie rozśmieszaj mnie. - Spojrzał na mnie z politowaniem, jednak tylko krótką chwilę, ponieważ za moment wrócił mu na twarz wyraz troski zmieszanej z gniewem. - Dlaczego w ogóle się zgodziłeś, co? - spytał prawie szeptem, słyszałem w jego głosie rezygnację.

   - Nie wiem - odparłem skruszony jak małe dziecko przed matką, gdy zrobiło coś złego. - Sądziłem, że to właściwe. Byłem pewien, że wygram. Byłem parę dni temu. - Zamilknąłem na chwilę, a on czekał cierpliwie na to, co powiem. - Zgodziłem się, bo chciałem być z nim. Bo go kochałem. Byłem pewien, że wygram - powtórzyłem się. Nawet nie zauważyłem, że cały czas mówiłem w czasie przeszłym.

   - Kochałeś? - podchwycił brunet. - A kochasz nadal?

   Nie odpowiedziałem. Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Shigure westchnął. Kichnąłem.

   - Oj, chyba będziesz chory - zagadnął ciemnooki już swoim permanentnym, ni wesołym ni litościwym tonem. Wyszedł z pokoju i przyszedł po ledwie paru minutach i podał mi jakieś tabletki. - Weź i pij tę herbatę - polecił, rzucając okiem w stronę mojego do połowy - według niego - pełnego kubka. Zrobiłem to, co powiedział, a on w tym czasie włączył kablówkę. Włączył jakiś film akcji i kazał oglądać. Sam znowu wyszedł i za jakiś czas wrócił z tacką i kocem. Położył ową tackę na stole i dostrzegłem stos kanapek leżących na dużym talerzu oraz kolejne kubki pewnie z herbatą. Uniosłem brwi w reakcji na to wszystko, ale Shigure uśmiechał się nadal i usiadłszy obok, sięgnął po koc, by zaraz narzucić go na nasze kolana, po czym sięgnął po talerz z kanapkami.

   - Oj, Hisa - powiedział z westchnieniem. - Ty to umiesz koło siebie nasrać - rzucił, wlepiwszy wzrok w ekran. Skrzywiłem się, kiedy odwrócił się w moją stronę. - Oczywiście nie dosłownie! - zapewnił, widząc moją minę. Wciąż się krzywiłem. - No co? - powiedział, po czym pokazał mi język. Wywróciłem tylko oczami i skupiłem się na filmie.

   Kocham Shigure - niewychowanego, bezczelnego buntownika, ale kocham też Shigure - patrzącego na sprawę z dystansu, doradzającego i opierniczającego bez skrupułów - żeby przemówić komuś (czyli mnie) do rozumu - kuzyna. Kuzyna, prawie że brata i najlepszego przyjaciela.

   - Kocham cię, wiesz? - mruknąłem, szturchając go ramieniem. Dziwnie się czułem, mówiąc mu to. Powszechnie wiadomo, że faceci nie mówią swoich uczuć wprost, a okazują je czynami. Ale czułem potrzebę, żeby mu to powiedzieć.

   - Ty, bo wyleję! - zawołał, bo prawie wylał herbatę, kiedy to go szturchnąłem. - Co powiedziałeś? - doszło do niego. Odstawił kubek i rzucił się na mnie, przytulając mocno. Już wiem, co zaraz powie. On chyba nigdy się nie zmieni. - Och, Hisa, czy mogę to wziąć za aprobatę do moich zalotów?

   Kuzyna, prawie że brata i najlepszego przyjaciela, który jest dziwakiem. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro