Rozdział III
Wszedłem do klasy.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. Autobus mi uciekł - powiedziałem i mimo, że przepraszałem, moja mina, ani cały ja nie wywierałem takiego wrażenia. Właściwie, to zastanawiałem się, dlaczego, do cholery, zlitowałem się nad sobą i poszedłem do tej szkoły.
- Dzień dobry - powiedział, wzdychając.
I już chciałem stawić krok, by iść do ławki Yuu, ale...
Dlaczego Yuu siedzi z Risą? Żałuję teraz, że nie mamy w klasie mniej osób. Jestem zmuszony usiąść obok tej purpurowowłosej gnidy. Irytujące.
Przemieściłem się do jego ławki, chcąc, nie chcąc (a bardziej to drugie), i usiadłem na krześle, które oczywiście było na mnie za małe, wzdychając cierpiętniczo. On spojrzał na mnie i kolejny raz, kiedy spotkały się nasze spojrzenia, ściągnął brwi. Ahaaa...
- Hej, to ty byłeś wczoraj w lodziarni z tą dziewczyną za nami? - szepnął tak, żeby nauczyciel nie usłyszał.
On do mnie coś powiedział?
- Ej! Koleś, co z tobą? - syknął i uderzył mnie "PRZYJACIELSKO" łokciem w bok, po czym zachichotał.
Co ze mną, pytasz? Raczej co z tobą, idioto! Jesteś moim wrogiem numer jeden i zagadujesz mnie jak kumpla? Chyba kpisz... Zaraz... Ale ty przecież nie wiesz, że jesteś moim wrogiem... Może mógłbym to wykorzystać w oczywiście dobrych celach... Mhaha, żartuję. W końcu jak to mówią? Ach, tak: przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Dlaczego by nie spróbować?
- Co? A, sorry, no ja - uśmiechnąłem się "przepraszająco".
- A, jakoś właśnie nie wiedziałem czy to ty...
Nie wiedziałeś czy ja to ja, bo myślałeś, że ja to inny ja? Ach... Rozumiem... Nie, jednak nie rozumiem.
- Hisashi jestem - przedstawiłem się.
- O, a ja.. - przerwałem mu.
- Haruki, tak? - wypaliłem i uśmiechnąłem się zawadiacko.
- Właśnie. Wyjąłeś mi to z ust - odwzajemnił mój uśmiech. Och, pierwsze widzę, żeby ktoś umiał tak dobrze manipulować twarzą jak ja. Może coś z niego będzie, bo na pierwszy rzut oka pomyślałem...
"Co za irytujący pozer."
Tak, chyba właśnie tak... A więc nie zmieniłem zdania.
Co do jego słów... Żebym to ja zaraz nie musiał wyjmować mu języka Yuu z paszczy, bo potem mogę też wybić i wyjąć wszystkie błyszczące ząbki, które teraz mi prezentuje.
- Właściwie, to dlaczego nie siedzisz z Risą? - zapytałem półszeptem.
- Facet od matmy powiedział, że gadam, więc przesadził ją do tego za nami - powiedział i wzruszył ramionami.
No tak, matmę przegapiłem i do tego spóźniłem się na angielski. Gadał z Risą? Ciekawe o czym?
- A tak przy okazji, fajną masz laskę - mruknął i uśmiechnął się złośliwie, a ja syknąłem:
- Ale my nie chodzimy, przecież ja mam..! - powstrzymałem się, kiedy dotarło do mnie to, co chcę powiedzieć, a on nie spuszczał ze mnie wzroku, cierpliwie czekając, aż dokończę - ...kogoś na oku. - Wypaliłem. No, bo co miałem powiedzieć?!
- Ooo, a szkoda. Więc kim jest owy "ktoś"? - spytał dociekliwie.
Cholera, nie tak to miało wyglądać. To ja miałem zadawać pytania, nie on. Jeszcze chwila, a wszystko wypaplam. To jest jakaś tragedia.
- Nieważne - burknąłem i skupiłem się na przepisywaniu słówek z tablicy.
- Dobra. Więc ja ci też nie powiem, kto mnie się podoba - szepnął do mojego ucha, nachylając się nade mną.
- Haruki czy jest coś, co chciałbyś wyjawić klasie? - wtrącił się nauczyciel angielskiego.
- Owszem, proszę pana - w tym samym momencie, sięgnął po plecak, który miał (chyba od początku) nierozpakowany i powiedział do mnie bezgłośnie - zastanów się nad moją propozycją - po czym przeszedł luźnym krokiem przez klasę i oznajmił - to, co chciałem powiedzieć, to "dowidzenia" - i wyszedł z klasy, zostawiając zdezorientowanego nauczyciela przy tablicy.
- Haruki! Dokąd to?! - wyjrzał z klasy, ale chłopaka już nie było. - Co za ludzie - skomentował nauczyciel i odchrząknął, po czym wrócił na miejsce. - Tak więc kontynuujmy - powiedział, czyn uciszył szmery w klasie.
Mnie po głowie chodziły tylko dwa zdania.
"Co to miało być?" oraz "To nie może być Yuu!"
*****
Wyszedłem na przerwę i pierwszy raz nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Po chwili doszedł do mnie Yuu i Risa.
- Hej. I jak tam? - spytał Yuu oskarżającym tonem.
Ten wyraz twarzy... O co mu chodzi? Musi robić od razu wielkie 'halo'?
- A jakoś. Dziwny koleś - powiedziałem obojętnie, co pokrywało się z moimi wnioskami.
- Ach... Poznaliście się? - spytał nieco zmieszany.
- Można tak powiedzieć - skrzywiłem się, a on już się nie odzywał.
- Dlaczego wyszedł? W ogóle to to, co zrobił było... takie niecodziennie. Widzę, że zapowiada się ciekawy rok szkolny - mruknęła Risa, nie patrząc mi w oczy i rumieniąc się zapewne z powodu swojej nagłej pewności siebie w mojej obecności.
- Nie wiem dlaczego wyszedł. Mówiłem, że jest dziwny - wzruszyłem ramionami. Risa odeszła do swoich koleżanek, a my z Yuu staliśmy chwilę w krępującej ciszy, obserwując wszystkich dookoła.
Tak minęły jeszcze cztery przerwy, a później wróciliśmy do domów bez słowa.
***
Tak, dobrze widzicie, biegnę. I znowu macie rację - dziś też zaspałem.
Dotarłem do szkoły i wtem rozległ się dzwonek oznaczający rozpoczęcie się pierwszej lekcji. Wszedłem do budynku i zauważyłem, że wszyscy są w klasach, a ja skierowałem swe kroki na miejsce, gdzie teraz odbywała się lekcja angielskiego, szurając stopami o podłogę. I wtedy, niespodziewanie...
Ktoś złapał mnie za rękę, a ja odruchowo, nie patrząc na sprawcę czynności, wykręciłem ją. Usłyszałem jęk w momencie, w którym dostrzegłem, że jestem w kantorku i że owym napastnikiem jest osoba z purpurową czupryną. Ponownie sapnąłem i puściłem moją ofiarę. Oparłem jedną rękę na biodrze, drugą na czele i przymknąłem powieki.
- Haruki, powiedz mi, co ty wyprawiasz? - szepnąłem, kompletnie zirytowany.
Ooooch, a już miałem wizję, że to Yuu wciąga mnie do ciemnego, małego pomieszczenia i proponuje mi coś... zboczonego. Spadaj, Haruki, za dużo mi zabierasz i przez ciebie mam ochotę... Na coś...
Na śliwkowe lody, a co myśleliście?...
- Chciałem cię wyrwać chociaż na jedną lekcję - powiedział, rozmasowując nadgarstek.
- Po co? - warknąłem, dalej się irytując.
- No jak to "po co"? Pogadać i w ogóle... się poznać. A co, wolałbyś siedzieć teraz na lekcji historii? - sarknął.
Miał rację. Ale z drugiej strony, wolałem iść zobaczyć Yuu..., który i tak mnie nie zauważa, bo jest zajęty wzdychaniem, myśląc zapewne o moim porywaczu.
- No dobra. Zostaję. To o czym chciałeś porozmawiać? - spytałem, osuwając się po ścianie, pod którą zamierzałem siąść.
- A o różnych rzeczach. Jak na przykład o tym czerwonowłosym chłopaku, w którym się bujasz - powiedział od niechcenia i oklapnął obok mnie.
C-co? Ale skąd on ...?
- To widać, Hisashi. Chcę, żebyś wiedział, że mnie też on jako-tako interesuje, więc uważaj na niego - szepnął mi do ucha, nachylając się przy tym nade mną. - Ale ty... - przerwałem mu.
- Co?! - znów późno dotarło do mnie to, co mówi. Z tym człowiekiem się ciężko rozmawia, nie umiałem skupić się na rozmowie z nim.
On... Interesuje się Yuu? Ooo, nie! Nie zgadzam się na to, mowy nie ma!
Myślałem o takim scenariuszu, w którym oboje będziemy się do niego kleić i nie spodziewałem się, że tak to mną wstrząśnie.
- Nie krzycz tak, bo ktoś nas znajdzie, a ja.. - ponownie mu przerwałem.
- Zamknij się i mnie posłuchaj! Nie myśl sobie, że tak łatwo ci go oddam, a jeśli coś mu zrobisz, nie zawaham się ciebie zabić. Nie waż się nawet go tknąć lub zrobić mu coś bez jego pozwolenia! - wysyczałem z miną, jakbym miał go zaraz poćwiartować nożyczkami, spuścić w toalecie, pozszywać i wsadzić do dębowej trumny ze szczurami. Już wiele razy ktoś doprowadzał mnie do tego, bym tak wyglądał. Haruki patrzył na mnie zszokowany i nim coś z siebie wydusił, warknąłem:
- Żegnam - i wyszedłem na korytarz, potem do klasy, którą przemierzyłem zdecydowanym krokiem, tak że, jeżeli ktoś teraz spróbowałby wejść mi w drogę, staranowałbym go i zdeptał.
Zanim usiadłem spojrzałem na Yuu, który bacznie mnie obserwował z pytającą miną. Jednak nic nie powiedziałem i oderwałem wzrok.
Usiadłem w pustej ławce, a po chwili druga lekcja języka angielskiego została kontynuowana przez zdziwionego i jednocześnie zrezygnowanego nauczyciela.
Och, gdybyś wiedział, co się wokół ciebie dzieje... Pewnie byłbyś wniebowzięty, kiedy powiedziałbym ci, że i jemu się podobasz. Dlaczego tak mnie ranisz? Myślisz, że to zabawne, jak tak wszystko utrudniasz? Ty i on!
Ja tu toczę o ciebie wojnę! Jeśli przegram, to zapewne będziesz szczęśliwy. Dlaczego nie chcesz być szczęśliwy ze mną? Co ja takiego zrobiłem? Mówisz, że jesteś moim przyjacielem, a tej nocy miałem wizję, że śmiejesz się z mojej przegranej, że odchodzisz... z nim. Wolę, gdybyś zranił mnie po tym, jak dałem ci całego siebie, oddałem ci wszystko, czyli stałoby się to, czego tak się obawiasz, niż gdybyś był z nim i... I zostawiłbyś mnie, zapomniał. To jest gorsze, Yuu...
A jeżeli on mi ciebie na prawdę zabierze? Co mam robić?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro